Dzisiejsza piłka jest jak ocean. Grube ryby (czytaj – wielkie kluby) zjadają dzień w dzień bez najmniejszego problemu tysiące płotek (czytaj – małe kluby). Dobrnęliśmy w zasadzie do takiego momentu, że odwrócenie proporcji graniczy z cudem. Ci, którzy obecnie są duzi, duzi już pozostaną. Ci, którzy są mali – o ile nie wpadnie do nich znienacka wielki sponsor jak do Lipska – prawdopodobnie już tacy pozostaną. Rozwarstwienie pomiędzy Realami czy Barcelonami a lokalnymi klubikami z przedmieść stale będzie się tylko pogłębiać, pogłębiać, pogłębiać.
Ale tak jak w oceanie, w piłce funkcjonuje określony ekosystem, który sprawia, że małe rybki są wielorybom niezbędne do życia. Czy Helmut z Bawarii regularnie jeździłby na Bayern, gdyby w jego okolicy od zawsze nie było mody na piłkę potęgowanej przez jego lokalny klub? Gdzie pierwsze szlify zbierałyby wszystkie Muellere, Kroosy i Sikorskie, gdyby nie funkcjonowały okoliczne drużyny? Nie ulega dyskusji, że posiadanie silnych, dobrze funkcjonujących klubów w regionie jest na rękę każdemu gigantowi. Pomagają one w dostarczaniu piłkarzy, trenerów, ale też kibiców.
Można mieć zatem dwa różne podejścia – albo liczyć na to, że same sobie poradzą, albo… im w tym dopomóc. I z takiego założenia wyszła Borussia Dortmund.
O co chodzi? O rewelacyjny projekt, jaki ogłosiły władze dortmundzkiego klubu. W budżecie Borussii wygospodarowano 200 tysięcy euro na poprawienie infrastruktury lokalnych klubów piłkarskich i lekkoatletycznych. 200 koła na boiska w okolicznych wioskach, na których pierwsza drużyna BVB prawdopodobnie nigdy nie postawi stopy. 200 koła na sprzęt lekkoatletyczny, z którego być może nigdy nie skorzysta żaden piłkarz, który przewinie się przez BVB. Regionalny gigant zdecydował się zatem na wspomaganie konkurencji, a przecież nikt tego od niego zupełnie nie oczekiwał. No bo niby dlaczego klub A ma ot tak dawać kasę klubowi B? Przecież to brzmi jak nonsens.
A jednak do lokalnych klubów została wysłana już informacja, że do 19 grudnia mogą nadsyłać wnioski o dofinansowanie zakupu/remontu konkretnych rozwiązań infrastrukturalnych. Dla jednego będzie to rozlatujące się boisko ze sztuczną nawierzchnią, dla drugiego siatki za bramkami, dla trzeciego renowacja parkietu na hali. Ile będzie miała z tego Borussia? Na tu i teraz – niewiele. Ale może kiedyś na tych boiskach wychowa się drugi Goetze, może inni wezmą przykład z BVB i region stanie się silniejszy, a może po prostu okoliczni mieszkańcy posyłając dzieciaki na równiutkie boisko stwierdzą, że ta Borussia w sumie da się lubić i warto zaklepać karnety dla całej rodziny.
A to już myślenie nie o trzy kroki do przodu, a o trzydzieści. Wypada tylko przyklasnąć.
Fot. FotoPyK