Reklama

Struski: Nie zdziwię się, jeśli Omonia pokona Legię [WYWIAD]

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

28 listopada 2024, 09:39 • 9 min czytania 17 komentarzy

Karol Struski wrócił na dobre tory w Arisie Limassol. Wiosną dręczyły go kontuzje, przez co nie miał szans, aby pójść za ciosem po ubiegłorocznym debiucie w reprezentacji Polski. Teraz znów jest zdrowy, gra w każdym meczu, a Aris znów walczy o mistrzostwo Cypru. Były pomocnik Jagiellonii Białystok opowiada nam o wydarzeniach z ostatnich miesięcy jego kariery, recenzuje także Omonię Nikozja, z którą dziś w Lidze Konferencji zmierzy się Legia Warszawa. Zapraszamy. 

Struski: Nie zdziwię się, jeśli Omonia pokona Legię [WYWIAD]

Graliście niedawno z Omonią Nikozja, wygraliście 2:0. Legia ma się czego bać?

Na pewno stadion Omonii nie należy do łatwych terenów. Zresztą, pokazuje to historia. Legia kilka lat temu przegrała u siebie z Omonią, a wcześniej w Nikozji poległa Jagiellonia. Uważam Omonię za niezły zespół, który ma argumenty jakościowe, żeby wygrać w czwartek. Nie będę zdziwiony, jeżeli tak to się skończy.

Jakie argumenty masz na myśli?

Głównie ofensywne, to zespół lepszy w atakowaniu niż w bronieniu. W świetnej formie znajduje się Mariusz Stępiński. Bardzo dobrym skrzydłowym jest Willy Semedo. Z nami akurat nie grał, bo był kontuzjowany, ale ostatnio już wszedł z ławki. No i widziałem, że rozkręca się Stevan Jovetić, którego Omonia wzięła po jego odejściu z Olympiakosu. Późno przyszedł, jakoś pod koniec września, ale już strzela i asystuje.

Reklama

Omonia dużo gra skrzydłami, choć to raczej drużyna, która woli dłużej posiadać piłkę. Przynajmniej w meczach z nami tak to wyglądało, nie bała się wyprowadzać akcji od tyłu i dłużej ich przygotowywać. W niedawnym spotkaniu mieliśmy nad nią tę przewagę, że ona w czwartek walczyła w Lidze Konferencji, a już w niedzielę musiała zagrać z nami na wyjeździe, więc całościowo nie był to dla nas zbyt ciężki mecz. Wygraliśmy bez większych kłopotów. W tamtym okresie Omonię dopadł lekki kryzys, ale teraz wróciła na zwycięską ścieżkę. Wrócił Semedo, coraz więcej argumentów daje Jovetić, “Mario” w ostatnich dwóch kolejkach zdobył cztery bramki. Poprzeczka dla Legii będzie zawieszona wyżej.

Problemy w defensywie bardziej wynikają z organizacji gry czy jakości poszczególnych zawodników?

Trudno mi jednoznacznie stwierdzić. W tamtym sezonie Omonia nam nie leżała. Z sześciu meczów wygraliśmy tylko jeden. W półfinałowym dwumeczu w Pucharze Cypru nawet nie strzeliliśmy jej gola. Wtedy w obronie prezentowała się dobrze i była groźna przy stałych fragmentach. Inna sprawa, że my znajdowaliśmy się w głębokim dołku i cała ofensywa nam szwankowała. Niewykluczone, że z Legią Omonia zagra trochę inaczej, w pucharach jednak częściej musisz dostosować się do rywala.

To kogo widzisz jako faworyta?

Dla mnie mówimy o klasycznym 50 na 50.

Reklama

Po kryzysie Arisu nie ma śladu, zajmujecie drugie miejsce w tabeli. Idziecie na mistrza?

Taki jest cel. Taki był też w poprzednim sezonie. Niestety, nie udało się, zajęliśmy dopiero czwarte miejsce i nawet nie weszliśmy do jakichkolwiek pucharów. Teraz mamy tylko ligę i na niej się skupiamy. Tracimy pięć punktów do Pafos, które naprawdę gra znakomicie. Tylko z nami zremisowało, resztę meczów wygrało, więc musimy gonić. Mam nadzieję, że granie co trzy dni za jakiś czas da im się we znaki, tak jak nam dało się rok temu.

Zawodziliście jednak przede wszystkim wiosną w grupie mistrzowskiej, gdy już w pucharach nie graliście.

Zgadza się, ale to wcześniejsze natężenie meczów mogło dać o sobie znać, wielu zawodników zaczynało czuć sezon w nogach. Na Cyprze nie ma praktycznie żadnej przerwy. Ostatni mecz w ubiegłym roku rozegraliśmy 22 grudnia, a w nowym już 3 i 7 stycznia mieliśmy ligę. Nie chcę jednak iść w narrację, że zawiedliśmy, bo graliśmy w pucharach. Po prostu dopadł nas kryzys, co zdarza się prawie każdemu zespołowi i niestety stało się to w kluczowym okresie, przez co niczego nie ugraliśmy. Ja wtedy ciągle miałem problemy zdrowotne i praktycznie przez trzy miesiące nie grałem. Nie mogłem pomóc kolegom.

