Reklama

Za jakie grzechy? Debiut jak marzenie, ale mecz Niemcy – Holandia był okropny

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

14 października 2024, 22:39 • 4 min czytania 12 komentarzy

W przerwie reprezentacyjnej nie wszystko kręci się wokół podań progresywnych Oyedele, ledwie widocznej polskiej linii obrony i głośnego siu! na Narodowym. I, rany boskie, niech już nasi coś odwalą, bo całej reszty reprezentacyjnej stawki to się nie da oglądać. Chcieliśmy sobie usiąść wieczorem i zobaczyć trochę dobrej piłki w wykonaniu niezłych piłkarzy. Nie przejmować się o wynik. Ze świadomością, że te faktycznie hitowe spotkania zwykle dostarczają widzom choć odrobiny przyjemności. Starcie Niemców z Holendrami pozbawiło nas złudzeń. To był obrzydliwy spektakl gównianej piłki nożnej.

Za jakie grzechy? Debiut jak marzenie, ale mecz Niemcy – Holandia był okropny

Co tu dużo mówić — oszukali nas. Miał być hit, miało być fajnie, a wyszło jak zawsze. Jedynym miłym momentem tego beznadziejnego meczu był gol debiutującego w niemieckiej kadrze narodowej Jamiego Lewelinga. Ten uznany, bo na samym początku spotkania 23-latek cieszył się z trafienia tylko przez kilka chwil.

Niemcy — Holandia 1:0. Bestia VAR

Można chyba nawet powiedzieć, że na całą godzinę mecz ten zdefiniowała nam pewna wideoweryfikacja, po której… podstawowy problem z VAR-em został obnażony po raz kolejny. Abstrahując od tego, że po prostu trudno uwierzyć w wystąpienie w tej akcji pozycji spalonej — czemu ktokolwiek jeszcze przy tym golu majstruje? Zamiana kontrowersji na kontrowersję w najczystszej postaci. Bo nawet jeśli Gnabry był na tym spalonym, to czy Holendrzy nie opanowali w międzyczasie piłki? Trudno jednoznacznie powiedzieć, jaka byłaby w tej sytuacji faktycznie poprawna decyzja, więc, naprawdę, nie ma sensu w tym grzebać.

Reklama

Ale Slavko Vincić grzebał. Właściwie to jego koledzy z wozu VAR grzebali i grzebali, aż pomogli arbitrowi głównemu dogrzebać się do decyzji trudnej i nadal nie tak oczywistej. Gol Jamiego Lewelinga został anulowany, a mecz, zamiast nabrać rumieńców, już na samym początku zafundował nam trzy kwadranse spod znaku lelum-polelum. A potem kolejne trzy kwadranse, w których Niemcy ostatecznie zapakowali gola, ale nie wyglądali jakoś wyjątkowo dobrze nawet na tle tych beznadziejnych Holendrów.

Nie warto było dać się nabrać na starcie wielkich firm. Nie warto.

🎶 Simons, Simons, sialalalalala…

Niemcy to tam pół biedy, oni chociaż grali w piłkę. To występ Holendrów był dziś koszmarnie niedorzeczny. Jeśli my się zastanawiamy, co tak właściwie lepi nasz selekcjoner i czy trzyma się to tak zwanej kupy, to nad czym do cholery muszą rozmyślać holenderscy kibice? My na przykład zastanawialiśmy się dziś, gdzie podziali się ofensywni piłkarze Oranje. Pomysłów na to, gdzie spędził mecz taki Xavi Simons, mamy kilka:

  1. Mógł siedzieć gdzieś w niższych rzędach stadionu w Monachium i raczyć się dobrym piwkiem.
  2. Mógł też dorabiać przy okazji jako greenkeeper i wbijać w ziemię kępki wystające z murawy w okolicach połowy boiska.
  3. Nie jest wykluczone, że tak naprawdę został w domu i do Bawarii nie przyjechał wcale, a sztab Koemana zapomniał go wykreślić z meczowego protokołu.

Możemy wymyślić jeszcze milion takich potencjalnych zajęć dla skrzydłowego RB Lipsk, ale jedno jest pewne — po tym, co oglądaliśmy, nie podejrzewalibyśmy nawet przez chwilę, że gość chciał być na boisku w Monachium. Nie ma szans. Nawet jeśli w drugiej połowie oddał jeden niezły strzał i ostatecznie zapewnił sobie alibi u wszystkich holenderskich Janów Tomaszewskich.

Celne podanie? A po co to komu?

„Gra” holenderskich napastników nie była jednak tak skandaliczna, jak popisy ich niżej ustawionych kolegów. Wyprowadzenie piłki od bramki wyglądało z grubsza tak — dwa podania, głupia strata, okazja dla Niemców. Potem Niemcy zdziwieni oczywiście, że ktoś im daje piłkę na szesnastym metrze od bramki Verbruggena i ostatecznie strzelający jak teściowa niejednego A-klasowego trenera. Atak pozycyjny, albo raczej „atak” pozycyjny też nie był lepszy. No już nawet szkoda gadać. Wszyscy poza Verbruggenem powinni za karę wracać ze zgrupowania na piechotę.

Reklama

A że Simons ma do Lipska za blisko, to powinien jeszcze najpierw pójść na gibraltarską skałę i stamtąd dopiero wrócić do Niemiec.

Jeśli myśleliście do tej pory, że ta cała przerwa reprezentacyjna jest fajna, a Liga Narodów to coś więcej niż przykry obowiązek, porzućcie złudzenia. Na takie mecze jak ten szkoda waszego czasu. Nie dość, że gola strzelili chyba tylko z litości dla kibiców zgromadzonych na trybunach, to jeszcze grali wszyscy w takim stylu, że każdy telewidz powinien sobie w domowych pieleszach naszykować jakąś miskę, w której mógłby wypłukać oczy.

A jak nie ma miski, to warto zapętlić sobie to trafienie Lewelinga. Debiutanta, który powstrzymał tysiące ludzi od wywalenia telewizora za okno.

Niemcy — Holandia 1:0

Jamie Leweling 63′

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Narodów

Komentarze

12 komentarzy

Loading...