Gdzieś przeczytaliśmy, że z upadkiem Radovicia w meczu z Wisłą było jak z opóźnionym kacem. No wiecie, w piątek ostro ruszacie w miasto, potem sobota, niedziela i poniedziałek super zdrowego trybu życia, by we wtorek obudzić się z gigantycznym kacem. I to takim, przy którym nie możecie patrzeć na alkohol, zwracacie każdy przyjęty pokarm i spędzacie w łóżku calutki dzień. Gdyby to spotkało was w sobotę – nikt niczemu by się nie dziwił. Ale cierpiąc dopiero we wtorek sami sprawiacie, że wszyscy wokół patrzą na was jak na idiotów.
Całe szczęście, że interpretacja całego zdarzenia nie miała żadnego przełożenia na dalsze losu meczu. Niezależnie, czy gdyby Radović przewrócił się w momencie faktycznego kontaktu z przeciwnikiem czy – jak to miało miejsce w rzeczywistości – sędzia zakwalifikował jego pad jako przewinienie obrońcy, Gonzalezowi należała się jedynie żółta kartka. Cała sytuacja – jakkolwiek kompromitująca – nie miała więc wpływu na inne boiskowe zdarzenia i bardzo się z tego cieszymy. Dodajmy od razu, że prowadzący spotkanie Paweł Gil słusznie nie uznał gola Mączyńskiego z rzutu wolnego, bo bramkarz został zmylony przez próbującego przeciąć lot piłki przeciwnika. Innymi słowy, po spotkaniu w Warszawie nie musimy niczego zmieniać w niewydrukowanej tabeli.
No bez jaj:))) #LEGWIS @watch_esa pic.twitter.com/lWWDCFvKqL
— Loboz Marcin (@LobozMarcin) 12 marca 2017
Co ciekawe, na swój sposób podobna sytuacja (do tego drugiego zdarzenia z Warszawy) miała miejsce w meczu Wisły Płock z Bruk-Betem, gdzie Tomasz Musiał nie uznał gola Putiwcewa. Różnica jest jednak taka, że próbujący przeciąć tor lotu piłki Dawid Nowak (który w efekcie nie zaliczył z nią kontaktu) w żaden sposób nie absorbował uwagi przeciwników i nie przeszkadzał im w podjęciu interwencji. Tutaj podopieczni Czesława Michniewicza zostali przez arbitrów ewidentnie skrzywdzeni, więc – chociaż marne to pocieszenie – jednego gola i jeden punkt oddajemy im w niewydrukowanej tabeli.
Kilka spornych sytuacji mieliśmy także w meczu Górnika Łęczna z Pogonią, ale Mariusz Złotek spokojnie wybroni się z tego, że ani razu nie wskazał na wapno. Gęściej tłumaczyć będzie się za to musiał Krzysztof Jakubik, który w starciu Cracovii z Zagłębiem nie pokazał dwóch czerwonych kartek – Jendriskowi w 52. minucie i Starzyńskiemu w 70. minucie. Przez to, że nie wykluczył obu zawodników, Zagłębie straciło 18 minut gry w przewadze jednego zawodnika. To w myśl naszych zasad zbyt krótki czas, by komukolwiek dopisywać gola, ale mamy już pełne prawo uzupełnić kolumny “sędzia pomógł”, “sędzia zaszkodził”.
Po 25. kolejce niewydrukowana tabela prezentuje się nieco inaczej niż ta rzeczywista. Przede wszystkim pierwszą i czwartą drużynę u nas dzieli aż dwanaście punktów, przez co nasza rozgrywka nie jest aż tak ekscytująca. Zwracamy też uwagę na wysoką pozycję Ruchu, który w niewydrukowanej tabeli nie ma odjętych czterech punktów. Na boisku podopieczni Waldemara Fornalika zasłużyli więc na wysokie piąte miejsce: