W Superpucharze Niemiec zdobywcy dubletu sprzed kilku miesięcy powalczą z drużyną, która trzy razy w minionej kampanii była blisko przełamania ich serii bez porażki. To jednak nie VfB Stuttgart ma być największym problemem obrońców tytułu w najbliższych miesiącach. Zawodnicy Xabiego Alonso po niemal idealnym sezonie ruszają po jeszcze trudniejsze zadanie: udowodnienie, że mistrzostwo to ani ich koniec, ani początek końca, a co najwyżej koniec początku.
Xabi Alonso beztrosko dynda gołymi stopami zwisającymi z materaca. W lewej ręce trzyma mistrzowską paterę, palce prawej dłoni układają się w zwycięską literę V. Tuż pod nim pływa rekin, którego zęby zupełnie przypadkiem układają się we wzór flagi Bawarii. „Polowanie rozpoczęte” – obwieszcza miesięcznik „11Freunde”, zapowiadając nowy sezon piłkarski w Niemczech. Zmagania niezwyciężonych mistrzów z Leverkusen z kontratakującym imperium z Monachium powinny być główną osią narracji w najbliższych miesiącach. Ale w pierwszym akcie nowej kampanii Bayernu zabraknie. W roli łowcy Bayeru wystąpi w Superpucharze Niemiec VfB Stuttgart, sensacyjny wicemistrz kraju, któremu miejsce w tym meczu zapewnił Andrej Kramarić z Hoffenheim, w ostatnich minutach minionego sezonu, strzelając Bayernowi dwa gole, spychające go na trzecie miejsce w tabeli. Kosztem Stuttgartu właśnie, którego piłkarzom bardzo zależało, by fenomenalne rozgrywki ukoronować drugim miejscem, tylko za absolutnie nieosiągalnym dla nikogo Bayerem.
Choć Bayer nie przegrał żadnego z ostatnich dwunastu meczów z VfB, sobotnie spotkanie zapowiada się arcyciekawie, bo wszystkie trzy zeszłoroczne starcia obu drużyn – dwa ligowe i jedno w Pucharze Niemiec – były manifestami ofensywnego futbolu. To po pucharowej porażce w Leverkusen 2:3 Deniz Undav, napastnik Stuttgartu, wypalił, że spotkały się dwie najlepsze drużyny w Niemczech, co w Monachium potraktowano jako potwarz, ale co kilka miesięcy później okazało się prawdą. Bayer notuje serię czterdziestu spotkań bez porażki z niemieckimi rywalami, ale jeśli ktoś był najbliżej jej przerwania w poprzednim sezonie, to właśnie VfB. Oba mecze ligowe skończyły się remisami, w obu Bayer musiał odrabiać straty.
Na trybunach święta trudno się spodziewać, bo mecz odbywa się na ledwie 30-tysięcznej BayArenie, a zorganizowane grupy kibiców obu drużyn planują go zbojkotować w proteście przeciwko rozgrywaniu go w weekend tradycyjnie zarezerwowany dla 1. rundy Pucharu Niemiec, w której kluby z Bundesligi mierzą się zwykle z zespołami z niższych lig. Stuttgart wyjazdowy mecz z Preussen Muenster, a Bayer z Carl-Zeiss Jena rozegrają pod koniec sierpnia w środku tygodnia, co wielu kibicom uniemożliwi wizytę na stadionie. A dla konserwatywnie nastawionych niemieckich fanów 1. Runda Pucharu Niemiec jest czymś znacznie świętszym niż marketingowe widowisko rozpoczynające sezon, traktowane wciąż jako odrobinę sztuczny twór.
SZANSA NA TRZECIE TROFEUM
Ważniejsze więc od samego wyniku Superpucharu jest to, czy Bayer znów wejdzie w sezon jako drużyna wszechpotężna, zamierzająca obronić pierwsze mistrzostwo Niemiec i ruszyć na podbój najważniejszych europejskich rozgrywek. W minionych rozgrywkach Leverkusen sięgnęło po dwa tytuły, czyli tyle, ile przez wcześniejsze 120 lat istnienia. Po kilku miesiącach będzie miało okazję dorzucić jeszcze trzeci. Mniej ważący niż mistrzostwo czy Puchar Niemiec, ale akurat Bayer nie jest jeszcze klubem, który może specjalnie wybrzydzać na rangę trofeów. Superpucharu w gablocie nie ma. Rywalizował zresztą o niego tylko raz, przeszło 30 lat temu, przegrywając z Werderem Brema. Ogranie Stuttgartu może nie będzie odbierane jako potwierdzenie mocy, zwłaszcza wobec letnich ubytków w kadrze rywali, ale przegranie z nim wyśle jednak w świat sygnał, że machina Xabiego Alonso zaczyna się chwiać.
