W sobotniej prasie motywem przewodnim jest losowanie grup do eliminacji Euro 2020. W każdym tytule poświęcono miejsce temu tematowi. Oprócz tego m.in. wywiad z Kamilem Grosickim o reprezentacji, kilka materiałów ligowych i Magazyn Lig Zagranicznych w “PS”.
PRZEGLĄD SPORTOWY
– Drużyna stoi murem za Brzęczkiem – zapewnia Kamil Grosicki.
(…) Następne zgrupowanie dopiero w marcu. Powiedzieliście sobie coś istotnego podczas rozstania?
Żegnaliśmy się z przekonaniem, że zmierzamy w dobrym kierunku. Wspólnie. Jest nowy trener i wszyscy chcą mu pomóc. Widzimy, co się o nim pisze i mówi – nie jest mu łatwo. Podważa się sens jego zatrudnienia, a robi naprawdę dobrą robotę. Jerzy Brzęczek ma koncepcję, ale potrzebuje trochę czasu, żeby ją wprowadzić. Ciężko pracuje. Mamy u niego duże zaufanie, z drugiej strony ciąży na nas obowiązek. Każdy reprezentant powinien mieć wyryte w głowie – jesteś w kadrze i musisz za to odpłacić na boisku.
Czyli macie przekonanie, że ten projekt wypali?
Wiara w narodzie jest mała. Nowy selekcjoner przejął drużynę w bardzo trudnym momencie. Nie jestem pewien, czy ktokolwiek inny na jego miejscu zrobiłby lepsze wyniki z tak wymagającymi przeciwnikami, jakich mieliśmy w Lidze Narodów. OK, mecze towarzyskie zagraliśmy słabo. Jednak wiele się w tej drużynie dzieje. Potrzeba czasu na przeprowadzanie transformacji, wprowadzenie nowych twarzy, posklejanie tego, żeby znów działało. Mamy za sobą fatalne mistrzostwa świata. Jeśli ktoś myśli, że po chwili taka porażka z nas schodzi, jest w ogromnym błędzie. Nawet na ostatnim zgrupowaniu siedzieliśmy i rozmawialiśmy o mundialu. Być może to dla większości ostatnie mistrzostwa świata… Trener ma nasze poparcie. Jest bardzo pozytywną osobą. Rozumie nas – sam grał w piłkę na wysokim poziomie. Wie, jak do nas dotrzeć. Dlatego warto dać mu kredyt zaufania. A wiosna wszystko zweryfikuje. Nie będzie czasu na pomyłki. Musimy być dobrze przygotowani na marzec.
Mecz z Zagłębiem Lubin pokazał, że miejsce Carlitosa jest na boisku, a nie na ławce rezerwowych.
(…) – Bogactwo jest duże, ale król jest tylko jeden. Jest nim Carlitos – mówi wprost były piłkarz Legii Sylwester Czereszewski. Słuszność jego słów potwierdziło ostatnie spotkanie, które Hiszpan rozpoczął na ławce rezerwowych. Ricardo Sa Pinto postawił w Lubinie na Sandro Kulenovicia, ale młody Chorwat stwarzał o wiele mniejsze zagrożenie, niż król strzelców poprzedniego sezonu. Przebywał na boisku 72 minuty, oddał trzy strzały, ale żaden z nich nie był celny. Carlitos w ciągu 32 minut podjął tyle samo prób, jeden strzał był celny, raz po jego uderzeniu piłka odbiła się od słupka. Był bardzo aktywny, w tak krótkim czasie miał 10 sprintów (Kulenović, który przebywał na boisku 40 minut dłużej, osiem razy biegł z prędkością powyżej 25,2 km/h).
Wybór, na kogo postawić w meczu z Koroną, zdaje się więc oczywisty. – Zdecydowanie powinien grać Carlitos. To stuprocentowy napastnik: potrafi nie tylko strzelać gole, ale też umie utrzymać się przy piłce, ma dobre stałe fragmenty gry, potrafi dobrze dograć – ocenia Czereszewski.
