Jedenaście meczów i, licząc rzecz jasna wszystkie rozgrywki, jedenaście zwycięstw. Thomas Tuchel rozpoczyna pracę w Dortmundzie od mocnego uderzenia – takiego, który sprawia, że kibice Borussii zapominają przynajmniej na jakiś czas o Juergenie Kloppie. Piłkarze BVB mają na koncie piętnaście punktów, tak jak Bayern, ale dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu są liderem. Dziś ten wynik poprawili, wygrywając 3:0 z Bayerem.
Pep Guardiola stwierdził niedawno, że najlepszą piłkę w Niemczech grają w tej chwili nie jego podopieczni, tylko zawodnicy z Dortmundu. Można się było zastanawiać, czy nie są to słowa trochę na wyrost, czy rywale BVB nie byli jednak zbyt słabi… W Pucharze Niemiec anonimy, w kwalifikacjach do Ligi Europy – właściwie też, w fazie grupowej – jedynie Krasnodar, a w lidze słabiutkie ostatnio Gladbach, Ingolstadt, Hertha i Hannover.
Ale Bayer, choć nie może się w tym sezonie rozkręcić, trudno traktować lekceważąco. Dortmund pierwszy poważny sprawdzian zdał więc na mocną piątkę. Znów był bardzo solidny w tyłach, Hummels z Sokratisem bez problemu zatrzymywali Kiesslinga z Hernandezem, dobrze w obronie i jeszcze lepiej w ofensywie wyglądał Ginter, bezbłędny był Burki, a 20-letni Weigl ponownie zachwycał. Ofensywa – to samo. Od wzorowego Kagawy po bardzo solidnego Mchitariana, nawet Hofmann dał radę zastąpić Reusa.
Cały ten obraz sprawia, że dziś mało kto płacze za Kloppem, Błaszczykowskim i Piszczkiem. Ten ostatni, mimo że jest po kontuzji, miejsca w składzie może długo nie odzyskać.
Borussia z Bayerem zaczęła naprawdę odważnie. Dla Leno nadarzyła się więc okazja, by wyrosnąć na człowieka numer 1. Już na dzień dobry obronił groźny strzał Mchitariana i zatrzymał Hofmanna, któremu wszystko wynagrodził chwilę potem, mijając się z piłką. Goście mogli to jeszcze odkręcić – Hernandez był bliski wyrównania, ale spudłował. Piłkarze Tuchela poważnie potraktowali to ostrzeżenie, nie pozwalali już rywalom właściwie na nic. Tym bardziej, że oni grali dziś bardzo odważnie: wysoki pressing, doskoczenie do rywala, agresja i zmuszanie do błędów. A tych Bayer popełniał wiele.
Wendell niecelnie wyprowadzał piłkę i po stracie dał się dziecinnie łatwo ograć Hofmannowi, a potem źle przyjmował futbolówkę, co „naprawił” faulem na Ginterze w szesnastce. Boenisch mógł zacierać ręce, bo po pomyłkach jego konkurenta padły dwa gole, choć mogły paść i kolejne. Aubameyang miał setkę (tak jak i Hernandez), Kagawa próbował lobować, Hofmann źle wyprowadził nieźle wyglądającą kontrę, a Castro trafił jeszcze w słupek. Schmidt przy wyniku 0:1 do przerwy dokonał dwóch zmian, zdejmując po raz kolejny słabego Kramera, ale i one zdały się na niewiele. Borussia miała w drugiej połowie więcej okazji, strzeliła dwa gole, a w końcówce zaczynała się z przeciwnikiem bawić.
***
Kilka słów o pozostałych niedzielnych meczach? Stuttgart, tak jak i Borussia Moenchengladbach dzień wcześniej, przegrywa piąte spotkanie w tym sezonie. Czyli na koncie wciąż zero punktów. Koledzy Przemysława Tytonia stworzyli dziś sobie naprawdę sporo sytuacji, ale dobrą robotę między słupkami wykonywał Ralf Fahrmann. Po przerwie robotę miał Polak i skapitulował przy strzale Sane. Niby nie zawinił, niby ciężko zrzucać na niego odpowiedzialność, ale interwencji, którymi pomógłby Stuttgartowi, ma na razie bardzo niewiele.
Niedługo też trwała dobra forma strzelecka Artura Sobiecha, który po dwóch golach z Borussią Dortmund nie trafił ani razu w Augsburgu. Hannover jest niewiele lepszy od wspomnianej wcześniej dwójki – w pięciu kolejkach zgromadził skromny punkt.