Reklama

Nie mogę się doczekać jak już będę miał to za sobą

redakcja

Autor:redakcja

26 października 2018, 11:18 • 16 min czytania 0 komentarzy

Początek września 2018 Adam Frączczak zapamięta na długo. To wtedy wykryto u niego guza przysadki mózgowej. Brzmi strasznie, ale piłkarz Pogoni zdaje się widzieć głównie pozytywy. Po pierwsze – nowotwór nie jest złośliwy. Po drugie – stadium jest dość wczesne, guz nie zdołał się jeszcze rozwinąć. Na początku był strach, lecz dziś – w oczekiwaniu na operację, która będzie miała miejsce w grudniu – kapitan Pogoni stara się normalnie funkcjonować. Trenuje z zespołem (choć nie na sto procent), bierze czynny udział w życiu klubu i liczy na to, że z początkiem kolejnej rundy będzie już gotowy do gry. Z piłkarzem “Portowców” porozmawialiśmy głównie o ciężkiej sytuacji, jaka go spotkała. Ale zanim przejdziemy do tematów trudnych…

Nie mogę się doczekać jak już będę miał to za sobą

Rzućcie okiem na tę kozacką akcję, w której Adam Frączczak wcielił się w rolę szofera.

Witam pana kierowcę! 

(śmiech) No co, fajna akcja nam wyszła. Młoda para odezwała się do nas, by wypożyczyć auto Pogoni do ślubu. To zagorzali kibice, więc klub postanowił zorganizować coś więcej niż tylko przekazanie samochodu. Po reakcji pana młodego było widać, jak bardzo jest zaskoczony. Dla nich świetna sprawa, nie spodziewali się. Początkowo miał jechać Jarek Fojut, ale coś mu wypadło i zostałem poproszony ja. Spoko, dla mnie nie ma żadnego problemu. Jeśli tylko swoją osobą mogę poprawić czyjś humor – jak najbardziej.

Reklama

Ostatnio jesteś bardzo otwarty na różnego typu akcje marketingowe. Sytuacja z Knoppersem – choć oczywiście nieplanowana – poniosła się niebywale. 

Ciężko porównywać te akcje, ale ogólnie tak, jestem otwarty, tym bardziej teraz, gdy nie jeżdżę na wszystkie mecze i nie trenuję na sto procent. Chcę dać z siebie ile mogę najwięcej. Ludzie z Knoppersa fajnie się zachowali, bo przysłali paczkę dla kibiców.

Później sami zaczęliście produkować Frączczersy. 

Szkoda, że już ich nie ma.

Zeszła cała paleta

Miałem jeszcze kilka w domu na pamiątkę, ale zostały zjedzone.

Reklama

Wiadomo jak jest ze słodyczami w domu.

To prawda (śmiech). Te dwie akcje mocno poszły w Polskę, ale ja nie lubię takiego wielkiego rozgłosu. Czasami jest tego za dużo. Informacja o mojej chorobie dotarła do wielkiego grona mediów. Ludzie mają dużo większe problemy, a skupianie się na mojej osobie z racji tego, że gram w piłkę, jest trochę niesprawiedliwe. Wiele osób jest w zdecydowanie gorszych sytuacjach i o nich powinno się więcej mówić. Gdy jestem w kolejnej gazecie, czasami jest mi aż głupio.

WARSZAWA 01.04.2017 MECZ 27. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2016/17 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - POGON SZCZECIN ADAM FRACZCZAK ADAM HLOUSEK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Jeśli przyjmiemy, że każdemu wydarzeniu w życiu można nadać sens, mówienie o twojej chorobie może sprawić, że ktoś się przebada. Czytasz historię młodego faceta, aktywnego sportowo, szczęśliwego, u którego wykryto guza przysadki. Uświadamiasz sobie: cholera, skoro u niego coś się mogło pojawić, to może i we mnie coś siedzi? 

Fajnie byłoby, gdyby choć jedna osoba stwierdziła, że czas się przebadać. Jeżeli by to miało taki oddźwięk, na pewno byłoby plusem całej sytuacji. Nie ma co ukrywać, w Polsce ludzie nie mają świadomości, że należy się regularnie badać.

Ty też początkowo zbagatelizowałeś sprawę. 

