Wiadomo, że w pierwszej kolejności patrzymy na ludzkie tragedie. Na mieszkańców, którzy tracą dachy nad głową. Na dobytek często zbierany długimi latami, który zabiera wielka woda. Ale w tle obrywają też ośrodki sportowe na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie. Szczególnie w miejscach, gdzie powódź wdzierała się do centrum miast i niszczyła wszystko na swojej drodze. Szkody o różnym stopniu poniosło ponad sto klubów w tych regionach Polski, a jednymi z najbardziej poszkodowanych są Kłodzko, Głuchołazy, Bardo i Prudnik.
Wydawało się, że sceny z 1997 roku już się w Polsce nie powtórzą, jednak olbrzymia powódź ponownie dotknęła południowo-zachodnią część naszego kraju. Najważniejsze jest dziś zdrowie i życie ludzkie i to na ich ratowaniu skupiają się służby. Jednak kataklizm dotknął także infrastrukturę sportową wielu klubów, w kilkunastu przypadkach w stopniu wręcz katastrofalnym. W tym tekście staramy się wam pokazać, jak wygląda sytuacja klubów na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie.
–
Spis treści
- Sytuacja w klubach z lig centralnych - tu było/jest stosunkowo spokojnie
- Jak powodzią zostały dotknięte kluby z IV ligi?
- Co dzieje się w związku z powodzią w klasie okręgowej Wałbrzych?
- Klasa okręgowa Jelenia Góra, czyli podtopione boiska
- W niższych ligach, szczególnie w powiecie kłodzkim, jest największy dramat
- "Ręce opadają. Nie ma na żywioł o takiej sile lekarstwa"
- Jak zareagował DZPN?
- Dramat w Prudniku. "Co się odkujemy, to z powrotem nas nawiedza"
- "Obraz zniszczeń jest przeogromny. Woda była dużo wyższa, fala groźniejsza"
Sytuacja w klubach z lig centralnych – tu było/jest stosunkowo spokojnie
Śląsk i Ślęza Wrocław – poniedziałkowy mecz Śląska został odwołany. Miasto przygotowuje się na nadejście fali powodziowej na Odrze.
Zagłębie Lubin – zagrożenie w regionie jest na tyle małe, że tamtejsi strażacy udali się na pomoc do Łomnicy w powiecie karkonoskim.
Chrobry Głogów – w Głogowie sytuacja jest wciąż pod kontrolą, choć Odra w poniedziałek przekroczyła stan ostrzegawczy.
Miedź Legnica – na Kaczawie woda opada, ale wciąż jej poziom o prawie dwa metry przekracza stan alarmowy.
Górnik Polkowice – obecnie brak zagrożenia.
Karkonosze Jelenia Góra – obiekt przy ul. Złotniczej udało się obronić, jednak woda zalała stadion treningowy, w którym trenują jeleniogórskie dzieci i młodzież. Piłkarze zaangażowali się w walkę z powodzią.
Jak powodzią zostały dotknięte kluby z IV ligi?
Piast Żmigród, Iskra Księginice, Polonia Środa Śląska, Sparta Grębocice, Bielawianka – sytuacja na obiektach tych klubów znajduje się stosunkowo pod kontrolą. Słowianin Wolibórz i Błyskawica Gać przełożyły swoje mecze.
Barycz Sułów – woda zalała boisko.
Orzeł Mysłakowice – woda podmywała okolice stadionu. Według straży pożarnej tę miejscowość powódź dotknęła w wyjątkowo dużym stopniu.
Polonia Świdnica – po przelaniu się wody przez tamę w Lubachowie sytuacja wyglądała dramatycznie. Obecnie poziom Bystrzycy opada, ale wiele ulic jest zalanych. Wszystko wskazuje na to, że stadion pozostał bezpieczny.
Moto Jelcz Oława – woda wdarła się na stadion.
Łużyce Lubań – rzeka zalała stadion na ul. Ludowej, w poniedziałkowe południe ponawiane były prośby klubu o wsparcie w układaniu worków z piaskiem. Sytuacja jest tym bardziej przykra, że obiekt miał być w najbliższych dniach otwarty po gruntownej i kosztownej modernizacji.
Górnik Złotoryja – murawa stadionu znalazła się pod wodą, jednak z informacji z Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej wynika, że było to przesiąknięcie gruntu, a nie zalanie przez rzekę, zatem będzie się ono wiązało ze znacznie mniejszymi stratami.
Piast Nowa Ruda – jeszcze wczoraj była tam bardzo trudna sytuacja, potrzebna była pomoc przy workach z piaskiem. Do walki z powodzią ruszył między innymi obecny zawodnik Piasta, Arkadiusz Piech, były gracz Legii i Śląska.
Lechia Dzierżoniów – zawodnicy wraz z kierownikiem drużyny pomagają w walce z żywiołem. Stadion wbrew niektórym doniesieniom nie został zalany. Sytuacja w mieście jest natomiast trudna. Zalany został OSiR Dzierżoniów wraz ze sztucznym boiskiem pod balonem. W obiekcie znalazły schronienie osoby ewakuowane.
Co dzieje się w związku z powodzią w klasie okręgowej Wałbrzych?
Do kontrowersyjnej sytuacji doszło w Wałbrzychu. Główną płytę boiska zalał deszcz, jednak mecz Górnika Wałbrzych z Górnikiem Nowe Miasto miał odbyć się na sztucznej płycie bocznej, która nadawała się do gry. Drużyna gości postanowiła wesprzeć sztab kryzysowy w napełnianiu worków z piaskiem. Problem w tym, że decyzję tę podjęła bezpośrednio przed meczem, gdy zawodnicy obu drużyn byli już w szatniach. Piłkarze i działacze z Nowego Miasta zaangażowali się w niedzielę we wsparcie służb w walce z żywiołem.
Klub siatkarski z Nysy w epicentrum kataklizmu. „Nikt z nas nie wie, co nas czeka”
Natomiast Górnik Wałbrzych rozpoczął zbiórkę wody pitnej, żywności, chemii gospodarczej, śpiworów, kołder, koców, artykułów sanitarnych i podstawowych artykułów medycznych oraz odzieży, które za pośrednictwem klubu Orlęta zostaną przekazane dotkniętym tragiczną powodzią mieszkańców Krosnowic w gminie Kłodzko. Stadion Zagłębia i Czarnych Wałbrzych przy ulicy Dąbrowskiego nie nadaje się do gry. Kibice Górnika z Kamiennej Góry zrezygnowali z wyjazdu na mecz i do późnych godzin wzmacniali wały wzdłuż rzeki Zadrny i Bobru.
AKS Strzegom – w gminie ewakuowano część mieszkańców. Część okolicznych miejscowości jest nieprzejezdnych. Brak informacji o uszkodzeniach stadionu.
Zamek Kamieniec Ząbkowicki – sytuacja jest katastrofalna. Stadion, tak jak duża część miejscowości, znalazł się całkowicie pod wodą.
LKS Bystrzyca Górna – wieś została bardzo mocno dotknięta zniszczeniami po zrzucie wody z Jeziora Bystrzyckiego. Brak informacji o stanie boiska, ale biorąc pod uwagę jego lokalizację kilka metrów od rzeki i stan zniszczeń w miejscowości widoczny na zdjęciach, można spodziewać się znacznych strat. Rzeka Bystrzyca wyrządziła też poważne straty w Głuszycy, ale stadion udało się uratować. Kibice miejscowego Włókniarza organizują zbiórkę na rzecz powodzian z Bystrzycy Kłodzkiej.
Klasa okręgowa Jelenia Góra, czyli podtopione boiska
Trudna sytuacja jest także w jeleniogórskiej okręgówce. Bóbr zalał boisko BKS Bolesławiec, które przez dłuższy czas nie będzie nadawało się do użytku.
Wczoraj bardzo wysoki poziom wody był też na stadionie Chrobrego Nowogrodziec.
