Kiedy weźmie się pod uwagę gigantyczne problemy personalne, jakie ma od kilkunastu miesięcy w linii defensywnej Real Madryt i awersję władz klubu do jej wzmacniania, wyniki jakie Los Blancos osiągają pod wodzą Carlo Ancelottiego wydają się abstrakcyjne. W ostatnich tygodniach problem jednak nabrzmiał na tyle, że sternicy 15-krotnych zwycięzców Pucharu Mistrzów zostali postawieni pod ścianą. Zimą, a już na pewno latem, to głównie do tej formacji ma zostać dostarczona świeża krew, bo zwlekać już po prostu się nie da. Jaka więc będzie obrona Królewskich AD 2025?
Po pierwsze odmłodzona, bo średnia wieku podstawowych defensorów Realu przekracza 30 lat i nie chce maleć. I choć współczesnym piłkarzom, tak jak kobietom, wieku się nie wypomina, to akurat w tym przypadku w parze z rosnącym przebiegiem idzie sypiące się zdrowie. A to już akurat problemem jest i to coraz większym.
Kto więc ma trafić do Realu w dwóch najbliższych oknach transferowych? Nie ma chyba żadnego wyróżniającego się europejskiego obrońcy, który nie byłby łączony w ostatnich kilkunastu miesiącach z Santiago Bernabeu. Warto jednak odsiać plotki od nomen omen REALnie brzmiących przymiarek i przyjrzeć się procesowi wymiany kadr w tej wciąż topowej, ale lekko już przerdzewiałej formacji zwycięzcy ostatniej edycji Ligi Mistrzów.
Drugi sezon z problemami
Temat defensywy Królewskich jest zresztą jednym z ulubionych zagadnień hiszpańskiej prasy już od kilkunastu miesięcy. Bo to właśnie w sierpniu ubiegłego roku poważnej kontuzji kolana uległ Eder Militao, co u progu sezonu po średnio udanej kampanii 2022/23 (“tylko” wicemistrzostwo, Puchar Hiszpanii oraz “tylko” półfinał Champions League) jeszcze nie jawiło się jako duży problem. Wszak w obronie wciąż był spory wybór budzących respekt u przeciwników nazwisk.
Kiedy jednak kilka miesięcy później David Alaba zerwał więzadło krzyżowe, dziura na środku obrony była już nie do przeoczenia. Ostali się w niej jedynie Nacho i Antonio Ruediger. Ten pierwszy zresztą był już jedną nogą poza Madrytem, bo coraz częściej nie dojeżdżał sportowo, ale w kryzysowych momentach sprawdzało się staropolskie porzekadło “Jak trwoga, to do Nacho”.
Carlo Ancelotti udawał się nawet z pielgrzymkami do Florentino Pereza, aby zimą zadbał o wzmocnienie jakimś środkowym obrońcą, nie widząc odpowiednich kandydatów także w klubowych rezerwach lub wśród juniorów. Znając jednak od lat pielęgnowaną niechęć sternika Los Blancos do zimowych transferów, był skazany na eksperymenty i rozwiązania tymczasowe.
Miał to szczęście, że i Nacho i Ruediger uniknęli poważnych urazów. W momencie odpoczynku lub pauzy za kartki miał jednak dla nich nie do końca wymarzonych zastępców. Na odcinek środka obrony był wtedy kierowany najczęściej Aurelien Tchouameni, który warunkami fizycznymi i charakterystyką pasował do profilu stopera oraz Dani Carvajal, którego z prawej strony zastępował wtedy przeżywający drugą młodość Lucas Vazquez.
Jednak ich jakość, zwłaszcza francuskiego pomocnika, w nowej roli była mocno kwestionowana, choć gros ekspertów twierdzi, że 24-latek i tak jako stoper jest o wiele lepszy niż w roli defensywnego pomocnika. Tchouameni dostał ekstra okazję do udowodnienia, że jest potrzebny w Realu, jednak w obu przypadkach jego przydatność dla zespołu wciąż wydaje się wątpliwa. W każdym razie, u jego boku Nacho i Ruediger nie byli tak pewni i Carletto starał się za wszelką cenę minimalizować jego obecność w linii defensywnej. Na samą końcówkę poprzedniej kampanii wyleczył się zresztą Militao, który stał się dodatkową, choć jeszcze nie w pełnym wymiarze, opcją dla włoskiego szkoleniowca.