1681 dni – tyle dni Adam Nawałka czekał na kolejny mecz w Ekstraklasie na ławce trenerskiej.
– Historia zatoczyła koło – mówi trener Lecha Poznań. W nowej roli zadebiutuje w wyjazdowym meczu z Pasami, które były przeciwnikiem prowadzonego przez niego Górnika Zabrze (0:1), kiedy rozstawał się z tym klubem w końcówce października 2013 roku. Dodajmy, że wówczas nie został zwolniony, tylko przejmował reprezentację Polski. – Będzie okazja, żeby pewne historie powspominać – mówi były selekcjoner.
Teraz spotka się z Michałem Probierzem. Szkoleniowiec krakowskiej ekipy stwierdził pół żartem, pół serio, że liczy, iż w kontekście niedzieli Nawałka zmieni Kolejorza, ale na gorsze. – Rozumiem ten żart, bo doskonale znam się z Michałem. On zawsze stara się wprowadzić element, który rozbawi, ale da również do myślenia – opowiada trener Lecha.
Trener Stali Mielec, Artur Skowronek uważa, że Raków da się dogonić.
Sądzi pan, że da się jeszcze dogonić Raków?
Jasne, że się da. Piłka nożna wyznacza cienkie granice. Zespół Rakowa jest mądrze zbudowany. Jest w nim jakość i powtarzalność. Jednak to piłka. Prawo serii dotknęło i nas, i Raków pozytywnie. Ale trzeba mieć w głowach, że karta może się odwrócić. Jesteśmy w stanie dogonić Raków. Piłkarze Marka Papszuna są na pole position. Szanuję ich wysiłek i pracę trenera. Uczciwie prowadzą w tabeli, ale dlaczego odbierać szansę tym, którzy są za ich plecami? Piłka widziała już nie takie historie.
Podtrzymuje pan wcześniejsze zdanie i nadal twierdzi, że awansujecie?
Bardzo w to wierzę. Niebawem swoje aspiracje potwierdzimy na boisku, a nie tylko w miłej rozmowie.
Czas na Magazyn Lig Zagranicznych. Jarosław Koliński o spadających akcjach Mesuta Oezila przed derbami z Tottenhamem.
Pewnie wystąpi, ale już sam fakt, że eksperci na Wyspach Brytyjskich zastanawiają się nad tą kwestią, oznacza, że z graczem Arsenalu nie jest najlepiej. Zresztą debatę rozpoczął przed tygodniem menedżer Kanonierów. Unai Emery zabrał Özila na mecz do Bournemouth (2:1), ale przez 90 minut przetrzymał na ławce. Wyjaśnił potem, że spotkanie mogło być dla gracza zbyt intensywne i wymagające pod względem fizycznym. A mowa przecież o piłkarzu, który wcześniejsze dwa tygodnie odpoczywał, bo zakończył karierę reprezentacyjną i nie musiał stawiać się na zgrupowaniu kadry Niemiec. – Myślę, że przeciwko Tottenhamowi na pewno zagra. To sprytna zagrywka Emery’ego, by zmobilizować Mesuta do ważnego spotkania – przewiduje były napastnik Arsenalu Kevin Campbell.
Isco u Santiago Solariego w Realu Madryt rozegrał tylko 78 minut. O ich konflikcie mówi cała piłkarska Hiszpania.
(…) Real wygrał na Stadio Olimpico, ale po ostatnim gwizdku okazało się, że wynik nie miał znaczenia. Tematem numer jeden stało się wyrzucenie Isco z kadry meczowej. Pomocnik nie wiedział, jak ma się zachowywać. Pytał dyrektorów, czy ma w ogóle wchodzić do szatni. Była to dla niego nowość. Z powodu wypełnionej trybuny dla VIP-ów zawodnik musiał obejrzeć występ kolegów w szatni. Początkowo podawano, że 26-latek ma drobny uraz, ale to nie była prawda. – Czuję się świetnie, nie mam żadnego problemu – rzucił Hiszpan tuż po zakończeniu spotkania. Później przez około godzinę czekał w autokarze na partnerów z drużyny. – Określone decyzje podejmuje się w określonych momentach. To nie była żadna kara – powiedział Solari, który próbował bagatelizować temat. Ale benzyny do ognia dolali piłkarze Realu. – Odesłanie Isco na trybuny zaskakuje. Kto twierdzi inaczej, po prostu kłamie, bo wszyscy wiedzą, jak ważnym jest dla nas zawodnikiem – wypalił Lucas Vazquez.
