Obrzydliwi rzeźnicy i mordercy futbolu – mniej więcej tak można streścić opinie większości hiszpańskich kibiców o Getafe. Ci przebrzydli brutale i minimaliści właśnie odebrali punkty Barcelonie i tym samym przerwali fiestę po zwycięstwach w Pucharze Króla i Superpucharze. Trzeba przyznać, że przerwali dość brutalnie.
„Skoro Getafe jest tak bardzo męczące samo w sobie, to jak męczące będzie ultradefensywnie ustawione Getafe?” – zastanawiali się fani Barcelony (których apetyty dodatkowo zaostrzyła dzisiejsza porażka liderującego Atletico). Ale chyba nie spodziewali się, że piłkarze spod Madrytu będą nie tylko bardzo, bardzo męczący, ale i zabójczo skuteczni.
Dobre złego początki
Barcelona po raz ostatni wygrała na Coliseum Alfonso Pérez 28 września 2019 roku. Ale to nic! Tego samego dnia Katalończycy strzelili ostatniego gola w Getafe. A potem cztery kolejne spotkania bez trafienia. Aż do dziś. Licznik minut bez zdobytej bramki zatrzymał Jules Koundé. Francuz wpisał się na listę strzelców już w dziewiątej minucie za sprawą:
- genialnej asysty Pedriego;
- gapiostwa Davida Sorii;
- własnej pazerności i siły woli.
Wydawało się, że podopieczni Hansiego Flicka najtrudniejsze mają za sobą. Bo przecież Getafe nie potrafi grać w piłkę. Tak się wydawało.
Wydawało się, że plan José Bordalása legł w gruzach i gospodarze po prostu nie wiedzą co robić. No bo jak zaatakować dziesięcioma obrońcami? A zaatakować trzeba było, bo Bordalás zapowiadał walkę nie o punkt, a o trzy punkty. Tak się wydawało.
A potem nagle okazało się, że Getafe coś niecoś jednak potrafi. W 35. minucie gospodarze… strzelili gola.
Najpierw Pau Cubarsí przegrał ważny pojedynek główkowy, a chwilę później po strzale Coby da Costy Inaki Pena odbił piłkę wprost na Mauro Arambarriego. No i futbolówka wpadła do siatki, więc wszystko zaczęło się od początku.
Tryb podwórkowy
Na pięć minut przed końcem pierwszej połowy wyrównać powinien Robert Lewandowski lub któryś z zawodników nabiegających na długi słupek, jednak ostatecznie piłka wylądowała za linią bramkową. Znacznie częściej lądował jednak „Lewy”. Na murawie. Pociągany lub popychany przez rywali.
CZYTAJ TAKŻE: Flick jak Robin Hood, czyli zagrać z Las Palmas tak, jak z Realem
Nie była to jednak jakaś szczególna rąbanina. Przynajmniej nie tak mocna, jak można było zakładać przed pierwszym gongiem gwizdkiem. Przede wszystkim oglądaliśmy dziś kopaninę.
Po godzinie gry poirytowani Katalończycy zaczęli wdrażać tak zwany schemat podwórkowy: piłka pod nogi, głowa w dół i gaz pomiędzy pięciu rywali. Najpierw zrobił to „Lewy”, potem Raphinha i oczywiście za każdym razem efekt końcowy był taki sam.
Wypada docenić ogromną pracę, jaką zawodnicy Getafe wykonali dziś w obronie. Podwajali, potrajali, no i w efekcie wyrwali punkt gościom z Barcelony.
Stara Barcelona
Nowy rok, wiadomo… Wróciła ligowa Blaugrana. Na ten moment bajeczna wygrana w Superpucharze okazała się jedynie miłym przerywnikiem zamiast powrotem do pięknych czasów z początku sezonu.
- Atletico Madryt 1:2;
- Leganes 0:1;
- Betis 2:2;
- Mallorca 5:1;
- Las Palmas 1:2;
- Celta Vigo 2:2;
- Real Sociedad 0:1.
Cztery porażki, dwa remisy i jedno zwycięstwo w siedmiu meczach – tak Barca zakończyła 2024 rok w LaLidze.
A tak zaczęła nowy: Getafe 1:1. Margines błędu wykorzystany?
Getafe CF – FC Barcelona 1:1 (1:1)
- 0:1 – Kounde 9′
- 1:1 – Arambarri 34′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Paweł Wąsek: Lęk przed skakaniem nigdy do końca nie zniknie [WYWIAD]
- Nieoczywisty lider i kandydat do mistrzostwa. Napoli pokazuje, że defensywny futbol żyje i ma się dobrze
- Z czwartego szczebla do Ekstraklasy. Król odchodzi
- Czas się odgruzować. Co czeka Jakuba Modera w Feyenoordzie?
Fot. Newspix