Cień wielkich trofeów
Poza wszystkimi tymi rozterkami zespół jednak broniły wyniki i skoro sezon udało się zakończyć z wygraną w La Liga, Champions League i SuperCopa to klubowe władze dostały jasny sygnał, że obrona jest ok i nie ma co niepotrzebnie wydawać pieniędzy. Cień wielkich trofeów skutecznie zakrył wysypujące się spod dywanu problemy, a Carletto nie doczekał się wzmocnień.
Ba, odebrano mu jeszcze idealnego jokera – Nacho. Solidnego, lojalnego, ale już 34-letniego wychowanka Realu i jego kapitana, który spędził w klubie 23 lata. Piłkarz odszedł do Arabii Saudyjskiej. Oficjalnie plótł farmazony o “przemyślanej decyzji” i “konieczności zmian w swoim życiu” i że to absolutnie nie dla pieniędzy. Nieoficjalnie Real tak długo wypychał go z klubu, że ten sam już miał dosyć i wybrał się po luksusowe świadczenie przedemerytalne na Półwysep Arabski.
Mało tego, w klubie inwestowano we wszystko, tylko nie w obronę. Sprowadzono Kyliana Mbappe, jednego z najlepszych piłkarzy świata i Endricka, jednego z największych nastoletnich talentów na świecie. Są nawet tacy, którzy uważają, że dopisek “jednego z” jest w tym przypadku niedoszacowaniem potencjału obu piłkarzy. To, plus odejście Toniego Kroosa, który był idealnym łącznikiem między atakiem i obroną, spowodowało zachwianie balansu i uwypukliło ponownie problemy Królewskich z defensywą. Resztę zrobiły kontuzje.
Przedłużająca się rekonwalescencja Alaby (ma wrócić do treningów w styczniu) nie była jeszcze problemem, choć pojawiające się coraz częściej plotki o końcu kariery 32-letniego Austriaka mogą jednak napawać niepokojem. Szambo wybiło jednak kiedy w odstępie czterech tygodni więzadła w kolanie zerwali Dani Carvajal i Eder Militao (drugi raz w ciągu piętnastu miesięcy). To już był problem przez duże P. I choć władze klubu wciąż robią dobrą minę do złej gry, to tym razem wyniki nie bronią ich wstrzemięźliwości w sprawie transferu obrońcy. Już zimą w linii defensywnej mają się więc pojawić nowe nazwiska.
Najlepsza akademia na świecie
Na razie jednak mamy “Zidanes y Pavones” 2.0, bo do pierwszej drużyny nieoczekiwanie dołączył Raul Asencio, do tej pory uważany za kogoś, kto wciąż nie dorósł do najwyższych standardów pierwszej drużyny Królewskich. Ancelotti musi być rozdarty jak sosna u Doktora Judyma, bo jeśli 21-latek odpali na dłużej to Włoch wyjdzie na ignoranta, jeśli nie zauważył takiego talentu pod nosem, a władze znów poskąpią mu kasy na zimowy transfer. Z drugiej strony, jeśli Asencio okaże się pomyłką, straty Realu w lidze czy w Champions League mogą być trudne do nadrobienia. Na razie jednak, mimo kilku zawstydzających wpadek w prestiżowych starciach z Barceloną, Milanem, czy Liverpoolem, Los Blancos są nadal w grze o komplet trofeów.
Sprawa niechęci Ancelottiego do eksplorowania talentów z akademii jest zresztą w Madrycie znana od wielu lat. Carletto wie, że ma wygrywać tu i teraz i nie jest typem szkoleniowca jak Johan Cruyff, Juergen Klopp, czy Pep Guardiola, którzy ogarniają całą strategię klubu obejmującą zarówno gwiazdy pierwszego zespołu jak i wszystkie zespoły juniorskie.
Owa niechęć jest jeszcze bardziej widoczna, kiedy porównamy ją z odwiecznym katalońskim rywalem. A przecież Florentino Perez sam chwalił się klubową akademią podczas niedawnego corocznego zgromadzenia socios.
