Reklama

Derby Północnego Londynu. Czas na kolejny rozdział

redakcja

Autor:redakcja

05 marca 2016, 09:39 • 9 min czytania 0 komentarzy

Kibice Arsenalu mają specjalne święto, nazywane St. Totteringham’s Day. Nie ma ono konkretnej daty z banalnego powodu – to dzień, w którym Tottenham traci matematyczne szanse na to, by dogonić Kanonierów w tabeli. W tym roku, pierwszy raz od ponad 20 lat, może nie być czego świętować.

Derby Północnego Londynu. Czas na kolejny rozdział

W sobotnich Derbach Północnego Londynu sytuacja jest prosta jak zawsze – przegrany znajdzie się w środku koszmaru. Wygrani przez kilka miesięcy będą chodzić z podniesioną głową. Teraz jednak stawka została mocno podbita.

– Zaczęliśmy czuć się jak rodzina i to jest bardzo ważne. To pierwszy krok do tego, by osiągnąć coś wielkiego. Musimy pamiętać o tym, że mamy najmłodszą drużynę w lidze, a potencjał na przyszłość jest ogromny. Jesteśmy na początku świetnego okresu dla klubu – mówił Mauricio niedawno Pochettino, w którego zapatrzeni są fani Tottenhamu.

Prezes Tottenhamu Daniel Levy nie wiedział, co myśleć, kiedy pewnego zwykłego dnia piłkarze w klubowej restauracji zaczęli podchodzić do niego i jeden po drugim podawać mu rękę. Był zdziwiony? Speszony? Pewnie było to któreś z tych uczuć. Pochettino krótko wyjaśnił to swojemu szefowi – jedna z małych rzeczy, które wprowadził do szatni zespołu jako zasadę, stała się nawykiem.

„Guardian” zrobił z tego punkt wyjścia, który ma pokazywać, co wydarzyło się w drużynie Tottenhamu od momentu, w którym Argentyńczyk zasiadł za sterami klubu z White Hart Lane. A wydarzyło się dużo.

Reklama

To bardzo pomaga w tym, żeby stworzyć prawdziwą drużynę. Drobne rzeczy rosną w grupie i pokazują to, co my chcemy pokazywać jako drużyna – że potrafimy walczyć jeden za drugiego – przyznał. Atmosfera popłaca – Koguty walczą już nie tylko o to, by być w czołowej czwórce. Celem stało się mistrzostw Anglii, które po raz ostatni wywalczyły ponad pół wieku temu.

***

Ile dzieli te dwa zespoły? Na mapie Londynu to niecałe 4 mile. W tabeli Premier League zazwyczaj przynajmniej jedno miejsce na korzyść Kanonierów.

Historia rywalizacji w takiej formie, w jakiej widzimy ją dziś, sięga początków XX wieku, kiedy to Arsenal w 1913 roku z południowego Londynu przeniósł się na Highbury, zostając sąsiadem Tottenhamu. To właśnie te 4 mile i jedna historia zrobiły z tych klubów największych wrogów.

Historia została napisana w 1919 roku, kiedy Arsenal zajął miejsce Tottenhamu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Koguty zamykały tabelę elity, ich rywale byli na 5. miejscu w drugiej lidze. Dramat klubu z White Hart Lane przy reformie rozgrywek rozegrał się w kuluarach, gdzie drogą (chyba niezbyt uczciwego) głosowania rozstrzygnięto, że to właśnie Arsenal (a nie będące nad nim w tabeli Wolverhampton czy Barnsley) zajmie miejsce relegowanego Tottenhamu.

Niedługo od tego wydarzenia minie 100 lat, ale po kilku piwach każdy fan Kogutów odczuwa wewnętrzną potrzebę rozliczenia się z zakulisowym szwindlem, który miał na zawsze zdefiniować relacje tych zespołów. Derby to dzień zapłaty, na który czeka się od poprzedniego meczu. Kibice żyją obok siebie, razem pracują, jedzą, odbierają dzieci z tych samych szkół. I nienawidzą tego drugiego zespołu. Typowa historia.

