Siedemnastoletni Hubert Adamczyk właśnie podpisał zawodowy kontrakt z Chelsea Londyn, w akademii której trenuje od roku. Brzmi pięknie. Chłopak nie odpadł w przedbiegach. Zapewnił sobie komfortowe warunki rozwoju, należy uznać, że postawił kolejny krok w stronę dorosłej kariery. Niestety, nie ma cienia pewności, że kiedykolwiek zacznie ją w Chelsea.
Słowa „pewność” w ogóle nie sposób tutaj używać, sprawa jest trudna piekielnie. Jak to w przypadku chłopców wyłowionych w pierwszej, drugiej klasie gimnazjum – zdecydowana większość odpada. Skauci też czasem się mylą. A nawet jeśli nie, to po drodze dochodzi sto różnych czynników i przeszkód, konkurencja w każdym roczniku i jeszcze większa – największa z możliwych – w dorosłej drużynie. Oczywiście, lepiej uczyć się futbolu w Londynie, a nie w Bydgoszczy. Każdy dzieciak – obecnie może poza Bielikiem – za taką szansę oddałby wszystko, ale do uścisków z Mourinho droga daleka.
Londyński klub o Adamczyka mocno zabiegał. Monitorował jego postępy na długo zanim transfer doszedł do skutku. Chłopak i jego rodzina wiedzieli, że w końcu trafi do Chelsea, więc odrzucali oferty z wielu akademii o wysokiej renomie. Dalej – standardowa historia. W Chelsea U-18 ma obok siebie całą międzynarodową gromadę, wyłowionych przez skautów w różnych miejscach na świecie. Do Londynu przyjechał przed rokiem. Zamieszkał u współpracującej z klubem rodziny. Teraz stawia już pierwsze samodzielne kroki do przodu. Z powodów formalnych długo nie mógł grać w meczach, tylko trenował. Wreszcie zadebiutował, i to nie tylko w grupie do lat 18, ale i w starszym roczniku, z którym ćwiczył od czasu do czasu. Zagrał 20 minut przeciwko Porto. „Pierwszą pozycją, na której wystąpiłem zaraz po przyjściu do akademii, była „dziesiątka”, ale z czasem zacząłem też grywać na lewym skrzydle. Na tej pozycji trener wystawił mnie z Porto”, mówił w rozmowie z „Łączy nas Piłka”.
Co dalej?
Zawodowy kontrakt to w jakimś sensie potwierdzenie płynnego rozwoju, przeskok na kolejny szczebelek. Ale tych przed nim wciąż masa.
„Nie mogę mieć drużyny złożonej z dziesięciu mężczyzn i dziesięciu dzieciaków”, mówił Mourinho, kiedy w kwietniu Chelsea U-18 czwarty raz z rzędu awansowała do finału FA Youth Cup, by ograć w nim Manchester City. Tydzień wcześniej do klubowej gabloty trafiło trofeum za zwycięstwo w UEFA Youth League. Czyli krótko – materiał jest, talentów cała gromada, tylko miejsc do gry niewiele. Angielskie media prześcigają się w tworzeniu rankingów i zestawień na temat tego jak trudno zaistnieć w Chelsea młodym piłkarzom. Tak na poważnie – wedrzeć się do składu na lata nie udaje się od czasów… Właściwie Johna Terry’ego. Co roku wymienia się tylko rokujących najlepiej.
Aktualnie:
Dominic Solanke – rocznik 1997, zadebiutował w pierwszej drużynie w Lidze Mistrzów meczem z Mariborem, uznany najlepszym młodym angielskim piłkarzem roku 2014.
Isaiah Brown – rocznik 1997, drugi najmłodszy piłkarz, który zadebiutował w Premier League. W maju zaliczył 11 minut w meczu z West Bromem. Na razie to wszystko.
Ruben Loftus-Cheek – rocznik 1996, jedyny młody powoływany regularnie przez Mourinho w końcówce sezonu. Zagrał 133 minuty w trzech meczach.
Ewentualnie Bertrand Traore – rocznik 1995, już solidnie przetestowany w Vitesse (14 goli w sezonie), w Anglii miał problemy z pozwoleniem na pracę; duża nadzieja. Albo Lewis Baker – rocznik 1995, w Chelsea od dziewiątego roku życia. Od roku wypożyczany z klubu do klubu, obecnie w Vitesse.
Adamczykowi, rocznik 1998, jeszcze daleko do pozycji trójki wymienionych powyżej. W młodzieżowej Lidze Mistrzów nie zagrał ani minuty. O FA Youth Cup również jeszcze nie walczył. Co ciekawe jednak, tylko co dziesiątemu zwycięzcy tego trofeum w ostatnich latach udaje się zaliczyć w Premier League przynajmniej 20 występów. A Chelsea tę statystykę tylko zaniża. W minionym sezonie wypożyczyła do siedmiu różnych lig 22 piłkarzy. Josha McEachrana wysyła już do piątego z kolei.
Być może Adamczyk ma najlepsze papiery na dużą karierę z całego naszego rocznika 1998. Z całą pewnością ma doskonałe warunki, by się uczyć gry w piłkę, a zawodowy kontrakt to tylko kolejny krok naprzód. Ale, cholera, przez pięć lat oni trenowali w tej akademii nawet Sarkiego. Trzymamy oczywiście kciuki, jednak zdrowy rozsądek podpowiada, że to jeszcze nie przepustka do wielkiego futbolu.
Fot. Adam Jodoin / Twitter