– Statystyki przedstawiają jednoznacznie, że to najlepsza szkółka na świecie. 191 zawodników z naszej La Fabriki gra w profesjonalnych ligach. 51 z nich w LaLiga, 84 w ligach poza Hiszpanią, a 56 w drugiej lidze hiszpańskiej – zapewniał sternik Królewskich
Choć perorował, że Real produkuje najwięcej w Europie graczy, którzy zasilają potem pół kontynentu, to prawda jest taka, że najmniej korzysta z tego pierwsza drużyna Królewskich. Perez zresztą pudrował rzeczywistość podczas zjazdu członków klubu do jednego wora wrzucając realnych wychowanków jak Carvajal, Vazquez, czy Fran Garcia z tymi, którzy przez akademię dosłownie przemknęli jak Vinicius, Valverde, czy Rodrygo.
Zresztą nie tylko prezes rozmywa obraz “najlepszej akademii na świecie”. Carlo Ancelotti owszem korzysta z wychowanków, ale tylko tych z uznanymi już nazwiskami jak Carvajal, Vazquez, czy wspomniany wcześniej Nacho. Barca tymczasem bierze pełnymi garściami z La Masii i nie boi się eksperymentować, nawet jeśli nie musi. Pedri, Gavi, czy Balde debiutowali już wcześniej. Ale to ubiegły sezon i wyciągnięcie z kapelusza takich graczy jak Fermin Lopez, czy piękni siedemnastoletni Lamine Yamal i Pau Cubarsi dobiło Real. A kiedy po zmianie szkoleniowca z dnia na dzień Flick wstawił do pierwszego składu kolejnych wychowanków (Casado, Bernal), Ancelotti oddelegował nawet asystenta i jednocześnie swoją latorośl – Davide, do głębszej analizy potencjału ludzkiego w rezerwach i akademii Realu.
I to właśnie w defensywie znalazł on kilka interesujących nazwisk. Na szczycie tej listy jest oczywiście wspomniany już Asencio, ale na swoją szansę czekają też inni zdolni środkowi obrońcy. Jacobo Ramon, niespokrewniony z nim Pablo Ramon, Diego Aguado, David Cuenca i Victor Valdepenas już są w orbicie zainteresowań panów Ancelottich. Jest też Joan Martínez, który błysnął podczas letniego tournee przed sezonem, ale potem doznał poważnej kontuzji kolana. Jeśli zimą nie dojdzie do transferu stricte na tę pozycję, można się spodziewać się, że każdy z nich może zostać sprawdzony. Część z nich już zresztą zasiada na ławce rezerwowych podczas meczów Królewskich
– Oczywiście, nasza cantera jest gotowa. Tym chłopakom brakuje tylko okazji, trzeba im dać szansę. To my mamy najlepszą szkółkę na świecie. Jeśli jednak jej obecni najlepsi wychowankowie nie dostaną okazji tutaj, z pewnością będą błyszczeć w innych miejscach świata – przyznał trener rezerw, słynny Raul Gonzalez na pytanie o ich gotowość do gry w pierwszej drużynie Los Blancos.
Na prawej obronie w Castilli gra z kolei Lorenzo “Loren” Aguado. On także na pewno zaliczy trochę minut, zwłaszcza jeśli kolejne problemy zdrowotne będą trapić Lucasa Vazqueza. Tym bardziej, że jest graczem o profilu najbardziej zbliżonym do Carvajala. Spędził czternaście lat w La Fabrice, przechodząc przez wszystkie kategorie wiekowe. Latem Ancelotti zabrał go na amerykańskie tournee, a niedawno klub przedłużył z nim kontrakt do 2026 roku. – To chłopak stąd, znam go od dawna. Jest bocznym obrońcą, który potrafi zarówno atakować, jak i bronić – mówił o nim niedawno Raul, u którego grywa regularnie.
