Po dwóch latach przerwy znów będziemy mieli Wisłę w Ekstraklasie, ale nie tę krakowską. Wisła Płock spadła z elity później niż Biała Gwiazda i szybciej do niej wraca. Rok temu zabrakło jej dwóch punktów do strefy barażowej, tym razem zajęła trzecie miejsce – dotychczas po barażach z najniższego stopnia podium awansowała tylko Warta Poznań – i wygrała oba domowe mecze.

O ile z Polonią Warszawa kibice byli trzymani w napięciu niemal do samego końca (Dani Pacheco trafił na 2:1 z rzutu wolnego dopiero w 89. minucie), o tyle dziś z Miedzią Legnica raczej nie doświadczali większego stresu. Miedź, być może wykończona czwartkowym bojem przy Reymonta, okazała się mało wymagającym rywalem i nie wyglądała na zespół, który jest gotowy skorzystać z otrzymanej szansy.
Zresztą, nie czarujmy się, wygrana w Krakowie również była wymęczona – po strzale życia Michaela Kostki i furze szczęścia pod własną bramką. To nie jest ta Miedź, którą pamiętamy z dwóch poprzednich awansów, gdy oglądaliśmy ekipę znacznie bardziej „piłkarską” niż teraz.
Wisła Płock awansowała do Ekstraklasy
Gospodarze na otwarcie wyniku musieli czekać aż do doliczonego czasu pierwszej połowy, ale do tego momentu stworzyli już trzy dobre sytuacje i łatwo doprowadzali do zamieszania pod bramką legniczan. Ci z kolei nie mieli praktycznie żadnych atutów w ofensywie. Bartłomiej Gradecki po przerwie robił, co mógł, żeby jeszcze ich napędzić. Golkiper Wisły kilka razy interweniował wyjątkowo niepewnie i nieporadnie. Kulminacją było wybicie piłki pod nogi Damiana Michalika po standardowej, zdawałoby się, interwencji, ale nawet taki prezent nie został przyjęty. Michalik fatalnie przestrzelił.
Nie licząc tej akcji, Miedź naprawdę konkretne zagrożenie stworzyła dopiero w samej końcówce, gdy najpierw Hangling-Sandre będąc przed linią bramkową uprzedził Walczaka, a chwilę później rezerwowy Gustav Engvall obił poprzeczkę.
Wisła miała już wtedy dwubramkowe prowadzenie, bo Michael Kostka za wcześnie uznał, że wygrał pojedynek z Bartoszem Borowskim. Płocki młodzieżowiec odzyskał piłkę, Iban Salvador wycofał ją do Jime, a ten płaskim strzałem przy słupku nie dał szans Wrąblowi. To właśnie hiszpański pomocnik wywalczył rzut karny wykorzystany przez Łukasza Sekulskiego, więc można go uznać za bohatera dnia.
Podopieczni Mariusza Misiury powinni wygrać jeszcze wyżej (słupek Pacheco z rzutu wolnego, pudło Sekulskiego po błędzie Wrąbla, przegrane sam na sam Szymańskiego z bramkarzem), ale to już szczegóły.
Na koniec Wojciech Hajda nie wytrzymał w starciu z Salvadorem, którego już w przerwie przed kamerami nazwał nienormalnym i irytującym. Z bezsilności uderzył go przy linii końcowej i po analizie VAR słusznie wyleciał z boiska.
Wisła Płock awansowała w pełni zasłużenie. Faktem jest, że mówimy o jednym z najbardziej zasysających publiczne fundusze klubów w Polsce. To wyraźny minus. Biorąc jednak pod uwagę osobę trenera, styl gry, kilka ciekawych indywidualności, nowy i ładny stadion oraz przyzwoitą frekwencję z nadzieją na wzrost (w tym sezonie średnia blisko 6 tys. widzów, nie licząc dzisiejszego meczu) trudno nam kręcić nosem na powrót płocczan do Ekstraklasy, skoro znów wywróciła się Wisła Kraków.
Wisła Płock – Miedź Legnica 2:0 (1:0)
- 1:0 – Sekulski 45+6′ karny
- 2:0 – Jime 57′
Czerwona kartka: Hajda (90′ Miedź).
PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. Newspix