Mało gdzie Juventus jest tak nienawidzony jak we Florencji, do której teraz przyjeżdża.
Nie zaczęło się od porażki 0:11 w 1928 roku w pierwszym starciu z Juventusem w historii. Lanie 0:8 spuszczone 25 lat później również nie przesunęło ekipy z Piemontu na pierwsze miejsce na liście wrogów. Dopiero kilka gwizdków sędziów na boiskach oddalonych od siebie o 650 kilometrów w linii prostej sprawiło, że tifosi Fiorentiny nienawidzą klubu z Turynu. To był 16 maja 1982. I od tego czasu dla fanów z Florencji wszyscy związani ze Starą Damą to „ladri”. Złodzieje.
W ostatniej kolejce tamtego sezonu Fiorentina mierzyła się z Cagliari, Juventus z Catanzaro. Obie drużyny miały po 44 punkty. Spekulowano, że będzie trzeba rozegrać dodatkowe spotkanie o scudetto. Drugi raz w historii calcio. Nawet wybrano już obiekt na tę rywalizację. Wystarczyło, by obie ekipy odniosły zwycięstwa.
Obecna Borussia Dortmund przypomina zespół, który wywalczył mistrzostwo w sezonie 2010/11.
Tamtą Borussię prowadził Klopp – mistrz motywacji i taktyki. Obecną – Lucien Favre, z pewnością mniej żywiołowy, ale z równie dużą wiedzą. Osiem lat temu w ataku zachwycał Lucas Barrios, zapomniany już napastnik z Paragwaju. W obecnej szaleje Paco Alcacer, który uzyskuje fantastyczne wyniki. W sobotę w spotkaniu z Mainz (2:1) Hiszpan ustanowił niesamowity rekord Bundesligi, bo na zdobycie pierwszych dziewięciu bramek w niemieckiej ekstraklasie potrzebował zaledwie 237 minut.
Podobieństw jest znacznie więcej. Wtedy do drużyny przebojem wdarł się Shinji Kagawa i zachwycał całą rundę jesienną. Potem doznał kontuzji i zastąpił go kolejny nowy piłkarz – Lewandowski. A w obecnym składzie BVB w środku pomocy imponuje Axel Witsel, tak jak Kagawa ściągnięty z Azji, tyle że z ligi chińskiej. Kolejne porównanie: w sezonie 2010/11 na prawym boku obrony rajdami w ofensywie i zabezpieczaniem tyłów czarował Piszczek. I w tym sezonie nasz zawodnik też należy do bundesligowej czołówki i trudno wyobrazić sobie wyjściowy skład BVB bez Polaka.
Tomasz Kędziora podsumowuje półtora roku, które spędził już w Dynamie Kijów. Jest zadowolony.
Obrońca świetnie wkomponował się w drużynę, szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. W tym sezonie we wszystkich meczach fazy grupowej Ligi Europy wystąpił od pierwszej do ostatniej minuty. W lidze opuścił zaledwie dwa spotkania, w tym jedno z powodu zawieszenia za kartki.
