Reklama

Eintracht kasuje fortunę na napastnikach. Ale żaden jeszcze nie wypalił

Wojciech Górski

Autor:Wojciech Górski

23 stycznia 2025, 16:03 • 9 min czytania 14 komentarzy

Ponad 300 mln euro zarobił na sprzedaży swoich napastników w ostatnich latach Eintracht Frankfurt. 80 mln euro dorzucił do tej puli właśnie Manchester City, kupując Omara Marmousha. Zespół z Hesji stał się maszyną do tworzenia snajperskich gwiazd i zarabiania na nich olbrzymich pieniędzy. Zresztą, już za chwilę mogą skasować kolejne krocie, bo na lidera zespołu wyrasta 22-letni napastnik Hugo Ekitike. Problem w tym, że zadowolonych z interesów z Eintrachtem na razie… brak. Frankfurckie gwiazdy gasną szybko. Czy podobnie będzie z Omarem Marmoushem?

Eintracht kasuje fortunę na napastnikach. Ale żaden jeszcze nie wypalił

W piątek Deutsche Bank Park płakał, dziękując Omarowi Marmoushowi za piękną przygodę. Właściwie rzadko zdarza się, by z podobnymi honorami żegnany był piłkarz, który w klubie spędził zaledwie półtora roku, nie osiągając z nim żadnego wymiernego sukcesu. Zeszły sezon Eintracht zakończył dopiero na 6. pozycji, z Ligą Konferencji pożegnał się już w lutym, a w Pucharze Niemiec kompromitująco odpadł z III-ligowym Saarbruecken.

Ale Omar Marmoush zachwycał. Podbił serca kibiców tym skuteczniej, że do Eintrachtu trafiał właściwie bez żadnych oczekiwań – ot, zmiennik w Wolfsburgu i Stuttgarcie, oddany przez pierwszych za darmo do ligowego rywala. Początkowo nie sądzono nawet, że będzie występował jako środkowy napastnik – gdy frankfurcki klub nie sprowadził nikogo w miejsce Randala Kolo Muaniego, trener Dino Toppmoeller, będąc trochę bez wyjścia, przesunął tam Marmousha. I pewnie sam nie spodziewał się, jakie przyniesie to efekty.

Dorobek Egipcjanina z zeszłego sezonu (17 goli i 6 asyst) blednie przy tym, co wyprawiał przez ostatnie pół roku. Od sierpnia Marmoush przebił tamten wynik, notując już 20 goli oraz 14 asyst i biorąc udział w akcji bramkowej Eintrachtu średnio co godzinę gry.

Jednocześnie potwierdził regułę, że Eintracht Frankfurt jest miejscem dla napastników absolutnie wspaniałym. I co ważne – niemiecki klub potrafi doskonale spieniężać swoich snajperów. Ale co dla innych może być jeszcze ważniejsze – na razie grono zadowolonych z transakcji z Eintrachtem jest raczej niewielkie.

Reklama

Faraonowie szlachetnieją z wiekiem. Droga Marmousha do Manchesteru City

Oskubane PSG

No właśnie – skoro wspomnieliśmy już o Kolo Muanim, musimy pociągnąć ten wątek. To najbardziej jaskrawy przykład tego, jak efektywnie potrafi działać na rynku transferowym Markus Kroesche, dyrektor sportowy Eintrachtu.

Latem 2022 roku Kroesche wyciągnął Kolo Muaniego z Nantes zupełnie za darmo, by zaledwie po jednym sezonie sprzedać go za oszałamiające 95 mln euro. W międzyczasie Francuz zaliczył bardzo dobry – ale przecież też nie wybitny – rok we Frankfurcie. Imponował wszechstronnością, z równą łatwością strzelając, jak i tworząc okazje kolegom – licznik punktowy zatrzymał się na 23 golach i 17 asystach. Do tego doszedł debiut w reprezentacji Francji i wyjazd na mundial, gdzie mógł zostać nawet bohaterem finału – gdyby w ostatniej akcji dogrywki trafił do bramki, dałby „Trójkolorowym” mistrzowski tytuł. A tak, uczynił bohaterem Emiliano Martineza.

