We wtorkowej prasie wypływają kolejni kandydaci na nowego selekcjonera, mamy też różne mundialowe podsumowania.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Zbigniew Boniek komentuje finał mundialu, postawę sędziego Marciniaka i zamieszanie wokół polskiej kadry.
Co się panu podobało, a co nie w naszej kadrze?
Mecze oglądałem z przyjemnością, polskiego wątku nie chciałbym dotykać i rozwijać. Prezentowaliśmy smutny, słaby futbol, nie widziałem nabiegania, dobrego przygotowania, lekkości, entuzjazmu, radości z gry w piłkę. Za to sporo mówiło się o kłótniach, sporach, niepotrzebnych dyskusjach – kadra stała się odbiciem rzeczywistości, w której żyjemy. Powiem tak: w sporcie trzeba być szczerym, kłamstwo ma krótkie nogi, zawsze wyjdzie, a my się w tym wszystkim pogubiliśmy.
Po przegranej 0:2 z Argentyną w fatalnym stylu, dobra wiadomość napłynęła ze spotkania Meksyku z Arabią Saudyjską, jakby wszyscy zapomnieli, że wystarczył jeszcze tylko jeden gol dla Meksyku i byśmy odpadli. Ale wyszliśmy z grupy i pojawił się błąd, bo awansowaliśmy dzięki zbiegowi okoliczności, po słabej grze. Wtedy trzeba było powiedzieć: skończył się pewien etap, teraz, aby zostać pozytywnie ocenionym, trzeba wygrać następny mecz, obojętnie z kim zagramy. A poszła inna narracja: “Niczego już nie musimy, swoje zrobiliśmy” – to było totalnie błędne nastawienie, bo i z Francją trzeba było powalczyć o zwycięstwo.
A naszym zależało tylko na tym, by pokazać, że potrafią kopać w piłkę – i to się udało, muzyka była lekka łatwa i przyjemna, ale nie miałem wrażenia, że my za wszelką cenę chcemy wygrać. W 1982 r., po grupowych 0:0 z Włochami i Kamerunem, wygraliśmy 5:1 z Peru. Graliśmy dalej, ale przed spotkaniem z Belgią, która w 1980 r. była wicemistrzem Europy, a w 1986 została czwartą reprezentacją świata, powiedzieliśmy sobie, że musimy im “wp…ić” za wszelką cenę. Nie wyszliśmy z nastawieniem, że teraz już niczego nie musimy. Jak to nie musimy? Przecież rysowała się szansa na półfinał mundialu. Wygraliśmy 3:0.
Ktoś mądry powiedział, że skoro ciągle robisz te same rzeczy, to nie możesz oczekiwać innych wyników. U nas jest ciągle to samo, dlatego nasza piłka reprezentacyjna potrzebuje resetu, innego spojrzenia, bo jeśli nic się nie zmieni, to niezależnie, kto będzie selekcjonerem, na koniec z każdego trenera zrobimy nieudacznika.
Na czym ten reset miałby polegać?
Na przykład jasnym określeniu obowiązków, przywilejów i zadań reprezentantów Polski. Teraz jest czas na decyzje. Kiedy byłem prezesem, nie bałem się odpowiedzialności i zbierania głosu. Jedne decyzje byłe lepsze, inne gorsze, ale były. Sprawę selekcjonera zamknąłbym dzień, góra dwa po meczu z Francją. Albo podziękowałbym wszystkim za pracę i oznajmił, że od 1 stycznia dalej i w tym samym składzie szykujemy się do eliminacji Euro 2024 albo powiedział, że 31 grudnia wygasa umowa selekcjonera i każdy idzie w swoją stronę.
Czarek Kulesza miał prawo zrobić inaczej, ale kluczowych decyzji nikt za niego nie podejmie – wybór selekcjonera leży w gestii prezesa. Życzę, by wybrał jak najlepiej dla polskiej piłki, by wszystko było przejrzyste: na przykład przyjazdy i wyjazdy zawodników na i ze zgrupowania, gotowość do realizacji umów ze sponsorami. Wcześniej był jeden sponsor główny i piłkarze wiedzieli, że raz w roku przynajmniej sześciu z nich musi zagrać w filmie reklamowym. Teraz sponsorów głównych jest dwóch. No, ale to nie mój kłopot, natomiast rozwiązania trzeba znaleźć.
Michał Listkiewicz o pofinałowej frustracji Francuzów.
(…) Tak, francuscy dziennikarze dali Marciniakowi notę 2, w dziesięciostopniowej skali. Do tego pretensje Olivera Giroud, który twierdzi, że Trójkolorowi zostali skrzywdzeni, bo nie powinny być uznane dwie bramki dla Argentyny.