– Od początku dawałem z siebie wszystko, co trener Alaksandr Chackiewicz docenił. Z chłopakami z drużyny też szybko złapałem dobry kontakt. W Kijowie zaopiekowano się mną, dostałem kierowcę i pana z klubu do pomocy. Tam mało kto mówi po angielsku, dlatego musiałem oswoić się z rosyjskim. Jako, że jest on podobny do polskiego, to nie miałem z tym większych problemów, choć na początku było trochę śmiechu, bo w języku rosyjskim są słowa, które są i w naszym, ale znaczenia mają zupełnie inne. Na przykład „zapomnij” w języku rosyjskim oznacza, żeby coś zapamiętać. Po kilku miesiącach już swobodnie porozumiewałem się po rosyjsku. Teraz normalnie udzielam wywiadów, w telefonie piszę w tym języku. Tak przyzwyczaiłem się do mówienia na co dzień po rosyjsku, że gdy na kilka dni jestem w Polsce, to mówiąc, na myśl przychodzą mi rosyjskie słowa – opowiada Kędziora.
SPORT
Przed Górnikiem Zabrze maraton meczowy, więc dobrze, że Szymon Żurkowski nie jest jeszcze zmęczony.
(…) Żurkowski, to też jeden z najwięcej biegających zawodników w naszej lidze. Przed tygodniem w Kielcach, gdzie „górnicy” polegli 2:4, przebiegł najwięcej z wszystkich graczy, bo 13,25 kilometra!
– Tak szczerze powiedziawszy, to lepiej mniej biegać, a wygrać. Wolałbym, żeby tak było. Niestety w Kielcach nam nie poszło. Widać jednak po tych naszych przebiegach, że fizycznie jesteśmy dobrze przygotowani do rozgrywek. Teraz trzeba przede wszystkim poprawić dwie rzeczy, wykończenie akcji i grę w obronie – podkreśla.
Zagłębie Sosnowiec w środku pola nie potrafi zdominować żadnego rywala. Nieszczęścia beniaminka często zaczynały się w tej strefie.
(…) Jeszcze zimą władze Zagłębia uznały, że brakuje w kadrze doświadczonego zawodnika na pozycję defensywnego pomocnika. Z Grecji ściągnięto więc Bartłomieja Babiarza, piłkarza 29-letniego, mającego w CV 130 gier w polskiej ekstraklasie. Wydawało się, że właśnie on może być następcą Matusiaka – czyli „żelazną” postacią w środku pola na kilka sezonów. Pewnego miejsca w wyjściowym składzie nie zdołał jednak wywalczyć. Efekt jest taki, że za destrukcję w środku pola odpowiadają dzisiaj piłkarze z inklinacją do gry ofensywnej – Adam Banasiak i Dejan Vokić.
Trener Legii, Ricardo Sa Pinto szkoli dziennikarzy na konferencji. Nie wolno zadawać pytań o Krzysztofa Mączyńskiego, który trenuje z rezerwami.
Ricardo Sa Pinto przed meczem z Koroną Kielce zaczął trenować… dziennikarzy. Na zwyczajnej konferencji prasowej poprzedzającej ligowe spotkanie doszło do niecodziennego spięcia. Tyle że po rozładowaniu emocji Portugalczyk z uśmiechem opuścił salę, w której spotyka się z reporterami. Punktem zapalnym okazał się temat Krzysztofa Mączyńskiego. Po pierwszym pytaniu na temat byłego – jak wiele wskazuje – reprezentanta Polski przesuniętego przez Sa Pinto do drugiego zespołu, Portugalczyk odpowiedział jeszcze w miarę spokojnie: – Ma takie same szanse na występy w meczach, jak każdy inny zawodnik. W ostatnich dniach jego sytuacja nie zmieniła się.
Wybuch portugalskiego temperamentu Gdy jednak temat był kontynuowany, zamiast konkretów – kiedy ostatnio rozmawiał z 31-letnim pomocnikiem – szkoleniowiec Legii nieoczekiwanie wybuchnął: – To nie jest konferencja o Mączyńskim. Rozmawiamy o meczu z Koroną, nie o Mączyńskim. Ciągłe pytania o jednego zawodnika, to zachowanie nieprofesjonalne. I dowód na brak szacunku do mnie. Ktoś pana nasłał, że robi pan taki ogień? – grzmiał do dociekliwego reportera „GW”.
Ciąg dalszy zamieszania z ewentualnym inwestorem w Wiśle Kraków. Ofertę mieli złożyć Chińczycy – nie złożyli.