Podtopiony jest też stadion LZS Kościelnik. Piłkarze Victorii Jelenia Góra włączyli się bezpośrednio do walki z wodą. W Jeżowie Sudeckim cała miejscowość walczyła o ratowanie dobytku. Obecnie poziom wody zaczyna opadać. W Świerzawie stadion Pogoni jest podtopiony, a klub włączył się w ładowanie worków z piaskiem dla miasta. Katastrofalna była sytuacja w Łomnicy, gdzie stadion leży dwadzieścia metrów od rzeki. Po raz kolejny woda zalała także Gryfów Śląski. Bardzo zła była także sytuacja w Kamiennej Górze.
Sytuacja pod kontrolą jest w Zgorzelcu, Raciborowicach, Świętoszowie, Jędrzychowicach, Pieńsku i Bogatyni.
W niższych ligach, szczególnie w powiecie kłodzkim, jest największy dramat
Straty dotknęły wiele klubów z praktycznie każdej grupy A i B-Klasy w regionie. Według danych z poniedziałkowego wieczoru poszkodowanych jest aż 107 klubów. Najgorzej jest jednak w powiecie kłodzkim. Geografia sportu na Ziemi Kłodzkiej jest obecnie taka, że w IV lidze grają Piast Nowa Ruda oraz Słowianin Wolibórz. Mają one jednak siedzibę na północnym krańcu powiatu kłodzkiego, poza Kotliną Kłodzką. Na jej terenie gra w klasie okręgowej tylko Polonia Bystrzyca Kłodzka. Jest to dopiero szósty szczebel rozgrywek. Dopiero na niższym, siódmym poziomie, w grupie trzeciej wałbrzyskiej Klasy A, występują drużyny z wszystkich najbardziej dotkniętych powodzią miejscowości z Kotliny Kłodzkiej i otaczających ją gór. Sytuacja w większości miejsc, w których grają kluby z poniższej listy, jest wprost przerażająca.
Stan stadionów jest w tych miejscowościach w tym momencie jednym z najmniej istotnych problemów. Dlatego trudno się dziwić, że brakuje o nim informacji. Z niektórymi miejscowościami Masywu Śnieżnika i Gór Złotych nie ma kontaktu od 48 godzin. W Gierałtowie Starym i Nowym oraz Bielicach nie ma gazu, prądu, wody pitnej, zasięgu telefonów komórkowych, a droga jest zerwana na odcinku wielu kilometrów. Jej odbudowa może zająć miesiące. Rodziny z całej Polski poszukują mieszkańców tych miejscowości oraz turystów, którzy tam utknęli. Na dziś niektórzy planują wymarsz z dziećmi przez góry na stronę czeską.
Udało nam się skontaktować z prezesem Unii Bardo, Andrzejem Witkiem, który wyszczególnił skalę zniszczeń. Opowiedział też o przeżyciach dotyczących walki z powodzią i tak jak kilku naszych rozmówców, odwołał się do kataklizmu z 1997 roku:
– Bardzo żeśmy oberwali. Straciliśmy bardzo dużo sprzętu i piękne boisko. Będzie trzeba jak najszybciej wypompować wodę, bo inaczej zniszczenia będą bardziej dotkliwe. Tragedia jest. W szatni podobnie, nieciekawie. Nie było czego ratować. Fala miała kilka metrów. Myśmy to troszkę zabezpieczyli, ale woda i tak dostała się na teren. Wszystko zaczęło pływać. Niech pan sobie wyobrazi, że grzejniki od ściany się odrywały.
Zobaczymy, co dalej będzie. Na razie jestem po całym dniu zbierania szlamu, który był jeszcze mokry, całe szczęście. Pomagał nam jeden z piłkarzy i wolontariusz. Następnego dnia wejdą środki chemiczne i sprzątanie na całego. Zaraz dzwonię do Wałbrzycha, żeby mówić, że ligę będzie trzeba przekładać, bo nie będzie gdzie grać. Odbudowa potrwa, trzeba się z tym pogodzić.
