Reklama

Mioduski będzie musiał dołożyć z własnej kieszeni nawet 30 mln zł

redakcja

Autor:redakcja

03 listopada 2018, 08:10 • 13 min czytania 0 komentarzy

Sobotnia prasa to naprawdę ciekawy zestaw materiałów z piłki polskiej i zagranicznej, mimo że brakuje dłuższych rozmów. Zapraszamy na przegląd. 

Mioduski będzie musiał dołożyć z własnej kieszeni nawet 30 mln zł

PRZEGLĄD SPORTOWY

ps okladka

Piątkowe relacje z Ekstraklasy.

ps1

Reklama

Lechu Poznań może zabraknąć czasu, by niektórzy zdążyli się zrehabilitować.

Legia Warszawa od wielu lat nie grała tak słabo u siebie. Nikt już nie boi się wizyty przy Łazienkowskiej.

Mistrzowie Polski w Warszawie zdobyli zaledwie dziewięć punktów w siedmiu meczach. Odkąd w 1995 roku wprowadzono trzy punkty za zwycięstwo, nie zdarzyło się, by stołeczny zespół po siedmiu spotkaniach przy Łazienkowskiej miał tak marny dorobek. Co prawda przed trzema laty zdobył tyle samo punktów, ale miał znacznie lepszą różnicę bramek.

A gdy wprowadzono dodatkowy punkt za zwycięstwo, to Legia w dwóch pierwszych latach zgarnęła w siedmiu pierwszych spotkaniach komplet punktów. Zresztą wtedy przez dwa lata wygrała u siebie wszystkie spotkania, poza pamiętnymi starciami z Widzewem i jednym remisem z Lechem. Potem zwykle w siedmiu meczach zdobywała 14-17 punktów. Już w ostatnich latach stadion przy Łazienkowskiej przestał być twierdzą, Legia zdobywała mniej punktów, ale nigdy nie było tak źle jak obecnie. Nawet rok temu, gdy też zaczęła marnie sezon, problemy miała głównie na boiskach rywali.

Oprócz tego:
– Maciej Makuszewski znów jest kontuzjowany i nie pojedzie na kadrę
– Daniel Liszka może na dłużej zostać lewym obrońcą Górnika, zaczął też wykonywać stałe fragmenty

ps2

Reklama

Pomocnik Śląska Wrocław, Damian Gąska wreszcie zwolnił hamulec ręczny, na którym grał od początku sezonu.

Na drzwiach wejściowych do hotelu, w którym piłkarze Śląska spali przed wyjazdowym meczem z Bytovią (3:0) w Pucharze Polski, wisiała reklama, zapraszająca na zbliżający się festiwal kulinarny „Czas na gęsinę”. 11 listopada przypada bowiem dzień świętego Marcina, a powiązane z nim potrawy z gęsi są popularne na Pomorzu, Kujawach oraz w Wielkopolsce. Ktokolwiek to wywiesił, wykrakał… 

Pomocnik wrocławian Damian Gąska zdobył w meczu z Bytovią dwie bramki, walnie przyczyniając się do wygranej. To w ogóle udany czas dla tego piłkarza. Kilka dni wcześniej wystąpił w roli ofensywnego pomocnika w wyjazdowych derbach z Miedzią Legnica. W pogromie 5:0 nie miał co prawda udziału bramkowego, ale bardzo dobrze poradził sobie w środku pola. – Wreszcie. To jest chłopak o wielkich możliwościach, z których do tej pory nie korzystał – mówił po tym spotkaniu zadowolony trener Tadeusz Pawłowski.

W Zagłębiu Lubin w roli pierwszego trenera zadebiutuje Holender Ben van Dael.

Jestem już doświadczonym szkoleniowcem, ale oczywiście pojawia się lekki stres. Tylko że szef nie może się denerwować – mówi Ben van Dael przed swoim pierwszym meczem w roli trenera KGHM Zagłębia Lubin. Holender w trybie awaryjnym zastąpił Mariusza Lewandowskiego. Szefowie zdecydowali się na zmianę, bo drużynie ostatni raz udało się wygrać w połowie września, w tabeli jest już w dolnej ósemce, a działacze zakładają walkę o puchary.