Oczywiście. Jestem jak 99% facetów – uważałem, że skoro w klubie mam raz na miesiąc obowiązkowe badania krwi, to i tak perfekcyjnie o siebie dbam. Jak widać każdego może to spotkać, nie ma reguły. Mogę tylko zachęcić do tego, by ludzie regularnie odwiedzali lekarza. Z drugiej strony wiadomo, jak jest w naszej służbie zdrowia, niełatwo zrobić takie badania, jakie miałem ja. Odpłatnie wszystko jest możliwe, ale nie każdy może na to sobie pozwolić. I wtedy nagle wychodzą sytuacje, że ktoś ma 30 lat i dowiaduje się o poważnych problemach, którym można było zapobiec. Każdy powinien się nad tym zastanowić, bo życie mamy jedno i szkoda je przedwcześnie kończyć.

Patrząc na wszystko z dystansu – piłkarzowi łatwo wpaść w bańkę, w której myśli, że prawdziwe dramaty prawdziwego świata go nie dotyczą? 

Często tak się mówi, że piłkarz idzie na dwie godziny pokopać piłkę, a później ma wolne. Zarabia dużo pieniędzy i nic go nie interesuje.

Przyznasz jednak, że to najlepsza praca świata.

Oczywiście, że tak. Ale są momenty, w których nie jest kolorowo. Każdy z nas ma problemy i swoje sprawy – czy to w domu, czy jak ja ze zdrowiem. Nas to tak samo dotyczy. A to, że możemy robiąc to, co kochamy, zarabiać duże pieniądze? Tak po prostu jest, co ja mogę powiedzieć. Wielu na pewno żyje w takiej bańce, ci młodsi. Starsi jednak są już na tyle doświadczeni przez życie, że naprawdę twardo stąpają po ziemi.

Da się traktować guza jak normalną kontuzję?

Ja go tak traktuję, tak sobie to poukładałem. Gdy dowiedziałem się o tej sytuacji, jednym z pierwszych pytań było:

– Czy i kiedy będę mógł wrócić do normalnych treningów?

Po wszystkich ustaleniach optymistyczna wersja jest taka, że w styczniu-lutym będę mógł zacząć trenować. Żyję tym. Zadręczanie się negatywnymi myślami nie ma sensu. Na początku był szok. Po usłyszeniu diagnozy tylko spojrzałem na doktora:

– Guza? Jakiego guza?

Przez głowę przeszła myśl: o kurde, co teraz? Kompletnie nie spodziewałem się takiej wiadomości. Spytałem doktora, jaki mamy plan, porozmawialiśmy na spokoju. Trener często powtarza nam, by nie stresować się sytuacją, na którą nie mamy wpływu, bo i tak z nią nic nie zrobimy. Starajmy się zmieniać to, co możemy. Rzeczywiście tak jest. Płakanie i użalanie się nic nie da. Stało się, tego nie odwrócisz. Możesz tylko robić to, na co masz wpływ i co możesz zmienić.

Wchodząc do doktora za drugim razem przygotowałeś sobie całą listę pytań odnośnie do choroby. Wiele się potwierdziło?

W zasadzie nie.

To dobrze.

Więcej było strachu, ale nie pokryło się z tym, co mówił doktor. Miałem jedno, najważniejsze pytanie:

– Czy będę mógł wrócić do piłki?
– Po to tu przyjechałeś.

Trzy czwarte pytań z urzędu zostało w tym momencie skasowane. Dopytałem tylko o szczegóły treningów i rzeczy okołopiłkarskich.

To najwcześniejsze z możliwych stadiów?

Nie. Guz urósł już do jakichś rozmiarów. Lekarze potrafią wykryć milimetrowe, mój jest liczony już w centymetrach (1,8 x 1,5 x 2,1 cm – red.). Pamiętam, że podczas meczu z Jagiellonią ponad rok temu miałem zderzenie z Marianem Kelemenem. Pojechałem od razu do szpitala, robiliśmy rezonans i nic nie wyszło. Mogło więc zacząć się rozwijać najwcześniej po tym zdarzeniu. Najdziwniejsze jest to, że nie ma żadnych objawów, przesłanek, że coś może być nie tak. A jest.

Co jest najtrudniejszego w tym wszystkim? Czekanie? Żyjesz od zastrzyku do operacji, nie jest tak, że codziennie coś musisz robić w związku z leczeniem. 

