Michał Probierz, jak chyba żaden z poprzednich selekcjonerów, dba o regularne przebijanie samopompującego się balonika, który przez lata był stałym elementem zgrupowań reprezentacji Polski przed wielkimi turniejami. Powołania na Euro 2024 ogłosił na konferencji turnieju golfowego Rosa Challenger Cup, czym pewnie wkurzył sponsorów PZPN-u, ale uniknął też pompatycznej atmosfery narodowych rozważań i dyskusji. Tym bardziej że nominacje 51-letniego szkoleniowca nie zaskoczyły.
– Nie istnieją piłkarze, których nikt nie zna, a którzy mogliby znaleźć się w reprezentacji – mówił dopiero Probierz w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. Prawda to, w Polsce niemożliwy byłby ruch na miarę tego Marcelo Bielsy, który z jakiegoś pół-amatorskiego klubu do reprezentacji Urugwaju powołał niejakiego Waltera Domingueza. Perełek na międzynarodową miarę nie znajdzie się ani w Wieczystej Kraków, ani w rezerwach Legii Warszawa, ani w KTS-ie Weszło. Zbiór potencjalnych kadrowiczów jest skończony. Liczy sobie jakieś trzydzieści, może czterdzieści nazwisk. Taki mamy klimat.
Nie ma w powołaniach na Euro 2024 żadnej sensacji pokroju niezrozumiałej decyzji Pawła Janasa o skreśleniu Jerzego Dudka i Tomasza Frankowskiego przed mistrzostwami świata 2006. Największym przegranym jest oczywiście Matty Cash, który pominięty został najpewniej nie tylko przez wzgląd na kontuzję. Tę zresztą zaraz wyleczy, ale prawda jest jedna: piłkarz Aston Villi w kadrze zawodzi. Ostatnio w jej barwach dobrze wyglądał jeszcze w 2022 roku – w meczach ze Szwecją i Holandią. Potem degrengolada – słaby mundial w Katarze i falstart z czystą kartą u Michała Probierza.
Na domiar złego, gdy Polska walczyła z Walią o finały ME, Cash, który kontuzjował się w meczu z Estonią, nie przyleciał do Cardiff, choć z Birmingham miał tam rzut beretem. Z Cashem rywalizację wygrywa Przemysław Frankowski, który w barażach o Euro był kluczową postacią reprezentacji. Jego zmiennikiem będzie zaś uniwersalny i zwykle niezawodzący w narodowych barwach Bartosz Bereszyński. I jasne, można zżymać się, że odstrzelenie zawodnika z Premier League to komfort, na jaki nie możemy sobie pozwolić, ale… Cash naprawdę w ostatnich latach niewiele do tego zespołu wnosił. Już pal licho, że nie mówi po polsku, choć z czystej przyzwoitości komunikatywnych podstaw mógłby się nauczyć. On naprawdę w spotkaniach Biało-Czerwonych się nie wyróżniał. Ba, jeśli już, to negatywnie.
Są też dwie nowe twarze – Michał Skóraś i Kacper Urbański. Pierwszy jest z tej dwójki starszy, ma na koncie siedem występów w kadrze i udaną wiosnę w Club Brugge, ale wcale nie jest powiedziane, że będzie znaczył więcej. Drugi bowiem ma za sobą niezwykle obiecujący sezon w Serie A. Do tego nie w jakimś spadającym Frosinone czy innej Salernitanie, a w rewelacji włoskich rozgrywek – Bolonii. Pisaliśmy ostatnio w tekście „Wyraźny progres Kacpra Urbańskiego w Serie A”:
„Meczem przełomowym Kacpra Urbańskiego w Serie A była wygrana 4:2 potyczka z Sassuolo. Podczas rozgrywanego 3 lutego spotkania fani na Stadio Renato Dall’Ara zobaczyli zupełnie innego piłkarza. Polak dużo chętniej wchodził w pojedynki z rywalem, sporo i skutecznie dryblował, lepiej rozumiał się z kolegami z zespołu, wreszcie także zaczął pełnić ważną funkcję w konstruowaniu akcji przez „I Rossoblu”. Po tamtym występie włoscy dziennikarze napisali w pomeczowej ocenie, że Urbański ma olśniewającą lewą stopę, niezłą wizję gry i wreszcie można na nim polegać. Okazało się, że dobra dyspozycja tego dnia nie była przypadkowa i prawie każdy kolejny mecz wyglądał podobnie, a nawet lepiej. Od tamtego czasu jedynym spotkaniem, w którym polski pomocnik zawiódł, było starcie z Monzą, podczas którego znów miał spore problemy z tworzeniem zagrożenia pod bramką rywala.