Reklama

W tym przypadku nienawiść do rywala jest elementem tożsamość. Nie dziwi to, że napięcie czują też piłkarze, co potwierdzał Thierry Henry. Jeden z najlepszych graczy Kanonierów w historii w wywiadzie dla „L’Equipe” nawet nie starał się tego ukrywać.

– Przez osiem lat gry dla Arsenalu coś we mnie wstąpiło. Nauczyłem się kultury tego klubu i… nauczyłem się nienawidzić Tottenhamu – przyznał Francuz. Brutalne, ale prawdziwe.

***

Miejsca w tabeli schodzą na dalszy plan, podobnie jak trofea, forma, kontuzje. Nie znajdziemy na boisku człowieka, który przejdzie obok meczu, który zdecyduje się na to, by w którymkolwiek momencie odstawić nogę.

W ostatnich dziesięciu ligowych meczach nie zdarzyło się, by padł bezbramkowy remis – od 1998 roku mecze bez wyjmowania piłki z siatki przez któregoś z golkiperów były tylko dwa.

Niedocenianie rywala? Na to nie ma już miejsca, o czym przekonał się jeden z kibiców Arsenalu w poprzednim sezonie, kiedy postanowił poszydzić z Harry’ego Kane’a, traktowanego przez Koguty jak prawdziwy skarb. Młody Anglik dwa razy trafił do siatki, uciszając przyjezdnych i dając swojej drużynie wygraną.

Momentów czysto piłkarskich, które kibice obu drużyn będą pamiętać przez lata, jest w tej rywalizacji od groma. Jak debiutować, to właśnie w derbach, jak strzelać, to tylko bramki, które sprawiają, że komentatorzy i kibice wariują. Z takiego założenia wyszedł Danny Rose, który w 2010 roku załadował taką bramkę, że po wyjściu ze stadionu mógł zbierać pokłony. To nie była eksplozja talentu, po której narodziła się nowa gwiazda. Rose musiał czekać na regularną grę jeszcze kilka lat, ale ten dzień powinien celebrować jak urodziny. Tottenham wygrał 2:1.

Kilka miesięcy później Arsenal dostał szansę na rewanż, tym razem na własnym stadionie. Wszystko szło idealnie, dlatego klęska była tym bardziej spektakularna. Pogoń Tottenhamu, odrobienie strat i zwycięski gol Younesa Kaboula w końcówce spotkania to jeden z największych sukcesów w najnowszej historii derbów, który mogą zapisać na swoim koncie Koguty.

Kibice Kogutów szaleli, bezradny Wenger ciskał o ziemię butelką. Nie obyło się bez drwin, ale ich pozostaje dla fanów Tottenhamu niezmienny od prawie dwóch dekad. Od momentu, w którym Wenger podpisał kontrakt z Kanonierami, trybuny White Hart Lane oglądały już 14 szkoleniowców. I żaden z nich nie doprowadził do tego, by jego zespół na koniec sezonu znalazł się w tabeli nad Arsenalem.

***

Martin Jol, któremu nigdy nie udało się wygrać w Derbach Północnego Londynu, zapisał w nich inną kartę. Spięcie między nim a Wengerem mocno podkręciło atmosferę meczu z 2006 roku. Przy bezbramkowym remisie, podczas kontuzji piłkarza Arsenalu, Holender miał (przynajmniej według Wengera), krzyczeć do swoich graczy, by nie przerywali gry. Po chwili piłkę do siatki wbił Robbie Keane, a menedżer Kanonierów ruszył do Jola.

– Dobrze mi szło panowanie nad sobą. Wydaje mi się, że on nie wiedział, jak silny jestem, inaczej nie ruszyłby do mnie z głową i tym poszturchiwaniem – komentował to później Jol.

