Na czele trzy drużyny z taką samą liczbą punktów, a za ich plecami równie ciasno – jedenasta w tabeli Arka Gdynia traci w tej chwili do lidera zaledwie sześć punktów. Jedenaście drużyn stłoczyło się tak mocno, że po dwunastu kolejkach niektóre kluby mogą być jednocześnie kandydatami do walki o europejskie puchary i… utrzymanie. Tak równego startu nie było od lat – co niestety jest raczej potwierdzeniem słabości naszej ligi, a nie jej niewiarygodnej mocy, dzięki której wszystkie zespoły mają szansę w starciu z papierowymi tygrysami.
Jeśli bowiem prześledzimy kilka ostatnich sezonów, zauważymy, że najrówniejsze tabele były w momencie, gdy najmocniejsze ekipy ligi rozpoczynały sezon od potężnych rotacji. Gdy nie było takiej potrzeby – bo sezon trwał ledwie 30 kolejek – od startu było widać, kto liczy się w grze, a kto tylko statystuje.
2016/17
Przewaga lidera nad 11. miejscem: 11 punktów
Po 12 kolejkach tak naprawdę ucieczka liczyła zaledwie trzy zespoły – Lechia, Jagiellonia i Termalica odskoczyły reszcie ligi, czwarte w tabeli Zagłębie traciło cztery punkty do podium. Dołowały Legia i Lech, ale pamiętajmy: stołeczny klub wówczas gra Vranjesem, Niezgodą, Wieteską, Kopczyńskim, Langilem… Jasne, dziś to nie brzmi tak abstrakcyjnie, ale wówczas przecież w składzie wciąż byli Nikolić i Prijović, do formy dochodził Vadis Odjidja-Ofoe, zdrowy był Miroslav Radović. Lech wprawdzie nie grał w pucharach, ale też na początku nie występował w optymalnym składzie. Efekt był taki, że gdy obie ekipy poradziły sobie z problemami, ligą zaczął rządzić kwartet, którego połowa już od początku sezonu nadawała ton rozgrywkom.
2015/16
Przewaga lidera nad 11. miejscem: 14 punktów
Ach, cóż to był za start Piasta Gliwice. 9 zwycięstw w 12 meczach, sześć punktów przewagi nad wiceliderem, pucharowicze gdzieś daleko za plecami. Po raz kolejny jednak – już na tym etapie wyklarowały się zespoły dobre (Piast wprawdzie nie utrzymał morderczej formy, ale do końca bił się o mistrzostwo, Cracovia utrzymała się w pierwszej czwórce do końca), dobre, ale rotowane (Legia) oraz słabe. Takiego podziału brakuje dzisiaj, widać to gołym okiem.
2014/15
Przewaga lidera nad 11. miejscem: 8 punktów
Ten sezon był najbardziej zbliżony do obecnego. Też trzy zespoły prowadziły w tabeli z taką samą liczbą punktów – Legia, Jagiellonia oraz Śląsk. Też nie było wielkich różnic pomiędzy tą trójką, a gonitwą – Wisła i Górnik traciły ledwie dwa punkty do podium. Ale po raz kolejny – wynikało to przede wszystkim z rotacji. Legia na wejściu wystawiała niemalże juniorów, Kalinkowskiego, Ryczkowskiego czy Monetę. Lech też kręcił składem – w mniejszym stopniu, ale początek nieregularnie grali choćby Gergo Lovrencsics, Kasper Hamalainen, Łukasz Teodorczyk czy Darko Jevtić. No i poza tym – “Kolejorz” lizał rany po Stjarnan, to też trochę trwało, zanim zespół się odbudował. Gdy na swoje obroty wskoczyli poznaniacy i warszawiacy – w lidze zagrozić im mogła jedynie Jagiellonia, punktująca porządnie już od pierwszych kolejek.
2013/14
Przewaga lidera nad 11. miejscem: 13 punktów
Jeden z lepszych sezonów Legii, która niemalże od pierwszej do ostatniej kolejki (przerwa trwała zaledwie dwa tygodnie, po 4. i 5. kolejce) królowała w lidze. Styl gry, personalia, klimat – wszystko wówczas sprzyjało warszawiakom, którzy już po 12 kolejkach mieli porządną przewagę nad Wisłą czy Lechem. Gonił ich jedynie Górnik Zabrze, mając na tym etapie dwa punkty straty, ale zabrzanie spuchli wiosną i ostatecznie zajęli szóste miejsce. Drużyny tak dominującej nad rywalami w obecnym sezonie próżno szukać. Co więcej – w tym i wcześniejszych sezonach można już odpuścić gadki o rotacji. Mniej meczów, inne podejście – w 2013 roku i wcześniej już od początku jesieni klarowało się, jakie cele mają poszczególne zespoły.
