Pokolenie lat 90. musi się czuć dość nieswojo. Większość dawnych idoli już zawiesiła buty na korku, zrzuciła klubowe trykoty oraz dresy, a teraz przechodzi na drugą stronę rzeki. Przywdziewają garnitury i albo idą w dyrektory, albo na ławki trenerskie. Tak jak ostatnio Steven Gerrard czy Frank Lampard, a ostatnio również Thierry Henry.
Dużo mówiło się, że Francuz może objąć Aston Villę. Ba, angielskie media podawały to jako pewnik, a tu proszę, kilka tygodni później legenda Arsenalu wylądowała w Bordeaux. Były napastnik przejmie pałeczkę po Gustavo Poyecie, który odszedł z klubu w dość kwaśnej atmosferze. – To co stało się z Gaetanem Laborde to skandal. Prosiłem klub, by go nie sprzedawać, dopóki nie będziemy mieli zastępcy. Nie posłuchali, Laborde odszedł. Chciałem go wezwać, a on już był w Montpellier. Przedstawiciele klubu kłamią, mam w dupie to, co wam mówią. Nie mają jaj, by być szczerzy. Wsadzili mi nóż w plecy – grzmiał na konferencji prasowej, po której został zawieszony i za chwilę zwolniony. W ramach protestu jego podopieczni nie chcieli trenować (choć Igor Lewczuk u nas zaprzeczał), ale sytuacji nie dało się uratować.
Jak z właścicielem klubu, Nicolasem de Tavernostem będzie dogadywał się Henry, tego nie wiadomo, aczkolwiek trzeba liczyć, że sporo zrobi tutaj duża estyma Francuza, którą się cieszy. Poza tym Bordeaux to w tej chwili jedna wielka niewiadoma. Jeszcze jego poprzednik irytował się na brak transferów – na początku Żyrondyści oraz Tottenham jako jedyne ekipy z ligowego TOP5 nie poczyniły żadnych wzmocnień. Teraz też mówi się, że w Bordeaux nie skończyli jeszcze swoich działań na rynku. Muszą wszak na nowo wymyślić formację ofensywną, która w dużej mierze opierała się na Malcomie.
W obronie też może dojść do roszad. Bordeaux opuścił co prawda rezerwowy stoper Paul Baysse, ale nikt na jego miejsce nie przybył. Póki co to dobrze dla Igora Lewczuka, który na początku sezonu grał po prawej stronie, za to przyjściu Sergio Palencii z rezerw Barcelony ostatnio wystąpił na środku defensywy. Sam Henry również zapewne ma jakichś faworytów, których chętnie by widział na Stade Matmut-Atlantique. Rzecz w tym, iż obecnie włodarze Żyrondystów zajmują się innymi zagwozdkami, na przykład próbują sprzedać klub, więc każdy transfer musiałby tak naprawdę zostać zaakceptowany zarówno przez starą, jak i nową dyrekcję.
Sami przyznacie – w całym tym zamieszaniu trochę mało piłki w piłce, a ogólna sytuacja jak dla kogoś, kto dopiero zaczyna trenerską przygodę, sprawia wrażenie wysoce niekomfortowej. Pytanie, co tak naprawdę drużyna Francuza będzie grać? W jaki sposób? Jedyny trop prowadzi do reprezentacji Belgii, z którą nasz bohater ostatnio blisko współpracował. Przez dwa lata był bowiem asystentem Roberto Martineza, więc można spekulować, iż właśnie tego typu futbol go rajcuje – techniczny, ofensywny, oparty na krótkich podaniach i dynamizmie akcji. Tamtejsi dziennikarze podkreślali również, że to w gruncie rzeczy jego zasługa, iż Czerwone Diabły tak okazale prezentowały się w ostatnim czasie w ofensywie. Relacje zawodowe z Thierrym mocno chwalił sobie również Romelu Lukaku, który indywidualnie współpracował z byłym Kanonierem.
Podopieczni Martineza ponoć często zwracali się do Henry’ego per „nauczycielu”, choć – takie są fakty – jego CV trenerskie jest biedne jak mysz kościelna. Jeśli na czymś ma polegać, to rzeczywiście na praktyczniej wiedzy, którą wyniósł z kariery piłkarskiej, nabytą od Arsene’a Wengera, Pepa Guardioli czy Carlo Ancelottiego. Niezły futbolowy uniwerek, po którym papierek niekoniecznie musi robić największe wrażenie. A jest to całkiem niezły punkt wyjścia do tego, by nie stać się trenerską wydmuszką niczym Clarence Seedorf. Oby.
Fot. NewsPix.pl