– Jestem tutaj po to, żeby były zmiany, więc będą. Na pewno zmieni się sposób pracy. Piłkarze w ostatnich dniach dostali ode mnie mnóstwo nowych informacji, które powinni sobie przyswoić. Ten proces oczywiście musi trwać dłużej, jednak robimy wszystko, co w naszej mocy, by już w niedzielnym meczu z Koroną pojawiły się efekty – przyznaje van Dael. Na swoją pierwszą konferencję prasową w nowej roli przyszedł uśmiechnięty, ale też skupiony. Starał się konkretnie odpowiadać na każde pytanie, lecz bardzo się pilnował, ważył słowa. Nikomu nie chciał dopiec, nikogo nie krytykował. 

ps3

Miedź Legnica szykuje kolejną zmianę w bramce. Łukasz Sapela znów nie wykorzystuje szansy, więc drugą ma dostać Anton Kanibołocki.

Wszystko wskazuje na to, że nadeszła pora na kolejną roszadę w bramce Miedzi. Po wstydliwym 0:5 ze Śląskiem o wymianę prosi się wiele ogniw, ale to zawodzi permanentnie: Łukasz Sapela w rankingu InStat index jest najgorszym bramkarzem w ekstraklasie. 

W tym programie stworzonym do analizy gry piłkarzy Sapela ma średnią ocen wynoszącą 237,8 pkt. Nie licząc golkiperów, którzy pojawiali się na boisku epizodycznie na 1–2 mecze, jest to najsłabszy wynik w lidze (liderem jest Dušan Kuciak z Lechii – 293,3 pkt). 

ps4

Tomasz Włodarczyk o odludku Kurzawie w Amiens. Staje w jego obronie.

Tak, Kurzawa to odludek, co ma niewiele wspólnego ze znajomością języka angielskiego czy francuskiego. Pierwszego uczy się od miesięcy i dużo rozumie. Drugi poznaje od momentu, gdy trafił do Amiens. Tylko co z tego, skoro się nie odzywa, a trudno porozmawiać z nim nawet po polsku? Klasyczny introwertyk stroniący od bycia w centrum uwagi, który nigdy nie był i nie będzie duszą towarzystwa, nie wyrwie się do pogadanki w szerszym gronie. Nie prosi o atencję, a jak bardzo może zepchnąć się na dalszy plan, niech świadczy ćwiczenie przeprowadzone kiedyś w Górniku Zabrze. Każdy piłkarz miał napisać jego zdaniem optymalną jedenastkę na najbliższy mecz. Kurzawa był jedynym z kilkunastu zawodników, który na kartce nie zaznaczył swojego nazwiska. Mam nadzieję, że łapiecie kontekst. Proszę sobie wyobrazić, co dzieje się głowie takiej osobowości, gdy wchodzi na grząski grunt i ma posłużyć się językiem Shakespeare’a: automatyczne spięcie, nieśmiałość i blokada. 

Projekt z Djurdjeviciem się skończył – uważa Mateusz Borek.

W 13 ligowych kolejkach do zdobycia było 39 punktów. Lech zgromadził ich 20, czyli minimalnie więcej niż 50 procent. Do tego Kolejorz stracił aż 18 goli, co jest piątym najgorszym wynikiem w ekstraklasie. To jest dramat. Do tego w Szczecinie w składzie Lecha było dwóch Polaków, a w Częstochowie trzech. Dokąd ten zespół zmierza? Portugalczyk Joao Amaral najpierw się wyróżniał, ale trochę potrenował z Lechem i pograł w naszej lidze, nie ma chłopa. Jego rodak Pedro Tiba ma przebłyski, ale nie pokazuje tyle, ile powinien zawodnik ściągany za takie pieniądze. Vernon de Marco z linii obrony jest zagubiony bardziej niż Johnny Depp w filmie „Don Juan DeMarco”. Jego kolega z defensywy Thomas Rogne, gdyby zagrał w siatkonogę z piłkarzami z mojego rocznika, czyli mającymi 45 lat, nie miałby szans. Tego człowieka piłka parzy. Nie radzi sobie z przyjęciem, zagraniem gorszą nogą, z przerzutem. Z najprostszymi rzeczami.

ps5

W Magazynie Lig Zagranicznych kilka ciekawych tekstów. Przemysław Rudzki zastanawia się, jak Leicester City poradzi sobie po tragicznej śmierci właściciela.

Srivaddhanaprabha był piątym najbogatszym człowiekiem w Tajlandii i jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Jego majątek szacuje się na ponad 5 miliardów dolarów. Przygodę z biznesem zaczął w 1989 roku, otwierając pierwszy sklep wolnocłowy w Bangkoku. Ostatnio brytyjski Forbes napisał, że rząd wojskowy jest gotów zakończyć monopol jego sieci sklepów na lotnisku w Tajlandii w 2020 roku. 