2012/13
Przewaga lidera nad 11. miejscem: 12 punktów
Od początku do końca dominował duet – Lech i Legia. Po 12 kolejkach między nimi znalazła się jeszcze Polonia Warszawa, ale po jakości gry było widać, że liczą się tylko dwa kluby, które w tamtym sezonie odskoczyły wyraźnie całej stawce. Dość powiedzieć, że na koniec sezonu wicemistrz miał 14 punktów przewagi nad trzecią drużyną z podium.
2011/12
Przewaga lidera nad 11. miejscem: 11 punktów
Tym razem to Śląsk rywalizował z Legią i ostatecznie to właśnie wrocławianie zostali mistrzami Polski. Sytuacja była diametralnie różna od obecnej – prowadzący duet miał cztery punkty przewagi nad trzecią Wisłą, która grała w kratkę. Właściwie do samego końca w walce o tytuł liczyły się tylko dwie ekipy, reszta robiła za barwne, ale jedynie tło.
2010/11
Przewaga lidera nad 11. miejscem: 10 punktów
Moglibyśmy określić ten sezon mianem przejściowego – od czasów krakowskich do czasów warszawsko-poznańskich. Nawet w takim układzie jednak – gdy kiepski start zanotował późniejszy mistrz z Krakowa, ubiegłoroczny mistrz znajdował się na przedostatnim miejscu, a Legia musiała oglądać plecy Jagiellonii i Korony – różnice były większe niż obecnie. Przede wszystkim z uwagi na świetny start Jagi, ale też po prostu rzadsze pomyłki przynajmniej jednego z faworytów.
2009/10
Przewaga lidera nad 11. miejscem: 20 punktów
Tak się wówczas robiło ligę. Wisła Kraków z 10 zwycięstwami w 12 pierwszych meczach. Aż dziw, że zdołali to roztrwonić. Zresztą, finisz rozgrywek do dziś jest legendarny.
2008/09
Przewaga lidera nad 11. miejscem: 11 punktów
I znów – mocny początek czterech ekip, Legii, Polonii, Wisły i Lecha, który w efekcie zakończył się podobnym układem na koniec sezonu – zmieniła się tylko kolejność wewnątrz tej czwórki. Od pierwszego gwizdka mocniejsi od rywali, od pierwszego gwizdka pokazujący, kto gra o trofea, a kto tylko przemyka środkiem tabeli.
2007/08
Przewaga lidera nad 11. miejscem: 20 punktów
Wisła Kraków z bilansem 10-2-0. Dziękujemy za uwagę.
2006/07
Przewaga lidera nad 11. miejscem: 11 punktów
Nadal dominacja Wisły, nieco mniejsza, ale nadal.
***
Śledzimy kolejne sezony – kilkanaście punktów to jest absolutne minimum, nawet w czasach, gdy w lidze grało 14 zespołów. Tak naprawdę dopiero w sezonie 1994/95 udało nam się znaleźć porównywalny start – ale wyłącznie dlatego, że wówczas zwycięstwo było za dwa punkty. A i tak GKS Katowice, lider, miał nad 11. miejscem siedem punktów przewagi. Liga się wyrównała, z pewnością, ale trudno nie odnieść wrażenia, że to równanie w dół.
Dość rzec, że Arka, która wygrała tylko trzy mecze, znajduje się o jeden punkt za Śląskiem Wrocław, drużyną, która w ostatnich tygodniach grała bardzo stylowy, ofensywny i skuteczny futbol wygrywając trzy kolejne mecze domowe (i pokonując po drodze Lecha oraz Legię). Zasłużenie chwalony ze wszystkich stron Górnik Zabrze ma 3 punkty przewagi nad zasłużenie krytykowaną przez całe środowisko Legią. Bezbarwna Wisła Płock traci trzy punkty do zespołu, w którym gra najlepszy obecnie piłkarz ligi – Carlitos. W fotelu lidera siedzi Lech Poznań, który wygrał tylko dwa z ostatnich pięciu spotkań, a jeśli Korona wygra najbliższy mecz z zabrzanami – składany z niemieckich odrzutów skład znajdzie się o punkt za rewelacją ligi.
Wszystko dzieje się zaś w momencie, w którym nie ma żadnego uzasadnienia dla najmocniejszych – Lechia nie może się tłumaczyć pucharami, Lech również, Legia w teorii by mogła, ale przecież nawet w sezonach, gdy grała pierwsze mecze głównie rezerwowymi nie miała takiej straty do czołówki. Te rewelacje pierwszych tygodni ligi – pokroju Górnika Zabrze czy nawet Zagłębia Lubin – nie dorastają do pięt prawdziwym rewelacjom a’la Piast 2015.
Czyli innymi słowy – jest równo, ale jest też… Cóż, poprzestańmy na tym, że kolejne określenie pierwszej części sezonu w wykonaniu ekstraklasowców stanowiłoby rym do “równo”.