Tottenham, Arsenal, Chelsea, Manchester United – cztery angielskie superpotęgi, które w tym sezonie Premier League wyglądają jak ubodzy kuzyni na tle Liverpoolu i Manchesteru City. Oczywiście w europejskich pucharach jest nieco inaczej. Spurs wyrzucili City za burtę w Lidze Mistrzów, Arsenal i Chelsea pozostają w grze o triumf w Lidze Europy i mogą tamtędy klepnąć kwalifikację do Champions League. Nie zmienia to jednak faktu, że ktoś krajowe rozgrywki skończy gorzko rozczarowany. Ktoś będzie musiał obejść się smakiem. Na finiszu Premier League zrobił się za plecami dwóch kandydatów do mistrzostwa naprawdę niezły młyn.
Rodzi się zatem podstawowe pytanie: kto zmieli przeciwników, a kto sam skończy przemielony?
Pytanie jest o tyle skomplikowane, że – biorąc pod uwagę ostatnie wyczyny drużyn zainteresowanych walką o miejsce w TOP4 – sytuacja przypomina doroczną batalię o mistrzostwo Polski. Wyścig ślimaków. Tottenham w swoim poprzednim meczu przegrał z Manchesterem City, Arsenal wyłożył się kompromitująco w starciu z Crystal Palace, Chelsea oberwała od Liverpoolu, a Manchester United zebrał na goły tyłek tęgie lanie od Evertonu. Zdumiewająca solidarność. Podczas gdy temperatura w walce o mistrzowski tytuł sięga zenitu i jest już więcej niż prawdopodobne, że doczekamy się w tym sezonie najlepszego – jeżeli chodzi o dorobek punktowy – wicemistrza w dziejach Premier League, reszta towarzystwa jednocześnie potyka się o własnej nogi.
United i Spurs w ostatnich pięciu meczach przegrali trzykrotnie, Chelsea i Arsenal zaliczyły po dwie wpadki. Co ciekawe – każda ekipa poza “Kogutami” zebrała w omawianym okresie wciry od Evertonu. A Tottenhamowi upiekło się przede wszystkim dlatego, że po prostu z Evertonem jeszcze w tej rundzie nie grał. Starcie tych dwóch drużyn zamknie sezon w 38 kolejce rozgrywek. Strach się bać.
Czołówka Premier League. (Transfermarkt)
No właśnie, skoro o terminarzu mowa. Chelsea dzisiaj podejmie na własnym stadionie Burnley w spotkaniu z gatunku must-win, a jak to wygląda w szerszym ujęciu?
Tottenham (67 punktów): Brighton (dom), West Ham (dom), Bournemouth (wyjazd), Everton (dom).
Arsenal (66 punktów): Wolverhampton (wyjazd), Leicester (wyjazd), Brighton (dom), Burnley (wyjazd).
Chelsea (66 punktów): Burnley (dom), Manchester United (wyjazd), Watford (dom), Leicester (wyjazd).
Manchester United (64 punkty): Manchester City (dom), Chelsea (dom), Huddersfield (wyjazd), Cardiff (dom).
Cóż – szczerze mówiąc, w żadnym przypadku końcówka sezonu nie zanosi się na sielankę.
Najgorzej wygląda sytuacja tych, którzy mają w tej chwili najmniej punktów. Manchester United napisał piękną historię po zwolnieniu Jose Mourinho, choć wygląda na to, że prorocze okazały się słowa samego Portugalczyka. Mourinho odniósł się przed paroma tygodniami do zdumiewająco znakomitych wyników Ole Gunnara Solskjaera przy okazji komentarza dotyczącego zwolnienia Claudio Ranierego:
– Ludzie mówią, że Ranieri wygrał mistrzostwo, ale tradycyjni kandydaci przeżywali wówczas jednocześnie kryzys. Zaraz, przecież Tottenham też mógł wygrać. (…) Leicester było najlepsze. Stąd bierze się mój szacunek do nieprawdopodobnej pracy Ranierego. Czy taki klub jak Fulham może zatrudnić lepszego managera niż Claudio? Nie, nie mają szans. Czy można w ogóle porównać doświadczenie Claudio i Scotta, który teraz będzie prowadził tę drużynę, pierwszy raz w karierze? Nie można. Ale czasami w futbolu zdarzają się takie przypadki, co widać na przykładzie mojego poprzedniego klubu, że udaje się taką zmianą trenera coś poruszyć na krótszą metę. Nie wierzę jednak, że takie ruchy działają długoterminowo. Ale mogą wywołać chwilowo pozytywną reakcję.