Od czasu dobrego meczu z Sassuolo, Urbański rozegrał prawie 500 minut. Trener Motta zaczął mu mocniej ufać i to nawet w momencie, kiedy wrócił do składu Dan Ndoye. Podczas wygranego 2:1 spotkania z Atalantą, Polak zagrał na swojej nominalnej pozycji, czyli w środku pola i zaczął tam robić różnicę. Jego pressing i udane odbiory kilkukrotnie pomogły drużynie. Sam Motta zrozumiał wtedy, że chcąc rozwinąć talent Urbańskiego, musi wystawiać go w centralnej części boiska. W potyczkach przeciwko Empoli i Frosinone Kacper potwierdził, że jest w dobrej formie. Do pressingu i przechwytów zaczął dokładać podania między liniami, które sprawiały przeciwnikowi problemy. Rzucał się w oczy również fakt, że młody pomocnik wyglądał na boisku znacznie lepiej niż doświadczony Alexis Saelemaekers, co wiele mówi na temat jego rozwoju”.
Na sam koniec rozgrywek Urbański bardzo dobrze zaprezentował się również w meczach z Napoli i Juventusem. Sam mówi we wszystkich wywiadach, że skoro radzi sobie w Serie A, to nie powinien mieć problemów z grą na poziomie reprezentacji Polski. Jest odważny, pozytywnie bezczelny, nie ma kompleksów. Pewnie wielkiej roli na niemieckim turnieju nie odegra, ale osiem lat temu słynna połówka Bartosza Kapustki z Irlandią Północną albo trzy lata temu wejście Kacpra Kozłowskiego z Hiszpanią udowodniły, że młodzi mogą się na takim Euro skutecznie wypromować.
Cholernie ważne zgrupowanie przed Jakubem Moderem i Arkadiuszem Milikiem. Obaj swojego czasu zapowiadali się na liderów reprezentacji. I to takich na lata. Potem ich kariery brutalnie wyhamowały przez zerwane więzadła krzyżowe, czyli właściwie najgorsze kontuzje, jakie tylko mogą przydarzyć się piłkarzom z pola. Moder w Brighton wprowadzany jest ostrożnie, bardzo ostrożnie, może nawet za ostrożnie. Milik w Juve raz strzela, raz nie strzela, to drugorzędne: w kadrze głównie bowiem od lat cierpi na przypadłość chronicznej nieskuteczności. W czerwcu powalczą o „być albo nie być” na Euro 2024.
Można spekulować, że brakuje np. Dominika Marczuka czy Mateusza Bogusza, skoro jeden poprowadził Jagę do mistrzostwa Polski, a drugi radzi sobie w MLS. Dziwić się: po co ten Kamil Grosicki? Sam Probierz w tej golfowej salce wspominał, że po głowie chodziło mu jeszcze kilka nazwisk: Piotr Samiec-Talar ze Śląska Wrocław, Kacper Chodyna z Zagłębia Lubin czy Tomasz Kędziora z PAOK-u. Czy dla któregokolwiek z tej grupy zawodników warto kruszyć jednak kopie? Czy to czysto akademicka dyskusja o piłkarzach, którzy tylko uzupełniają reprezentację? Oczywiście, że to drugie. Każdy selekcjoner ma prawo do własnych wyborów. I można je krytykować czy podważać, ale też znajmy proporcje: zawodnik numer dwadzieścia pięć czy dwadzieścia osiem nie stanie się nagle liderem.
Reszta powołań nie budzi w zasadzie żadnych kontrowersji. Nie doszło do rewolucji na ostatniej prostej przed Euro. I nie będzie też wielkiego szoku, gdy Probierz skróci tę kadrę o dwa nazwiska.
Szeroka kadra reprezentacji Polski na Euro 2024:
Bramkarze: Wojciech Szczęsny, Łukasz Skorupski, Marcin Bułka (Oliwier Zych)
Obrońcy: Jakub Kiwior, Paweł Bochniewicz, Paweł Dawidowicz, Bartosz Salamon, Jan Bednarek, Sebastian Walukiewicz, Bartosz Bereszyński, Tymoteusz Puchacz
Pomocnicy: Nicola Zalewski, Przemysław Frankowski, Michał Skóraś, Bartosz Slisz. Taras Romanczuk, Damian Szymański, Jakub Piotrowski, Jakub Moder, Piotr Zieliński, Sebastian Szymański, Kacper Urbański, Kamil Grosicki
Napastnicy: Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik, Adam Buksa, Karol Świderski, Krzysztof Piątek
Czytaj więcej o reprezentacji Polski:
- Idealna logistyka i gościnność. Odwiedzamy bazę Polski na Euro 2024
- Wyraźny progres Kacpra Urbańskiego w Serie A
Fot. Newspix