Reklama

Sensacyjny awans Arminii. Może grać w Lidze Europy, a nie zakwalifikować się do… Pucharu Niemiec

Wojciech Górski

Autor:Wojciech Górski

02 kwietnia 2025, 16:34 • 6 min czytania 7 komentarzy

Awans trzecioligowej Arminii Bielefeld do finału Pucharu Niemiec zaskoczył nawet ustalających reguły tamtejszego futbolu. Gdyby klub triumfował w rozgrywkach, w przyszłym sezonie może zagrać w Lidze Europy, ale nie zakwalifikować się do… kolejnej edycji Pucharu Niemiec. Jedną z dróg do uzyskania takiego awansu jest zwycięstwo w Pucharze Westfalii. Arminia ma jednak jeden problem: finał zaplanowany jest na ten sam dzień, co ostatni mecz DFB Pokal na Stadionie Olimpijskim w Berlinie.

Sensacyjny awans Arminii. Może grać w Lidze Europy, a nie zakwalifikować się do… Pucharu Niemiec

Sceny, które rozegrały się około godziny 23 w Bielefeldzie mogły wyglądać na primaaprilisowy żart. Ale były prawdziwe – do niedawna niemal niepokonani na niemieckich boiskach piłkarze Bayeru Leverkusen wyglądali na oszołomionych, patrząc przed siebie pustym wzrokiem. W tym samym czasie gospodarze świętowali awans do finału Pucharu Niemiec. We wcześniej przygotowanych koszulkach, oznajmiających, że jadą do Berlina, co jak nic innego świadczy o tym, że III-ligowiec całkowicie realnie zakładał możliwość pokonania wielkiego faworyta.

Arminia Bielefeld sensacyjnie pokonała Bayer Leverkusen

– Denerwuje mnie, że boisko nie było podlane. DFB musi nałożyć karę. To nie do zaakceptowania – denerwował się dyrektor Bayeru Fernando Carro, co w Niemczech wzbudziło przede wszystkim zażenowanie. Zwłaszcza, że dość szybko sprawę wyjaśnił Michael Mutzel, dyrektor sportowy Arminii, odpowiadając, że murawa była podlana w dzień meczu, co po konsultacji z arbitrem uznano za spełnienie regulaminowego zapisu.

– Gratuluję Arminii. Zasłużyli na to, żeby znaleźć się w finale. Zagrali lepiej od nas. Jesteśmy przybici. Dziś nie działało nic – komentował za to Xabi Alonso. Zwłaszcza, że o awansie Arminii można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że był szczęśliwy.

Nie tylko Alonso uważa bowiem, że Arminia w środę pokonała Bayer zasłużenie. Na, co prawda fatalnym, boisku w Bielefeldzie, gospodarze byli po prostu lepsi. Zneutralizowali mocne strony Leverkusen, które w czasie spotkania ani razu nie potrafiło złapać swojego normalnego rytmu. Arminia zaś sytuacje tworzyła: poza akcjami bramkowymi, wypracowała sobie jeszcze dwie doskonałe okazje.

Reklama

Bayer odpowiedział tylko uderzeniem Nordiego Mukiele, które w świetnym stylu obronił Jonas Kersken i strzałem Patrika Schicka, gdy piłka odbiła się od słupka. Po tej akcji szczęśliwy bramkarz Arminii aż pocałował obramowanie bramki.

„Leverkusen wyglądało na sparaliżowane, jakby każdy piłkarz przeżywał właśnie najgorszy dzień swojego życia” – napisał w pomeczowej analizie magazyn Kicker.

To jednak nie pierwszy raz w tym sezonie, kiedy Arminia pokonuje wyżej notowany zespół. W tej edycji DFB Pokal ograli już cztery drużyny z Bundesligi – Union Berlin (2:0), SC Freiburg (3:1), Werder Brema (2:1) i właśnie Bayer (2:1). To pierwsza taka sytuacja w historii. Wcześniej Arminia wygrała jeszcze 2:0 z drugoligowym Hannoverem 96. Trudno uznać to za przypadek.