Najbardziej denerwuje ta niemoc. Niby mogę trenować, ale jestem ograniczony. Staram się nie myśleć o tych wszystkich trudnościach i cieszę się z tego, że w ogóle mogę brać udział w zajęciach. Na 60-70% możliwości, ale jednak. Jestem z drużyną, codziennie pojawiam się w klubie, nie muszę leżeć w domu i wegetować czekając na operację. Żyję normalnie, tyle tylko, że muszę przejść operację. Tak do tego podchodzę – muszę to zrobić i tyle. Tak na dobrą sprawę, jeśli wszystko dobrze się ułoży, wrócę szybciej niż zawodnicy po kontuzjach kolana.

I bez ryzyka dalszych powikłań. 

To operacja na głowie, więc zawsze coś może pójść nie tak. Po to jadę do najlepszego lekarza, by to ryzyko ograniczyć do minimum. Prawdopodobnie wyciągną mi to przez nos. Później trochę odpocznę i będę chciał jak najszybciej wrócić do treningów.

Pojawiały się negatywne myśli? 

Pojawiały się. Zastanawiałem się, czy będę mógł w ogóle normalnie uprawiać sport. Jestem typem człowieka, który bez sportu jest nie do życia. Jeśli się nie zmęczę i nie wybiegam swojego, źle się czuję i jestem nerwowy. Nawet jeśli miałbym nie grać w piłkę, zastanawiałem się, czy będę mógł po prostu biegać.

SZCZECIN 10.04.2016 UROCZYSTE LOSOWANIE MINI MUNDIALU 2016 --- MINI MUNDIAL CEREMONY DRAW KIBICE ADAM FRACZCZAK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Jak znosisz wyjazdy chłopaków na mecze?

Najchętniej pojechałbym z nimi. Nawet chciałem ruszyć ostatnio do Białegostoku, ale jednak to za daleko. Nie zostaję sam w klubie, zawsze są ze mną inni kontuzjowani, których ostatnio niestety nie brakuje. W dniu meczu robię trening, załatwiam jakieś swoje sprawy, a po 18 siadam przed telewizorem i Ekstraklasa.

W jakich okolicznościach złapali cię kibice, gdy zebrali się pod twoim domem?

Akurat wróciłem z synem z basenu. Intensywny dzień, mieliśmy zajęcia, później młody miał swój trening, a potem od razu na basen. Wróciłem koło 20:30 do domu. Weszliśmy do mieszkania, zaczęliśmy myśleć, co zjemy na kolację, normalne czynności. Młody robił coś na telefonie i myśleliśmy, że coś puścił. Żona weszła do pokoju, akurat mieszkamy na parterze i okna mamy na ulicę…Chłopaki zapalili race, ryknęli. Wyszedłem świńskim krokiem, a tam wszystko pomarańczowe, chłopaki zaczęli krzyczeć.

Najlepszy kop. 

Wielki. Tak samo jak ten na stadionie, gdy w dziewiątej minucie meczu kibice zaczęli mnie oklaskiwać. Fajne, budujące zachowanie, tym bardziej, że to niespodzianka. Chłopaki pokazali, że potrafią wspierać nas w każdej chwili.

Można się poczuć na zasadzie: kurczę, jak takie wsparcie dają, to coś się dla tego klubu zrobiło.

Na pewno tak. Wiesz, jestem tu już ósmy rok. Jedni mnie kochają, inni nienawidzą, ale myślę, że większość szanuje. To dla mnie ważne. Takie gesty jak przyjście pod dom czy to wsparcie w dziewiątej minucie meczu to coś pięknego. Zwłaszcza że w tym sezonie więcej swoją postawą dałem kibicom rozczarowań niż radości, potrafili to rozgraniczyć. Przekazali mi bardzo mocne wsparcie. Mówi się, że piłka łączy ludzi – rzeczywiście tak jest. Ludzie potrafią się złączyć i przekazać dobrą energię.

Gdzie siedziałeś?

O, tutaj

(Adam pokazuje ręką, siedzimy na stadionie).

Łezka poleciała?

Nie ukrywam, wzruszyłem się. Wsparcia było tak dużo, że momentami byłem już taki… Nie wiedziałem, jak się zachować.

Aż głupio.

Takie miłe, że aż mnie onieśmielało. Siedziałem, wszyscy wstali, ja też, co miałem zrobić? Podziękowałem, pewnie większość nawet nie wiedziała, gdzie siedzę. Nie wiedziałem, jak mam się zachować. Może gdybym miał mikrofon powiedziałbym, że bardzo dziękuję. W każdym wywiadzie podkreślam, że jestem bardzo wdzięczny wszystkim ludziom ze Szczecina i klubu. Nie tylko im zresztą – bardzo wiele ciepłych słów dostałem także od kibiców z innych drużyn. Zapraszali mnie na najlepsze ciastka do Gdańska, wiadomości wysyłały kluby, trenerzy. Bardzo budujące.

