Po 36. kolejce ekstraklasy – oczywiście poza Maradoną z Wejherowa – najgłośniej było o wyścigu po tytuł, w którym rzekomo pomagali sędziowie. Wiele mówiło się o nieuznanym golu dla Korony, a także o bramkach Sheridana i Marco Paixao, które miały zostać strzelone z pozycji spalonych. Kiedy jednak emocje opadły, a rzeczone sytuacje można było na spokojnie przeanalizować, wyszło coś zupełnie innego. Ekipy bijące się o tytuł żadnej pomocy od arbitrów nie otrzymały, a wręcz przeciwnie.
Przede wszystkim decyzje o puszczeniu gry przy golach Sheridana i Paixao były słuszne, bo w obu przypadkach nawet po obejrzeniu kilkunastu powtórek nie można z całą stanowczością orzec, że napastnik był wyraźnie bliżej bramki niż obrońca (lub przekroczył linię wyznaczoną przez piłkę). A zatem decyzje arbitrów były tu jak najbardziej zasadne. Podobnie jak interpretacja Jarosława Przybyła, który w kluczowej sytuacji w meczu Korony z Legią dopatrzył się faulu Kwietnia na Broziu. Przewinienie faktycznie miało miejsce, co potwierdziły także prowadzone na stadionie testy VAR – jeżeli technologia zostałby w tym meczu użyta, podtrzymałaby decyzję sędziego.
Żaden z pretendentów nie dostał więc od arbitrów najmniejszej pomocy, natomiast kilku z nich zostało w oczywisty sposób skrzywdzonych. Na przykład Jagiellonia, której gwizdnięto karnego z dupy po faulu-widmo Kelemena na Misaku (szczęśliwie nie było z tego gola). Albo Legia, która nie grała w przewadze po bandyckim faulu Rymaniaka na Kopczyńskim. Oraz Lech, który na podobnej zasadzie powinien kończyć z jednym zawodnikiem więcej niż Wisła, po równie debilnym wejściu Gonzaleza w Makuszewskiego. Wszystkie powyższe zdarzenia odnotowujemy w niewydrukowanej tabeli w kolumnach “sędzia pomógł”, “sędzia zaszkodził”.
Dobra, to teraz przejdźmy do spraw najbardziej oczywistych, czyli przede wszystkim do ręki Siemaszki w meczu Arki z Ruchem. Jak można było tego nie zauważyć – nie mamy pojęcia. Ale też nie popadalibyśmy w skrajności, czyli nie wnosilibyśmy o powtórzenie meczu (jak Paterman), ani nie chwalili za to spotkania sędziego (jak Przesmycki). Był to bardzo poważny błąd wypaczający wynik meczu, ale podobne historie wielokrotnie już w tym sezonie miały miejsce. Rzecz jasna w niewydrukowanej tabeli trzy punkty zapisujemy na konto Ruchu.
Co jeszcze? Kante nie powinien wylecieć z boiska w meczu Piasta z Wisłą Płock, ale to nie miało już najmniejszego znaczenia w kontekście boiskowych wydarzeń. Fakty są jednak takie, że u nas podopieczni Marcina Kaczmarka wciąż są bezpośrednio zagrożeni spadkiem, a o utrzymanie korespondencyjnie zagrają z Górnikiem Łęczna (Arka już spadła). Natomiast w grupie mistrzowskiej pole position przed ostatnią kolejką wciąż zajmuje Jagiellonia. Cała niewydrukowana tabela prezentuje się następująco: