Dwie kolejki, zero wypaczeń i tylko dwa poważniejsze błędy – jeden asystenta i jeden sędziego głównego. Właśnie takiej dyspozycji oczekujemy od panów z gwizdkiem, bo na zupełne wyeliminowanie pomyłek raczej nie ma co liczyć. Tak czy inaczej jest nieźle, bo po przerwie reprezentacyjnej sędziowie nawiązali do swojej dyspozycji z początku sezonu. I oby tak dalej.
W ósmej kolejce nie odnotowaliśmy ani jednego większego błędu, który mógłby mieć wpływ na przebieg spotkania. Z kolei w miniony weekend sędziowie mylili się wyłącznie w meczach, które i tak zostały bezspornie i zdecydowanie rozstrzygnięte na korzyść którejś z drużyn. W starciu Podbeskidzia z Wisłą przy swojej pięknej bramce z przewrotki Burliga – co piszemy z przykrością – znajdował się na pozycji spalonej. Trafienie wiślaka miało miejsce przy wyniku 0:3, więc trudno zakładać, że Podbeskidziu odebrano szansę na uzyskanie korzystnego wyniku. Fakt jest jednak faktem, że Paweł Raczkowski skrzywdził „Górali” i pomógł “Białej Gwieździe”.
Jeszcze mniej znaczący błąd miał miejsce w starciu Cracovii z Zagłębiem, bo arbiter pomylił się na niekorzyść gospodarzy, którzy i tak pewnie wygrali. Nie mogło być bowiem mowy o jedenastce, którą Marcin Borski podyktował po faulu-widmo Macieja Dąbrowskiego na Dariuszu Zjawińskim. Mateusz Cetnarski wykorzystał rzut karny, ale Cracovia i tak bezdyskusyjnie uległa w stosunku 2:4.
W niewydrukowanej tabeli sędziowie póki co najczęściej mylą się na niekorzyść Zagłębia, jednak de facto najbardziej zaszkodzili Podbeskidziu i Wiśle, którym zabrali po dwa punkty (Wiśle oddaliśmy jeszcze punkt zabrany przed sezonem). Z kolei największym beneficjentem pomyłek arbitrów wciąż pozostaje Ruch, który powinien mieć trzy oczka mniej. Natomiast najsprawiedliwsze i najmniej kontrowersyjne sędziowanie niezmiennie obserwujemy w meczach Jagiellonii.