– Ojciec nauczył mnie, jak żyć i pracować. Był moim mentorem i wzorcem. Dziś zostawił mnie z dziedzictwem i zrobię wszystko, żeby kontynuować jego wielką wizję. Tęsknię za tobą, tato, całym sercem – napisał w poruszającym pożegnaniu jego syn, Top.

Dziś spoczywa na nim wielka odpowiedzialność. Musi przejąć nie tylko czysto finansowe aspekty ojcowskiego przedsiębiorstwa, ale również sporą część pasji sportowej.

ps6

Sylwetka Santiago Solariego, który ma podźwignąć z kolan Real Madryt.

Jako zawodnik Solari w Realu był głównie rezerwowym. Miał momenty, kiedy wywalczył miejsce w pierwszym składzie, zagrał dla Królewskich aż 208 razy, ale z tych pięciu lat głównie zostanie zapamiętany jako człowiek z cienia. Argentyńczyk, pochodzący ze sportowej rodziny, był skazany na futbol: piłkarzami byli jego ojciec Eduardo oraz dwaj z czterech braci (Esteban i David). Wujek Jorge długo grał w River Plate. Był nazywany w Argentynie „Indianinem”, dlatego później do Santiago przylgnął pseudonim „Indiecito”, czyli „Mały Indianin”. Jego tata i wujek Jorge założyli w Rosario klub Renato Cesarini, który świetnie szkoli młodzież. Wychowywali się w nim między innymi Javier Mascherano czy Martin Demichelis. Nie było innej opcji, Solari musiał zostać zawodowym piłkarzem. W rodzinie miał nawet Fernando Redondo, który ożenił się z jego kuzynką.

Solari nigdy nie był na pierwszym planie. Nie zachwycały się nim media. Nadrabiał charakterem, sercem, zaangażowaniem, walecznością, ale jego CV i tak może robić wrażenie: oprócz Realu reprezentował Atletico Madryt, Inter Mediolan czy River Plate, a do tego jedenaście razy wystąpił w reprezentacji Argentyny. W zespole Królewskich był śmiertelnikiem wśród superbohaterów. Człowiekiem, którego nie uświadczymy na pierwszych stronach gazet, ale wchodzącym z ławki rezerwowych ratować sytuację swoją ambicją i dobrym uderzeniem, gdy Galaktyczni akurat nie mieli dnia i grali niemrawo. Był lewoskrzydłowym, który równie dobrze mógł poderwać zespół w końcówce meczu w ataku, jak i zastąpić lewego obrońcę Roberto Carlosa albo środkowego pomocnika.

Odkąd Ronaldo został właścicielem Realu Valladolid, klub ten zaczął grać znacznie lepiej.

Na początku września były wybitny napastnik podpisał dokumenty i za 30 milionów euro został właścicielem klubu z Estadio Jose Zorrilla. Obraz zespołu, który awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej przed przejęciem drużyny przez Brazylijczyka? Dwa punkty w trzech meczach, bez strzelonego gola. Niemoc w ataku i opinia kandydata do spadku. Dzisiejszy obraz Realu Valladolid w erze Ronaldo?

Miejsce w strefie premiowanej grą w Lidze Europy. Od sześciu meczów drużyna z Valladolid nie przegrała i do starcia z Królewskimi podejdzie jako szósty zespół rozgrywek. Wiadomo, że samo przejęcie klubu przez Ronaldo nie odmieniło drużyny jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zawodnicy Sergio Gonzaleza potrzebowali czasu, by poznać lepiej ligę oraz jej specyfikę. Nowy właściciel mógł jednak zmotywować ich marzeniami o wspaniałej przyszłości. Przede wszystkim działa magia jego nazwiska i osobowości.

ps7

Trener Rubi zaczyna robić wielkie rzeczy z Espanyolem.

Serge Gnabry już dziś przerósł swoich mistrzów w Bayernie, czyli Arjena Robbena i Francka Ribery’ego.

23-letni zawodnik spotkania Bayernu coraz częściej rozpoczyna w podstawowym składzie, a jego rajdy, sprinty i akcje Francuza z Holendrem mogą jedynie podziwiać z ławki rezerwowych. Za Riberym i Robbenem przemawia doświadczenie i zasługi dla niemieckiego klubu. Za Gnabrym przemawiają liczby. Reprezentant Niemiec wykonuje więcej sprintów od swoich idoli, ma wyższy procent celnych podań, częściej dośrodkowuje i strzela. Jednak ma też minusy, które na razie nie pozwalają mu całkowicie zawładnąć bokami pomocy. Przede wszystkim brakuje mu goli, ze zdobywaniem bramek ma spory problem. – Ale to jedynie kwestia czasu – twierdzi szkoleniowiec Bayernu Niko Kovač. Chorwacki trener odważnie stawia na Gnabry’ego. A Serge, wraz z Joshuą Kimmichem i Niclasem Süle, jest symbolem zmiany generacji w Bayernie. Do tej pory w zespole rządzili Robben i Ribery, do tego dochodzili Manuel Neuer, Thomas Müller czy Jerome Boateng. Teraz rządy przejmują 23-latkowie. Przynajmniej w podstawowym składzie, a pewnie z czasem i w szatni.

ps8

Chievo Werona to najgorszy klub w Europie?

