Reklama

Jagiellonia wygrywa z Bruk-Betem dzięki arbitrowi

redakcja

Autor:redakcja

05 kwietnia 2017, 12:27 • 3 min czytania 9 komentarzy

27. kolejka ekstraklasy była z gatunku tych, w których o arbitrach było dosyć głośno. Ale szczęśliwie nie z powodu błędów, a całej masy dobrych decyzji oraz – jak to było w przypadku Pawła Raczkowskiego – fajnego materiału w Canal+. Pomyłek mieliśmy jak na lekarstwo i właściwie tylko o jednej możemy napisać, że wpłynęła na ostateczne rozstrzygnięcie. I tak się akurat złożyło, że zyskała na niej Jagiellonia Białystok.

Jagiellonia wygrywa z Bruk-Betem dzięki arbitrowi

I nie, nie chodzi nam tutaj o rzut karny podyktowany po faulu Ziajki na Tomasiku. Tutaj akurat jedenastka należała się gospodarzom, bo obrońca Bruk-Betu – mimo że trafił w piłkę – swoim wślizgiem nie pozbawił przeciwnika jej posiadania. W zamian wjechał mu w nogi i spowodował jego upadek. Prowadzący to spotkanie Jarosław Przybył pomylił się jednak znacznie wcześniej, bo już w 43. minucie gry, kiedy to po ewidentnym, wręcz książkowym faulu taktycznym nie pokazał Góralskiemu drugiej żółtej kartki. Tak naprawdę Bruk-Bet całą drugą połowę powinien grać w przewadze jednego zawodnika, co w myśl zasad niewydrukowanej tabeli zamieniamy na jednego gola. A wynik całego meczu weryfikujemy na 1:1.

Pozostałe błędy arbitrów nie okazały się już tak fatalne w skutkach. W meczu Śląska z Koroną w dosyć absurdalny sposób we własnym polu karnym Możdżeń odpychał Romana, co Paweł Gil mógł i powinien zinterpretować to jako faul. Natomiast ten sam arbiter spokojnie wybroni się już z gwizdnięcia jedenastek po faulu Żubrowskiego na Morioce oraz po zagraniu tzw. oczekiwanej piłki ręką w polu karnym przez Grzelaka. Z kolei w meczu Wisły Płock z Cracovią gospodarzom nie należał się rzut karny po faulu-widmo Deleu na Kunie. Oba spotkania zakończyły się jednak na tyle pewnymi zwycięstwami gospodarzy, że pomyłki arbitrów niczego tu nie zmieniły.

A skoro już zganiliśmy panów z gwizdkiem, to teraz wypadałoby ich pochwalić. Naszym zdaniem Paweł Raczkowski poprawnie zinterpretował starcie Gajosa z Mączyńskim w meczu Wisły z Lechem – pomocnikowi gości należała się tylko żółta kartka. Natomiast w meczu Arki z Górnikiem Łęczna Matei słusznie wyleciał z boiska – Szymon Marciniak nie pomylił sięgając po drugie żółtko po przerwaniu faulem groźnej akcji gospodarzy.

Na koniec rzut oka na niewydrukowaną tabelę. W ścisłej czołówce panuje nawet większy ścisk, niż ma to miejsce w rzeczywistości i warto zwrócić uwagę, że w pierwszej trójce jedynym pokrzywdzonym jest Lech, który ma o dwa punkty mniej, niż mieć powinien. Natomiast Jagiellonia ma dokładnie tyle punktów, ile ugrała naprawdę, przez co Michał Probierz i spółka nie mogą już za bardzo narzekać na arbitrów. Co więcej, panowie z gwizdkiem w tym roku patrzą na białostoczan dosyć przychylnym okiem, bo tylko raz im zaszkodzili i aż trzy razy pomogli. Cała niewydrukowana tabela prezentuje się następująco:

Reklama

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...