Generalnie nie ma optymizmu. Wie pan, jak patrzę, że nowo wybudowana szatnia została wyrwana w górę z wylanymi fundamentami, to naprawdę człowiek sobie wyobraża, co to musiała być za siła. Wszystko trzeba zrobić od zera, nie wiem, ile to może kosztować. A co dopiero mają powiedzieć ludzie, którzy na skutek powodzi stracili swój dobytek? Oni przeżywają wielką tragedię. Wie pan, ja pamiętam powódź w 1997 roku. Ona była w podobnej skali jak dzisiaj. Tak jak wtedy, tak też teraz skupiałem się, żeby pomagać ludziom. Trochę się udało uratować, ta pomoc nie poszła na marne. To chociaż cieszy, tak po ludzku, że nie wszystko poszło z wodą. Łza się w oku kręci, ale trzeba żyć dalej.
***
Liderem wcześniej pokazanej tabeli są Orlęta z Krosnowic – miejscowości, w której miała miejsce pierwsza śmierć w wyniku powodzi. Stadion wicelidera, Kryształu Stronie Śląskie, leży pięćset metrów w dół rzeki od tamy na Morawie, która została przerwana pod naporem wody. DZPN nie ma kontaktu z pracownikami klubu. Obiekt ten był jednym z najpiękniej położonych w Polsce. Mocniej kopnięta piłka trafiała w mur zabytkowej Kaplicy Świętego Onufrego. Co może wydawać się szokujące, Kryształ Stronie występował w sezonie 1980/81 na zapleczu Ekstraklasy, a na stadionie przy kaplicy grały takie marki jak Stal Mielec, Pogoń Szczecin, GKS Katowice, Lechia Gdańsk, Zagłębie Lubin, czy Wisła Płock, która tam nawet poległa.
Ten region nie zawsze był taką piłkarską pustynią, jaką jest obecnie. Po Krysztale w II lidze grał także Piast Nowa Ruda, który w 1988 minimalnie przegrał baraże o Ekstraklasę z GKS-em Jastrzębie. Niewielkie, w stosunku do roli Kłodzka jako centrum administracyjnego regionu, było jego znaczenie na mapie piłkarskiej. W czwartej lidze Nysa Kłodzko ostatni raz grała ponad 20 lat temu, a w tym sezonie spadła na trudny niegdyś do wyobrażenia poziom A-klasy. Znacznie większe sukcesy osiągały kluby położone na północ od Ziemi Kłodzkiej: Lechia Dzierżoniów, Bielawianka, Orzeł Ząbkowice, Polonia Świdnica (cała czwórka w trakcie powodzi w 1997 roku szykowała się do gry w trzeciej lidze wraz z Kryształem Stronie) i Górnik Wałbrzych. Region dotyka jednak wielki futbolowy kryzys, który powódź zapewne jedynie pogłębi. Byłe województwo wałbrzyskie nie ma bowiem obecnie przedstawiciela na żadnym z czterech najwyższych poziomów rozgrywkowych w Polsce.
To jednak właśnie obiekt Nysy jest dziś przykładem olbrzymich zniszczeń w regionie. Straty dotykają głównie kluby piłkarskie, jednak w Kłodzku kataklizm dotknął również Ośrodek Sportu i Rekreacji, który jest domem wielu dyscyplin. Obiekt został w całości zalany.
Stadion OSIR Kłodzko. #powodz pic.twitter.com/ZOPxGNIRi9
— Jacek K (@Jaclawski) September 15, 2024
Klub tenisowy już poinformował, że najbliższe zajęcia odbędą się być może w przyszłym sezonie. Nawierzchnia kortów nawet nie jest widoczna, a woda sięga dachu klubowego budynku.
