W 2011 roku w finale Ligi Mistrzów Barcelona pokonała Manchester United, zapewniając sobie potężną, jak na tamte czasy, łączną premię z UEFA w wysokości 51 milionów euro. 6 lat później odbył się natomiast inny finał z udziałem United – już tylko w Lidze Europy z Ajaksem. Czerwone Diabły tym razem wygrały, dzięki czemu zapewniły sobie łączną premię z UEFA w wysokości… 45 milionów euro. Z jednej strony od lat mówi się o przepaści finansowej pomiędzy Ligą Mistrzów oraz Ligą Europy i z pewnością jest to teza uzasadniona, z drugiej w niektórych ujęciach – jak chociażby na powyższym przykładzie – już takiej wielkiej różnicy nie widać.
Wszystko bierze się bowiem stąd, że UEFA pomiędzy przyjętymi 3-letnimi cyklami finansowymi potężnie zwiększa przychody pochodzące przede wszystkim z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych oraz podpisanych umów sponsorskich. Łączne roczne wpływy europejskiej federacji w cyklu 2006-09 wyniosły średnio ok. 0,9 miliarda euro, w 2009-12 skoczyły do 1,4 miliarda, w 2012-15 wyniosły już 1,7 miliarda, w 2015-18 2,3 miliarda, a w najnowszym cyklu 2018-21 mają sięgnąć już 3,2 miliarda euro. Stąd systematycznie rosną też wynagrodzenia wypłacane w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Dzięki tak dynamicznym wzrostom łączna pula nagród w bieżącej edycji Ligi Europy prognozowana jest już na 560 milionów euro, czyli prawie na tyle samo, ile wyniosła łączna pula nagród w Lidze Mistrzów 10 lat temu – wtedy było to 595 miliona euro.
Jakkolwiek spojrzeć, o potężnych wpływach z tytułu gry w Lidze Mistrzów mówi się od wielu, wielu lat. I nie trzeba głęboko szukać w pamięci, by skojarzyć, że w sezonie 2008/09 także się o nich mówiło. Jeżeli więc po 10 latach te ogromne pieniądze zostały przeniesione do rozgrywek drugiego szczebla, to świetnie pokazuje to skok finansowy w całej europejskiej piłce. Inna sprawa, że skoro w sezonie 2008/09 w Lidze Mistrzów można było podnieść z boiska ogromne pieniądze (pula 595 baniek), to dziś, w sezonie 2018/19 te pieniądze są już niebotyczne – 1,95 miliarda euro.
Inna sprawa, że różnica pomiędzy budżetami Ligi Mistrzów i Ligi Europy wciąż jest ogromna, ale też wzrosty przychodów UEFA są na tyle potężne, że tych mniej prestiżowych rozgrywek także nie można już lekceważyć. Przyjrzyjmy się nagrodom wypłacanym na przestrzeni ostatnich lat triumfatorom Ligi Mistrzów oraz najwyższym nagrodom wypłacanym ostatnio w Lidze Europy. W zestawieniu zawarliśmy także symulację obliczającą wynagrodzenie dla triumfatora bieżących rozgrywek, przy założeniu, że zarówno jeden, jak i drugi puchar wygra drużyna z najwyższym rankingiem historycznym w stawce.
Pierwszy wniosek z powyższego zestawienia jest taki, że warto bić się o sukces w Lidze Europy, zwłaszcza jeśli jest się zdobywcą Pucharu Anglii z ubiegłego sezonu (od 2016 roku po trofeum sięgali kolejno United, Arsenal i Chelsea). Wszystko za sprawą tzw. market pool, czyli puli pieniężnej zależnej od wielkości rynku telewizyjnego danego kraju. W Lidze Europy sprawy mają się tak, że:
– Dla najpotężniejszego rynku angielskiego premia z market pool w zeszłym sezonie wyniosła aż 40 milionów euro.
– W ostatnich sezonach ta premia była dzielona pomiędzy tylko dwie angielskie drużyny, bo tylko dwie awansowały do fazy grupowej rozgrywek (i tak jest też w tym sezonie).
– Przy dwóch ekipach zdobywca Pucharu Anglii w poprzednim sezonie ma zagwarantowane 30% z tej puli, a 20% przypada drugiemu klubowi. Z kolei udział w pozostałej części tej puli zależy od liczby przebytych rund w Lidze Europy. A to oznacza, że zdecydowanie jest o co grać.
I widać to po ostatnich wynikach finansowych w Lidze Europy Manchesteru United, Arsenalu oraz po prognozowanych wynikach Chelsea. Co prawda w bieżącym cyklu finansowym, pomimo sumarycznych wzrostów, pula market pool została zredukowana (głównie z powodu wprowadzenia nowej puli historycznej), ale w Lidze Europy dla wszystkich klubów łącznie spadnie ona tylko o ok. 10 procent (ze 188 do 168 miliona euro). Czyli wpływy dla angielskich klubów nadal będą z niej bardzo solidne. A to przy okazji oznacza, że zdobywając trofeum Chelsea na pewno zarobi więcej niż 50 milionów euro. Czyli co, niepoważne rozgrywki czy jednak poważne?
Prognozowana premia dla Realu za wygranie Ligi Mistrzów sięga z kolei 130 milionów euro, co oczywiście jest kwotą znacząco wyższą. Niemal 30 procent tej kwoty stanowi premia z nowo wprowadzonego rankingu historycznego, w którym Królewscy zajmują pierwsze miejsce. Łączna pula historyczna w Lidze Mistrzów wynosi aż 585 milionów euro, przez co niemal o połowę obcięta została pula market pool (z 596 do 292 milionów euro). Stąd kluby z najwyższych miejsc rankingu historycznego sporo zyskają, ale reszta już niekoniecznie.
Weźmy przykładowe Monaco, które poleciało już zarówno z Champions League, jak i ogólnie z europejskich pucharów. Klub Kamila Glika dostanie 7 milionów euro z rankingu historycznego, jakieś 8-9 z obciętego market pool (Francja miała 3 zespoły w LM, a 2 grają dalej, stąd premia dla Monaco będzie dosyć niska). Do tego 15,25 miliona za sam udział w fazie grupowej rozgrywek oraz 0,9 miliona za jeden, jedyny grupowy remis. Łącznie Monaco pobierze więc z UEFA mniej więcej 32 miliony euro, a to wynik, który Chelsea może zdystansować wygrywają zaledwie dwie pucharowe rundy w Lidze Europy.
Nie jest więc tak, że Liga Europy zawsze stanowi zesłanie dla największych klubów. Rzecz jasna znacznie łatwiej o solidne premie w Lidze Mistrzów, ale też osiągając bardzo dobry wynik w tych mniej prestiżowych rozgrywkach można naprawdę solidnie zasilić klubowy budżet. Być może więc Liga Europy jako całość nie jest jeszcze najatrakcyjniejszym produktem (to ma się nieco zmienić po reformie w 2021 roku i wprowadzeniu Europa League 2), ale spokojnie można założyć, że nawet w obecnej edycji po zakończeniu fazy grupowej – czyli po dzisiejszym wieczorze – także i w tych rozgrywkach zacznie się bardzo poważne granie o bardzo poważne sumy.