Wąskie grono pogromców Bayeru

Wygrać z Bayerem jest oczywiście o wiele większa sztuką niż pokonać Union czy Freiburg. Do niedawna ekipa Xabiego Alonso smaku porażek na niemieckim gruncie praktycznie nie znała. Zeszły sezon zakończyła bez ani jednej przegranej w lidze oraz pucharze, wygrywając zarówno Bundesligę, jak i DFB Pokal. W tym także przegrywa od święta.

Na początku września Bayer pokonał co prawda RB Lipsk, ale potem znów rozpoczęła się kilkumiesięczna seria bez porażki. Przerwał ją dopiero 8 marca Werder. Do tego doszły jeszcze dwie porażki z – jakby nie patrzeć – niemieckim klubem, czyli Bayernem Monachium, choć te odniesione w Lidze Mistrzów. I tak, z niemieckimi drużynami ekipa Alonso w ciągu blisko dwóch lat przegrała zaledwie cztery spotkania. A nie licząc Champions League – uległa w 2 z 72 gier.

Właściwie nikt nie spodziewał się, że do wąskiego grona pogromców tej maszyny może dołączyć Arminia Bielefeld. A jednak, udało się.

Reklama

Arminia była o włos od Oberligi

Sukces Arminii jest o tyle spektakularny, że to drużyna, która zamiast piąć się w górę, ostatnio regularnie spadała w dół. O mały włos, a w maju zeszłego roku nie zaliczyłaby spektakularnego trzeciego spadku z rzędu, zsuwając się do Oberligi.

Jeszcze trzy lata temu klub z Bielefeldu grał przecież jeszcze w Bundeslidze. Okej, co prawda bez większych sukcesów, ale zdołał utrzymać się będąc beniaminkiem, ale rok później spadł, tracąc pięć punktów do bezpiecznej lokaty. To zapoczątkowało domino, które niemal zepchnęło Arminię w piłkarską czeluść. Klub bowiem z rozpędu zleciał do 3. Ligi, a i tam do samego końca walczył o utrzymanie. Zeszły sezon zakończył dopiero na 14. pozycji, mając sześć punktów przewagi nad Hallescher FC, które spadło na czwarty poziom rozgrywkowy.

Dopiero w tym sezonie w Arminii coś drgnęło. Prowadzona przez 39-letnigo Mitcha Kniata drużyna przed finiszem sezonu zajmuje 4. lokatę i liczy na powrót do 2. Bundesligi. Do miejsca barażowego, zajmowanego obecnie przez Saarbruecken, traci zaledwie jeden punkt, do liderującego Dynama Drezno – sześć „oczek”.

Nadzieją na lepsze czasy jest też nagroda finansowa z DFB Pokal. Klub już teraz pewny jest, że budżet zasili kwota przynajmniej 9 mln euro, a w przypadku ewentualnej wygranej, na konto spłyną jeszcze dodatkowe 2 mln euro. To pieniądze na realia trzeciej ligi niemieckiej ogromne. Dla porównania – tegoroczny budżet płacowy Arminii wynosił raptem 4 mln euro.

Paradoksy awansu trzecioligowca do finału Pucharu Niemiec

Sam awans Arminii Bielefeld prowadzi do kilku paradoksów, z którymi niemiecka federacja będzie musiała jakoś sobie poradzić. Najciekawiej zresztą będzie, jeśli Arminia sensacyjnie pokona w finale VfB Stuttgart lub RB Lipsk, tym samym zapewniając sobie w przyszłym sezonie grę w europejskich pucharach.

Wówczas może dojść do kuriozalnej sytuacji, w której trzecioligowa Arminia będzie grała w Lidze Europy, ale nie zagra w kolejnej edycji… Pucharu Niemiec. Wszystko dlatego, że zwycięstwo w DFB Pokal nie daje z automatu prawa udziału w następnej edycji.