“Ręce opadają. Nie ma na żywioł o takiej sile lekarstwa”
Kłodzko jest jednym z miejsc, z którym się skontaktowaliśmy. Krajobraz zniszczeń w całym mieście jest ogromny, a jak słyszymy, nie jest inaczej w przypadku obiektów sportowych. Kierownik klubu, Nysy Kłodzko, Mirosław Błesznowski, opowiedział, co się wydarzyło:
– Nic nie zostało. Wszystko zostało zalane. Po biurze ze stadionu nie ma śladu, nie ma komputerów, nie ma sprzętu piłkarskiego, nie ma właściwie nic. Udało się uratować tylko trochę dokumentów, które właśnie suszę. To wszystko. Ręce opadają. Nie ma na żywioł o takiej sile lekarstwa. Cały stadion jest zniszczony, hala zniszczona. Nie ma na czym i w czym grać. Na wysokości pierwszego piętra na stadionie płynęła woda. Całe biuro zmieliło. Jeden z trenerów próbował jeszcze uratować odzież sportową, ale też niewiele się udało. Poza tym będzie trzeba porozmawiać z sanepidem, czy ten sprzęt nada się jeszcze do użytku.
Cały nasz teren wokół został zdewastowany, nie tylko Kłodzko. Chyba będzie trzeba zawiesić rozgrywki albo grać na wyjeździe na innych stadionach. Długo potrwa odbudowanie obiektów zamkniętych i otwartych, trawiastych. Mamy do tego dziewięć grup młodzieżowych, które teraz są na lodzie. Straty trudno będzie policzyć. Mam dokumenty, ale tylko za ostatnie miesiące. Poza tym jest jeden wielki muł. Rzeczy elektroniczne są nie do odtworzenia, choć kolega z zarządu próbuje jeszcze jakoś reanimować pendrive’a z danymi. Te wszystkie pieniądze, dotacje, zakupy – to trzeba będzie policzyć. Piłka – wiadomo, wiemy, ile kosztuje. Ale z wieloma rzeczami będzie ciężko.
Będzie musiał pojawić się ubezpieczyciel, będziemy rozmawiać też z dyrektorem OSiR-u. Jeśli chodzi z kolei o ośrodek, hala stoi, są mury, jest dach, ale w środku tragedia. Wszystko zniszczone, do remontu, gruba warstwa mułu. Restauracja dopiero co otwarta na terenie obiektu – zniszczona. Aż szkoda opowiadać. Jest tak jak w 1997 roku. Wszystko będziemy musieli odtworzyć. To będzie trwało miesiącami. Mówimy o sporcie, a co dopiero o reszcie miasta. To powtórka z rozrywki, brzydko mówiąc. Przerabiałem to samo 27 lat temu i mogę powiedzieć, że skala jest podobna. Zniszczenia są podobnie duże. Mieszkania zniszczone, miejsca pracy też. Tragedia, ciężka tragedia.
O relację poprosiliśmy też dyrektora OSiR-u, Bogdana Bachmaciuka:
– Przyszła wielka woda, większa niż w 1997 roku. Po pęknięciu tamy stworzyła się prawie siedmiometrowa fala. Przewidywano, że będzie niższa, więc wały nie wytrzymały. Zalała miasto, w tym ośrodek sportu, w bardzo szybkim tempie. Tak naprawdę dzisiaj nasz ośrodek sportu i rekreacji nie istnieje. Hala sportowa nie nadaje się do niczego, została zalana na wysokość czterech metrów. Parkiet jest wyrwany do góry, wiele ścian popłynęło dalej z wodą, a boiska na zewnątrz mają na sobie kilkadziesiąt centymetrów mułu powodziowego. A to nic w porównaniu z tym, co stało się w innych częściach miasta.
W 1997 roku też mieliśmy powódź, ale tym razem woda była dużo wyższa. To było bardzo problematyczne. A jako dyrektor OSiR-u mogę powiedzieć oficjalnie, że z 25 hektarów terenu zachowało się bez szwanku tylko kilkanaście pokoi hotelowych i trzy biura na wyższym piętrze. Nic więcej. Tego po prostu nie sięgnęła woda. Reszta jest zdemolowana i będzie trzeba ogromnej ilości czasu, żeby to wszystko naprawić. Wstępne straty, które można na razie stwierdzić, sięgną 10 milionów. Sama odbudowa hali to mogą być 3-4 miliony, baseny być może 2, prawdopodobnie boiska też 2. Do tego części hotelowe i nowa restauracja, grzejniki powyrywane z kafelkami, całe zaplecze – niestety łącznie to będą grube miliony.
