Southampton ma swoje wielkie chwile, bo może Puchar Ligi to nie jest najbardziej prestiżowe trofeum, to jednak każdy finał dla takiego ligowego średniaka to coś dużego. Nie ma co wybrzydzać, a trzeba się tylko cieszyć. I mieli dzisiaj Święci szansę, by wjechać na drogę prowadzącą do drugiego finału, ale najpierw trzeba było usunąć z jezdni przeszkodę w postaci Arsenalu. Lecz jeśli Liverpool okazał się być wyzwaniem w sam raz na siły ekipy Puela, to Kanonierzy nie dość, że nie przepuścili Świętych dalej, a jeszcze wgnietli ich w ziemię, by potem wyrzucić na pobocze.
Gospodarzy pogrążył w pierwszej połowie Welbeck, który dał prawdziwy koncert i to nie jakościowo podobny do festiwalu piosenki kabaretowej tylko do Konkursu Chopinowskiego. Anglik wziął udział w każdej z trzech bramek zdobytych przez Arsenal, dwie sieknął sam. Pierwsza – cudo, nie uderzał na siłę, tylko zachował siłę spokoju i spokojnie przerzucił piłkę nad bramkarzem. Przy drugiej też pokazał sporo kunsztu, bo świetnie przyjął futbolówkę i znów spokojnym uderzeniem pokonał bramkarza. Jasne, Lewis był w tej sytuacji zdecydowany jak kobieta wybierająca buty, ale klasę Welbecka warto docenić.
No i trzeci gol, to przecież Welbeck wystawił go na tacy Walcottowi. Jednak też nie wolno przesadzić w drugą stronę, to nie było tak, że grał jedynie Welbeck. Cały Arsenal funkcjonował jak należy, a najładniejszym przykładem niech będzie podanie Pereza przy pierwszej bramce – mistrzostwo świata, Andres Iniesta i Andrea Pirlo w jednym zagraniu.
Co w tym czasie robił Southampton? Był niezwykle bezradny, zagroził głównie wtedy gdy Ospina wyszedł na spacer poza pole karne i zostawił posterunek bez opieki. No i jeszcze był strzał Longa, ale ogólnie mówiąc – bieda.
Nie mogli więc liczyć kibice Świętych, że stanie się tutaj cud w postaci odrobienia strat, ale że Arsenal odpuści i nie będzie ich pupili męczył. Nic z tego, ekipa Wengera nie zredukowała na niższy bieg, tylko cisnęła rywala do upadłego. Odpoczynek dla Sancheza? Nic z tych rzeczy, Chilijczyk wszedł po przerwie i swoje zrobił – zanotował asysty przy obu golach Walcotta. Trochę niezauważenie przeszedł ten hattrick Walcotta, bo jego bramki nie były tak widowiskowe jak na przykład pierwsza Welbecka, ale trzeba to odnotować.
Arsenal zwycięża 5:0 i gra dalej, ale czy mogło być inaczej? Chyba nie, skoro występował Mustafi – jeśli Niemiec gra, Kanonierzy nigdy nie przegrywają, z prawem serii jak widać się nie dyskutuje.
KUP KSIĄŻKĘ “ARSENE WENGER”. GENERAŁ I JEGO KANONIERZY” W SKLEPIE WESZŁO
*
Na innych boiskach można doszukać się kolejnej wpadki Liverpoolu, który wyłapał u siebie od Wolverhampton. Niby wiadomo, że Klopp dał pograć trochę młodzieży (całą prawą stronę stanowili gracze z wysokimi numerami), to jednak niczego nie zmienia, The Reds są poza burtą kolejnych rozgrywek, a i w lidze idzie średnio. Oj, trzeba tu gasić pożar.
Poza tym, planowo. Z elity wygrywała Chelsea, Burnley, Tottenham, City i Middlesbrough, jutro kolejne rozdanie, najlepiej zapowiada się spotkanie United, którzy podejmą Wigan.
Komplet wyników z udziałem drużyn Premier League:
Liverpool – Wolverhampton 1:2
Origi (86′) – Stearman (1′), Weimann (41′)
Burnley – Bristol City 2:0
Vokes (45′) Defour (68′)
Chelsea – Brentford 4:0
Willian (14′), Pedro (21′) Ivanović (69′) Batshuayi (81′)
Crystal Palace – Manchester City
Sterling (43′) Sane (71′) Toure (90+2′)
Tottenham – Wycombe 4:3
Son (60′) Janssen (64′) Alli (89′) Son (90 +7′) – Hayes (23′ 36′) Thompson (83′)
Middlesbrough – Accrington 1:0
Downing (69′)