Jak zmieniła cię cała sytuacja?

Trener Runjaić powiedział jakiś czas temu fajną rzecz: warto cieszyć się każdym treningiem, każdym dniem, bo nie wiadomo, ile czasu w piłce nam zostało. Czasem są takie dni, że przychodzisz do klubu i jesteś zmęczony po poprzednim dniu, bo miałeś dwa treningi, nogi bolą, nie czujesz satysfakcji. Po paru tygodniach, gdy dowiedziałem się o swojej chorobie, uświadomiłem sobie, że faktycznie nikt nie wie, ile czasu mu zostało i trzeba cieszyć się tym, co się robi, przebywaniem w szatni, treningami. Dlatego regularnie chodzę na treningi do młodych chłopaków, by jak najwięcej z tej sytuacji czerpać.

Mam wrażenie, że bardzo dobrze podchodzisz do całej sytuacji. Bez dramatyzowania i robienia ze sprawy znacznie poważniejszej niż jest. Jest coś, co musisz wyleczyć, zrobisz wszystko, by wrócić do zdrowia i tyle. 

Nie mam zamiaru dramatyzować. Ludzie mają zdecydowanie większe problemy. Chociażby ostatnio Filip Burkhardt, którego córka miała operację – największy dramat, gdy jest dziecko chore. Bardzo mocno trzymam kciuki za to, żeby wróciła do zdrowia. Dlatego nie mam zamiaru ubolewać nad swoim losem, ale staram się robić to, na co mam wpływ, żeby jak najszybciej z tego wyjść.

Możesz o sobie powiedzieć, że jesteś mocny psychicznie?

Myślę, że w miarę. Pewnie wielu ludziom się wydaje, że jestem bardzo mocny, ale każdy ma sytuacje, które mogą go złamać.

Pytam, bo każdy w klubie mówi, że bardzo pozytywnie to znosisz, niczego po tobie nie widać. 

Bo nie dramatyzuję, nie ubolewam. Nie wiem, czy to kwestia psychiki, po prostu tak sobie to poukładałem w głowie i tego nie zmieniam. Bardzo często słyszy się slogan, że dobre nastawienie to połowa sukcesu. Sama prawda, to nawet więcej niż połowa. To, jak poukładamy sobie to w głowie, w wielki sposób rzutuje na to, jak sytuacja będzie wyglądać dalej. Trzeba myśleć pozytywnie. Jedni to rozumieją w kategorii dobrej energii, inni w kategorii Boga, siły przyciągania.

SZCZECIN 14.10.2016 MECZ 12. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2016/17: POGON SZCZECIN - LEGIA WARSZAWA 3:2 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: POGON SZCZECIN - LEGIA WARSAW 3:2 ADAM FRACZCZAK KIBICE POGONI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Żaden moment nie jest dobry na taką chorobę, ale przed sezonem wydawało się, że szykuje się dla ciebie najlepszy okres. Wreszcie zostałeś doceniony, przestałeś być rzucany po pozycjach, otrzymałeś jakiś czas temu opaskę kapitańską, byłeś jednym z gości, od którego zaczyna się ustalanie składu.

Pierwszy mecz w Ekstraklasie zagrałem nawet na lewej obronie. Kiedyś jak skończę grać w piłkę zastanowię się, czy to rzucanie po pozycjach było dobre, bo dzięki temu więcej grałem, czy mnie zahamowało. Może gdybym grał tylko na jednej pozycji, byłbym lepszym zawodnikiem? Albo może bym w ogóle nie doszedł do Ekstraklasy? Można gdybać. Cieszę się z tego, że tyle lat tu jestem i większość trenerów widziała mnie na boisku. I nie ukrywam, że bardzo się cieszę też z tego powodu, że żaden z trenerów nie wystawia mnie już na obronie. Nie miałem tam przyjemności z grania. Ale nie wiem, czy tak zostanie, w tym sezonie grałem też na lewej i prawej stronie.

Gdy już wrócisz, rywalizacja może być trudniejsza niż kiedykolwiek. Buksa jest w gazie, do zdrowia wrócił Żyro, być może wyleczy się też Benyamina.

