Na jego przenosinach do Wolfsburga zyskać mieli wszyscy – klub, bo wzmacniał się zawodnikiem doświadczonym, który może występować na dwóch pozycjach oraz sam zawodnik na gwałt poszukujący miejsca do regularnej gry. Śmiało można powiedzieć jednak, że za Błaszczykowskim jednocześnie kilka mizernych miesięcy w trakcie których spisywał się poniżej oczekiwań i kolejne kilka walki o to, by w mieście Volkswagena pozostać. Bo jeśli wciąż chce znajdować się na liście płac „Wilków” to nie dość, że musi zacząć grać znacznie lepiej, to jeszcze uporać się z konkurencją, która zimą znacznie się rozrosła.
Jesień Kuby była taka, jak i jesień całego Wolfsburga – przewidywalna, słaba, praktycznie nawet na moment niewspinająca się pożywej przeciętnej. Polak fakt faktem w czterech meczach wystąpił nawet z opaską kapitańską, ale bardziej wynikało to z braku laku niż z tego, że szturmem wziął szatnię za pyski i zbudował swój autorytet obok Gomeza, Gustavo czy Benaglio. Trzeba też jednak zaznaczyć, że Błaszczykowskiemu było o tyle trudniej, bo nie miał ustalonego miejsca na boisku – raz Hecking ustawiał go na skrzydle, a raz w obronie. A gdy Heckinga zluzował już Ismael, to Kuba pełnił też funkcję wahadłowego. Obskoczył więc wszystkie możliwe pozycje na prawej flance i choć to zawodnik doświadczony i uniwersalny, to możemy domyślać się, że szybciej formę złapie się realizując tydzień w tydzień identyczne zadania, a nie diametralnie je zmieniając.
Bilans jesieni w wykonaniu 31-latka jest więc słabiutki – dwanaście meczów, zero goli i zero asyst. Do tego jeszcze dwa spotkania odbębnione w Pucharze Niemiec, ale również bez przełożenia na liczby. Średnia not Kickera? 4,00. Gorzej z całego Wolfsburga wypadli tylko Traesch, Vieirinha, Wollscheid, Arnold, Henrique, Gustavo i Gomez.
Zimą jednak “Wilki” były na rynku transferowym niezwykle aktywne – warta około 40 milionów euro sprzedaż Juliana Draxlera pozwoliła na szaleństwa i wzmocnienie zespołu o wiele rozsądniejsze niż miało to miejsce w poprzednich latach. I, na nieszczęście Błaszczykowskiego, wzmacniano głównie ofensywę. Ściągnięty z Ajaksu Riechedly Bazoer zagrożeniem dla Polaka nie będzie, bo to środkowy pomocnik, podobnie zresztą jak i napastnik Victor Osimhen. Sęk jednak w tym, że do miasta Volkswagena przeniosła się też topowa dziesiątka Bundesligi, Yunus Malli, i uważany za niezwykle zdolnego skrzydłowego, do niedawna klubowy kolega Kamila Grosickiego, Paul-Georges Ntep.
Jasne, rozgrywający i lewy napastnik teoretycznie nie pokryją w skali 1:1 pozycji Kuby, ale na Ismaelu wzmocnienia te wymagać będą jednocześnie korektę ustawienia. Szerokie pole manewru będzie miał zwłaszcza w strefie ofensywnych zawodników – Vieirinha, Caligiuri, Błaszczykowski, Didavi, Malli, Ntep, Brekalo czy Henrique. To już jest ośmiu bardzo mocnych graczy, a zawsze w odwodzie czai się też młodzież. Przed Kubą więc bardzo ważne miesiące, bo nie jest tajemnicą, że zarabia sporo, a nikt w klubie, który chce ograniczać wydatki, nie ma zamiaru trzymać tak ekskluzywnego dżokera. Jeśli więc Polak nie zacznie szybować z formą, to już niebawem w składzie VfL może zabraknąć dla niego miejsca.