Królewscy jednak zdają sobie też sprawę z tego, że świetny występ każdego z tych młodych chłopaków powoduje wzrost zainteresowania jego osobą topowych klubów europejskich. Kiedy po świetnym wejściu do zespołu grają mniej, wiedzą już że nawet jeśli nie postawi na nich Real, to dostaną szansę gdzie indziej. Rzeczony Asencio otrzymał już oferty z Celty i Girony, jednego z portugalskich gigantów oraz z Premier League. Los Blancos zablokowali więc zawczasu wszelkie toczone wcześniej negocjacje w sprawie sprzedaży zawodnika, wiedząc że nawet już kilka występów u Ancelottiego kilkakrotnie przewyższa jego dotychczasową wartość.
Kto jeszcze?
Młodzi wychowankowie dołączający do pierwszej drużyny to jednak raczej wciąż potrzeba chwili, a nie długofalowa polityka klubu i samego Carletto. Tę nadal stanowi ściąganie najlepszych piłkarzy z całego świata. Jak już wspominaliśmy, Real jest drużyną, która ma wygrywać tu i teraz.
Świat jednak nie czeka na Królewskich tylko każdy walczy o swoje jak może. Weźmy całkiem świeży przykład Lenny’ego Yoro. Francuski 19-latek zwrócił uwagę większości europejskich gigantów swoją grą w Lille. Latem tego roku było kilka zapytań o niego, interesował się nim również Real. Królewscy jednak nie zamierzali płacić za nastolatka ani centa. Jego kontrakt upływał w czerwcu 2025 roku. Władze madryckiego klubu przekonali więc samego piłkarza do przenosin do stolicy Hiszpanii, ale za rok. Yoro był wniebowzięty i jednoznacznie zdecydowany na taki ruch. Do gry jednak wszedł Manchester United, położył na stole równowartość odstępnego, czyli 60 milionów euro i zakończył nieskuteczne zaloty Królewskich.
Ta historia tylko podkreśla jak bardzo Real nie lubi wydawać wielkich pieniędzy na obrońców. Tym razem jest już jednak pod ścianą. Środek i prawa obrona muszą zostać wzmocnione. Militao i Carvajal na pewno nie wrócą do końca sezonu, a patrząc na problemy Alaby, także w przypadku “nowych” rekonwalescentów powrót może zająć trochę więcej czasu niż zakładają pierwotne scenariusze. Tym bardziej, że dla Brazylijczyka, to druga taka kontuzja w ciągu kilkunastu miesięcy, a tegoroczny mistrz Europy doznał niebywale skomplikowanej kontuzji zrywając de facto dwa więzadła (krzyżowe i boczne) i ścięgno podkolanowe.
Nawet lewa strona, która za sprawą Ferlanda Mendy’ego i Frana Garcii wydaje się raczej zabezpieczona, aktualnie podlega wewnętrznemu audytowi. Jest też idealny kandydat do jej wzmocnienia, ale po kolei.
Środek obrony
Numerem jeden na liście priorytetów jest bez wątpienia środek obrony. Aktualnie podstawową parę środkowych obrońców stanowią Ruediger i Asencio. 31-letni Niemiec pozostaje w tym duecie mistrzem, a Asencio jego zdolnym padawanem. Mimo całkiem obiecującego początku 21-letniego Hiszpana w lidze, kiedy przyszło do poważniejszych starć nie okazał się już takim game-changerem. Co innego ogrywać jakąś Osasunę czy inne Leganes, a co innego mierzyć się z Liverpoolem, czy nawet Athletikiem. To cały czas jest materiał na dużego piłkarza, ale efektowna asysta w meczu z Osasuną to nie wszystko.
💥 𝐂𝐎 𝐙𝐀 𝐁𝐑𝐀𝐌𝐊𝐀 𝐑𝐄𝐀𝐋𝐔 𝐌𝐀𝐃𝐑𝐘𝐓! 😍
Spójrzcie tylko na wykończenie Jude’a Bellinghama 👌 oraz kapitalną asystę Raúla Asencio! 🍪
Świetne wejście na boisko w wykonaniu młodego Hiszpana! 👏 #lazabawa 🇪🇸 pic.twitter.com/Q71r5ovnVx
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) November 9, 2024
To tu więc skierowana jest główna uwaga klubowych włodarzy i całkiem prawdopodobny transfer już w styczniowym okienku. Głównymi kandydatami według hiszpańskich mediów są natomiast Aymeric Laporte i Mario Hermoso.