Staraliśmy się przygotować, układaliśmy worki, ale ta fala była zdecydowanie ponad nasze możliwości. Fala rosła szybko, tak szybko, że jak już było wiadomo, że woda do nas dojdzie, ktoś z obiektu ledwo zdążył wyłączyć prąd, a już miał wodę ponad kostki. Trzeba było bardzo szybkiej reakcji. Ale przerażenia raczej nie było, bo byliśmy mentalnie nastawieni do walki. To troszkę pomogło, bo w 1997 roku wszyscy zbagatelizowali temat. Teraz ludzie nie zostali zalani znienacka. Zaskoczyła jedynie skala. Sam myślałem, że woda będzie miała maksymalnie pięć metrów, a było siedem. Nie było szans. Firma, który pomagała przy wałach, ryzykowała utratę koparek, robiliśmy wszystko, co się da, ale potem sobie porozmawialiśmy i stwierdziliśmy, że nie było szans na uratowanie. Ani ośrodka, ani miasta. Jestem załamany skalą zniszczeń, ale życie toczy się dalej. Trzeba pozbyć się wody, ona w pewnych miejscach sama nie odpłynie, będzie trzeba ją wypompować do rzeki. Pesymizm się skończył, mózg jest w innym trybie. Co da się reanimować, reanimujemy. Co odbudować, odbudujemy.
Jak zareagował DZPN?
O sytuacji klubów porozmawialiśmy z Prezesem Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej, Andrzejem Padewskim. Jego zdaniem sytuacja jest dramatyczna. Wiadomo już o ponad stu poszkodowanych klubach, z którymi w bieżącym kontakcie są dyrektorzy podokręgów. Straty są szacowane. Na czwartek planowane jest spotkanie związków wojewódzkich, podczas którego wypracowane zostaną metody pomocy najbardziej poszkodowanym klubom. Prezes PZPN Cezary Kulesza już wczoraj podjął decyzję o przekazaniu 200 tysięcy złotych na zbiórkę dla powodzian. Taką samą kwotę DZPN dziś przeznaczył na wsparcie klubów z rezerwy budżetowej. Gromadzony jest już sprzęt sportowy do przekazania najbardziej potrzebującym. Bardzo budujące zdaniem Prezesa Padewskiego jest to, że tworzą się sytuacje, w których zespoły mniej dotknięte żywiołem wspierają najbardziej poszkodowanych rywali, mimo że w lidze często ostro ze sobą rywalizują.
Dramat w Prudniku. “Co się odkujemy, to z powrotem nas nawiedza”
Co dalej na Opolszczyźnie? Trzeba z przykrością stwierdzić, że Prudnik to wyjątkowo pechowe miejsce. W przyszłym roku miał zostać otwarty remontowany za prawie trzydzieści milionów złotych stadion piłkarski. Został on jednak w ten weekend kompletnie zalany. Co więcej, grająca na hali Nysa Kłodzko miała w drugiej lidze mężczyzn lada chwila rozpocząć rywalizację między innymi z Pogonią Prudnik. Jednak przez należącą do tego klubu halę „Obuwnik” po prostu przepłynęła miejscowa rzeka.
😭😭😭#2lkosz #1lkosz pic.twitter.com/RceUiGOHzZ
— KS Pogoń Prudnik (@kspogonprudnik) September 16, 2024
W tej sprawie porozmawialiśmy z prezesem Pogoni Prudnik, Waldemarem Bedryjem:
– Dramat. Stadion był na końcowym etapie remontu. Wszystko było robione od podstaw. Teraz miała być wykończeniówka, sianie trawy, kończyli robić bieżnie. Ale stało się, jak stało. To była inwestycja na 29 milionów złotych. Jeszcze w poniedziałkowe popołudnie woda stała na obiekcie. Ja byłem z dala, bo moja miejscowość była dotknięta powodzią i miałem inne sprawy. Ale jak słyszałem i to zobaczyłem, pojawił się duży smutek. Z naszych rzeczy, jako z majątku Pogoni, też wiele ucierpiało. Boiska zastępcze i treningowe też zostały zniszczone. Zostało nam właściwie jedno na siedem drużyn. Na razie trudno dokładnie określić skalę zniszczeń, głównie jeśli chodzi o obiekt. Jest duża, ale ludzie odpowiedzialni za budowę będą wyliczać koszty.
