Prezes włoskiej federacji nabierający wody w usta pytany o zakusy Anglików. Brytyjscy dziennikarze donoszący o dogadanym już, wartym sześć i pół miliona funtów za sezon kontrakcie. Wreszcie sam Conte zapowiadający, że odchodzi z reprezentacji Włoch po Euro… Jeszcze do niedawna najgorzej skrywanym sekretem w Anglii było przejęcie Manchesteru City przez Pepa Guardiolę, obecnie pałeczkę przejęli The Blues. Każdy, kto ma trochę oleju w głowie, bez problemu poustawia klocki tej układanki na odpowiednich miejscach i domyśli się, że kandydata numer jeden nowego menedżera Chelsea należy szukać właśnie na stołku selekcjonera reprezentacji Włoch.
„Człowiek permanentnie wkurzony”, jak nazwał go swego czasu Giovani Trapattoni, nie potrafił długo usiedzieć w miejscu, w którym nie ma permanentnego kontaktu ze swoimi zawodnikami. Zbyt dużo w nim energii, co zresztą przyznał ostatnio Carlo Tavecchio, upubliczniając decyzję Antonio Conte o opuszczeniu reprezentacji po Euro 2016. Choćby gdzie indziej również nie brakowało atrakcji, lisa zawsze będzie ciągnęło do kurnika, a Conte – na boisko treningowe, gdzie każdego dnia mógłby dokręcać śrubę swoim zawodnikom.
***
– Siedzi w nim bestia. Potrafił rzucać po szatni butelkami pełnymi wody tylko dlatego, że w którymś momencie meczu popełniliśmy mały błąd albo dlatego że czuł, że powinniśmy prowadzić wyżej. Grałem u wielu menedżerów, ale mogę powiedzieć, że Conte to prawdziwy geniusz. I jak każdy geniusz ma w sobie pierwiastek szaleństwa. Gdy jest wściekły, szatnia jego drużyny staje się momentalnie jednym z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie.
Andrea Pirlo
***
Nie przestrzegasz surowego reżimu trenera-generała? Równie dobrze możesz rano nie wychodzić na trening i szukać sobie nowego, mniej wymagającego pracodawcy. Przekonał się o tym choćby Milos Krasić. Serba pogrzebał kompletny brak zaangażowania w defensywie, czego „Il Capitano” nie miał zamiaru tolerować. Z tego też powodu Conte znacznie częściej stawiał na przeciętnego technicznie, ale za to walczącego do ostatniej kropli krwi Paragwajczyka Estigarribię.
Włoch ma bowiem obsesję na punkcie detali, tych wszystkich mikro-składowych końcowego wyniku. Także dzięki temu potrafił wycisnąć z wielu graczy to, co w nich najlepsze. Paul Pogba, uważany w tym momencie za absolutnie topowego pomocnika na świecie rozpływał się w zachwytach nad swoim trenerem: – Prowokował mnie w sposób, który do mnie trafia. Bez przerwy stawiał przede mną coraz ambitniejsze cele, widząc że moim celem jest bycie najlepszym na swojej pozycji. W podobnym tonie wypowiadał się też Carlos Tevez: – Nie brakuje mu niczego. Jak dla mnie Conte jest na tym samym poziomie co sir Alex Ferguson. Obaj właśnie pod batutą Conte odbudowali swoją pewność siebie po gorszym okresie w Premier League i stali się kręgosłupem zespołu miażdżącego kolejnych przeciwników w Serie A.
To również jedna z przyczyn, dla których nie ustają jego porównania z Jose Mourinho. Podobnie jak Portugalczyk, Conte zrobi wszystko, byle tylko chronić swoich piłkarzy przed spadającą na nich krytyką. W myśl zasady – jeśli coś jest nie tak, to ja powiem ci o tym pierwszy. Niejednokrotnie irytował tym kibiców, po słabszych występach szukając winy wszędzie gdzie się tylko dało. W transferach, w sędziach, w niesprzyjających okolicznościach natury.
***
– W opiniach mówiących o nim jako o włoskim Mourinho nie ma grama przesady. To wielka osobowość, jego zespoły zawsze grają z ogromną elegancją, są bezlitośnie skuteczne w tym co robią. To urodzony zwycięzca.
Gianluca Vialli
***
Mimo całej tej lukrowej otoczki z jaką mówi się o jego okresie w stolicy Piemontu, Conte tłumaczyć przed kibicami musiał się jednak stosunkowo często. Szczególnie wtedy, gdy chwilę wcześniej w głośnikach rozbrzmiewał hymn Ligi Mistrzów. Trzeba to powiedzieć wprost – o ile na krajowym podwórku Conte stworzył prawdziwego potwora zdolnego przejechać po rywalach jak walec, o tyle gdy przychodziło grać w pucharach, cała jego magia znikała. Mając do dyspozycji Pirlo, Pogbę, Teveza czy Buffona, musiał już w fazie grupowej uznawać wyższość Galatasaray. Dopiero przyjście do Juventusu Massimiliano Allegriego sprawiło, że podrasowana Stara Dama nie tracąc swojej zdolności do seryjnego wygrywania w kraju, zerwała kajdany i również w Europie pokazała swoją moc, przebijając się aż do ubiegłorocznego finału.
Mimo awansu do finału Champions League w ankiecie getwestlondon.com Massimiliano Allegri zebrał znacznie mniej głosów poparcia fanów Chelsea niż Conte.