Wbrew zapowiedziom Wisła Kraków nie otrzymała z Chin oferty kupna klubu, która miała dotrzeć do końca miesiąca. Ale wciąż nic nie jest przesądzone.
Chińczyków do Krakowa próbuje sprowadzić Paweł Gricuk. Biznesmen zapowiadał, że oferta pojawi się do końca listopada. Jeszcze niedawno wierzył, że zdoła doprowadzić tę transakcję do szczęśliwego końca przed świętami Bożego Narodzenia. Teraz coraz mniej na to wskazuje, choć w tym tygodniu Chińczycy mieli zapoznawać się z finansami klubu. Kibice Białej Gwiazdy mogą teraz tylko czekać licząc, że wydarzy się cud. O pomoc dla klubu do miasta zaapelował Małopolski Związek Piłki Nożnej, zamrażając przy okazji wszystkie zaległe płatności Wisły wobec tej instytucji.
Przed nami losowanie grup eliminacyjnych do Euro 2020. Odbędzie się ono w Dublinie, który nie chce rozczarować jako organizator.
Choć losowanie to jeszcze nie Euro, Dublin jest świadomy tego, że będzie oglądany przez cały piłkarski świat. Irlandczycy już żyją niedzielą. Z tej okazji w czwartkowy wieczór most Samuela Becketta, znajdujący się obok Centrum Kongresowego, został podświetlony irlandzkimi barwami narodowymi, które odbijały się w płynącej poniżej rzece Liffey. Dodatkowo w ramach odliczania do losowania na dublińskim Mountjoy Square, dzięki akcji Streets Legends, pojawiły się piłkarskie gwiazdy: były reprezentant Irlandii Wes Hoolahan oraz emerytowani już Gaizka Mendieta i Robert Pires. Kibice mogli zrobić sobie z nimi zdjęcia, a także zobaczyć puchar za zdobycie mistrzostwa Europy, który został tam zaprezentowany.
SUPER EXPRESS
Rozmowa z Sebastianem Milą przed losowaniem grup do el. Euro 2020.
(…) – Poza Austrią poprosiłbym Finlandię, Litwę, Gibraltar i San Marino – wylicza wymarzonych rywali „Roger”. – Natomiast dla mnie grupa śmierci to Polska, Niemcy, Serbia, Grecja, Kazachstan i Łotwa. Umieściłem tu na przykład Kazachstan, bo źle mi się kojarzy, pamiętam, jak się z nimi niedawno męczyliśmy, remisując u nich, na sztucznej nawierzchni, 2:2 – przypomina Mila. 38-krotny reprezentant Polski, bez względu na to, jakich rywali przyniesie nam los, głęboko wierzy w awans.
GAZETA WYBORCZA
Wszyscy chcą wylosować Polskę jako rywala w eliminacjach Euro 2020. A my kogo powinniśmy chcieć?
(…) W eliminacjach mundialu w 2018 r. zespół Adama Nawałki z najsilniejszego koszyka dostał Rumunię. Zasłużyła na to miejsce, bo w roku poprzedzającym losowanie nie przegrała ani razu, awansowała do pierwszej dziesiątki rankingu FIFA. W grupie Rumuni zajęli dopiero czwarte miejsce (pod Czarnogórą), w niedzielę będą losowani z czwartego koszyka. Także dlatego Zbigniew Boniek w piątym koszyku przestrzega przed Kosowem (nie przegrało w tym roku ani razu), z drugiego prezes PZPN nie chciałby podnoszącej się po niepowodzeniach na Euro 2016 i w eliminacjach mundialu Austrii, nie wspominając o rosnących Rosji i Szwecji.
Zostawmy zresztą drugi koszyk, selekcjoner poleciał do Dublina ze świadomością, że najważniejsze będzie to, kogo Polska wylosuje z trzeciego i czwartego. Różnica między pogrążonymi w depresji Bułgarią i Cyprem a bardzo niewygodnymi Szkocją i Albanią może oddzielać eliminacje spokojne od przegranych.
Fot. FotoPyk