Naprawdę rzadko zdarzają się w naszej lidze mecze, w których błędy arbitra odgrywają aż tak znaczącą rolę, i w których tak mocno skrzywdzona zostaje jedna drużyna. Rzadko też oglądamy mecze, które aż tak brutalnie obnażają braki sędziego. A po spotkaniu w Kielcach, gdzie mierzyły się Korona i Wisła, chyba nikt nie ma wątpliwości, że ekstraklasa to chyba jeszcze nie jest poziom odpowiedni dla Łukasza Bednarka.
Sędzia z Koszalina nie był jednak jedynym negatywnym bohaterem tego widowiska, bo drugim był Maciej Górski z Korony, cwaniak jakich mało. To właśnie duet Bednarek-Górski odegrał rolę we wszystkich kluczowych wydarzeniach, które zupełnie wypaczyły wynik tego meczu. Wypiszmy po kolei, co wydarzyło się od 54. minuty, przy stanie 2:1 dla Wisły…
– Górski ewidentnie fauluje Załuskę, co było widoczne nawet z kosmosu, ale nie z pozycji oczodołów sędziego Bednarka. Gra idzie dalej, a Możdżeń strzela na 2:2.
– Górski odstawia paskudne padolino w polu karnym Wisły, a pan Bednarek wskazuje na wapno. I tak naprawdę była to jedna z najbardziej żałosnych symulek, jakie oglądaliśmy w tym sezonie (Ivan Gonzalez ma do nich szczęście). W takim sytuacjach obowiązuje zalecenie Kolegium Sędziów, że sędzia nie gwiżdże karnego tylko w sytuacji, kiedy widzi, że faulu nie było. I Bednarek zwyczajnie musiał to widzieć, a także to, że Górski sam się nieudolnie przewrócił.
– Górski nie dostaje żółtej kartki za swoją symulkę.
– Gonzalez dostaje żółtą kartkę w efekcie sytuacji wykreowanej przez arbitra, czyli niesłusznie podyktowanego karnego.
“Co ty k…. gwiżdzesz”tak sędzia Ł.B opisał w protokole meczowym żółtą kartkę dla Iwana😂😂 😂Szybka nauka języka Polskiego Masakra!!!
— Krzysztof Mączyński (@makatsw) 17 maja 2017
– Górski odpycha Gonzaleza, na co ten odpowiada tym samym, za co obaj otrzymują po żółtej kartce. To jednak Górski powinien zobaczyć w efekcie drugie żółtko, nie Gonzalez. Od 67. minuty gry to Wisła powinna grać w przewadze jednego zawodnika.
Jak przypuszczamy, po wczorajszym zwycięstwie Górski jest pewnie z siebie zadowolony, a powinien się swojego występu wstydzić. Wygrać w taki sposób to gorzej niż przegrać. Rzecz jasna w niewydrukowanej tabeli całe spotkanie wygrywa Wisła.
Kupę błędów mieliśmy także w starciu Górnika Łęczna z Cracovią, gdzie nie poradził sobie znacznie bardziej doświadczony sędzia, Paweł Raczkowski. Na jego szczęście obydwie drużyny skrzywdził po równo, bo obu – o zgrozo – nie gwizdnął dwóch jedenastek. Cracovia powinna wykonywać rzuty karne po faulu Grzelczaka na Piątku oraz po faulu Atoche na Stebleckim. Z kolei Górnik Łęczna powinien wykonywać rzuty karne po zagraniu piłki ręką przez Wołąkiewicza oraz po zagraniu piłki ręką przez Diego. Finalnie nie ma tu więc poszkodowanych, a całe spotkanie nie zostawi śladu w niewydrukowanej tabeli, ale też Paweł Raczkowski z pewnością ma po nim sporo do przemyślenia.
Na koniec bierzemy na tapet wczorajsze szlagiery. W meczu Lechii z Jagiellonią obydwa karne zostały odgwizdane słusznie, natomiast w meczu Lecha z Legią przychylamy się do interpretacji arbitra, który nie użył gwizdka po starciach Kownackiego z Moulin (gra ciałem), Majewskiego z Guilherme (dziobnięta piłka) oraz Kownackiego z Dąbrowskim (obustronne ściąganie). Jedyne o co można mieć pretensje do prowadzącego mecz Daniela Stefańskiego, to to że nie pokazał drugiego żółtka Radoviciowi, za drugie sieknięcie łokciem przeciwnika. Serb powinien zaliczyć przedwczesny zjazd do bazy, czyli Lech został tu skrzywdzony, ale też do końca pozostawało zbyt mało czasu, byśmy mogli dokonać jakichkolwiek zmian w niewydrukowanej tabeli (poza tym Legia wygrała dwoma golami). Odnotujmy jednak, że Radoviciowi – który niemal w co mecz wierzga nogami i okłada łokciami – po raz kolejny się upiekło.