Ten pierwszy jest otwarty na transfer. Jako doświadczony i na niwie klubowej i reprezentacyjnej (tegoroczny mistrz Europy ma w swoim CV m.in. Athletic i Manchester City) jest idealną opcją dla Królewskich, a także dodatkowo dodałby nieco hiszpańskiej krwi w coraz bardziej kosmopolitycznym zespole Ancelottiego. Real wprawdzie zawsze szczycił się statusem klubu, który ściąga najlepszych piłkarzy na świecie bez względu na narodowość. To nie miało dla kibiców żadnego znaczenia, dopóki było w nim kilku Hiszpanów grających główne role. Teraz po odejściu Nacho, kontuzji Carvajala i regresie Vazqueza praktycznie ich nie ma. Laporte idealnie mógłby więc wypełnić tę niszę, gwarantując do tego odpowiedni poziom sportowy.
To samo dotyczy Mario Hermoso, wychowanka Realu, ale też wieloletniego gracza sąsiada zza miedzy, który spod skrzydeł Diego Simeone wyleciał podbijać Rzym. A że Roma strasznie dołuje, a hiszpański defensor głównie grzeje ławę, na wezwanie Ancelottiego wsiadłby pewnie w pierwszy samolot, pozostając przy “skrzydlatej” metaforze. Mario Gila to kolejny wychowanek Los Blancos, niegdyś zbyt słaby na pierwszą drużynę. W Lazio jednak radzi sobie całkiem nieźle w roli stopera i też może być brany przez Królewskich pod uwagę w styczniowym okienku.
Jest jeszcze Sergio Ramos, który pręży muskuły na filmikach w mediach społecznościowych twierdząc, że jest gotowy, ale o ile powrót wychowanka, który dojrzał w innym klubie jest ok, to odgrzewanie starego kotleta, który choćby nie wiem jak był smaczny przez lata, w Madrycie nie wchodzi w grę.
🔥 ¡SERGIO RAMOS continúa ‘poniéndose a punto’ por su cuenta!
👀 El camero, a sus 38 años, se encuentra sin equipo… pic.twitter.com/lEA80AeQpO
— El Chiringuito TV (@elchiringuitotv) November 9, 2024
Jeśli jednak ostatecznie klub wstrzyma się do lata z wyborem, to grono kandydatów powiększa się, a wszystkich szykujących się do powrotu wychowanków może pogodzić opcja niemiecka.
Bo w takim przypadku na faworyta wyrasta Jonathan Tah, któremu kończy się w czerwcu kontrakt z Bayerem Leverkusen. Choć mocno zaangażowany w negocjacje z reprezentantem Niemiec jest Bayern Monachium, to wejście do gry Realu mogłoby sporo w tym temacie namieszać, na co liczą po cichu w Madrycie. Drugą opcją jest Castello Lukeba z RB Lipsk. Srebrny medalista tegorocznych igrzysk olimpijskich z francuską kadrą jest jednak rozważany jako dalsza opcja. Podobnie jak Vitor Reis z Palmeiras. W tym przypadku zasięgnięto jedynie wstępnych informacji u obu agentów.
Wiadomo za to na pewno że żadnych planów ani trener ani klub nie wiążą już z Jesusem Vallejo. Przez wiele lat w Madrycie był wypożyczany do słabszych klubów, a kiedy dostawał szansę w pierwszej drużynie Królewskich zawsze zawodził. Nawet teraz, w obliczu wyrwy na środku obrony u Ancelottiego, jest zawsze na końcu kolejki i z pewnością po sezonie odejdzie. Dość powiedzieć że od 2015 roku, kiedy w glorii mistrza Europy U-19 (obok Rodriego, Marco Asensio, Ceballosa czy… Nahuela Leivy i z Luisem de la Fuente na ławce) pojawił się na Santiago Bernabeu, wystąpił jedynie w 32 meczach pierwszej drużyny Królewskich.