Upadli na głowę! Francuzi się ośmieszają i nie ma nawet, co z tym dyskutować. Rozumiem, gdyby dali 5, czy coś, ale 2 za koncertowy występ, po którym cały świat jest pełen uznania, to absurd. Do tej pory uważałem, że “L’Equipe” jest gazetą, która trzyma poziom, a okazuje się, że jedyny poziom, jaki trzyma, to co najwyżej poziom emocji.
Nie trzymają ciśnienia.
Co do Giroud, to widać syndrom kogoś, kto nie umie przegrywać. Jestem przekonany, że gdyby Hugo Lloris obronił dwa karne i Francja by wygrała, to Marciniak dostałby od nich 9.
Jeszcze przed spotkaniem spodziewał się pan, że niezależnie od poziomu sędziowania, po ostatnim gwizdku część świata będzie negatywnie oceniała naszych arbitrów?
Niestety, myślałem, że tak się dzieje tylko w Polsce, że jak drużyna przegra mecz ligowy, to winien sędzia. Nawet, jeśli nie miał nic do roboty. Okazuje się, że nie tylko u nas tak jest, we Francji także nie potrafią zachować obiektywizmu i dystansu. Oceniają pracę sędziów jedynie przez pryzmat wyniku. Dla mnie to trochę zaskakujące, bo jestem w stanie zrozumieć zawodników, którzy zwłaszcza bezpośrednio po meczu mają w sobie dużo emocji. Giroud był dodatkowo sfrustrowany tym, że Didier Deschamps ściągnął go na ławkę jeszcze przed przerwą. Natomiast od trenera, a szczególnie od dziennikarzy największej gazety sportowej w Europie oczekuję więcej, powinni podejść do tego obiektywnie. Taką niską notą sami sobie wystawiają ocenę i stają się mało wiarygodni. Od tej pory wszystkie ich oceny będę chyba lekceważył, bo nie ma w nich merytoryki.
Absurdalne zarzuty, jedne dotyczą tego, że gdy Joules Kounde wybijał piłkę już zza linii bramkowej po trafieniu Leo Messiego w dogrywce, to na boisko wbiegli rezerwowi Argentyny. Zdaniem Francuzów ten gol nie powinien zostać uznany. Kuriozum?
Totalny absurd, świadczący o tym, że nie znają przepisów. Rezerwowi nie mieli żadnego wpływu, przepisy się zmieniły, najwidoczniej Francuzi żyją jeszcze poprzednimi. Jeżeli tzw. obce ciało pojawi się na boisku – może być nim pies, druga piłka, czy nieuprawnieni zawodnicy – a nie ma wpływu na przebieg akcji, to się gra dalej. Dość często widzimy, że gra jest kontynuowana, gdy na płycie znajdzie się druga piłka, widocznie we Francji czas się zatrzymał. Radzę im poczytać najnowsze przepisy.
“PS” opublikował własny raport o grze Polaków na mundialu w Katarze.
(…) Jeśli chodzi o grę w ofensywie, ciekawą statystyką jest tzw. tworzenie linii podania, co pokazuje czy zawodnicy mieli opcję podań. A więc mówi wiele o organizacji gry w ofensywie. Znowu porównujemy Polskę z Japonią. My mieliśmy 388 linii podania na mecz (najmniej 296 z Argentyną, najwięcej 501 z Francją), z kolei Japończycy 513 na mecz (najmniej 315 z Hiszpanią, najwięcej 699 z Kostaryką). To pokazuje nam, że polski piłkarz często nie miał do kogo zagrać.
Być może nikt od naszych zawodników tego nie wymagał, a być może było to spowodowane taktyką, która polegała zbyt często na jak najszybszym przeniesieniu gry górą do Roberta Lewandowskiego. “Lewy” w Barcelonie czy wcześniej w Bayernie znacznie więcej grał po ziemi. Tu jest jednym z liderów, jeśli chodzi o grę w powietrzu.
Jak więc widać, Lewandowski nie jest jedynym napastnikiem, który musiał walczyć w powietrzu. Jednak jak pokazuje statystyka dośrodkowań, większość napastników po prostu walczyła przy dośrodkowaniach, Lewandowski, podobnie jak napastnicy z Australii, zbierał długie piłki.
Taka gra długą piłką, powodowała też, że nie wykorzystywaliśmy naszych skrzydłowych, czyli zawodników, którzy teoretycznie powinni robić przewagę w grze jeden na jednego.
Średnio w mundialu każda drużyna miała 26 dryblingów, z czego 60 proc. wygranych. Polacy mieli 59 proc wygranych dryblingów, więc byli blisko średniej, ale przeprowadzali ich zaledwie 17 na mecz. Dla porównania w Rosji mieliśmy 20 dryblingów na mecz i zaledwie 48 proc. wygranych. Graliśmy więc znacznie mniej jeden na jednego mimo wyższej jakości na skrzydłach. To można interpretować na różny sposób: albo wynika ze strategii, albo z braku odwagi do wchodzenia w pojedynki.