Drugi raz woda zniszczyła też halę koszykarzy. To powtórka z rozrywki, bo było podobnie w 1997 roku. Co się odkujemy, to z powrotem nas nawiedza. A czy dało się lepiej przygotować na powódź? Pewnie nie. Te obiekty są położone tak blisko rzeki, że raczej nie. Jedyna mądra rzecz, jaką można zrobić, to wybudować je w innym miejscu, ale z drugiej strony woda i tak dopadnie coś innego. Nie ma na to siły. Były obawy, kiedy zaczynały się powodzie, bo jesteśmy akurat na takim terenie, że wielka woda może do nas dochodzić. Nie było pewności, że tama w pobliżu wytrzyma. Było niebezpiecznie. Człowiek ciągle sprawdzał informacje, czy dalej tam stoi. Ale jak już fala płynie w twoją stronę, pozostaje martwić się o zdrowie i życie. Wtedy o materialnych kwestiach się nie myśli. Teraz trzeba patrzeć naprzód. Wielu znajomych ma domy pozalewane, nie mają do czego wracać. Ale widocznie tak musiało być. Niestety. Najważniejsze, że nie ma ofiar.
W pozostałej części południowej Opolszczyzny zniszczenia także są ogromne. Choćby Włókniarz Kietrz nie miał szans z żywiołem otaczającym jego stadion z dwóch stron.
“Obraz zniszczeń jest przeogromny. Woda była dużo wyższa, fala groźniejsza”
Na chwilę zatrzymajmy się przy obiekcie GKS-u Głuchołazy. Jest on doszczętnie zrujnowany tak różne części miasteczka. To jedno z tych miejsc, gdzie powódź zostawiła katastrofalne konsekwencje. Wielu ludzi straciło majątek, a Ryszard Lis, członek zarządu GKS-u Głuchołazy, rozkłada ręce. Mówi, że mimo lepszego przygotowania, nie dało się nic zrobić. Ani uratować miasteczka, ani sportowej infrastruktury:
– Woda przyszła i można powiedzieć, że całkowicie zniszczyła infrastrukturę. Obraz zniszczeń jest przeogromny. Jeszcze przed południem usuwałem skutki powodzi u siebie, a po południu zobaczyłem stadion i przerosło to moje najśmielsze oczekiwania. Byłem przerażony. Myślałem, że nie będzie tak źle, ale okazało się, że stadion miejski jest w całkowitej ruinie. Kilka lat temu został wyremontowany za kilka milionów. W tym momencie straty są przeogromne i wydaje mi się, że pełna odbudowa będzie kosztować kilkanaście milionów. Ale nie liczę tego ja, tylko będą wyceniać odpowiednie instytucje.
Obiekt GKS-u Głuchołazy przed powodzią
Najbardziej przykre jest to, że wielu ludzi straciło dach nad głową. W pierwszej kolejności będzie trzeba zająć się sprawami pierwszej potrzeby, a tych będzie dużo, bo skutki powodzi są dramatyczne. Woda płynąca przez miasto miała ponad dwa metry. Dziś nie jest to jeszcze odpowiedni moment, żeby zajmować się stratami na gruncie sportowym. Owszem, do tego dojdzie, a inna sprawa to rozgrywki, które trudno będzie dalej rozgrywać, skoro inne miejscowości mają podobne problemy.
Obiekt GKS-u Głuchołazy po powodzi
Przeżywałem powódź w 1997 roku. Wiedziałem, jaka może być obecna skala, ale i tak byłem nastawiony optymistycznie. Ludzie wyciągnęli wnioski po tamtym zdarzeniu. Nie nachodziła mnie myśl, że może być tak źle. Ale ostatecznie woda była dużo wyższa, a fala groźniejsza. Wtedy miasto nie było gotowe, a dziś? Byliśmy lepiej zorganizowani, służby robiły bardzo wiele. Ale i tak zostaliśmy zaskoczeni. W 97′ woda nawet nie dotarła do centrum, było maksymalnie kilkadziesiąt centymetrów w części rynkowej. Teraz było tragicznie mimo lepszego przygotowania, więc możemy powiedzieć, że na skutki powodziowe są znacznie bardziej dotkliwe niż kiedyś.