Pucharowa niemoc to nie jedyny, a już z całą pewnością na pewno nie pierwszy problem, z jakim Conte będzie musiał zmierzyć się na Stamford Bridge. Gorącym kartoflem, który od razu wpada w jego dłonie, jest bowiem wygasający w czerwcu kontrakt Johna Terry’ego. Generalnie Chelsea przekonała się w ostatnich latach, że temat rozstań z legendami to bardzo trudna i delikatna kwestia. A przecież co innego będący w klubie kilka sezonów Drogba czy nawet mogący się pochwalić trzynastoletnim stażem Lampard, a co innego Terry, który od dwudziestu sześciu lat zakłada koszulkę The Blues. Conte oczywiście może zechcieć mieć w zespole kogoś, kto zna klub od podszewki i będzie w szatni jego prawą ręką. Łatwo sobie też wyobrazić reakcję kibiców, jeżeli nowe porządki Włoch rozpocząłby od pozbycia się Terry’ego. Z drugiej strony – mocne osobowości w składzie Chelsea nie raz sprawiały, że szatnia odwracała się od trenerów. a niektóre menedżerskie kariery na Stamford Bridge kończyły się jeszcze zanim na dobre zdążyły się zacząć. Gdy tylko coś takiego miało miejsce, zawsze w prasowym maglu przewijało się nazwisko Terry.
Tak potężny sojusznik w składzie przydać się może jednak wtedy, gdy pierwsze wyniki dalekie będą od oczekiwań. Kibice w Londynie do cierpliwych raczej nie należą, a powolny start to akurat dla Włocha nie jest nic nowego. W Juventusie nie musiał długo czekać na krytykę ciągłych remisów, a przecież wcześniej w Arezzo, Bari i Atalancie już na starcie notował mało satysfakcjonujące serie bez zwycięstwa:
Arezzo (2006/2007): 0 zwycięstw, 8 remisów (w tym 3 pucharowe, zakończone wygranymi po dogrywce/karnych), 4 porażki w pierwszych 12 meczach
Arezzo (2007/2008): 0 zwycięstw, 1 remis, 3 porażki w pierwszych 4 meczach
Bari (2008/2009): 0 zwycięstw, 1 remis, 3 porażki w pierwszych 4 meczach
Atalanta (2009/2010): 0 zwycięstw, 3 remisy, 0 porażek w pierwszych 3 meczach
Dopiero w Sienie i Juventusie zaczynał od niezłych wyników, choć – jak wspominaliśmy – jako szkoleniowiec Bianconeri szybko spotkał się z niezadowoleniem ze względu na liczbę spotkań, w których dochodziło do podziału punktów. Po 27 kolejkach było ich aż 14. Później jednak aż do końca rozgrywek wygrał wszystkie spotkania oprócz jednego, jedynego remisu z Lecce, a zespół stał się wreszcie wiernym odzwierciedleniem jego charakteru. Juventus Conte w lidze działał jak wygłodniały rekin. Gdy tylko poczuł krew, gdy tylko rywal okazywał słabość, momentalnie zaciskał na nim szczęki i bezlitośnie wykorzystywał każdy moment dekoncentracji, każdą techniczną słabostkę.
***
– W powrocie Juventusu na właściwe tory odegrał kluczową rolę. Nie wiedzieliśmy, że będzie z niego aż tak dobry trener. Okazuje się, że on nie jest tylko dobry. Jest mistrzem. Mam nadzieję, że to co tutaj zbudował, zostanie zachowane na długie lata.
Pavel Nedved
***
Tamtego rekina Conte ma odtworzyć w Londynie na jeszcze większą – i wreszcie zahaczającą też o Europę – skalę. Skoro Roman Abramowicz zaakceptował tę kandydaturę znając wymagania Włocha, ten z pewnością nie będzie mieć powodów do narzekania, a z ręki wypadnie mu argument o niesatysfakcjonujących wzmocnieniach. Nie powie już dziennikarzom, że „wysyła się go do drogiej restauracji z 10 euro w kieszeni”. Że musi budować niekoniecznie z tych klocków, które sam najchętniej widziałby w swoim pudełku.
Abramowicz musi jednak być również świadom tego, że zatrudniając Włocha najprawdopodobniej nie zyskuje sobie menedżera na długie lata. W dzisiejszym świecie futbolu coraz trudniej jest bowiem odpowiadać twierdząco na pytanie: czy istnieją jeszcze menedżerowie zdolni przetrwać pokolenia piłkarzy, których prime time w jednym klubie liczy się nie w miesiącach, a w dekadach. I w tym względzie Conte chyba najbardziej przypomina Mourinho. Pod koniec swojego okresu w Juve dopadł go,znany z ostatnich tygodni The Special One w Realu i Chelsea „syndrom oblężonej twierdzy”. Rosjanin liczy więc raczej na to, że zanim „Il Capitano” się wypali, zdąży wzbogacić klubową gablotę o kilka kolejnych trofeów.
Łatwo z pewnością mieć nie będzie. Dość spojrzeć na rywali, z którymi praktycznie tydzień w tydzień przyjdzie mu się mierzyć. Guardiola, Klopp, Pochettino, Wenger, Bilić, Ranieri… Cytując klasyka: „oj, się będzie działo!”.
SZYMON PODSTUFKA