Do zakochania jeden krok, choć Romeo Montecchi musiał zrobić ich trochę więcej, by dotrzeć na bal i spotkać Julię Capuleti. Od kreatywnej do agresywnej księgowości też blisko. Według definicji – ta pierwsza to nic złego, bo opiera się na twórczej interpretacji przepisów. Ta druga to już świadome złamanie prawa. To ryzyko podjęli działacze Chievo, którzy w latach 2014–17 zawyżali w księgach dochody z transferów. Piłkarze krążyli między klubem z Werony a współpracującą Ceseną, wskutek czego cyferki się zgadzały. Do czasu, bo kłamstwo zazwyczaj wychodzi na jaw. Po trzech kolejkach trwającego sezonu zapadła decyzja o odjęciu Chievo trzech punktów.

Od tego momentu minęło półtora miesiąca, rozegrano siedem kolejek i masz babo placek, zważywszy że właścicielem klubu jest przedsiębiorstwo z branży piekarniczo-cukierniczej. W Weronie temperatura rzadko spada poniżej zera, Chievo jest tu wyjątkiem. Już listopad, a gialloblu nadal nie wyszli na plus. Są pod kreską i na dnie, termometr, mi scusi – tabela wskazuje minus 1. Strata do liderującego Juventusu to 29 punktów, do bezpośrednio wyprzedzającego ich Frosinone – sześć. Tydzień temu odrzucono apelację działaczy klubu z włoskiego miasta zakochanych i utrzymano karę ujemnych punktów. Mogą odetchnąć, że tylko trzech, a nie piętnastu, i mogą się cieszyć, że nie zdegradowano ich do Serie B, o co desperacko walczyło Crotone, liczące na zajęcie miejsca nieuczciwego klubu w elicie. 

Montpellier z 41-letnim Hiltonem w obronie straciło tylko siedem goli i jest na podium Ligue 1.

(…) Najważniejsza jest jednak obrona. A tam kluczową postacią jest dalej 41-letni Hilton, najstarszy zawodnik Ligue 1. – To fenomen – chwali go Der Zakarian. – Gramy w systemie z trzema obrońcami, który mu odpowiada i w którym możemy wykorzystać jego umiejętności – dodaje. – Często o tym rozmawiamy, pytamy, jak to jest, że jest w takiej formie w tym wieku? Skąd ma siłę, by codziennie trenować? Nie wiem, jak to robi – komentował pomocnik Montpellier Damien Le Tallec. Hilton do Francji trafił w 2004 roku, zaczął od gry w Bastii. Potem występował w Lens, gdzie był parterem w defensywie Jacka Bąka. Wreszcie cztery lata później przeszedł do Olympique Marsylia, z którym zdobył mistrzostwo. W trzecim i ostatnim sezonie na Stade Velodrome grał już mało, a na dodatek został napadnięty we własnym domu. 

W Marsylii w ciągu półtora roku okradziono wówczas w taki sposób aż ośmiu zawodników, za co odpowiadali członkowie gangu skazani potem na kary od 11 do 15 lat więzienia.

ps9

Felieton Tomka Ćwiąkały, m.in. o nowym trenerze Realu Madryt.

ps10

SUPER EXPRESS

Trener Rakowa Częstochowa, Marek Papszun wzoruje się na Józefie Piłsudskim.

– Jak historyk trafił na trenerską ławkę?
– Miałem dwa fakultety, bo oprócz studiów historycznych jestem również absolwentem AWF i trenerem. Jednak II liga, którą wygraliśmy, a teraz I liga to za poważne rozgrywki, by łączyć je z nauczaniem historii. Trzeba było się na coś zdecydować i tak od trzech lat jestem zawodowym trenerem.

