Piłkarze Olimpii Grudziądz, siódmej drużyny II ligi, nie wyszli dzisiaj na trening. Miarka się przebrała: klub od czterech miesięcy zalega zawodnikom z pieniędzmi.
Za zawodnikami wyjątkowo smutne święta. Wiadomo, że na tym poziomie rozgrywkowym kokosów się nie zarabia, a tymczasem przed Bożym Narodzeniem nie zobaczyli ani grosza. Liczyli, że po powrocie do treningów coś się zmieni, ale przelewów jak nie było, tak nie ma. Czas płynie, rozegrali dwa sparingi, a przecież są rachunki do zapłacenia, kredyty do spłacania, rodziny do utrzymania. Być może w większej piłce da się czekać: w II lidze cztery miesiące to często nóż na gardle i poważne utrudnienie codziennego życia.
Sześć dni temu wyłoniono w Olimpii nowego prezesa. Dotychczasowego sternika, Jacka Bojarowskiego, który związany z Biało-Zielonymi był od 1980, a który prezesował klubowi od dwunastu lat, zastąpił Sylwester Szałkowski. Zmiany wynikały – nie ma zaskoczenia – z trudnej sytuacji finansowej klubu. Kontrola poprzedniego prezydenta Grudziądza, Roberta Malinowskiego, miała wykazać około pół miliona wszelakich zaległości.
Olimpia naturalnie do najbogatszych klubów w Polsce nigdy nie należała, zdarzały jej się podobne kłopoty, szczególnie pod koniec roku. Zwykle jednak na początku nowego była dokapitalizowana z kasy miejskiej i najpilniejsze długi spłacano. W artykule Grudziadz.NaszeMiasto.pl, nowy prezydent miasta, Maciej Glamowski zastrzegał, że w budżecie na klub przeznaczono dwa miliony złotych, aby uratować Olimpię teraz, a potem zintensyfikować działania w poszukiwaniu sponsorów, bo na miejskiej kieszeni wciąż wisieć nie może.
Piłkarze mają dzisiaj zaplanowaną jeszcze drugą jednostkę treningową. Wyjdą tylko, jeśli pieniądze pojawią się na kontach.