Lato po najlepszym sezonie w historii klubu miało prawo wzbudzić w kibicach Bayeru mieszane uczucia. Z jednej strony klub na wielu frontach skonsumował sukcesy. W krótkim czasie podwoił liczbę opłacających składki członków. W mediach społecznościowych podskoczył z dziesięciu do siedemnastu milionów obserwujących, awansując pod tym względem na trzecie miejsce w Niemczech. We wrześniu spodziewana jest premiera serialu w Prime Video poświęcona niezwykłemu poprzedniemu sezonowi. Klub z prowincjonalnego Leverkusen wskoczył do nie tylko niemieckiego głównego nurtu. Simon Rolfes, jego dyrektor sportowy, nie ukrywa w wywiadzie dla „11Freunde”, że w rozmowach transferowych da się dostrzec zupełnie inny status klubu niż jeszcze przed kilkoma laty.
Do sukcesów marketingowych doszły też sportowe. Bayer jest dziś jedynym klubem świata, który ma w składzie aktualnego mistrza świata, Europy, Afryki i Ameryki. Za pierwsze i ostatnie odpowiada Exequiel Palacios, który do triumfu w Katarze z Argentyną dorzucił tego lata wygraną w Copa America. W Pucharze Narodów Afryki triumfował w trakcie minionego sezonu Odilon Kossounou, z kolei jako mistrz Europy wrócił do klubu tego lata Alex Grimaldo, który na turnieju w Niemczech rozegrał dla Hiszpanii dwa mecze. Do nowego wizerunku zawodników o mentalności zwycięzców tego typu wypchane gabloty jak najbardziej pasują. Sukcesem jest zresztą, że wszyscy oni wciąż są w klubie, choć to akurat może się zmienić jeszcze przed końcem okna, bo przymierzany do wyjazdu na Wyspy Brytyjskie jest Kossounou.
MOŻLIWE PRZETASOWANIA Z TYŁU
Zasadniczo jednak Bayerowi udało się uniknąć exodusu, którego musi się obawiać każdy niespodziewany zwycięzca silnej ligi. Wraz z trenerem Alonso, który odrzucił zaloty klubów z absolutnie najwyższej półki, poszła też większość piłkarzy. Na dziś najbardziej znaczącym ubytkiem jest powrót Josipa Stanisicia z wypożyczenia do Bayernu. Chorwat w minionym sezonie uzbierał ponad 2300 minut we wszystkich rozgrywkach. Z pozostałych odchodzących jeszcze tylko Adam Hlożek ledwo przekroczył tysiąc minut. Mistrzowski skład udało się w dużej mierze utrzymać.
Jeśli gdzieś może jeszcze dojść do korekt, będzie to formacja defensywna. Na walizkach siedzi Kossounou, do którego zastąpienia przymierzany jest Holender Sepp Van Den Berg, zawodnik Liverpoolu, który ostatnio grał w FSV Mainz. Główną sagą transferową była natomiast kwestia Jonathana Taha. Zgodnie ze starą jak świat strategią Bayernu, monachijczycy chcą wyciągnąć do siebie postać z podstawowej jedenastki aktualnie najsilniejszego rywala. Reprezentant Niemiec ma już być ponoć dogadany, kluby też miały ustalić wszelkie warunki, ale sprawa się przeciąga.
Najpierw Bayern chciał poczekać do przyklepania sprzedaży Mathijsa De Ligta i Noussaira Mazraouiego do Manchesteru United, ale później w kwestii transferu Taha zaczęły płynąć sprzeczne sygnały. Aferką ostatnich dni były szeroko cytowane wypowiedzi Fernando Carro, prezesa Bayeru, który w rozmowie z kibicami stwierdził, że z Maksem Eberlem, dyrektorem sportowym Bayernu, nie miałby zamiaru w ogóle negocjować, za co później Hiszpan przepraszał. Atmosfera na linii Monachium – Leverkusen, jak to często bywało, gdy ktoś ciągnął Bayern za wąsy, zrobiła się jednak bardziej napięta.