– Ma pan ulubioną postać historyczną?
– Wiele, ale największym szacunkiem darzę Józefa Piłsudskiego. Miał charakter i autorytet. Był liderem, wodzem, który nie znosi sprzeciwu, ale jednocześnie bierze na barki całą odpowiedzialność za swoje decyzje. Widzę wiele analogii pomiędzy dowódcą wojska a trenerem. Szkoleniowiec też musi być liderem, a jak trzeba i dyktatorem. Poza tym dobra organizacja cechuje skuteczną armię i skuteczną drużynę.

se1

Artur Wichniarek krótko i na temat o Lechu Poznań, Ivanie Djurdjeviciu, Adamie Nawałce i Sławomirze Peszce.

“Super Express”: Djurdjević jest w stanie się obronić po klęskach z Pogonią (0:3) i z Rakowem (0:1) w Pucharze Polski?
Artur Wichniarek: Marazm w Lechu trwa od dłuższego czasu, bo nawet jeśli wcześniej były zwycięstwa, to bardzo wymęczone, a nie tego oczekuje się w tym klubie. Jestem zwolennikiem, żeby trener pracował jak najdłużej, ale jeśli Lech, dokonuje dużych transferów i ma walczyć o mistrzostwo, a nie widać tego na boisku, to nie bardzo widzę, jakie atuty ma jeszcze w ręku Djurdjević.

– Znasz go z szatni, bo graliście razem w Lechu…
– Jako piłkarz był zawsze profesjonalistą, przypuszczam, że jako trener też nim jest, ale pytanie czy ma to „coś”, żeby być trenerem w Ekstraklasie. Pracować z młodzieżą w drugim zespole Lecha, a być trenerem seniorskiego zespołu, to dwie różne rzeczy. Kombinowanie z grą trzema obrońcami w sytuacji gdy Lech w miarę dobrze funkcjonował do dzisiaj odbija się czkawką. Na takich kombinacjach przejechało się wielu trenerów, włącznie z Adamem Nawałką.

Sandro Kulenović uratował Legii remis w Białymstoku, a w Gliwicach wykonał rzut karny decydujący o wyeliminowaniu Piasta z Pucharu Polski. Akcje młodego napastnika rosną.

– Gola w Białymstoku zadedykowałeś niedawno zmarłej babci…
– Babcia Miriana była przez 10 lat walczyła z rakiem. Codziennie rozmawialiśmy. Cieszę się, że mogłem jej zadedykować pierwszego gola. Święto Zmarłych jest w Chorwacji tak samo obchodzone jak w Polsce. Nie ma możliwości, żebym odwiedził grób babci, ale moje myśli będą przy niej. Była wspaniałą, odważną i bardzo waleczną kobietą.

– Trener Sa Pinto dał ci szansę. Co Portugalczyk w tobie dostrzegł, czego nie widzieli jego poprzednicy?
– Potrafi odnaleźć u zawodnika najlepsze cechy. Chwali mnie za pracę na treningach, podoba mu się, że na zajęciach walczę jak w meczu.

se2

Krzysztof Piątek nadal łączony z Barceloną.

se3

GAZETA WYBORCZA

Piotr Wesołowicz o tym, jak Legia Warszawa musi zaciskać pasa.

Po klęsce w europejskich pucharach prezes Dariusz Mioduski dołoży do klubowej kasy do 30 mln zł. Przed kolejnym sezonem na Łazienkowskiej zapowiadają oszczędności.

– Naszym celem jest to, żeby budżet nie był oparty na zyskach z gry w Europie, ale by pieniądze z pucharów były czymś ekstra – słyszymy przy Łazienkowskiej. To rewolucja, bo zyski z udziału w pucharach władze Legii planują w budżecie od 2014 r.

Przez trzy kolejne sezony piłkarze grali w fazie grupowej LE, a w 2016/17 nawet w Lidze Mistrzów. W zeszłym roku po porażkach w eliminacjach z Astaną (LM) i Sheriffem Tyraspol w klubowej kasie zabrakło 3 mln euro. W tym – po klęsce w dwumeczu z mistrzem Luksemburga Dudelange – dziura była jeszcze większa.

Jak się dowiedzieliśmy, Legia przed sezonem założyła, że jej budżet będzie wynosił 160 mln zł. Po klęsce w pucharach musiała zmniejszyć tę kwotę o 40 mln zł. W klubie zacisnęli pasa i zaoszczędzili 10 mln zł, a resztę kwoty z własnej kieszeni wyłoży Mioduski. Chodzi o 30 mln zł, choć dokładną sumę poznamy pod koniec sezonu. Wtedy będzie jasne, jak będzie wyglądało zimowe okno transferowe, a także czy do klubu przyjdzie nowy sponsor i czy uda się sprzedać prawa do nazwy stadionu.

gw1

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...