Henryk Kasperczak przeżywa dziś swój benefis, a część uroczystości odbyło się na stadionie Wisły Kraków przy okazji meczu z ŁKS-em. Mając na trybunach tak zacnego gościa nie wypadało zagrać kaszany. Piłkarze Mariusza Jopa stanęli na wysokości zadania i dali koncert, jakby w ich składzie znaleźli się Kamil Kosowski, Kalu Uche, Maciej Żurawski i inne gwiazdy zespołu Kasperczaka z początku tego wieku.

Na wiele słów uznania zasłużył na pewno Frederico Duarte, który już po trzydziestu trzech minutach skompletował hat-tricka, ale nas najbardziej cieszy, że duży udział w popisie Białej Gwiazdy mieli młodzi Polacy.
Maciej Kuziemka. Zapamiętajcie to nazwisko. Chłopak jest szybki, odważny, podnosi głowę przed zagraniem, a gdy już to zrobi, odpowiednio zaadresuje piłkę do kolegi. Dziś 19-letni skrzydłowy, który rozgrywał dopiero drugi pierwszoligowy mecz w wyjściowym składzie, zaliczył aż trzy asysty. Zdecydowanie najbardziej imponująca była ta pierwsza. Kuziemka odważnie ruszył do przodu, poradził sobie z trzema rywalami i dośrodkował do niepilnowanego Duarte tak, że nawet on (głową prawie nie zdobywa bramek) musiał posłać piłkę do siatki.
Wisła Kraków – ŁKS 5:0. Trzy gole Duarte, trzy asysty Kuziemki
Kuziemka nie zraził się tym, że na początku po dwóch dalekich zagraniach za linię obrony zabrakło mu optymalnego przyjęcia piłki. Za pierwszym razem przerodziło się to niestety w atakowanie wychodzącego Aleksandra Bobka, co skończyło się kontuzją bramkarza łodzian. Już w 7. minucie doszło do zmiany i między słupkami gości zameldował się Łukasz Bomba, który chyba nie przeczuwał jeszcze, jak trudne popołudnie go czeka.
Kapitulował on nie tylko po uderzeniach Duarte czy Rodado, ale także wtedy, gdy pięknie sprzed pola karnego przymierzył Mariusz Kutwa. 21-letni obrońca zasługuje na wyróżnienie także za swoją postawę w defensywie, gdy na przykład ofiarną interwencją potrafił zablokować groźny strzał Sebastiana Ernsta.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie kontuzja Bartosza Jarocha, który w niepozornym starciu uszkodził sobie kolano i opuścił murawę na noszach. Wyglądało to naprawdę źle, trzeba zakładać dłuższą pauzę.
ŁKS pełnił rolę worka treningowego. Defensywa do przerwy funkcjonowała katastrofalnie, nieporozumieniem było zwłaszcza wystawienie Artura Craciuna na prawej obronie. Od początku drugiej połowy goście wyszli z trzema nowymi zawodnikami, co nieco poprawiło ich grę, a Wisła nie była już tak zdeterminowana do ciągłych ataków. W końcu też pojawiły się jakiekolwiek strzały w wykonaniu łodzian. Fabian Piasecki trzykrotnie sprawdził czujność Kamila Brody, ale to już była musztarda po obiedzie.
Wisła po strzelaninie w Mielcu wypadła z ŁKS-em jeszcze lepiej, rozbudzając nadzieje spragnionych awansu kibiców. Podopieczni Szymona Grabowskiego tydzień temu skromnie pokonali Znicz, za to dziś zostali starci w proch i pył, gasząc jakikolwiek entuzjazm swoich fanów. A przecież mówimy o bardzo doświadczonej ekipie, większość składu dopiero co grała w Ekstraklasie, do tego Niemiec z MLS i Niemiec z 2. Bundesligi. To też ma być paka na awans, przynajmniej w założeniu.
Wisła Kraków – ŁKS 5:0 (4:0)
- 1:0 – Duarte 17′
- 2:0 – Duarte 28′
- 3:0 – Kutwa 30′
- 4:0 – Duarte 33′
- 5:0 – Rodado 59′
Fot. Newspix