Wszyscy przebyli w tej rundzie dość długą drogę. Nie każdy startował z tytułowego pułapu, ale mowa będzie o gościach, którzy jednak znacząco zmienili swoją sytuację w porównaniu do tej, w której znajdowali się jeszcze kilka miesięcy temu. Zdecydowanie na plus. W głowach kibiców, trenerów, dziennikarzy udało się wymazać starą opinię i napisać nową, która brzmi mniej więcej tak: ten gość (jednak) potrafi grać w piłkę.
MATEUSZ CETNARSKI
Nasze noty pokazują, że to najlepszy piłkarz całej rundy. Można się z tym nie zgadzać, ale ciężko zaprzeczyć, gdy ktoś powie, że Cetnarski to największy wygrany przyjścia Jacka Zielińskiego do Cracovii. No bo gdzie do cholery był ten gość jeszcze w kwietniu tego roku? Mówiąc wprost – w dupie. Nie grał, miał problemy ze zdrowiem i opinię piłkarza ślizgającego się już tylko na nazwisku. Aż przypomniał nam się fragment naszego tekstu z tamtego okresu.
Dzisiejszy „Fakt”. Dwa duże zdjęcia – z prawej Jacka Zielińskiego, nowego trenera Cracovii, z lewej anonimowego piłkarza w błękitnej koszulce tego klubu. Próbujemy sobie przypomnieć tę twarz, skojarzyć ją z nazwiskiem, ale kompletnie nie wychodzi. Na ratunek przychodzi podpis pod zdjęciem i duży nagłówek: „Zieliński odkurzy Cetnarskiego”.
Więcej wskazywało wtedy na to, że Zieliński pracę w Cracovii chce zacząć od strzału w stopę, niż na to, że Cetnarski wniesie do ligi coś poza rzadkim przywiązaniem do czarnych butów. W końcówce tamtego sezonu błysnął ze dwa razy, później znowu zgasł. A dziś to piłkarz, który ma prawo myśleć o kadrze. Teraz chwalony w poprzednim sezonie Budziński może skupić się na własnych produkcjach, bo reżyserem gry „Pasów” jest ktoś inny.
BARTOSZ KAPUSTKA
Chłopaczek od hecy z Błękitnymi został piłkarzem. I to nie byle jakim, tylko najlepszym asystentem w lidze i reprezentantem Polski. Jak tak dalej pójdzie, to goście ze Stargardu będą dzieciakom opowiadać, że grali przeciwko TEMU Kapustce, a niesnaski pójdą w niepamięć.
ZBIGNIEW MAŁKOWSKI
Może zabrzmi to brutalnie, ale taka prawda – nikt by po nim nie zapłakał, gdyby niedawno skończył grać w piłkę. Ma już 37 lat, a okoliczności mogły skłaniać go ku takiej decyzji. Najpierw przez pół roku leczył zerwane więzadła, później przez kolejne pół trenował z rezerwami bez możliwości rozgrywania jakichkolwiek meczów. W Kielcach próbowano się wykpić z kontraktu z nim, był tam potrzebny jak – nie przymierzając – prostytutce majtki. Nie od razu, ale powrócił między słupki. Jeszcze na początku sezonu wydawało się, że to Dariusz Trela jest w znacznie lepszym położeniu, ale stara szkoła nigdy nie odpuszcza. Charakterniak i znów jedna z kluczowych postaci w Koronie.
JAKUB SZMATUŁA
Prawdopodobnie żaden fan Ekstraklasy nie rozpoznałby go na ulicy, nawet gdyby ten cały dzień łaził po zatłoczonych miejscach. Nasze skojarzenia?
Raz: niefortunne nazwisko jak na bramkarza.
Dwa: facet, który przegrywa rywalizację ze wszystkimi, jak leci.
Niewiele tego. Ale w ostatnich miesiącach doszło kolejne – całkiem solidny bramkarz. W drużynie lidera Ekstraklasy! Na karku 34 lata, a w pokonanym polu zostawił młodzieniaszków, którzy grali przecież w reprezentacjach U-21: Szumskiego, Leszczyńskiego i Rusova. Stary człowiek i może.
MARCIN PIETROWSKI
To dopiero metamorfoza! Gdy w Gdańsku lądowały kolejne samoloty z piłkarzami, było jasne, że prędzej czy później zabraknie dla niego miejsca w kadrze. Nikt nie patrzył na to, że wychowanek, 27-letni Pietrowski mógłby oprowadzać wycieczki po stadionie i opowiadać historię Lechii – tak mocno był tam zakorzeniony. Nie miał szans na zostanie gdańskim Tottim. Decyzja o skreśleniu była tym łatwiejsza, że chłopak wyjątkowo ostatnio partaczył. Nie miał nawet statusu solidnego ligowca, wydawało się, że jakaś Bytovia to maks, na który go stać. A tu proszę – okazało się, że wystarczy mieć na niego pomysł, wytłumaczyć mu jego rolę i już tylko patrzeć, jak zasuwa po boisku. Trochę trenerskiej kreatywności czyni cuda. Brawo, panie Latal.
EMILIJUS ZUBAS
Był na szczycie, był na dnie. W dużym skrócie jego historia wygląda tak:
– był gwiazdą ligi litewskiej
– szybko został gwiazdą ligi polskiej w Bełchatowie, który jednak spadł z ligi
– odbił się od ściany na Cyprze
– odbił się od ściany w Danii
– wylądował na chwilę na Łotwie
– wrócił do Bełchatowa, który ponownie spadł z ligi, ale Zubas już nie był gwiazdą, a przez większą część sezonu jedynie rezerwowym
O tym, że dwa gole wbił mu nawet Dawid Janczyk nawet nie wspominamy…
Do bramki Podbeskidzia wskoczył dzięki głupocie Wojciecha Kaczmarka, na początku coś tam zawalił, ale z czasem nawiązał do udanej rundy z pierwszego podejścia do GKS-u Bełchatów. A istnieje przecież szansa, że tym razem jego drużyna nie spadnie do I ligi. Czyli będzie to najlepszy czas dla niego zarówno indywidualnie, jak i drużynowo.
KRZYSZTOF MĄCZYŃSKI
Mieliśmy wątpliwości, czy należy go tu umieszczać, wszak Mączyński grał w najważniejszej drużynie w tym kraju, ale trzeba na to spojrzeć trochę inaczej.
Było tak:
– bez żalu wydalano go z drużyny, która ostatecznej spadła z ligi chińskiej
– jego powołania tłumaczono posiadaniem haków na selekcjonera lub ich starą znajomością. Albo i jednym, i drugim.
Jest tak:
– jest jednym z najlepszych piłkarzy w lidze na swojej pozycji
– stał się reprezentantem pełną gębą, który odegrał ważną rolę w kluczowych meczach.
Padał deszcz, świeci słonce. A wierzyła w to chyba tylko rodzina. I Adam Nawałka.
***
Niezbadane są ludzkie koleje w Ekstraklasie. Patrząc na tę listę, niemal odruchowo zastanawiamy się, kto jeszcze może w przyszłości wypalić. Małecki? Janota? Przybecki? Peszko?! Poniosło nas? To samo byście powiedzieli, gdybyśmy przed sezonem przekonywali was, że Szmatuła i Pietrowski będą ważnymi zawodnikami lidera Ekstraklasy.
Fot. FotoPyK