Jeżeli wyświetlilibyśmy sobie tabelę samej rundy wiosennej, na czele znalazłaby się Jagiellonia z kompletem pięciu zwycięstw (dziś zagra szósty mecz w Poznaniu), a na drugim miejscu dosyć niespodziewanie napotkalibyśmy Cracovię. 4 zwycięstwa, 1 remis i 1 porażka (z liderem na jego terenie), co przełożyło się na 13 punktów. Po cichu i bardzo dyskretnie ekipa Michała Probierza opuściła strefę bezpośrednio zaangażowaną w walkę o utrzymanie i włączyła się do wyścigu o górną ósemkę. Tym bardziej, że do ósmego w tabeli Zagłębia traci już tylko 3 punkty, a w ostatniej kolejce obie ekipy zmierzą się przy Kałuży w bezpośrednim starciu.
Po sześciu tegorocznych spotkaniach spokojnie można napisać, że Pasy z jesieni i wiosny to już zupełnie inne ekipy. Janusz Filipiak cierpliwie przeczekał wszystkie potknięcia Michała Probierza i pomału zaczyna wychodzić, że w tym konkretnym przypadku cierpliwość jednak się opłaciła. Obecna Cracovia jawi się bowiem jako zespół, któremu naprawdę trudno strzelić bramkę oraz jako ekipa bardzo niebezpieczna z przodu – głównie za sprawą stałych fragmentów gry oraz zwyżki formy Krzysztofa Piątka.
Wczoraj 22-letni napastnik Pasów strzelił trzeciego gola w trzecim meczu z rzędu. Najpierw jego trafienie dało trzy punkty w Płocku w meczu z Wisłą, później przesądził o zwycięstwie w Krakowie nad Arką, a wczoraj otworzył wynik w Szczecinie z Pogonią. Jakkolwiek spojrzeć, trzy bardzo ważne trafienia i – co ważne w kontekście zarzutów, że trafia głównie z jedenastego metra – wszystkie z gry. Tym samym Piątek z 12 bramkami na koncie pobił swój indywidualny rekord 11 goli z zeszłego sezonu, a także wysunął się na pierwsze miejsce wśród obecnie grających w ekstraklasie Polaków. Jedynym rodakiem, który wyprzedza go w klasyfikacji strzelców wciąż pozostaje Jakub Świerczok (16 goli), który zimą przeniósł się do Łudogorca.
Piątek nie tylko zaczął trafiać do siatki, ale też stał się bardziej aktywny w pierwszej linii – częściej dochodzi do pozycji strzeleckich. Wczoraj z Pogonią nie wykorzystał przynajmniej dwóch dogodnych sytuacji, ale w zamian zrobił swoje także przy samobójczym trafieniu Drygasa – to on w tej sytuacji z impetem próbował zaatakować piłkę i w pewien sposób wymusił na rywalu błąd.
Innymi słowy, Piątek wreszcie zaczyna się wywiązywać z zadań, jakie stawia się przed napastnikami, czyli przyczynia się do zdobywania bramek. To jednak, co pochłania najwięcej jego uwagi w meczach, to fizyczna, nieustanna naparzanka z obrońcami. Takiej gry oczekuje od niego trener Probierz – Piątek jest jego pierwszym żołnierzem, często w pojedynkę desantowanym na terytorium wroga. Jeżeli mielibyśmy wskazać pierwszy wiosenny mecz, w którym napastnik Pasów zasygnalizował zwyżkę formy, byłoby to starcie z Legią, podczas którego stoczył prawdziwą wojnę z Pazdanem, Remym i resztą warszawskich obrońców. Łącznie zaliczył w tym meczu aż 38 pojedynków, czyli naparzał się z rywalami średnio częściej niż co 2,5 minuty. A w pamięci Probierza oraz kibiców Cracovii z pewnością pozostanie sytuacja, w której po wygranym starciu z Pazdanem sędzia Frankowski niesłusznie odebrał mu możliwość stanięcia oko w oko z Malarzem.
Ogólnie jednak to, co wyróżnia Piątka, to właśnie bramki i pojedynki. Tych drugich stoczył więcej niż zdecydowana większość ligowców – jest trzeci w całej stawce. Wyprzedzają go tylko preferujący podobne granie Łukasz Wolsztyński i Marco Paixao.
Patrząc na napastnika Pasów, wyraźnie widać, że dobrze się czuje fizycznie. Tak jak i cała drużyna, w której pełno wielkich i napompowanych chłopów. Kiedy na stałe fragmenty gry wchodzą Dytiatjew (196 cm wzrostu), Helik (193 cm), Covilo (193 cm) czy właśnie świetnie czujący się w zwarciu i odnajdujący się w polu karnym rywala Piątek, to siłą rzeczy pod bramką musi robić się ciepło. W tym kontekście nie dziwi też taktyka Probierza nastawiona na grę jeden na jeden w bocznych strefach czy długie piłki właśnie na Piątka, co stosunkowo często kończy się jakimś rzutem wolnym. Przy takim potencjale w powietrzu nie może też dziwić, że większość stojących piłek – nawet tych mocno oddalonych od bramki rywala – jest bezpośrednio adresowana w szesnastkę. To bowiem jest dziś najgroźniejsza broń Cracovii, o czym wczoraj boleśnie przekonała się także Pogoń.
Zwyżka formy Pasów oraz jej lidera jest dziś ewidentna, pytanie tylko, gdzie ona zaprowadzi. Terminarz końcówki sezonu zasadniczego wydaje się przystępny – teraz do Krakowa zajedzie beznadziejna Sandecja, potem wyjazd do Niecieczy na mecz z Bruk-Betem i mecz o górną ósemkę u siebie z Zagłębiem. Jako że Pasy wygrały z lubinianami pierwszy mecz, każde zwycięstwo da im lepszy bilans bezpośrednich spotkań. I jeżeli piłkarzom Probierza uda się w najbliższym czasie utrzymać formę z początku wiosny, pograją jeszcze w tej rundzie na fajnych stadionach i – mimo że tylko w roli statystów – odegrają swoją rolę w walce o mistrzostwo.
Fot. 400mm.pl