Oj, nie była to dobra kolejka dla polskich sędziów. Ekstraklasowi arbitrzy nie pokazali dwóch ewidentnych czerwonych kartek (i to takich bardzo ewidentnych), uznali gola ze spalonego i nie podyktowali jawnego rzutu karnego. Dyskusja o poziomie rodzimych sędziów wraca jak bumerang – VAR pomógł zmniejszyć liczbę błędów (o około 35-40%, policzymy po sezonie), ale te wciąż się pojawiają.
Na początek sytuacja z meczu, który być może rozstrzygnie losy mistrzostwa Polski, a już na pewno będzie miał na nie istotny wpływ. I na całe szczęście pomimo błędu sędziego drużyna pokrzywdzona i tak to starcie wygrała. Piast Gliwice ograł bowiem Legię Warszawa nawet mimo tego, że warszawianie kończyli ten mecz w komplecie. A powinni kończyć w dziesiątkę po tym, jak Marko Vesović zdzielił łokciem w jajca Joela Valencię.
Tutaj nie ma mowy o przypadkowości. Zawodnik Legii jest szarpany, pewnie nawet faulowany i w odwecie chamskim uderzeniem łokciem trafia Valencię tam, gdzie żaden facet nie chciałby być uderzony. Przepisy mówią o takiej sytuacji “gwałtowne, agresywne zachowanie”. Klarowna czerwona kartka – nawet jeśli sędzia Marciniak nie zobaczył tego (był zasłonięty przez samego Valencię, widział tę sytuację od boku), to VAR powinien zareagować.
W starciu równie wielkiej wagi mieliśmy dwie kontrowersje i obie dotyczył podobnej zagwozdki – czy Cholewiak w momencie podania do niego był na pozycji spalonej? Po obu tych sytuacjach padły gole.
Dwie stykówki. Przy tej drugiej sytuacji wydaje się, że pomocnik Śląska idealnie wkleił się w linię z przedostatnim obrońcą, natomiast przy tej pierwszej stop-klatce odnosimy wrażenie, że jednak bark Cholewiaka wystaje przed linię. Ponadto samo ujęcie zrobione jest w złym momencie, bo jeszcze przed zagraniem piłki przez Chrapka. I dlatego tę bramkę zabieramy, gdyż bark liczy się już przy uwzględnianiu spalonego. Stykówka, bez linii pomocniczych na VAR-ze nie do wychwycenia (apelujemy po raz setny – to trzeba wprowadzić do wozów już od przyszłego sezonu), natomiast naszym zdaniem spalony Cholewiaka był. Ale nawet odejmując tego gola Śląsk i tak wygrałby w Sosnowcu.
No i przechodzimy do starć, w których błędy arbitrów wypaczyły rezultaty. Najpierw przenudne spotkanie Korony z Miedzią, w którym kielczanie powinni grać w osłabieniu po tym, jak Petrak zobaczyłby czerwoną kartkę za paskudny faul na Fernandezie. Doprawdy nie wiemy, jak przy takim ataku można pokazać tylko żółtą kartkę. Wyprostowana noga do końca, impet, spóźnienie, atak na staw skokowy, zagranie wykraczające nawet poza nierozważność. Miedź powinna grać w przewadze i zgodnie z zasadami “NT” dopisujemy jej gola, a dzięki temu także i komplet punktów.
Do tego weryfikujemy też wynik spotkania Wisły Płock z Arką. Ekipa z Gdyni powinna dostać w pierwszej połowie rzut karny po tym, jak Ricardinho podciął w szesnastce Vejinovicia. I sorry, nie trafiają do nas argumenty, że pomocnik gości nie protestował, pozbierał się i kontynuował atak. To nie jest żaden argument. Jest kontakt powodujący upadek – to się liczy.
Sporą dyskusję wywołał też rzut karny podyktowany dla Zagłębia Lubin w Poznaniu. I my też nie przepadamy za takimi jedenastkami – przypomina nam się taki karny w meczu Wisły Płock z Pogonią, gdy Buksa po kontakcie z nogą Urygi padał w drugie tempo, przypomina nam się taki rzut karny na Pawle Brożku, gdy po kontakcie z rywalem padł jak rażony piorunem, ale sekundę po samym starciu. Pawłowski upadł dość naturalnie, natomiast na zwolnionym tempie widać, że potrzebował ułamku sekundy, by przemyśleć, że bardziej opłaca się w tej sytuacji wywrócić. Natomiast my też podyktowalibyśmy karnego – zawodnik gości mija obrońcę, a ten popełnia błąd i jest baaardzo daleki od trafienia w piłkę. Jesteśmy za tym, by piłkarze jednak próbowali grać nawet mimo otrzymanego kopniaka, ale jesteśmy przeciwko temu, by obrońcy bezkarnie kopali sobie przeciwników we własnym polu karnym.
I jeszcze jedna sprawa – rzut karny dla Cracovii w starciu z Lechią, czyli faul Nunesa na Heliku. Nie mamy tutaj żadnych zastrzeżeń, bo dla nas to klarowna sytuacja. I chyba nikt nie ma wątpliwości, że gospodarzom należała się jedenastka.
Natomiast przypominamy sobie, że w bardzo podobnej sytuacji, gdy Drzazga był faulowany w meczu z Koroną Kielce sędzia nie wskazał na wapno i wówczas wielu ekspertów z panem Sławkiem na czele bronili tej decyzji twierdząc, że obrońca zagrywał już piłkę, a napastnik wpadł mu pod celownik. No – jak widać – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia werdyktu sędziego.
Liderem w “NT” jest Piast – i to takim mocnym liderem z trzypunktową przewagą nad drugą w tabeli Legią. Duży ścisk jest za plecami czołowej trójki, a nawet Lech jest z realnymi szansami na puchary.