Niemniej jednak Francuz trafił na usta całego futbolowego świata, a zachłyśnięte jego talentem PSG wyłożyło za napastnika blisko sto baniek. Choć jeszcze przed chwilą Kolo Muani grał pod ich nosem i był do wzięcia zupełnie za friko.

Eintracht sprowadził Kolo Muaniego za darmo, by po roku sprzedać go PSG za 95 mln euro

Reklama

Problem w tym, że paryżanie – interesami z Eintrachtem – mogą czuć się wprost okradzeni. Nie dość, że Kolo Muani nie potrafi nawiązać do wcześniejszej dyspozycji (ba, nie potrafi nawet wywalczyć miejsca w składzie i ma odejść na wypożyczenie do Juventusu), to jeszcze w drugą stronę powędrował Hugo Ekitike. Frankfurtczycy zapłacili za niego 16,5 mln euro, co już wkrótce może okazać się groszami w porównaniu z kwotą, za którą 22-latek z Eintrachtu wyfrunie. Już teraz bowiem wydaje się naturalne, że to kolejny po Marmoushu napastnik, na którym Niemcy zarobią grubą kasę

Sam Ekitike – zdaniem wielu – sufit zawieszony ma jeszcze wyżej od Marmousha. To napastnik grający bardziej centralnie, ale również bazujący na szybkości, dobrej technice, dryblingu i świetnie czujący się w bezpośredniej grze Eintrachtu. Mając dwóch takich zawodników, trener Dino Toppmoeller często ustawiał zespół głęboko, by zaraz po przejęciu piłki zagrywać podania za linię obrony przeciwnika. Na to Ekitike i Marmoush tylko czekali.

W tym sezonie 22-latek, mimo 13 goli i 6 asyst, pozostawał w cieniu Egipcjanina, ale odejście Marmousha paradoksalnie może mu pomóc – w pierwszym meczu bez niego, Ekitike poprowadził Eintracht do wygranej nad Borussią Dortmund, strzelając pierwszego gola. Teraz gra ułożona będzie pod niego jeszcze bardziej. Tylko czekać, aż dołączy do grona piłkarzy, którzy przyniosą SGE znaczny zysk. A PSG może pluć sobie w brodę, że zamieniło dwóch napastników podobnej klasy (Kolo Muaniego za Ekitike), tracąc na tym dealu 80 mln euro.

To zresztą nie pierwszy raz, kiedy Eintracht oskubuje PSG. Tylko w ostatnich dwóch latach wyciągnął z Paryża za frytki uniwersalnego i młodego (wówczas 22-letniego) Juniora Dinę Ebimbę, by za chwilę skasować 40 mln euro za odstąpienie Williana Pacho. Oczywiście zaledwie po roku gry zwiększając jego cenę trzykrotnie, w porównaniu do kwoty zapłaconej Royalowi Antwerpia.

A przecież jeszcze kilka lat temu Eintracht sprzedawał także do PSG Kevina Trappa (drożej), by później go odkupić (taniej).

– Interesy z panem to czysta przyjemność – może powiedzieć dziś Kroesche do Nassera Al-Khelaifiego. Jak znalazł frajera, to trzeba go golić.

Fabryka drogich napastników

Ale nie tylko PSG wyszło w ostatnich latach na interesach z Eintrachtem jak Zabłocki na mydle. Niemiecki klub specjalizuje się w promowaniu i drogich sprzedażach napastników. Gorzej, że ci po odejściu z Frankfurtu, magicznie tracą umiejętność zdobywania bramek.

Weźmy takiego Andre Silvę – po obiecującym sezonie w FC Porto, zawodził w Sevilli, a później w Milanie. Rossoneri oddali go więc na wypożyczenie do Eintrachtu, a ten już w pierwszym sezonie sieknął 12 bramek. Eintracht tym przekonał, Milan – wciąż nie. Włosi puścili go więc za 3 mln euro, co za chwilę stało się ceną śmieszną. Silva bowiem zanotował 28 bundesligowych goli, wyprzedzając o jedno trafienie Erlinga Haalanda i ustępując tylko – bijącemu akurat rekord Gerda Muellera – Robertowi Lewandowskiemu.

