Reklama

Wszyscy tłuką Manchester City

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

11 grudnia 2024, 23:25 • 4 min czytania 12 komentarzy

Bosski Roman twierdził, że niełatwy jest żywot ulicznego rapera, ale boski Pep może stwierdzić, że niełatwy jest żywot pogrążonego w kryzysie trenera. Guardiola i City wciąż zbierają oklep. Bez znaczenia, czy podróżują po Anglii, czy też wyściubiają nos poza Wyspy Brytyjskie — wszędzie czeka na nich tylko ból, porażka oraz zgrzytanie zębami. Tak właśnie było w Turynie.

Wszyscy tłuką Manchester City

Można byłoby rzucić, że cieniujący — niby z jedną porażką w sezonie, lecz już z dwucyfrową liczbą remisów — Juventus ograł Manchester City niespodziewanie, ale minione tygodnie nieco obniżyły poprzeczkę. Skoro niedawnych zdobywców trypletu opędzlowali piłkarze, kolejno: Bournemouth, Sportingu czy Brighton; skoro dopiero co musieli oni dwukrotnie gonić za Crystal Palace, to i Thiago Motta mógł liczyć na to, że coś Anglikom uszczknie.

Wystarczyło zagrać mecz dobry, nie wzorowy, ale solidny, rzetelny, co też Juventus uczynił, wyciskając jak cytrynę wszystko to, co udało mu się wykreować.

Erling Haaland strzela jak kuzyn Jonatana Brunesa

Spotkania, w których bramki nie padają, nie muszą być nudne, lecz bądźmy szczerzy — pierwsza połowa ciągnęła się jak guma Turbo po godzinie na słońcu. Intensywność zakrawała na żart: jeśli jedynym wartym uwagi momentem przyśpieszenia przez dłuższy czas był obrót Kenana Yildiza z piłką w środkowej strefie boiska, z którego nie urodziło się nic przesadnie interesującego, to ci, którzy łapią włoskie słówka, mogli już nasłuchiwać przyśpiewek o tym, że trzeba walczyć, biegać, zapierdalać.

Wydawało się, że zakończymy tę połówkę z mizerną próbą gospodarzy z dystansu oraz kompletnie przypadkowym strzale Erlinga Haalanda, który wyniknął nie z wyśmienitego dośrodkowania, lecz z pinballa, jaki stworzyli obrońcy Juventusu, ale nawet w kryzysie nie można City odmówić jakości, więc gdy Kevin de Bruyne posłał ciasteczko Haalandowi, nikt nie mógł być zdziwiony. Golem jednak się nie przebudził, pozostał uśpiony.

Reklama

Norweg niby się odkleił, oderwał, stanął oko w oko z Michele Di Gregorio, lecz to Włoch zachował zimą krew. Podcinka, którą kuzyn Jonatana Brunesa (wypada już tak mówić?) próbował pokonać następcę Wojciecha Szczęsnego, skończyła się po przytomnym wystawieniu rękawicy. Refleks co się zowie, refleks, który pozwolił Juventusowi rozdać karty po kwadransie przerwy.

Erling Haaland musi wpaść na zajezdnię, żeby popracować nad wykończeniem pod okiem kuzyna

Ofiarność, poświęcenie i dwa dośrodkowania

Pep Guardiola apelował i prosił: przyspieszcie, bo potraficie. Nic to, wraz z całym zespołem naciął się brutalnie. Pół Turynu z niedowierzaniem patrzyło, jak Federico Gatti składa się do strzału nożycami, układając sobie w głowie fakt, że za moment padnie najbardziej abstrakcyjna bramka, jaką widzieli na kibicowskim szlaku. Nie padła, strzał pokracznie odbił Ederson, ale właśnie to, że odbił, wraz z kilkoma niezbyt przytomnymi następnymi ruchami defensywy, sprawiło, że Juventus wynik meczu i tak otworzył.

Poprawkę dośrodkowania zaserwował tym razem Kenan Yildiz, który znalazł ustawionego na piątym metrze Dusana Vlahovicia. Znów możemy określić interwencję golkipera City mianem koślawej, koślawej na tyle, że choć Serb go ustrzelił, piłka przekroczyła linię całym obwodem, sprawiając, że Piemont utonął w ekstazie.

Wbrew oczekiwaniom przyjezdni nie wzięli się w garść, nie wykreowali nic, co dawałoby nadzieję na wyrównanie. Wydawało się zresztą, że cokolwiek wykombinują, i tak skończy się to w nogach obrońców Juventusu, którzy wzięli na siebie trudną sztukę bronienia strzałów. Raz jeden pofrunął Di Gregorio, częściej odpowiedzialność brali na siebie inni. Siniaków nabawi się Manuel Locatelli, porządnie obity został Gatti, ale to nie im przypadnie tytuł bohatera.

Reklama

Wyśmienity wręcz występ zanotował Danilo, świetnie w Manchesterze znany. On także blokował, on także zatrzymywał i wreszcie: odbierał, w dodatku tak, że wyniknął z tego kapitalny, podręcznikowy kontratak. Timothy Weah trochę się w polu karnym zagubił, najpierw kopnął w rywala, ale za drugim razem jego miękkie dośrodkowanie wylądowało u rodaka, Westona McKenniego. W ten sposób amerykańscy rezerwiści zameldowali wykonanie zadania, podwyższając wynik, rozstrzygając kwestię zwycięstwa.

***

Manchester City jest w tarapatach, w poważnych opałach. Kołysze się niespokojnie na granicy życia i śmierci w długiej jak kurtka Arsene’a Wengera tabeli, w której tacy mocarze mieli okupować zupełnie inne miejsca. Fakt, ma przed sobą jeszcze Club Brugge, ale najpierw ma jeszcze wyjazd do będącego w podobnej sytuacji PSG. Kto pomyślałby, że derby szejków przytrafią się, gdy jedni i drudzy desperacko będą walczyć o uratowanie sezonu, a nie w finale Ligi Mistrzów?

Juventus — Manchester City 2:0 (0:0)

  • 1:0 – Vlahović 53′
  • 2:0 – McKennie 75′

WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

12 komentarzy

Loading...