KURSY ETOTO NA DERBY MANCHESTERU NA OLD TRAFFORD. 1 – 6.40, X – 4.80, 2 – 1.50
Coś w tym, cholera jasna, jest.
Odkąd Solskjaer został szkoleniowcem United na stałe, cała magia związana z jego powrotem na Old Trafford prysła niczym mydlana bańka, a ostatnia klęska z Evertonem przypominała najczarniejsze momenty Czerwonych Diabłów za kadencji Mourinho. Przed Norwegiem jeszcze gigantyczna robota do wykonania, ogrom pracy rozłożony zapewne na długie miesiące. Tymczasem terminarz nie rozpieszcza – starcia z Manchesterem City i Chelsea zanoszą się na piekielnie trudne i niełatwo będzie akurat tymi spotkaniami zniwelować stratę punktową do rywali. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatni blamaż i ostrą reakcję trenera na wątpliwe zaangażowanie zawodników.
A potem może być już za późno, choć robi się zdecydowanie łatwiej. Huddersfield już jest zdegradowane i pewnie nie stawi oporu, a jest również wielce prawdopodobne, iż Cardiff w ostatniej kolejce także zagra wyłącznie o honor.
Mecze United pod wodzą Solskjaera, odkąd manager podpisał kontrakt. Ostatnia porażka rozwścieczyła Norwega. (Transfermarkt)
Nieco bardziej optymistycznie układają się mecze Chelsea, choć tutaj terminarz będzie dość napięty – podobnie jak w przypadku Arsenalu i Spurs – ponieważ The Blues mają jeszcze przed sobą półfinały Ligi Europy. Maurizio Sarri musi zatem umiejętnie rozporządzać siłami w drużynie, a nie od dziś wiadomo, że akurat to nie należy do jego największych trenerskich atutów. Choć trzeba Włochowi oddać, że gimnastykuje się jak umie i wykazuje chyba nieco większą elastyczność w doborze wyjściowe jedenastki niż miało to miejsce w Neapolu.
Dziś londyńczycy podejmą u siebie Burnley i jest to rzecz jasna spotkanie, które muszą – po prostu muszą – zwyciężyć, jeżeli marzą o zakwalifikowaniu się do Ligi Mistrzów poprzez rozgrywki ligowe. Sarri chyba zdaje sobie sprawę z tej presji, bo na konferencji prasowej mocno się asekurował. Dowodząc, że Liga Mistrzów to w sumie nic ważnego. Cóż, klubowa księgowa pewnie ma inne zdanie na ten temat, podobnie jak sponsorzy, zawodnicy i – przede wszystkim – właściciel Chelsea: – Myślę, że ludzie przywiązują zbyt wielką wagę do Ligi Mistrzów. To oczywiście najważniejsze rozgrywki klubowe, ale to jednocześnie turniej. Czasami piłka odbije się od poprzeczki i wpadnie do siatki, więc awansujesz. Innym razem nie wpadnie, więc odpadniesz. To kwestia szczęścia.
KURSY TOTOLOTKA NA MECZ CHELSEA – BURNLEY. 1 – 1.22, X – 6.25, 2 – 13.00
– Premier League jest bardzo trudna. Żeby dostać się do finału Pucharu Ligi musieliśmy pokonać Tottenham, Liverpool, a na koniec zmierzyliśmy się z Manchesterem City. Carabao Cup to trudniejsze rozgrywki niż Champions League – dodał Włoch.
Te szokujące wynurzenia nie brzmią szczególnie budująco przed walką o TOP4, dyspozycja niektórych zawodników Chelsea – na czele z Gonzalo Higuainem – także bywa słusznie kwestionowana. Lecz z drugiej strony – taki gość jak Eden Hazard może w pojedynkę zapewnić zespołowi sukces. Jednym golem, jednym rajdem, jednym wywalczonym rzutem karnym. Tym bardziej, że to może być już ostatni sezon Belga na Stamford Bridge i Hazard na pewno spróbuje pożegnać Londyn z przytupem.
Hazard walnie się przyczynił do dwóch ostatnich zwycięstw Chelsea w lidze. (Transfermarkt)
Wczorajsza wpadka z Crystal Palace znacznie komplikuje natomiast sytuację Arsenalu. Wystarczyło wygrać u siebie z ligowym średniakiem, by wskoczyć na trzecie miejsce w tabeli i zapewnić sobie spory margines błędu na finiszu rozgrywek. Tymczasem Kanonierzy przegrali i to przegrali przed własną widownią, choć Emirates Stadium dotychczas stanowiło dla podopiecznych Unaia Emery’ego oazę spokoju. Biorąc pod uwagę wyłącznie mecze domowe, Arsenal ma tylko trzy punkty mniej na koncie od Liverpoolu i zajmuje trzecie miejsce w tabeli z bezpieczną przewagą nad pościgiem. Za to na wyjeździe londyńczycy to ledwie dziewiątka ekipą w stawce.