To nie mogło przejść niezauważone – po Portugalczyka zgłosił się Lipsk, oferując 23 mln euro, a więc zapewniając Eintrachtowi zysk na poziomie 20 mln. A frankfurtczycy ochoczo na to przystali.

I jak się okazało – zupełnie słusznie. Silva ani razu nie nawiązał już do sezonu 2020/21, dwa lata temu zdobywając zaledwie cztery bramki, by w zeszłym – już na wypożyczeniu w Sociedad – zanotować jedynie trzy trafienia. Gdy w grudniu, znów dla Lipska, strzelił przeciwko Holstein Kiel, był to jego pierwszy gol w Bundeslidze od blisko dwóch lat.

Inna sprawa, że Silva, będący obecnie na aucie w RB, które nie potrafiło znaleźć kupca na Portugalczyka, profilem niespecjalnie pasuje do drużyny Marco Rosego – i w ogóle dynamicznego, bazującego na fazach przejściowych pomysłu koncernu Red Bulla. Ale to już nie jest problemem Eintrachtu.

Tak jak problemem Eintrachtu nie są dalsze losy Luki Jovicia. A ten – przypomnijmy – w 2019 roku został sprzedany do Realu Madryt za 63 mln euro. Transfer Serba znów znakomicie pokazał, jak sprawnie potrafi działać skauting Eintrachtu.

Luka Jović bramkami dla Eintrachtu zapracował na transfer do Realu Madryt

Choć 19-letni Jović został wypatrzony w Serbii przez Benficę, w pierwszej drużynie klubu z Lizbony rozegrał zaledwie 40 minut. Tyle wystarczyło, by Eintracht najpierw zaproponował Joviciowi wypożyczenie, a później zaryzykował, wykładając aż 22 mln euro, co do dziś pozostaje jego absolutnym rekordem transferowym. Opłaciło się – w następnym sezonie młodziak zdobył już 27 bramek, błyszcząc w Lidze Europy przeciwko Chelsea i Interowi. A że z Realu niedawno odszedł Cristiano Ronaldo – Królewscy nie żałowali kasy, ściągając Serba i sprawiając, że Niemcy zarobili na nim na czysto 40 baniek. Zresztą łączne 180 mln euro wydane w jednym okienku na transfery Jovicia i Edena Hazarda pozostaną jednym z największym blamaży Realu na rynku transferowym. Chociaż my i tak będziemy żyć gdybaniem, co by było, gdyby Królewscy wówczas zamiast Jovicia zdecydowali się na sprowadzenie Krzysztofa Piątka…

A przecież w tym samym oknie, w którym Eintracht transferował Jovicia, zarobił też 50 mln euro na sprzedaży Sebastiena Hallera. On także był inwestycją – dwa lata wcześniej SGE nie bał się zapłacić holenderskiemu Utrechtowi 12 mln euro, znów trafiając w dziesiątkę. Haller stworzył znakomity duet z Joviciem i po 20 bramkach i 12 asystach w sezonie 2020/21, przeniósł się do West Hamu.

Iworyjczyk Anglii nie podbił, by później odbudować się w Ajaksie i wrócić do Bundesligi. W Borussii Dortmund przeżył dramat, walcząc z nowotworem, ale zdołał wrócić na boisko i nawet mógł dać BVB tytuł mistrzowski – gdyby wykorzystał rzut karny w ostatniej kolejce meczu z Mainz. Tak się jednak nie stało, osłabiony Haller nie potrafił wrócić do dyspozycji sprzed choroby i po krótkiej przygodzie z Leganes, wrócił do holenderskiego Utrechtu. Na ligowego gola czeka od 21 maja 2023 roku.

Kosmiczny zysk z transferów

311 mln euro, z czego 274 mln czystego zysku – tyle na sprzedaży piątki napastników zarobił w ostatnich latach Eintracht. A, jak zaznaczaliśmy wcześniej, pewnie niebawem dołączy do tego grona Hugo Ekitike. Frankfurt stał się prawdziwą maszyną do tworzenia snajperskich gwiazd i zarabiania na nich kroci.