Podobnie sytuacja ma się z Rafą Marinem. Po udanym poprzednim sezonie w barwach Alaves, wypożyczony tam środkowy obrońca został oddany bez żalu do Napoli. Nie ma możliwości jego odzyskania, co często zapisuje w klauzulach Real sprzedając swoich wychowanków. Nikt jednak za nim nie płacze. Okazuje się, że nie tylko Ancelotti go nie ceni, bo w drużynie lidera Serie A jeszcze nie zdołał zadebiutować w lidze, a na boisku spędził jedynie 90 minut w meczu Pucharu Włoch. Miał być nowym Nacho, a stał się drugim Vallejo…
Prawa obrona
Nie mniej ciekawie może być na prawej obronie. Kontuzjowany jest 32-letni Carvajal. O rok starszy Lucas Vazquez drugą młodość przeżył już chyba w ubiegłym sezonie, bo w obecnym nie przypomina kompletnie gościa, który niemal w pojedynkę rozstrzygnął kwietniowe El Clasico (3:2), mając udział przy wszystkich trzech golach. W odwodzie pozostaje wspomniany wcześniej 22-letni Loren Aguado, ale to nie jest docelowe rozwiązanie.
Real bowiem zagiął parol na Trenta Alexandra-Arnolda. Wychowankowi Liverpoolu w czerwcu kończy się kontrakt, spełnia więc kryterium numer 1, czyli nie trzeba będzie za niego płacić. Poza tym jest jednym z najlepszych na tej pozycji na świecie i pali się do zmiany otoczenia. To wszystko sprawia, że wydaje się dla Realu idealnym rozwiązaniem i bardzo prawdopodobną opcją. O ewentualnym przedłużeniu kontraktu z macierzystym klubem Anglika jest cicho, więc wiele wskazuje na to, że już w lipcu zobaczymy Trenta w królewskich barwach.
W klubie z Madrytu nie mogą za to wciąż przeboleć oddania bez walki Achrafa Hakimiego, który w Paryżu wyrósł na jednego z najlepszych prawych defensorów na świecie, co potwierdził też na ostatnim mundialu, gdzie z Marokiem dotarł do półfinału. To jednak se ne vrati, bo (a jakże!) wychowanek Realu obraził się śmiertelnie na swój były klub za to, że nigdy nie dał mu szansy, a do tego PSG nie mogłoby sobie pozwolić, żeby oddać dwie swoje największe perełki do Madrytu rok po roku.
Tu też Real ma oczywiście opcję rezerwową. Dla większości topowych klubów byłoby to oczywiście rozwiązanie optymalne, a dla Królewskich jest którymś z kolei. Chodzi o Pedro Porro z Tottenhamu. To ciekawa alternatywa, tym bardziej że historia transferowa obu klubów jest całkiem bogata i owocna (Modric, Bale). Wymieniani przez media są też Frimpong z Bayeru Leverkusen i Juanlu z Sevilli, ale priorytetem pozostaje Alexander-Arnold.
Jak donosi “Marca” The Reds są już nawet pogodzeni z jego odejściem, a znakiem zapytania pozostaje tylko to, czy reprezentant Anglii przeniesie się do stolicy Hiszpanii już zimą czy dopiero latem. Madrycki serwis dowiedział się nawet, że działacze Liverpoolu przed kilkoma tygodniami dzwonili na Santiago Bernabeu, by upewnić się, czy zainteresowanie Hiszpanów jest realne, czy to tylko gra Trenta, żeby wynegocjować lepszy kontrakt. Kiedy w ubiegłym tygodniu doszło do starcia obu drużyn na Anfield także doszło do rozmów w tej sprawie. W Liverpoolu mają być już, według “Marki”, pogodzeni z odejściem prawego defensora, a Real celowo wycisza temat.
Nie ma wątpliwości, że coraz bardziej niedomagający sportowo i fizycznie Vazquez, nieopierzony Loren, czy przekwalifikowywani na siłę na tę pozycję Valverde i Camavinga na dłuższą metę nie wystarczą. Poza tym wykorzystanie tej ostatniej dwójki, a zwłaszcza Urugwajczyka, powoduje brak możliwości wykorzystania ich tam gdzie dają drużynie dużo więcej, czyli w środku pola. Który swoją drogą też miewa swoje problemy po odejściu Kroosa.