Dwukrotnie przegrał w tym sezonie Arsenal przed własną publiką w lidze. W pierwszej kolejce z Manchesterem City, no i teraz. Z Crystal Palace. Niebywały klops.
KURSY ETOTO NA MECZ WOLVES – ARSENAL. 1 – 2.85, X – 3.40, 2 – 2.50
Na ile kosztowny? To się okaże, choć prawda jest taka, że przed Kanonierami nie stoją już w tym sezonie wyzwania z najwyższej półki. Wolverhampton – bardzo ambitny klub, ale jednak beniaminek – na finiszu rozgrywek zaczyna delikatnie puchnąć, Leicester też pozwala sobie na potknięcia. Burnley ostatnią passą zwycięstw właściwie zaklepało sobie utrzymanie i obawiać się można – w kontekście temperatury spotkania – wyłącznie starcia z Brighton, bo to klub desperacko walczący o ligowy byt. Szkopuł tkwi wyłącznie w tym, że aż trzy z czterech ostatnich spotkań Arsenalu to delegacje. Więc komplet punktów jest raczej wykluczony.
Arsenal u siebie i Arsenal na wyjeździe to dwa różne zespoły. (Transfermarkt)
No i Tottenham. Sensacyjny półfinalista Champions League, który może nawet w przyszłym sezonie w tych rozgrywkach nie wystąpić, o ile sprawy nabiorą ze wszech miar niekorzystny obrót. Ależ byłby to bolesny prztyczek w nos.
Pozycję wyjściową mają jednak Spurs najlepszą w całym towarzystwie. Ostatnia porażka z Manchesterem City była bez wątpienia wkalkulowana przez Mauricio Pochettino w plany na zakończenie sezonu. Choć i tak postawa Spurs pozostawiła spory niedosyt – momentami Koguty grały tak, jak gdyby wynik 0:1 gwarantował im jakieś bonusowe punkty. Brakowało depnięcia, stanowczego ataku, zdecydowanej próby przechylenia losów meczu na swoją korzyść. Choć może w pierwszej kolejności brakowało po prostu sił, by nadepnąć na gaz?
To największy kłopot Spurs. Walka na dwóch frontach przy nieustannych kłopotach zdrowotnych, które dręczą najważniejszych zawodników Tottenhamu. Można oczywiście patrzeć na sprawę optymistycznie – zwolennicy teorii, że szklanka jest zawsze do połowy pełna stwierdzą pewnie, że podopiecznym Pochettino nawet lepiej klei się gra, gdy Harry Kane przebywa poza boiskiem. Zwłaszcza, że angielski napastnik wraca zwykle do gry bardzo pospieszenie i zdarza mu się grać dość niemrawo, bo nie jest do końca wyleczony.
KURSY TOTOLOTKA NA MECZ TOTTENHAM – BRIGHTON. 1 – 1.35, X – 5.00, 2 – 9.25
Może i coś w tym jest. Tylko potem w newralgicznym momencie jakiegoś kluczowego meczu może zabraknąć takiego – nawet niemrawego – Kane’a, który zastawi się w szesnastce i walnie jakiegoś gola z niczego, po desperackiej wrzutce.
Terminarz ligowy Spurs nie wzbudza jednak szczególnego przerażenia. Aż trzy mecze przed własną publicznością, wyjazd wyłącznie na Vitality Stadium, by zmierzyć się z dogrywającym już spokojnie sezon Bournemouth. Pozostali przeciwnicy – Brighton, West Ham, Everton – z różnych względów mogą się jawić jako niezbyt wygodni, lecz Spurs powinni ugrać na nim wystarczającą liczbę punktów, by w TOP4 się jednak utrzymać do końca sezonu. O ile plaga kontuzji nie rozszaleje się w ekipie Pochettino jeszcze bardziej, choć limit pecha już chyba został tam wyczerpany.
Taką zgrają Tottenham wyszedł na City. (Transfermarkt)
A waszym zdaniem jak będzie wyglądał układ tabeli po 38 kolejkach rywalizacji w Premier League?
***
Kto ma ochotę na jeszcze więcej materiałów o Premier League, ten niech włączy ostatni odcinek audycji “Football, bloody hell!”.
fot. newspix.pl