Choć przecież Eintracht zarabia nie tylko na napastnikach. Poza wspomnianym wcześniej Pacho tylko w ostatnich sezonach klub zarobił 30 mln euro na sprzedaży do Napoli Jespera Lindstroema (kupionego za 7 mln euro z Broendby), 14,5 mln euro dostał od Juventusu za Filipa Kosticia (ten wcześniej kosztował SGE 6 mln euro), czy skasował 10 mln euro za Djibrila Sowa do Sevilli.

A w kolejce czekają już kolejni młodzi zdolni. Furorę w środku pola robi 20-letni Hugo Larsson, już teraz według Transfermarkt wart przynajmniej 35 mln euro. Za duży talent uchodzi też rok młodszy od niego Can Uzun, a trener Toppmoeller wprowadził ostatnio udanie do składu 21-letnich Nathaniela Browna i Nnamdiego Collinsa. W ataku, poza Ekitike, pozostaje też ich rówieśnik, Igor Matanović. W nim Chorwaci chcieliby widzieć następcę Mario Mandżukicia i rozwiązanie problemów na pozycji napastnika w tamtejszej reprezentacji.

Te nazwiska warto zapamiętać, bo wkrótce i za nie Eintracht skasuje do klubowej skarbonki ładną sumkę.

Spadające gwiazdy. Czy Marmoush będzie wyjątkiem?

Problem w tym, że odchodzące z Eintrachtu gwiazdy świecą dotąd bardzo krótko. W ten trend wpisują się zarówno Lindstroem, szybko oddany przez Napoli do Evertonu, a także Kostić, wypożyczony z Juventusu do Fenerbahce.

Czy podobna historia powtórzy się w przypadku Omara Marmousha? Wydaje się, że skoro transfer do Premier League był nieunikniony – Egipcjanin stylem gry pasowałby bardziej do grającego bardziej bezpośrednio Liverpoolu, niż do Manchesteru City. Marmoush jest piłkarzem przypominającym Mohameda Salaha – nie tylko przez wzgląd na narodowość. Obaj strzelają dużo goli, ale nie są klasycznymi napastnikami i dobrze czują się w grze przodem do bramki. A także wtedy, gdy mogą skorzystać z przestrzeni za plecami linii obrony rywala.

Tych Marmoush, grając przeciwko nisko broniącym rywalom Manchesteru City, za wiele mieć nie będzie. A to oznacza, że i jego styl gry będzie musiał ulec zmianie. Podobnie jak będzie musiał wypracować nowe schematy z Erlingiem Haalandem, prezentującym skrajnie inny styl gry od Eiktike. Egipcjanin będzie musiał odnaleźć się więc w zespole, który częściej stawia na grę kombinacyjną, a poczynania ofensywne są podporządkowane raczej kreowaniu szans Norwegowi.

A to, w połączeniu z utrzymaniem obecnej dyspozycji, będzie dla Marmousha dużym wyzwaniem. Pamiętajmy bowiem, że egipski napastnik na prezentowany obecnie poziom wskoczył dopiero niedawno – zaliczając bardzo dobry zeszły sezon i wybitne pół obecnego. Wcześniej – był piłkarzem, który w Wolfsburgu przegrał walkę z Bartoszem Białkiem, nie odnalazł się w cieniującym wówczas Stuttgarcie, a pierwszoplanową postacią był jedynie w drugoligowym St. Pauli.

Ale raz pokazał już też, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Uwielbia futbol. Pod każdą postacią. Lekkość George'a Besta, cytaty Billa Shankly'ego, modele expected Goals. Emocje z Champions League, pasja "Z Podwórka na Stadion". I rzuty karne - być może w szczególności. Statystyki, cyferki, analizy, zwroty akcji, ciekawostki, ludzkie historie. Z wielką frajdą komentuje mecze Bundesligi. Za polską kadrą zjeździł kawał świata - od gorącej Dohy, przez dzikie Naddniestrze, aż po ulewne Torshavn. Korespondent na MŚ 2022 i Euro 2024. Głodny piłki. Zawsze i wszędzie.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Komentarze

14 komentarzy

Loading...