Ostatecznie Arsenal uratował remis, ale po ostatnim gwizdku Francuz nie podał rywalowi ręki i wściekły zszedł do szatni. Była końcówka sezonu, Tottenham bił się o czwarte miejsce. Zadecydować miał ostatni mecz, ale przed starciem z West Hamem drużynę rozłożyło zatrucie pokarmowe. Skutek? Porażka, marzenia odłożone na później i szyderstwa z afery z lasagną w roli głównej ze strony kibiców Arsenalu.

L

Wygrana 5:1 w 2008 roku, kiedy po ograniu Arsenalu w półfinale Tottenham awansował do finału Carling Cup, to jeden z największych sukcesów, który przyszedł po 9 latach bez zwycięstwa w tym najbardziej prestiżowym z możliwych meczów. I zarazem moment, po którym Koguty po raz ostatni wzbogaciły klubową gablotę.

***

Nudny remis? Często używa się tego określenia, ale to raczej nie pasuje do tego, co wydarzyło się w 2008 roku w drugim meczu Harry’ego Redknappa na ławce Kogutów. To historia kolejnego odrabiania strat, ciosu za cios w pojedynku wagi ciężkiej i szalonej radości tylko jednej z drużyn, która nadeszła tuż przed końcem meczu. Wciąż jedno z lepszych spotkań Premier League, z kilkoma dodatkowymi podtekstami. Kapitalny gol Davida Bentleya, który jest wychowankiem Arsenalu, dwie bramki piłkarzy Kanonierów strzelone przez zawodników, którzy później występowali w zespole największego rywala. Gol w 94. minucie, po którym jeden z fanów wbiegł na boisku, złapał Aarona Lennona i utonął pod resztą swoich idoli. Po takich meczach trzeba szukać szczęki na podłodze.

Te przykłady mogłyby świadczyć o tym, że Tottenham stale urywa punkty Arsenalowi, ale to byłoby duże nieporozumienie. Kanonierzy potrafili spektakularnie rozbijać rywali, pokazując im jednocześnie miejsce w szeregu.

Mecze derbowe są albo kompletnie zamknięte albo kompletnie zwariowane. Dzisiaj obejrzeliśmy tę zwariowaną wersję – powiedział w październiku 2004 roku Arsene Wenger po derbach, które Arsenal wygrał 5:4 na White Hart Lane. Dziurawe obrony, ciągła gra do przodu, chaos i hokejowy wynik – taki mecz pewnie nieprędko czeka kibiców. Ale to jeszcze nie to, co napawa dumą fanów Arsenalu.

Wielki powrót w 2012 roku, kiedy przegrywający 0:2 Arsenal wbił wrogowi 5 bramek. Bliźniaczy rezultat w kolejnym sezonie, po czerwonej kartce dla znienawidzonego na The Emirates Adebayora. Kilkanaście sekund z meczu sezonu 2009/2010, podczas których Tottenham padł na kolana – Robin van Persie trafił do siatki tuż przed przerwą, a kilkanaście sekund później, po pięknym rajdzie prowadzenie podwyższył Cesc Fabregas, ośmieszając zdezorganizowaną obronę Kogutów.

I przede wszystkim 3:0 z 2005 roku, kiedy Thierry Henry przebiegł z piłką prawie przez całe boisko i lewą nogą pokonał Kaseya Kellera. Jeśli widzieliście pozę, którą oddaje pomnik Francuza na The Emirates, to pochodzi ona właśnie z tego magicznego momentu z Derbów Północnego Londynu – Henry po bramce popędził pod sektor kibiców Tottenhamu, rzucił się na kolana i złamał im serca. Czysta radość zestawiona z koszmarem, tak mniej więcej można opisać to zdjęcie, które dla wielu ludzi mających w sercach Arsenal jest jak ikona.

IK

***

– Mam do was jedno pytanie. Tylko jedno. Co myślicie o Tottenhamie? – o to Jack Wilshere pytał kibiców pod The Emirates, kiedy Arsenal zdobył FA Cup w ubiegłym sezonie. I tysiące ludzi w czerwono-białych koszulkach krzyczały, że ich przeciwnik jest gównem, potem zaczynając jedną z przyśpiewek o tytule, który może coś powiedzieć – We hate Tottenham.