Bardzo trudna sytuacja jest także w Głubczycach, Głogówku. Podtopione jest boisko w Starowicach. Pozostałe miejscowości goszczące opolską IV ligę są stosunkowo bezpieczne, ale fala powodziowa na Odrze dopiero nadchodzi. A jeśli chodzi o Nysę, wczoraj wieczorem o tamtejszej sytuacji wypowiedział się prezes Polonii Nysy, Marek Byrski. Hala i stadion w Nysie były w tamtym momencie bezpieczne, ale w nocy miała trwać walka nie tylko o infrastrukturę, ale też całe miasto:
– Trwa walka z uszczelnieniem wału, który się przerwał. Mam nadzieję, że to się uda zatamować i woda nie wedrze się na drugą stronę Nysy. Na tę chwilę jest okej, ale najbliższe 24 godziny wszystko pokażą. Jeśli przez noc nie uratuje się wału, całe miasto może pływać. My nie ucierpieliśmy, przynajmniej jeszcze, ale z kolei obiekt Państwowej Wyższej Szkoły jest całkowicie zalany. Zupełnie nowy, z najbardziej nowoczesną bieżnią w Europie. To była naprawdę duża inwestycja. Jeśli chodzi o halę siatkarzy Stali Nysa, tam jest obecnie schron dla ludzi. Wojsko przejęło obiekt i pomaga, jak może. Szpital został poważnie zalany, pacjenci zostali ewakuowani. Podobnie zresztą jak okoliczne wioski. Nie jest ciekawie, ale walczymy.
Jak już wiemy z dzisiejszego komunikatu burmistrza Nysy, walkę udało się wygrać.
***
Powódź to jednak nie tylko Dolny Śląsk i Opolszczyzna. Woda zalała szatnie, magazyny i boisko klubu Granica Ruptawa z Jastrzębia-Zdroju i wiele mniejszych obiektów.
Co dalej? Skala zniszczeń pokazuje, że region będzie się odbudowywał przez długi czas. Trzeba pamiętać, że na każdy zalany stadion przypada kilka uszkodzonych szkół, żłobków, przedszkoli, szpitali, które z pewnością powinny być odbudowywane w pierwszej kolejności. Jednak sygnały, które docierają do DZPN ze strony nawet najbardziej poszkodowanych klubów, mówią o tym, że jest wola walki nie tylko z żywiołem, ale także o ligowe punkty. Zawodnicy nie odpuszczają walki o awans czy utrzymanie, chcą rywalizować. Można rozumieć to tak, że potrzebna będzie odskocznia od tragicznej rzeczywistości, a może ją zapewnić właśnie sport. Dlatego nie jest planowane zawieszenie rozgrywek. DZPN będzie musiał w znacznej mierze dostosować rozgrywki do smutnej popowodziowej rzeczywistości, ale będą się one toczyć dalej.
Przy czym trzeba podkreślać, że takiej sytuacji, jaką nastąpiła na południu Polski, sport musi być na dalszym planie. Nam pozostaje trzymać kciuki za tych, którzy jeszcze walczą z żywiołem, a także życzyć wiele dobrego ludziom, którzy już to przeszli i muszą odnaleźć się w innym świecie zniszczonym przez powódź.
NAPISALI KAMIL WARZOCHA I ABSURDB
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Sukces na glinianych nogach. Rok temu baraże, dziś Stuttgart wraca do Ligi Mistrzów
- Wszędzie dobrze, ale w Düsseldorfie najlepiej [STRANIERI]
- Cárdenas odchodzi z Rakowa. Czy ktokolwiek będzie tęsknił? [KOMENTARZ]
Fot. Newspix