Podejrzewam, że nie będzie mi łatwo wrócić do pierwszego składu. Wszystko zależy od okresu przygotowawczego, czy będę w stanie normalnie trenować, bo jeśli nie, pewnie będę ostatnim w kolejności do wyboru. Taka jest nasza rola, by rywalizować, podnosić jakość drużyny. Mam nadzieję, że do tego czasu wyzdrowieją też wszyscy inni i będzie między nami zdrowa rywalizacja. Za zasługi nikt nie zagra. Na razie się nad tym nie zastanawiam, zresztą moje cele są nieważne, jeśli drużyna dobrze funkcjonuje. Cieszę się, że pomału idzie to do przodu. Jest jeszcze Spas, gdyby wszyscy byli zdrowi, nasza siła ofensywna byłaby dość duża jak na Ekstraklasę.

Jak w klubie reagowano na te wszystkie plagi, które na was spadały? Każdy tydzień przynosił kolejne negatywne informacje, do tego drużynie kompletnie nie szło. W pewnym momencie nie wiadomo było, gdzie szukać powodów do optymizmu.

Czasami ręce opadały. Najlepszy przykład to Żyrko – przyszedł chłopak, fajnie wyglądał, wszystko miało zacząć iść do przodu i nagle kontuzja przy ostatnim strzale na rozgrzewce. Ale co możesz zrobić? Trzeba było porobić takie roszady, że mało kto grał na swojej pozycji. Do tego w drużynie jest wielu młodych zawodników i momentami nic się nie dało zrobić, można było tylko przeczekać. Szkoda, że tyle punktów potraciliśmy, mimo tych wszystkich plag powinniśmy mieć ich więcej. Ale widzisz, wszystko zaczęło nam iść do przodu i nagle kolejna informacja: Spas, który zaczyna trenować, jest zawieszony (w tej chwili ma zawieszone wykonanie kary i może grać – red.). I co możesz zrobić? Możesz się odwoływać i to będzie trwało. Musimy mieć pod górę. Jak powiedziałeś – nic się nie dzieje bez przyczyny.

Czuć było na klubowych korytarzach lub w szatni nerwowość czy tylko spokój? 

Od początku wiedzieliśmy, że jak się przełamiemy, to wszystko pójdzie do przodu. Tu jednak nie szło, znowu nie idzie, znowu nie… W pewnym momencie wkradła się taka frustracja, że starasz się – niektórzy pewnie powiedzą, że tego nie było widać – ale punktów nie przybywa. Ktoś wraca do składu, myślisz, że już będzie dobrze, ale za chwilę ktoś znowu wypada. Chłopaki wygrali z Wisłą i ruszyło. Tak jak porażki napędzają złą atmosferę, tak zwycięstwa tę dobrą. Mimo że przegrywaliśmy i cały czas byliśmy na dole, mieliśmy świadomość, że w środku wygląda to zupełnie inaczej niż w poprzednim sezonie. Polska liga jest taka, że wygrałeś trzy mecze i z ostatniego miejsca jesteś w połowie i masz widoki na czołówkę. Polska Ekstraklasa, dlatego ją tak kochamy.

Jakie oczekiwania w stosunku do twojej kapitańskiej opaski ma trener?

Wymaga ode mnie i starszych zawodników liderowania. I na boisku, i w szatni. Mamy scalać drużynę, dowodzić.

Za co cenisz trenera Runjaica? Szczecin jest w nim zakochany. 

Za to, że jest szczery. Nie boi się mówić krytycznie do zawodników. Jak coś do kogoś ma, zawsze mówi to od razu. Nigdy nie grałem w piłkę na zachodzie, nie wiem jak tam podchodzą do pracy, ale trener ma zupełnie inną mentalność niż polscy trenerzy. Nie szuka problemów w małych rzeczach, które nie mają wpływu na boisko. Trener chce, żebyśmy mieli i moment skupienia na meczu, i chwilę relaksu, odprężenia, wyczyszczenia głowy, co jest równie ważne. Dla niego nie jest problemem, żebyśmy się spotkali przed meczem na kolacji, pogadali, pośmiali się. Luźna atmosfera. Ma być śmiesznie, przyjemnie, mamy być wszyscy razem. Niektórzy trenerzy uważają, że dzień przed meczem masz myśleć tylko o meczu, najlepiej oglądać cały wieczór spotkania przeciwnika. My do meczu przygotowujemy się przez cały tydzień i każdy wie, co musi zrobić, żeby jak najlepiej wyglądać na boisku. Wielu trenerów w Polsce chce robić wszystko za piłkarzy, mówić im co jest dobre. Jesteś źle przygotowany, czujesz, że mikrocykl był za słaby i potrzebujesz czegoś innego – Runjaić mówi, że masz iść na siłownię, albo wysłuchuje sugestii, że ktoś ma za dużo. Nie ma z tym problemów – gdy ktoś uważa, że potrzebuje porobić dodatkowo sprinty, idzie robić sprinty.