Łukasz Smolarow analizuje sukces Argentyny.
JAROSŁAW KOLIŃSKI: Argentyna to drużyna jednego piłkarza?
ŁUKASZ SMOLAROW (trener UEFA Pro): To, co robił Leo Messi podczas mundialu w Katarze, było fantastyczne, ale te rzeczy mogły się zadziać tylko dlatego, że cała Argentyna była dobrze zorganizowana. Nie możemy więc powiedzieć, że drużyna była uzależniona od Messiego. Widać to po statystykach, ile razy pokazywali się do gry w meczach fazy pucharowej środkowi pomocnicy. Raz liderem pod tym względem był Enzo Fernandez, innym razem Rodrigo De Paul, w kolejnym meczu Alexis Mac Allister. Każdy z nich bardzo chciał dostać piłkę.
Jak trener Lionel Scaloni wykorzystał umiejętności Messiego?
Messi grał w ataku i w pewnym sensie nie liczyło się go jako zawodnika uczestniczącego w grze defensywnej. Wielu zawodników Argentyny ustawiało się na boisku względem swojego najsłynniejszego kolegi. Czyli jeśli on chciał wejść do środka, ktoś ze środka musiał stamtąd uciec i zająć pozycję kolegi. Argentyna trochę podporządkowała się Messiemu, reagowała odpowiednio na to, co on robi. To wszystko opierało się na bieżącym czytaniu gry. Messi lubił schodzić niżej. Po pierwsze – bo chciał mieć jak najczęściej piłkę. Po drugie – żeby skupić na siebie uwagę dwóch, a czasem nawet trzech rywali. To bardzo dużo, bo otwierało możliwość gry innym zawodnikom.
Mówi się, że De Paul był ochroniarzem Messiego. Co to znaczy?
Pracował za niego, odbierał za niego piłkę. Mam wrażenie, że czasem usuwał się w cień, gdy Messi przychodził po piłkę. Ci dwaj gracze często spotykali się na boisku, bo spotykały się ich zadania. De Paul był w tym bardzo wyrazisty, ale nie tylko on pełnił taką funkcję. Podobnie można powiedzieć o Mac Allisterze. Żeby zdobyć mistrzostwo, Argentyna nie mogła grać tylko atrakcyjnie. Na boisku potrzebowała również siłaczy. Scaloni zwracał uwagę na to, by była na boisku równowaga. Mam wrażenie, że zaburzenie proporcji nastąpiło w ich pierwszym meczu z Arabią Saudyjską, przegranym 1:2. Wtedy widziałem u Argentyny nawet ustawienie 4-2-4. To zostało skorygowane w następnych spotkaniach. W fazie pucharowej głowy argentyńskich graczy były chłodniejsze, a ich gra bardziej wyrachowana.
SPORT
Michał Zichlarz staje w obronie Czesława Michniewicza.
(…) W końcu mecz Francja – Polska w 1/8 finłu. Schodzimy do mix zony, gdzie odbywają się rozmowy z piłkarzami, a tam już wiadomość, że Michniewicza nie ma, że jego los został postanowiony. Mamy dwa dni po mundialu, a wszystko dalej kręci się wokół tego tematu, sztucznie – jak dla mnie – nakręcanego.
Nikt nie dyskutuje o trendach, co nowego dało się zaobserwować na mundialu w Katarze, nad czym należy pracować i co zmieniać. To nudne i wymaga jakiegoś intelektualnego wysiłku, może się słabo kliknąć. Media – czy ich znaczna część – skupiają się raczej na tęczowych opaskach, na 30-milionowej premii, na ostrej wymianie zdań rzecznika kadry Jakuba Kwiatkowskiego z selekcjonerem.
Nie żebym był wielkim obrońcą obecnego trenera reprezentacji, ale przecież broni się wynikami. Awans do mundialu, utrzymanie miejsca w Dywizji A Ligi Narodów, awans z grupy na mistrzostwach świata. Że styl nie ten? Za styl w futbolu się nie ocenia, to raczej domena innych dyscyplin, jak na przykład łyżwiarstwa figurowego. Jasne, wiele rzeczy jest do poprawy, w tym lepsze wykorzystanie potencjału ofensywnego naszych zawodników. O tym można i należy rozmawiać, ale ciągłe dokopywanie Michniewiczowi z wielu stron razi, przynajmniej mnie. Co osiągniemy kolejną zmianą czy zmianami na trenerskim stołku? Tak będzie zimą co rok? Jaki jest w tym wszystkim sens? Ja się go nie dopatruję.
