Żadna to niespodzianka – w Andaluzji mówiło się o tym od kilkunastu tygodni – ale skoro już ogłoszono to oficjalnie, to warto ten fakt podkreślić. Grzegorz Krychowiak przedłużył dziś kontrakt do 2019 roku i został jednym z najlepiej opłacanych piłkarzy Sevilli (prawdopodobnie drugim w tej hierarchii). Co najistotniejsze z punktu widzenia klubu – klauzula odstępnego Polaka skoczyła z 30 do 45 milionów euro. To dla potencjalnych chętnych, zwłaszcza z Anglii, stanowi jasny sygnał: chcesz wyjąć „Krychę” z Pizjuan, musisz rozbić bank. Co oczywiście nie znaczy, że ktoś za niego tyle wyłoży. Do 45 milionów nie zbliżyli się bowiem wcześniej m.in. Alves, Bacca, Ramos, Negredo, Reyes ani Baptista.
Ten sezon – bądźmy szczerzy – jest dla Krychowiaka przeciętny. To znaczy można spojrzeć na niego z dwóch perspektyw. Z jednej strony Polak częściej rozczarowuje, nieraz nie nadąża za przeciwnikami i zbiera słabsze noty niż w poprzednich rozgrywkach, ale z drugiej – wciąż stanowi absolutną podstawę defensywy Sevilli i mimo wszystko mocno się rozwinął piłkarsko. Mało tego, jest jedynym członkiem ekipy Emery’ego, który w tym sezonie rozegrał wszystkie mecze od dechy do dechy. 1380 minut na 1380 możliwych. Nie podważyły jego pozycji ani przyjście Krohn-Dehliego, ani N’Zonziego, ani żadne modyfikacje taktyki. Dopóki Emery trzyma się na stołku, dopóty Krychowiak może się czuć pewniakiem. I to całkiem zasłużenie, bo choć Grzesiek nie pokazuje maksimum swoich możliwości, to jednak… Po pierwsze – gra na niewdzięcznej pozycji, gdzie trudno błysnąć, gdy cała drużyna gra słabo. Po drugie – w dzisiejszej Sevilli nie dojeżdża prawie nikt. No, może poza Gameiro i momentami Konoplanką…
Dyrektor sportowy Monchi widzi jednak, jak kluby angielskie bez opamiętania szastają kasą i w odpowiednim momencie przedłużył ten kontrakt. Pytanie tylko, czy sam Krychowiak zechce zamienić rajską Andaluzję i najlepszą ligę świata na brytyjski raj finansowy. W Sevilli ma dziś wszystko. Pieniądze, pozycję, rozwój, status idola i kosmiczny, długoterminowy kontrakt. Trzeba czegoś więcej?
Fot. FotoPyK