Słowem – traktuje was jak poważnych ludzi. 

Wielu trenerów niestety nie traktuje piłkarza jak kogoś świadomego. Głupi przykład – zakaz jedzenia jajecznicy w dniu meczu. Mimo że w klubie codziennie masz śniadania i możesz jeść jajka w różnej formie. Wtedy, na dwie godziny przed treningiem, to w ogóle trenerowi nie przeszkadza. Ale w dniu meczu, chociaż grasz dopiero wieczorem, zjeść jajecznicy nie możesz, bo podobno zaszkodzi. Nawet, jeśli jesz ją od lat i znasz swój organizm – jeden z trenerów zabraniał. Przecież jeśli będziemy się źle przygotowywać do meczu, stracimy na tym my sami. Runjaić nie robi z takich błahych rzeczy problemów. Masz być gotowy na mecz, a jak się do tego przygotowujesz – twoja sprawa. Na zachodzie większość piłkarzy współpracuje z trenerem personalnym. Oni wiedzą, co im potrzeba. Obrońcy chodzą więcej na siłownię, ktoś na trening biegowy. Nasz trener powtarza: brakuje ci czegoś? Masz po treningu tyle czasu i możliwości, że wszystko możesz wypracować.

WARSZAWA 01.04.2017 MECZ 27. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2016/17 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - POGON SZCZECIN 2:0 ADAM FRACZCZAK MATEUSZ MATRAS FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Grałeś kiedykolwiek w klubie, w którym proporcje pomiędzy młodymi a starszymi były takie jak w Pogoni? Dość dużo macie w szatni perspektywicznych zawodników. 

Nie miałem wcześniej takiej sytuacji. Teraz rzeczywiście młodych jest więcej niż starszych. Taka jest wizja klubu, by ci chłopcy się rozwijali, grali, ja się bardzo z tego cieszę, że nas naciskają. Powinni jeszcze bardziej to robić. To oni mają być przyszłością tego klubu i stanowić o jego sile. Chciałbym, by ci wychowankowie byli zżyci z klubem, pograli dłużej niż jeden dobry sezon i wyjazd. Z drugiej strony takie są czasy, że ciężko polskim klubom zatrzymać zawodnika.

Jesteś dla nich mentorem, podpytują?

Nie tylko ja, wszyscy starsi. Dajemy im rady, wskazówki, często rozmawiamy. U nas nie ma granicy między starszymi a młodymi. Wszyscy działamy na tych samych prawach i obowiązkach. Otwarcie rozmawiamy i młodzi nie mają problemów z tym, by pogadać ze starymi, pośmiać się.

Powtarzam młodym, by korzystali z tego, co tutaj mają. Teraz wiele rzeczy jest ogólnodostępnych, kiedyś nie miałeś na to szans. Młodzi po prostu muszą chcieć trenować i rozwijać się, poza tym wszystko mają. Nie mogą się zadowalać tym, że są w Ekstraklasie. Takie myślenie tylko hamuje. Często słyszę jak rozmawiają podczas oglądania meczu. Ktoś strzeli gola i pytają:

– A który on rocznik?
– 1998.

I zaraz się porównują. „A, mam jeszcze dwa lata, czyli za dwa lata będę na tym samym poziomie”. Też myślałem w ten sposób. Czas tak szybko ucieka, że mam 31 lat i żadnej wielkiej kariery już nie zrobię. Myśleniem nic nie zdziałasz. Musisz po prostu pracować.

Gdzie cię widzę 10 lutego? Na boisku czy trybunach? 

Mam nadzieję, że przynajmniej na ławce.

Po prostu nie mogę się doczekać, by mieć to już za sobą.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Zdjęcie główne Newspix.pl. Zdjęcia w tekście FotoPyK

Najnowsze

Cały na biało

Komentarze

0 komentarzy

Loading...