Trzy razy łapałeś kontuzje, z czego jedna była chyba odnowiona, bo wypadłeś od razu w pierwszym występie po powrocie.

To była cały czas jedna kontuzja, która dwukrotnie się odnowiła. Chodziło o problemy z mięśniem dwugłowym uda. Pierwszy raz stało się to na początku stycznia. Wróciłem na cztery kolejki, wszystko wyglądało na wyleczone, ale niestety z APOEL-em poczułem ból i musiałem zejść w 11. minucie. Znów kilka tygodni pauzy, wróciłem na Pafos, wszedłem po godzinie i po kwadransie ponownie musiałem opuścić boisko. Trzeba było zrobić sobie dłuższą przerwę i podejść do tego w trochę inny sposób, bardziej zachowawczy. Mięśniówki lubią się odnawiać. Straciłem kluczowy czas wiosną. Szkoda, ale wyciągnąłem wnioski, lepiej poznałem swoje ciało. Dziś jestem zdrowy i mam nadzieję, że już czegoś podobnego nie przeżyję.

Zmieniłeś coś w codziennym funkcjonowaniu?

Zwracam większą uwagę na regenerację i działania prewencyjne, na przygotowanie się do treningu i meczu. Wzrosła moja samoświadomość. Tylko będąc w pełni zdrowym, mogę sprzedać swój potencjał, a skoro mogłem tu coś poprawić, to tak zrobiłem.

Nawracanie tych urazów bardziej wynikało z twoich nacisków, żeby szybko wrócić, czy pochopnych decyzji lekarzy?

Myślę, że ze wszystkiego po trochu. Mam do siebie pretensje, że chciałem jak najszybciej znów grać, nic już nie czułem, więc myślałem, że jest okej. Teraz wiem na przyszłość, że sam fakt, iż nie odczuwam żadnego bólu nie oznacza jeszcze pełnej gotowości do gry.

Zanim zaczęły się sprawy z kontuzjami, jesienią pograłeś z Arisem w fazie grupowej Ligi Europy ze Spartą Praga, Betisem i Rangersami. Zdobyliście cztery punkty w sześciu meczach. Jak oceniasz ten dorobek?

Na pewno mogliśmy wycisnąć więcej. Były mecze, w których dawał o sobie znać brak doświadczenia i boiskowego wyrachowania, cwaniactwa. Na takim etapie chodzi już o detale. Na przykład z Betisem u siebie mieliśmy w końcówce stuprocentową okazję na 1:0, ale trafiliśmy w słupek i poszła z tego kontra na zwycięskiego gola Hiszpanów. Kilka razy lepiej byśmy się zachowali w takich momentach i byłaby szansa na puchary wiosną. Mimo wszystko uważam, że był to super czas dla Arisu i dla mnie. Pierwszy raz miałem okazję zagrać na takim poziomie i mierzyć się z takimi rywalami.

Bardzo się podbudowałem tymi meczami. Zobaczyłem, że bez problemu mogę rywalizować na poziomie fazy grupowej LE. Później przełożyło się to chociażby na powołanie do reprezentacji.

Wcześniej Aris zmierzył się w eliminacjach Ligi Mistrzów z Rakowem Częstochowa. Mam wrażenie, że ten dwumecz wydatnie pomógł ci w pokazaniu się polskiej publiczności, zwłaszcza że zobaczyliśmy innego zawodnika niż z czasów Jagiellonii: bardzo dużo biegającego, intensywnego w grze. Potem mogło się to przełożyć również na kadrę.

Nie ukrywam, że byłem bardzo zadowolony, gdy wylosowaliśmy Raków. Wiedziałem, że to też szansa dla mnie. Mało osób w Polsce śledzi ligę cypryjską i medialnie nie jest ona porównywalna do Ekstraklasy. Wiele osób mogło zapomnieć o Karolu Struskim. Sądzę, że w tym kontekście wykorzystałem te mecze, pokazałem się z dobrej strony i grałem to, czego trener ode mnie oczekiwał.

Tamto odpadnięcie było najbardziej gorzką pigułką do przełknięcia w pucharach? Aris przegrał oba mecze, ale w obu przypadkach wynik był na styku, szczególnie w rewanżu. 

