Życie zawsze jest fair. Kłamstwo, w które nie wierzy nikt, kto jest na tym świecie co najmniej kilka lat. Wobec małego Bradleya Lowery’ego los okazał się jednak wyjątkowo złośliwy. Pięciolatek już teraz wie, że zostało mu kilka miesięcy życia. Że nie pójdzie z rówieśnikami do szkoły, że nie będzie z nimi świętował swojej osiemnastki, że nie zazna blasków i cieni dorosłości. Dlatego wszyscy wokół robią co mogą, by kilka miesięcy, które mu zostały, były piękniejsze niż mógł sobie wyobrazić.
Gdy miał dwa lata, na długo zanim w ogóle potrafił wymówić nazwę tej choroby, wykryto u niego neuroblastomę. Bardzo rzadki rodzaj nowotworu, z którym toczył nierówną, bohaterską walkę. Rak rozprzestrzenił się z lewej nerki na klatkę piersiową, płuca, węzły chłonne, kości i szpik chłopca, jednak dzięki zbiórce pieniędzy na leczenie, udało się opłacić drogą operację i chemioterapię. Wydawało się, że mimo ogromnej siły przeciwnika, najważniejszy mecz w swoim życiu Bradley Lowery wygrał.
Można sobie więc wyobrazić, jak ogromnym ciosem dla pięciolatka i jego rodziny była diagnoza z lipca ubiegłego roku. Nowotwór bowiem zażądał dogrywki o życie chłopca i wrócił ze zdwojoną siłą. Niedawno matka chłopca wyznała, że żadna z możliwych opcji leczenia nie uratuje już Bradleya. – Spotkaliśmy się z lekarzem, który przedstawił nam trzy opcje, ale każda z nich kończy się w ten sam sposób – Bradley przegrywa swoją batalię. Nie miałam pojęcia, co zrobić. Zabrać Bradleya do domu i spędzić z nim tych kilka ostatnich miesięcy, czy kazać mu przechodzić przez ciężkie leczenie, którego rezultat jest znany.
Walka toczy się więc już nie o to, by uratować chłopca, a by dać mu po prostu nieco więcej czasu. Czasu, z którego ma jednak czerpać pełnymi garściami i który wyjątkowym postanowili uczynić nie tylko najbliżsi, ale także kibice i piłkarze w całej Anglii. Często zwaśnieni i napędzani wzajemną niechęcią, dla pięciolatka zjednoczyli się pod hasłem “cancer has no colours” (“rak nie rozróżnia barw”).
Najczęściej można Bradleya zobaczyć na meczach Sunderlandu, jego ukochanego klubu. To kibice Czarnych Kotów przyczynili się zresztą w dużej mierze do zebrania pieniędzy na pierwsze leczenie Bradleya. Został nawet maskotką drużyny i, gdy tylko może, towarzyszy swoim ulubieńcom na murawie. Nie potrzebował wiele czasu, by skraść serca kibiców i piłkarzy. Do tego stopnia, że ostatnio został zaproszony na mecz z Manchesterem City przez… Everton. Klub zaprosił chłopaka na swoje treningi, zapoznał go z piłkarzami, a wcześniej wpłacił też 200 tysięcy funtów na jego leczenie i wystawił na specjalną aukcję stroje meczowe ze spotkania z Sunderlandem. Poprosił też, by w drodze wyjątku, Bradley na jeden dzień został maskotką “The Toffees”.
Whatever the result today I’m proud to support @Everton – having Bradley Lowery as mascot today is a lovely gesture. #COYB
— Peter Kelly (@toffeepete90) 15 stycznia 2017
Swoją rolę spełnił wzorowo. Bradley wyszedł na mecz ze strzelcem pierwszego gola, Romelu Lukaku, a Everton wygrał 4:0.
Przed meczem dostał też koszulkę podpisaną przez piłkarzy The Citizens:
Miał również okazję wysłuchać kilku ciepłych słów od Pepa Guardioli:
Wcześniej zrobił sobie zdjęcie w tunelu z drużyną Chelsea:
Przyjął kilka dobrych rad odnośnie techniki strzału od Diego Costy:
Które później wykorzystał, by pokonać Asmira Begovicia:
I w efekcie podzielić się z Henrikhiem Mkhitaryanem nagrodą za najpiękniejszą bramkę grudnia w Premier League.
BBC zaprosiło też Bradleya do uczestnictwa w gali BBC Sports Personality of the Year, traktując pięciolatka na równi z największymi gwiazdami sportu, które pojawiły się na imprezie. Była więc ścianka, był czerwony dywan i wszelkie honory, z jakimi na wydarzeniu witani byli Andy Murray czy mistrzowie Anglii z Leicester, na czele z Claudio Ranierim.
Walka z chorobą Bradleya poruszyła zresztą nie tylko Anglików, na co najlepszym dowodem była skrzynka na listy pod jego domem, uginająca się pod ciężarem kartek świątecznych spływających z całego świata. Według BBC swoje życzenia przesłało mu 11 tysięcy osób, a listy ze słowami wsparcia, które odebrała w ostatnich latach rodzina Lowerych liczone są już w setkach tysięcy. Jego historia dała też najlepszy dowód na to, że są w życiu sytuacje, w których w odstawkę idzie niechęć, pozwalając się zjednoczyć w jednym celu. Sytuacje, które podobnie jak ten cholerny rak, nie znają barw.