Ten przysługuje jedynie zespołom z dwóch najwyższych klas rozgrywkowych, a także czterem najlepszym drużynom 3. Bundesligi oraz zwycięzcom 21 regionalnych pucharów. Arminia zatem musi liczyć na to, że utrzyma miejsce w najlepszej ligowej czwórce lub zwycięży w Pucharze Westfalii. W tym rywalizuje równolegle do Pucharu Niemiec, także docierając już do finału.

W nim klub z Bielefeldu czeka na rywala, którym będzie SV Roedinghausen lub Sportfreunde Lotte. Porażki z tymi drużynami nikt się nie spodziewa, ale przecież nikt nie brał też pod uwagę triumfu Arminii nad Bayerem Leverkusen. Nikt, może poza piłkarzami Arminii.

Problematyczny jest tylko fakt, że finał Pucharu Westfalii oraz finał Pucharu Niemiec zaplanowano na… ten sam dzień, 24 maja.

– Musimy upewnić się, że da się to przełożyć. Niemożliwe jest zostawienie tego w takiej formie – mówił po meczu Fabian Klos, ikona Arminii.

Co więcej, gdyby zespół Kniata zajął trzecie miejsce w lidze, wziąłby udział w barażach o 2. Bundesligę, zaplanowanych na… 23 maja, a więc dzień przed finałem DFB Pokal (rewanż miał odbyć się 27 maja). Na szczęście tutaj regulamin przewiduje sytuację, w której jeden z uczestników gra na Stadionie Olimpijskim i otwiera furtkę, by mecze barażowe rozegrać 21 i 28 maja.

Trzecioligowiec nigdy nie wygrał DFB Pokal

Zwycięstwo Arminii w finale Pucharu Niemiec byłoby wydarzeniem bez precedensu. Dotychczas nigdy w bogatej historii DFB Pokal trzecioligowiec nie sięgał po końcowe trofeum.

Sytuacja, by klub z tego poziomu rozgrywkowego w ogóle znalazł się w finale zdarzyła się wcześniej zaledwie trzykrotnie. W sezonie 1992/93 dokonała tego… druga drużyna Herthy BSC, przegrywając w finale z Bayerem Leverkusen po bramce Ulfa Kirstena. Wcześniej „die Werkself” takim samym wynikiem wyeliminowali także pierwszy zespół Herthy.

W 1997 roku trzecioligowe Energie Cottbus przegrało z kolei z VfB Stuttgart 0:2 po dwóch bramkach Giovane Elbera (w tym meczu zagrał m.in. Radosław Gilewicz, którego Joachim Loew wpuścił na boisko z ławki rezerwowych). Z kolei w 2001 roku Union Berlin przegrał w finale 0:2 z Schalke Gelsenkirchen, a ówczesne przepisy pozwoliły mu zagrać w kolejnym sezonie w rozgrywkach Pucharu UEFA.

Arminia swojego finałowego rywala pozna już dziś. Drugie półfinałowe starcie między VfB Stuttgart a RB Lipsk rozpocznie się o godzinie 20.45.

WIĘCEJ O NIEMIECKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:

WOJCIECH GÓRSKI

Fot. Newspix

Uwielbia futbol. Pod każdą postacią. Lekkość George'a Besta, cytaty Billa Shankly'ego, modele expected Goals. Emocje z Champions League, pasja "Z Podwórka na Stadion". I rzuty karne - być może w szczególności. Statystyki, cyferki, analizy, zwroty akcji, ciekawostki, ludzkie historie. Z wielką frajdą komentuje mecze Bundesligi. Za polską kadrą zjeździł kawał świata - od gorącej Dohy, przez dzikie Naddniestrze, aż po ulewne Torshavn. Korespondent na MŚ 2022 i Euro 2024. Głodny piłki. Zawsze i wszędzie.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy