– To dobry człowiek – mówi przed meczem Litwy z Polską w rozmowie z Weszło Arvydas Novikovas na temat Cezarego Kuleszy. I wspomina sytuację, gdy po jednym z pomeczowych wypadów na miasto został wezwany przez niego na dywanik. Ówczesny prezes Jagiellonii Białystok żartobliwie pokazał mu „żółtą kartkę”. – Gdy wszedłem, prezes powiedział: „To co, Arva, co będzie? Wódka, piwo, co chcesz?”. Odpowiedziałem: „Nie, dziękuję, prezes, już wczoraj wypiłem” – śmieje się blisko stukrotny reprezentant Litwy.

Litwa – Polska. Arvydas Novikovas w rozmowie z Weszło
Wojciech Górski, Weszło: Przede wszystkim – co u ciebie słychać? Latem zmieniłeś klub na FK Riteriai z Wilna, zacząłeś sezon w wyjściowym składzie, ale opuściłeś kilka ostatnich spotkań.
Arvydas Novikovas, 96-krotny reprezentant Litwy: – Niestety, tuż przed przerwą reprezentacyjną złapałem kontuzję. Teraz przechodzę rehabilitację.
To coś poważnego?
– Na całe szczęście nie. To kontuzja mięśniowa. Mam pauzować około miesiąca, ale minęło już kilka tygodni, więc w przyszłym tygodniu mam zamiar wznowić treningi.
Gdyby nie kontuzja, znalazłbyś się w gronie powołanych na mecz z Polską?
– Tak, rozmawiałem o tym z naszym selekcjonerem. Miałem być na zgrupowaniu już podczas poprzedniej przerwy reprezentacyjnej, ale nie byłem jeszcze gotowy. A teraz przyplątała się ta kontuzja. Szkoda, bo czułem, że jestem w niezłej formie, dużo grałem, miałem udziały przy bramkach. Wiesz, kadra to dla mnie wciąż otwarty rozdział. Muszę po prostu grać i już nie łapać urazów (śmiech). I wtedy wrócę do reprezentacji, na pewno.
Masz jakieś szczególne cele związane z tym powrotem?
– Brakuje mi tylko czterech występów, by dobić do granicy stu meczów. Ale choć to oczywiście miłe zagrać sto razy dla swojego kraju, to nie powiedziałbym, że to dla mnie jakiś największy cel. Ostatni rok straciłem przez masę drobnych kontuzji. Teraz chcę po prostu być zdrowy i znów grać. I na tym się skupiam.
Arvydas Novikovas: Siłą Litwy jest zgrana grupa
Jak oceniasz ostatnie mecze reprezentacji Litwy? Jej eliminacyjne porażki są niewielkie – 0:1 z Polską, 2:3 z Holandią, ostatnio 1:2 z Finlandią…
– Gramy dobrze, ale nie przywozimy punktów, więc wiadomo, że to trochę rozczarowujące. Ale dla naszego kraju – sama niezła gra to już coś pozytywnego. W Polsce jest inaczej. Jeśli gracie dobrze, ale nie punktujecie – to nie wystarcza. To główna różnica. Musicie punktować, musicie zakwalifikować się na mundial. A my? Jasne, chcemy wygrywać, zdobywać punkty, ale zdarzają się też takie mecze jak w czwartek z Finlandią. W pierwszej połowie chłopaki grali świetnie, ale po przerwie zobaczyliśmy już inny mecz. Straciliśmy dwa gole, zrobił się wynik 1:2 i kończymy mecz bez punktów.
Więc jak z twojej perspektywy będzie wyglądał nadchodzący mecz z Polską? Gdzie widzisz szanse litewskiego zespołu?
– Widziałeś pierwszy mecz, więc pamiętasz, że mieliśmy sporo okazji, by zdobyć bramkę. Choć Polska wygrała, to pokazaliśmy, że możemy rywalizować z takim przeciwnikiem. Zagraliśmy też dobrze przeciwko Holandii, broniliśmy w tym meczu bardzo solidnie, więc możemy pokazać to samo przeciwko wam. Polska to silny zespół, ma dużo indywidualnej jakości, ale sam wiesz jaki jest dziś futbol: każdy może wygrać i każdy może strzelić. Ale myślę, że to będzie bardzo trudny mecz, zwłaszcza, że do Kowna przyjedzie bardzo dużo kibiców z Polski. Słyszałem, że będzie ich nawet cztery tysiące. To brzmi jakbyśmy mieli grać na wyjeździe.
Co twoim zdaniem jest największą siłą litewskiej reprezentacji?
– Nie polegamy na indywidualnościach, ale mamy naprawdę bardzo zgraną grupę, w której panuje dobra atmosfera. Selekcjoner wierzy w zawodników, daje im wolność w ataku i skupia się na zaszczepieniu w drużynie koncentracji i ducha walki. Bez tego ognia w sercu, odnosilibyśmy znacznie gorsze rezultaty. Wszyscy wychodzą na mecz, walcząc jeden za drugiego, wspierając się i stanowiąc jedną grupę. Mamy naprawdę dobrą atmosferę.
Novikovas o Michale Probierzu: Kiedy patrzę na niego, widzę trochę siebie
Przypuszczam, że słyszałeś o tym, co ostatnio działo się w polskiej reprezentacji. Zaskoczył cię konflikt Michała Probierza z Robertem Lewandowskim i sposób, w jaki twój były trener z Jagiellonii odszedł z reprezentacji?
– Jasne, słyszałem o tym, ale nie chcę oceniać tej sytuacji. Nie wiem, kto miał rację, a kto nie. Takie rzeczy w futbolu się zdarzają – nie powinny tylko wychodzić na zewnątrz grupy, szkoda, że tak się stało. Byłoby lepiej, gdyby sprawa została w szatni i gdyby panowie porozmawiali ze sobą prywatnie, wszystko zostałoby między nimi. Kiedy takie sprawy wychodzą na zewnątrz, to nie znaczy nic dobrego.
A jak ty wspominasz trenera Probierza z czasów Jagiellonii? Jakim był wówczas szkoleniowcem?
– Mogę mówić o trenerze tylko w dobrych słowach. Kiedy patrzę na niego, widzę trochę siebie, jeśli chodzi o osobowość. Nie boi się nikogo, zawsze mówi co myśli, ma bardzo silny charakter, wiesz o co chodzi?
Myślę, że tak.
– Ale jest też bardzo dobrą osobą. Możesz zawsze z nim pogadać. Pewnie, był też wymagającym trenerem, ale to dobrze. Od zawodników trzeba wymagać. Zajęliśmy z nim drugie miejsce w Ekstraklasie, więc nie mogę powiedzieć złego słowa. Choć na początku byłem na niego trochę zły, gdy nie grałem. Musieliśmy przeżyć „swoje rzeczy”, ale dziś wszystko jest w porządku. Uważam, że to dobry trener.

Jest trochę tak, że w mediach widzimy jedną twarz trenera Probierza, a drugą – tę bardziej ludzką – mogą zobaczyć jedynie piłkarze i członkowie sztabu?
– Tak, trochę tak jest. Wiem to po sobie. Słyszę, jak ludzie mówią o mnie: Novikovas jest arogancki, robi to albo tamto, oceniają moje miny, jak reaguję na boisku, jak poza nim… Ale nie znają mnie. Nie znają mnie jako osoby. Media kreują obraz, że jestem arogancki, a to nieprawda. Kto mnie zna, wie, że jestem normalnym, pokornym gościem. Tak samo jest z Probierzem. Nie mówię, że media robią coś złego, ale wiesz jak się mówi: Nie oceniaj książki po okładce. Praca selekcjonera reprezentacji Polski jest naprawdę trudna. Ciężko osiągnąć rezultaty, które zadowolą fanów i media. Polska ma oczekiwania, ma jakość, więc musi wygrywać i kwalifikować się na wielkie imprezy. Tego oczekują fani. Jeśli coś nie idzie po ich myśli, trener ma trudny czas. Przecież Polska miała też portugalskich trenerów – Sousę i Santosa, którzy także się o tym przekonali. To trudna robota dla każdego, nie tylko dla Probierza.
Novikovas o Kuleszy: To dobry człowiek. Lubił żartować
W Białymstoku poznałeś też Cezarego Kuleszę, obecnego prezesa PZPN. Jak wspominasz współpracę z nim?
– Myślę, że mnie lubił, ja go tak samo. Mieliśmy świetną relację, nigdy się nie kłóciliśmy. Na pewno pomogło nam, że mieliśmy wówczas świetne wyniki w Jagiellonii, graliśmy fajną piłkę, wygrywaliśmy mecze.
Choć raz prezes Kulesza dał mi żółtą kartkę. Zresztą nie tylko mi, bo w naszej grupie byli też Cillian Sheridan i Guilherme. Wiadomo, że po zwycięskich meczach lubiliśmy gdzieś wyskoczyć. Raz poszliśmy na miasto i Kulesza błyskawicznie się o tym dowiedział. Następnego dnia zaprosił mnie do swojego gabinetu. Gdy wszedłem, prezes powiedział: „To co, Arva, co będzie? Wódka, piwo, co chcesz?”. Odpowiedziałem: „Nie, dziękuję, prezes, już wczoraj wypiłem” (śmiech). Mam z nim wiele zabawnych, dobrych wspomnień. Lubił żartować, kiedy był w dobrym humorze. Ale nie miał też problemu, by powiedzieć ci w oczy gorzką prawdę.
Ta żółta kartka musiała mocno utknąć ci w pamięci.
– Tak, ale wiesz, wychodziliśmy tylko wtedy, kiedy wiedzieliśmy, że możemy. Nigdy nie imprezowaliśmy przed meczami. Trzeba wiedzieć, kiedy i na co możesz sobie pozwolić.
Często mieliście więc bezpośredni kontakt z prezesem? Nie tylko przy okazji negocjowania transferów i umów?
– Tak, Kulesza był bardzo blisko drużyny. Jeśli chciałeś pogadać, zawsze mogłeś do niego zadzwonić, jeśli on chciał, to dzwonił. Zawsze był dla mnie w porządku – czy to w interesach czy gdy czegoś potrzebowałem. To była dobra relacja, w moich oczach to dobry człowiek.
W Jagiellonii grałeś też razem z Przemkiem Frankowskim i Karolem Świderskim. Dalej utrzymujecie kontakt?
– Czasami tak. Wiem, że Frankowski nabawił się kontuzji w meczu z Nową Zelandią. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Może nie mamy dziś super wielkiego kontaktu, ale czasami wymieniamy się wiadomościami.

Po obu było już wtedy widać, że trafią do reprezentacji Polski?
– Na pewno widać było spory potencjał. Zwłaszcza u Frankowskiego. Ja grałem na jednym skrzydle, on na drugim. I od razu można było spostrzec, że to gość z potencjałem. Co do Świderskiego – nie miał wówczas pewnego miejsca w składzie. Czasem grał od pierwszej minuty, czasem nie. Dopiero gdy trenerem został Ireneusz Mamrot, dostał szansę i może po dwóch miesiącach został sprzedany do PAOK-u, jeśli dobrze pamiętam. Dało się zauważyć, że to zawodnik ze świetnymi umiejętnościami. I chyba najbardziej zabawny gość, jakiego poznałem w Polsce.
Naprawdę?
– Jest mega śmieszny. Rozbraja sam sposób w jaki mówi, w jaki żartuje. Innym mega zabawnym gościem, którego pamiętam z Polski był Artur Jędrzejczyk.
No właśnie, skupiamy się na Jagiellonii, a przecież mistrzostwo Polski zdobyłeś z Legią Warszawa. Gdy oglądasz mecze tych drużyn serce bije ciut szybciej?
– Dłużej byłem w Jadze, to był mój pierwszy klub w Polsce. Być może mam więcej uczuć związanych z nią, ale kiedy oba kluby grają przeciwko sobie, to nie kibicuję żadnej z drużyn. Mam też więcej przyjaciół, którzy wciąż grają w Jadze. Jest tam Imaz, jest Romanczuk, jest kierownik Arek. Wciąż jestem z nimi w kontakcie. Ale oczywiście, mam też emocjonalny stosunek do Legii. Wygrałem tam mój tytuł mistrzowski, to był ważny klub w mojej karierze. W Warszawie też spotkałem świetnych ludzi. To dwa wielkie kluby i cieszę się, gdy widzę, że dobrze im się powodzi.
Na koniec – czego życzyć ci na najbliższą przyszłość?
– Chcę po prostu wrócić do reprezentacji i udowodnić niektórym, że się mylą. Tym, którzy mówią, że się skończyłem. Chcę pokazać, że to nieprawda.
ROZMAWIAŁ: WOJCIECH GÓRSKI