Lewa obrona
No i last, but not least – lewa strona defensywy. To z kolei najbardziej enigmatyczna część tej formacji. Na pierwszy rzut oka dobrze obsadzona, ale prawda jest taka, że Real od dawna w zaciszu gabinetów szykuje tu bombę. Plotki na temat sprowadzenia Alphonso Daviesa funkcjonują w przestrzeni medialnej od dłuższego czasu. Niby coś się dzieje, oficjalnie Bayern negocjuje przedłużenie 24-letniego Kanadyjczyka, a my na zmianę słyszymy że pewna jest jego gra w nowym sezonie albo w Madrycie, albo w Monachium. Real tymczasem negocjuje po cichu z piłkarzem i czeka (a jak!) aż jego kontrakt w Bawarii wygaśnie, żeby zgarnąć go nie płacąc nic klubowi, w którym jego talent rozbłysnął. Choć znów może się tu sparzyć zwlekając zbyt długo, w końcu Bawarczycy też mają swoje argumenty, a na pewno nie pozwolą Królewskim wyrwać sobie i Daviesa i Taha.
Kontrakt Kanadyjczyka oczywiście kończy się w czerwcu, więc abstrahując od wszystkich plotek i spekulacji rozsiewanych również przez samego piłkarza i jego otoczenie, wiele wskazuje na to, że właśnie w Madrycie Davies zamelduje się u progu nowego sezonu. Tu też istnieje oczywiście opcja rezerwowa. Na Bernabeu mógłby ewentualnie pojawić się Miguel Gutierrez, wychowanek klubu, który od 2022 roku błyszczy w Gironie. Jak ujawnił Mario Cortegana z “The Athletic”, Real Madryt ma klauzulę wykupu znacznie niższą niż kwota dla innych zespołów (10 vs 35 milionów euro). Tu powstaje jednak pytanie, czy jeśli plan sprowadzenia Daviesa zawiedzie, to czy sprowadzanie Gutierreza w miejsce Frana Garcii jest warte zachodu. Bo to, że sprowadzenie lewego obrońcy wymusi sprzedaż kogoś z obecnej kadry na tej pozycji, z Garcią jako głównym kandydatem, potwierdził również Cortegana.
Jedno jest pewne – w obronie Realu nudy w 2025 roku na pewno nie będzie. Wciąż nie wiadomo w jakim stanie wrócą obecni rekonwalescenci, a nieustannie przekładany powrót do gry Alaby jeszcze bardziej uzasadnia ten niepokój. Zmiennych jest więcej. Czy Asencio pozostanie w drużynie? Czy faktycznie pójdą za nim kolejne nazwiska z La Fabriki? Na ten moment, poza 22-letnim odkryciem panów Ancelottich, sztab szkoleniowy w innych wychowankach nie dostrzega wystarczającego potencjału i doświadczenia, by faktycznie móc nimi łatać braki w pierwszym zespole. W przyszłości tak, ale jeszcze nie teraz.
Co z tego wszystkiego wyjdzie? Już w styczniu przekonamy się, jakie będą pierwsze kroki władz klubu. Jedno jest pewne – jeśli chcą być dalej na szczycie, czasu na dalsze wahania już nie ma. Kilku naprawdę topowych defensorów wciąż nie ma podpisanych kontraktów, a Real takiej okazji żeby odbudować zwichrowaną defensywę już może nie mieć. Jeśli jednak znów będzie zbyt długo rozgrywać symultanę z Daviesem, Alexandrem-Arnoldem i innymi, może skończyć z niczym jak w przypadku rozgrywki wokół Yoro. Pana ruch, panie Florentino! Żeby wygrać w szachach trzeba za wszelką cenę chronić króla, a przydomek “Królewscy” zobowiązuje. Nie da się wygrywać trofeów ślizgając się z wybrakowaną obroną przez kolejny sezon.
WIĘCEJ O DEFENSYWIE REALU NA WESZŁO:
- Kibice Realu chcą swojego Cubarsiego. Asencio posłucha hymnu Ligi Mistrzów?
- Ancelotti o Valverde: To fantastyczny boczny obrońca
- Media: Wiadomo, gdzie zagra w przyszłym sezonie Alphonso Davies. Jest porozumienie
- Gracz Królewskich już po operacji. Czeka go wielomiesięczna rehabilitacja