Po sparingu z Legią chorzowianie podjęli decyzję w sprawie testowanego Jakuba Bednarczyka. Zawodnicy Ruchu mogli rozjechać się w swoje strony i do stycznia pracować będą indywidualnie.
W ostatnim tegorocznym meczu Ruch poniósł co prawda porażkę z Legią Warszawa, ale trener Jarosław Skrobacz po piątkowym sparingu zakończonym rezultatem 1:2 zwracał uwagę, że momentami miło było patrzeć, jak zawodnicy, którzy jeszcze nie tak dawno grali w drugiej czy trzeciej lidze, spisywali się na tle czołowego polskiego zespołu i rywali wartych… wiele euro.
– Legia zagrała mocnym składem, trener Runjaić wystawił wszystko to, co w tym momencie miał dostępne – mówi szkoleniowiec „Niebieskich”. – Dla nas to było fajne porównanie, jak wypadamy na tym tle. Było widać w pewnych elementach różnicę. Przede wszystkim, kilku zawodników Legii cechowała łatwość w operowaniu piłką, szybkość podejmowania decyzji. To coś, czego możemy się uczyć i do czego możemy dążyć. Spójrzmy na sposób stracenia bramek… To były nasze proste straty, które nie zawsze w pierwszej czy drugiej lidze skutkowały golem dla przeciwnika. Tu od razu tak było, tego trzeba się wystrzegać i pilnować, by do takich sytuacji nie dochodziło, Z drugiej strony, my też mieliśmy swoje dobre fragmenty. W drugiej połowie, po zmianach w obu zespołach, zdobyliśmy bramkę, a mam wrażenie, że mogliśmy nawet pokusić się o lepszy wynik. Dla nas był to bardzo korzystny sparing, a dla Legii – z tego, co mówili jej przedstawiciele bezpośrednio po meczu – również, bo byli zadowoleni z fajnego meczu.
FAKT
“Fakt” opierając się na newsie “Super Expressu”, że PZPN może dużo wydać na nowego selekcjonera, pisze o kolejnych kandydatach.
Kandydaci sami zgłaszają się do PZPN. Aplikacje złożyli m.in. Claudio Ranieri (71 l.) i Andrea Pirlo (43 l.). Potencjalnych selekcjonerów upatruje się przede wszystkim wśród trenerów pozostających aktualnie bez pracy. To oni stanowią większość naszej listy faworytów. Część z nich osiągała już sukcesy z drużynami narodowymi: Roberto Martinez (49 l.) z Belgią, Vladimir Petković (59 l.) ze Szwajcarią, a Paulo Bento (53 l.) z Portugalią. Z kolei za Nenadem Bjelicą (51 l.) przemawia znajomość języka i polskiej piłki, gdyż przez prawie dwa lata pracował z Lechem Poznań.
Trudniejsza może być operacja przechwycenia trenera na kontrakcie. Gianni de Biasi (66 l.) pracuje z Azerbejdżanem, a Hervé Renard (54 l.) z Arabią Saudyjską. Obaj dają jednak sygnały, że chętnie przejęliby polską reprezentację. Czy Kulesza postawi na jednego z nich, powinniśmy przekonać się w nadchodzących tygodniach.
SUPER EXPRESS
Były mistrz świata Daniel Bertoni o triumfie Argentyny na mundialu.
– Dla Messiego był to ostatni mundial, natomiast Mbappe za kilka dni skończy 24 lata.
– Futbol nie znosi próżni. Za chwilę z wielkiej światowej sceny zejdą Messi i Cristiano Ronaldo, którzy przez wiele lat toczyli bój o tytuł najlepszego na świecie. Teraz trendy będzie wyznaczał Kylian Mbappe. Francuz ma wszelkie predyspozycje, aby dorównać możliwościami i osiągnięciami starszemu koledze z PSG. Dodajmy jednak, że Messi ma mnóstwo innych trofeów, na które Mbappe musi jeszcze zapracować.
– Jak ocenia pan pracę sędziego Szymona Marciniaka?
– Znakomicie wykonał swoją robotę. Decyzje podejmował bardzo szybko i, co ważne, bezbłędnie. Nawet jeżeli były jakieś wątpliwości, to powtórki wszystko rozwiewały. Sędzia był z najwyższej półki. Oby jak najwięcej takich!
– Czy Messi prześcignie Maradonę?
– W jakimś sensie na pewno. Piłka nożna opiera się na emocjach, sentymentach. Każdy, kiedy zaczynał, miał kogoś, na kim się wzorował. Dawniej „Boski Diego” był idolem dla tłumów. Wielu współczesnych młodych kibiców zna go jedynie z opowieści rodziców albo archiwalnych filmów. Ich idolem jest Messi, który po katarskim mundialu na stałe wpisał się do panteonu wielkich piłkarzy. Być może na tej fali narodzi się kolejny wspaniały zawodnik.
Fot. Newspix