Kara dla piłkarza? 40 tysięcy funtów. Przy swoich zarobkach mógł sobie pozwolić i pokazać, jak można zapunktować u fanów.

Derby Północnego Londynu to nie tylko to, co dzieje się na boisku. To komentarze, wbijanie szpili przy każdej okazji i dogryzanie w każdy możliwy sposób. Szydzenie z pochodzenia, lat słabości, potknięć, podkradania piłkarzy i spektakularnych pogromów. Gdyby traktować to jak kłótnię dzieciaków, jechanie po matkach nie ustawałoby ani na chwilę.

– Kocham te derby. Kochałem je jeszcze bardziej, kiedy były na White Hart Lane, bo było wiadomo, że porażka tam będzie dla nich jeszcze bardziej bolesna – powiedział Ian Wright, który w latach dziewięćdziesiątych regularnie zakładał koszulkę Arsenalu na starcia z Tottenhamem.

Theo Walcott, który musiał opuścić boisko na noszach podczas pucharowego meczu, nie zapomniał przypomnieć fanom Kogutów wyniku, pokazując na palcach 2:0. Kiedy okazało się, że z powodu urazu czeka go 6 miesięcy przerwy, Twitter obrodził zdjęciami, na których kibice Tottenhamu pokazują podobny sam gest – z sześcioma wyciągniętymi palcami. To był zdecydowanie jeden z tych derbowych momentów, które tworzą tę atmosferę.

WAKLC

Tak samo jak historia zdrady Sola Campbella, nieustannych sporów dotyczących wydarzeń sprzed ponad 100 lat, czy faktu, że Tottenham podczas Drugiej Wojny Światowej umożliwił Arsenalowi grę na White Hart Lane w roli gospodarza. Można w tym przebierać.

***

Od lat w charakterze Kogutów leżał porażający brak stabilizacji, niesamowita umiejętność roztrwonienia każdej przewagi i kompletna nieobliczalność. Tottenham regularnie dawał kibicom mecze, które stawiały na nogi wszystkich kardiologów w Londynie. Do tego dochodziła gra do przodu, bez kalkulacji, z niebanalnymi piłkarzami. Błędy w obronie obrosły legendą, ale wydaje się, że to już przeszłość.

– Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale stoją przed niesamowitą szansą na to, by wygrać ligę. Pochettino zrobił coś nieprawdopodobnego, sprawił, że zespół uwierzył w to, że może osiągnąć cel – przyznał nie kto inny jak Thierry Henry.

Mauricio Pochettino zbudował drużynę, która ucieka od tej koguciej niewiadomej. Arsenal zaś próbuje uwolnić się od coraz bardziej ciążącej mu opinii, że nie potrafi sprostać oczekiwaniom i zawodzi w kluczowych momentach. Czy sobotnie derby to mecz o mistrzostwo Anglii? Nie można zapominać o Leicester, ale wynik sobotniego meczu będzie miał znaczenie nie tylko dla układu tabeli, ale przede wszystkim dla tego, co będzie działo się w głowach piłkarzy na finiszu sezonu.

Arsenal wyjdzie na White Hart Lane przetrzebiony kontuzjami, mający za sobą trzy porażki z rzędu. Tylko wygraną w sobotnim starciu może znów uwierzyć, że tytuł jest w ich zasięgu. Tottenham chce pokazać, że coś wielkiego zacznie się już teraz, a dzieciaki potrafią wytrzymywać presję. Po środowej przegranej w pierwszych w tym tygodniu derbach z West Hamem, czas na mecz, który pokaże, do kogo będzie należał Londyn. Zwycięzca może zgarnąć wszystko.

PAWEŁ SŁÓJKOWSKI

Najnowsze

Anglia

Anglia

Amorim zaznacza, że nie skreślił Rashforda: Manchester United potrzebuje go

Arek Dobruchowski
4
Amorim zaznacza, że nie skreślił Rashforda: Manchester United potrzebuje go

Komentarze

0 komentarzy

Loading...