Jeśli do transferu faktycznie dojdzie, następcą doświadczonego lidera obrony miałby zostać Joel Matip, który rozstał się z Liverpoolem. Być może uzupełnianie obrony 33-letnim rezerwowym The Reds i zawodnikiem, który – jak Van Den Berg — w Liverpoolu nie ma na razie perspektyw, nie brzmi jak wzmocnienia na miarę mistrza Niemiec. Ale Rolfes nie ukrywa, że mimo dynamicznego rozwoju, klub wciąż nie porusza się na takiej półce jak czołowe zespoły zagraniczne i kilku krajowych rywali. Według jego szacunków budżet Bayeru jest czwarty w Niemczech i mniej więcej trzydziesty w Europie. Zawodników, którzy byliby w stanie realnie wzmocnić tak silną drużynę, a jednocześnie mogliby sobie w ogóle wyobrazić grę dla Bayeru Leverkusen, nie ma wcale na rynku aż tak wielu.
POSZERZONA KADRA
Mimo to transferowe lato Bayeru jest oceniane raczej pozytywnie. Po transferach Aleixa Garcii z Girony oraz Jeanuela Belociana kuszonego już rok temu i Martina Terriera z Rennes, które kosztowały łącznie 53 miliony euro, kadra wydaje się szersza i bardziej elastyczna. Belocian jest planowany zarówno jako zmiennik nietykalnego Grimaldo na lewym wahadle, jak i w roli potencjalnego półlewego środkowego obrońcy. Garcia powinien konkurować z Palaciosem, Granitem Xhaką i Robertem Andrichem, który właśnie przedłużył kontrakt, o miejsce w środku pomocy.
Terrier zaś teoretycznie będzie pewnie zmiennikiem Floriana Wirtza, ale z jego umiejętnością odnajdywania się na różnych pozycjach, można sobie go wyobrazić właściwie w każdym miejscu ofensywy. Pomijając środek obrony, wszystkie pozycje w kadrze wydają się obsadzone podwójnie i to na całkiem wysokim poziomie. Do tego stopnia, że nawet w kwestii obsady bramki Xabi Alonso unika jasnego opowiedzenia się po stronie Lukasa Hradecky’ego, dając Matejowi Kovarowi szansę na regularne występy. W poprzednim sezonie dał zagrać teoretycznie rezerwowemu bramkarzowi aż siedemnaście razy.
Could watch Xabi Alonso lay it off to his players all day long.. pic.twitter.com/Ou7PC5W1t8
— Football Tweet ⚽ (@Football__Tweet) August 15, 2024
Jak na drużynę, która w minionym sezonie zanotowała serię 51 meczów bez porażki we wszystkich rozgrywkach, a ostatecznie przegrała tylko raz, w finale Ligi Europy z Atalantą Bergamo, letnie sparingi wyglądały jednak mizernie. W każdym z nich gracze Alonso tracili gole. Pokonać zdołali tylko III-ligowe Rot-Weiss Essen. Remisy z Lens (2:2) i Betisem (1:1) nie są może powodem, by bić na alarm, ale już porażka 1:4 z Arsenalem sugeruje, że Bayer jeszcze nie funkcjonuje na takim poziomie jak przed rokiem, gdy już sparingi zapowiadały bardzo mocny sezon drużyny z Leverkusen.
Większość na razie nie przywiązuje do tego jednak wagi. Dietmar Hamann oraz Lothar Matthaeus, popularni niemieccy eksperci telewizyjni, wskazali Bayer Leverkusen jako faworyta do mistrzostwa Niemiec. To może nie być jedynie publicystyczna fantazja. Gdy Bayern ostatni raz dał się komuś pokonać na krajowym podwórku, Borussii Dortmund Juergena Kloppa wieszczono rychły powrót do własnego miejsca w szeregu. Tymczasem za drugim razem pokonała Bayern jeszcze bardziej przekonująco, bo sięgając po dublet. Teraz monachijskich problemów jest na tyle dużo, a Bayerowi udało się na tyle utrzymać kadrę, że nie widać wielu powodów, dla których beztroskie moczenie stóp przez Alonso w morzu, w którym pływa rekin, nie mogłoby potrwać jeszcze rok. Stawka meczu o Superpuchar jest więc znacznie większa niż pierwsze wepchnięcie piłki wyposażonej w specjalne czipy do bramki w niemieckich rozgrywkach, czy skasowanie trzech milionów premii dla zwycięzcy. Stawką jest wysłanie do wszystkich krajowych konkurentów sygnału, że wszystko, co najlepsze, w Bayerze Leverkusen dopiero się zaczyna.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Wyśmiewany w Legii, w Delcie nie mógł wziąć prysznica. Zrobił największy transfer lata
- Crnac może odejść, ale… trzeba sypnąć znacznie więcej [NEWS]
- 15.08.2024. Wszystko wszędzie naraz
- Wraca najlepsza liga świata. 33 pytania przed startem sezonu Premier League