Uważam tak samo. W pierwszym spotkaniu od razu daliśmy Rakowowi prezent, a wiemy, jak dobrze zorganizowana jest ta drużyna i później dość długo trochę biliśmy głową w mur. Dopiero w końcówce zaczęły się pojawiać sytuacje i strzeliliśmy gola. W drugim spotkaniu do przerwy atakowaliśmy zdecydowanie, cały czas przeważaliśmy. Okazji nie brakowało, Mariusz Stępiński obił słupek. Trzeba jednak przyznać, że Raków bardzo dobrze taktycznie podszedł do tego meczu, wykorzystał to, co stworzył i był konsekwentny w obronie. Wielka szkoda, ale nie mówię, że Raków niezasłużenie awansował. Skoro wygrał i u siebie, i na wyjeździe, musiał na to zasłużyć.

Atmosfera między trenerami w pewnym momencie zrobiła się nerwowa, pojawiły się wzajemne uszczypliwości. 

Byłem ponad tym. Nie uczestniczyłem w tej wymianie zdań, skupiałem się na grze. To już była sprawa trenerów, zawodnik nie jest od tego, żeby się wtedy mieszać.

Ale miałeś poczucie, że mimo tych porażek, zaprezentowałeś się z Rakowem z dobrej strony?

Zdecydowanie. Były to pozytywne mecze w moim wykonaniu. Potem ze zdwojoną siłą odpowiedzieliśmy ze Slovanem Bratysława, w rewanżu wygraliśmy 6:2 i pewnie awansowaliśmy do grupy Ligi Europy. To też był dla mnie sygnał, że teraz nadchodzi szansa, aby się pokazać i wykonać krok do przodu.

No i zostałeś powołany przez Michała Probierza na towarzyskie spotkanie z Łotwą. Jak po roku patrzysz na te pół godziny w swoim wykonaniu?

Nie wycisnąłem tyle, ile mogłem, to bez dwóch zdań. Łotwa nie była mocnym rywalem, nie ma czego porównywać do jesiennych meczów w Lidze Narodów, ale myślę, że mimo wszystko nie wyglądałem na zawodnika, który uciekał od grania i którego debiut przygniótł. To był pozytywny występ, dlatego z perspektywy czasu tym bardziej żałuję moich kontuzji na wiosnę. Nikt nie wie, jak mogłoby się to dalej potoczyć.

Dziś masz jakieś sygnały ze sztabu kadry, gdy wróciłeś na właściwe tory?

Nie. Po debiucie przez jakiś czas sztab miał kontakt z dyrektorem sportowym Arisu, ale gdy zaczęły się kontuzje, nie było podstaw, żeby mnie powoływać. Bezpośrednio po meczu trener Probierz ocenił mój występ, szczegóły pozostawię dla siebie.

Zdaję sobie sprawę, że najłatwiej wrócić do reprezentacji poprzez granie w europejskich pucharach. To mecze na wyższym poziomie, bardziej miarodajne, więcej osób je ogląda. Taki mam więc cel, żeby zdobyć mistrzostwo i wrócić do Europy. Rok temu było to moje okno wystawowe i głównie dzięki Lidze Europy zostałem powołany.

Mówiłeś o wykonaniu kroku do przodu. Może powoli nadchodzi czas na transfer? Po sezonie będziesz miał już tylko rok do końca kontraktu z Arisem.

Zdaję sobie sprawę, że stać mnie, by zmienić otoczenie na lepsze. W tym momencie jednak mam ważny kontrakt i staram się grać jak najlepiej. Zobaczymy, co będzie dalej.

Jako piłkarz Arisu miałeś jakieś oferty?

Ofert na stole nie było. Miałem różne zapytania, sygnały. Były to kuszące kierunki, choć nie chodziło o ligi top5 w Europie.

Zdarza ci się denerwować, że tak często opuszczasz boisko w okolicach 70. minuty? Piłkarze na twojej pozycji przeważnie nie są pierwszymi do zmiany.

Każdy zawodnik chciałby zawsze grać pełne mecze, ale moje zmiany wynikają z naszego stylu gry i mojej roli na boisku. Biegam dużo, pressuję i w ofensywie, i w defensywie. Mamy też szeroką kadrę, jest kogo wpuszczać z ławki, więc trener stara się rotować składem. Muszę uszanować jego decyzje.

Jesteś na Cyprze trzeci rok. Przez ten czas tutejsza liga się rozwinęła, cofnęła czy może stoi w miejscu? W rankingu UEFA Ekstraklasa już wyraźnie ją wyprzedza.

Generalnie większego skoku jakościowego w tym czasie nie zauważyłem. Drużyny z czołowej szóstki stały się nieco silniejsze i prezentują naprawdę dobry poziom. Z drugiej strony, zespoły z dołu tabeli to nie są jacyś wymagający przeciwnicy. Nie mówię, że łatwo się nam z nimi gra, nieraz mamy problemy z niskimi blokami defensywnymi. Ale porównując do naszego podwórka, dół tabeli ligi cypryjskiej na pewno jest jakościowo słabszy niż dolna połowa tabeli Ekstraklasy.

Sam awans do europejskich pucharów cię zadowoli?

Nie. Tylko mistrzostwo!

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Inne ligi zagraniczne

Komentarze

17 komentarzy

Loading...