Jeśli naturalną i zrozumiałą reakcją na wynik końcowy meczu z Maltą jest oddech ulgi, to znaczy, że twoja pozycja wyjściowa nie była najmocniejsza. Dokładnie w ten sposób można opisać sytuację reprezentacji Polski. Zanim Michał Probierz zacznie wyliczać, kiedy nasi rywale ostatni raz dostali dwie sztuki i odbierze nam jakąkolwiek radość z korzystnego wyniku, pocieszmy się chwilę tym, że tym razem niczego nie spartoliliśmy.
Malta nie zrobiła niczego, czego nie widzieliśmy w meczu z Finlandią. Miewała momenty odważniejszej gry, w ofensywie wyglądała ciekawiej niż reprezentacja Litwy. Bywała też niechlujna i niecierpliwa pod naszą bramką — pole karne naszych rywali parzyło, gdy tylko się do niego zbliżali, ładowali zza szesnastki, ile fabryka dała. Stąd też nawet jeśli Łukasz Skorupski musiał się pobrudzić, to jednak nie trzeba całować go po rękach, jak po interwencji na wagę punktów z Litwinami.
Wreszcie defensywa Malty dawała się rozciągać i podpuszczać, gdy odpowiednio się do tego zabieraliśmy — właśnie o to apelowaliśmy po analizie ich występu z Finlandią. Bez większych zachwytów: po prostu dobrze mieć to za sobą.
Jan de Zeeuw: Gra Polski to wstyd. Probierz to nie jest trener na ten poziom
Kamiński is the new Zalewski
Trochę nie wypada przy takim zgrupowaniu rozdawać nagród dla wygranych, lecz warto odnotować, że przynajmniej Jakuba Kamińskiego udało się ubrać w buty Nicoli Zalewskiego. Przewagę dryblingiem zrobił już w krótkim epizodzie z Litwą. Po takim demoware wypadało wyczekiwać pełnej wersji produktu i na dłuższym dystansie Kamiński potwierdził, że można na niego liczyć, jeśli chodzi o robienie przewagi w pojedynkę.
Maltańskim obrońcom zakręciło się w głowie już po paru minutach, lecz nie przyniosło to gola, bo Kamiński spudłował. Scenariusz powtarzał się jeszcze kilkukrotnie, bo zwykle to w nim upatrywaliśmy szansy na wyczarowanie czegoś ekstra. Dysproporcja w liczbie dryblingów łudząco przypominała tę, którą obserwowaliśmy, gdy w miejscu Kamińskiego biegał Zalewski; połowa udanych dryblingów należała właśnie do niego.
Jakub Kamiński w meczu z Maltą
I szkoda tylko — tak, nawet po takim zgrupowaniu kogoś nam szkoda! — że nie przełożyło się to na asystę czy bramkę, jakikolwiek konkret, bo w tym przypadku po prostu się to należało. Dwukrotnie było blisko:
- gdy Kamiński obsłużył Mateusza Bogusza,
- gdy to Kamińskiego obsłużył Świderski — grzechem było walnięcie w tej sytuacji w bramkarza.
Karol Świderski z pierwszym dubletem w reprezentacji Polski
Są jednak i tacy, którym liczb nie zabrakło. Karol Świderski w meczu z Litwą zaliczył dwa kontakty z piłką w polu karnym, tymczasem z Maltą strzelił dwa gole. Jakby nie patrzeć, progres jest! Niewiele, naprawdę niewiele, zabrakło, żeby bilans był jeszcze lepszy, bo polowanie na hat tricka trwało długo i do efektów zabrakło choćby szybszego wyskoczenia na pozycję czy po prostu gorszego refleksu Henry’ego Bonello.
Opłaciło się przede wszystkim agresywne atakowanie przeciwnika, gdy tylko udało mu się odzyskać piłkę. W ten sposób odzyskał ją Jan Bednarek, co rozpoczęło akcję bramkową otwierającą mecz. Świderski najpierw futbolówkę rozprowadził, potem ruszył w pole karne i znalazł się na końcu łańcuszka z udziałem Przemysława Frankowskiego i Krzysztofa Piątka. Rzadką okazję do zaliczenia asysty odebrał jednak piątkowi Bonello — to on strącił pod nogi Świderskiego piłkę, którą z dużym prawdopodobieństwem wybiłby stojący w piątce James Carragher.
Gdy ściągnąłeś ojca do Polski i już wiesz, że odwaliłeś
Papa Carragher zapewne bardziej cieszył się z wyjazdu na Maltę niż z pobytu w Warszawie. Nie tylko z powodu pogody, lecz dlatego, że po udanym debiucie przeciwko Finlandii tym razem syn ostoją pewności nie był. Skoro o odbiorach, to wymieńmy drugi: Sebastian Szymański wyskoczył do zagranej przez Carraghera piłki, zgarnął ją i znów rozpoczął szybki atak bramkowy. Inteligentnie zachował się Jakub Moder, który ściągnął na siebie uwagę rywali, po czym dosłownie podsunął piłkę piętą Świderskiemu. Skraj pola karnego, pewny strzał, druga sztuka w sieci.
Finowie zawiedli. Polska na pole position w walce o baraż
Trzeba uczciwie przyznać, że tym razem nawałnica strzałów reprezentacji Polski był nieco bardziej sensowna niż w piątkowej inauguracji eliminacji. Rywale rzadziej nas blokowali, stałe fragmenty gry przynosiły jakieś zagrożenie, nawet strzały z dystansu nie wyglądały jak próby rozpaczy, oddane tylko po to, żeby wpisać coś do statystyk. Nie drżeliśmy też o wynik: może i mocne próby sprzed szesnastki wyglądały groźnie, ale bramkarz klasy Skorupskiego nie mógł żadnej z tych prób wpuścić.
Czy mogło nam wpaść więcej? Mogło, wystarczy przypomnieć to, co wymieniliśmy wyżej. Dwie próby Kamińskiego, przynajmniej dwie niewykorzystane szanse Świderskiego, do tego jeszcze celny strzał Jakuba Kiwiora po wrzutce Przemysława Frankowskiego czy całkiem niezłą próbę przypomnienia nam, że Robert Lewandowski kiedyś potrafił wcisnąć piłkę do siatki także z rzutu wolnego. Na pewno wypadliśmy lepiej niż Finowie — i to dwukrotnie! — co przybliża nas do drugiego miejsca w grupie.
Niech będzie i tyle. Reprezentacja Polski Michała Probierza poprzeczkę oczekiwań obniżyła tak bardzo, że chcemy po prostu zamknąć ten rozdział i mieć parę miesięcy spokoju.
Polska — Malta 2:0 (1:0)
- 1:0 – Karol Świderski 27′
- 2:0 – Karol Świderski 51′
WIĘCEJ O MECZU REPREZENTACJI POLSKI NA WESZŁO:
- Przypatrzcie się dobrze. Oto nasi czarodzieje dryblingu!
- Imponujący Kamiński i odmieniony Moder. A Piątek był jak duch [NOTY]
- Samo się nie wygra. Dlaczego reprezentacja Polski potrzebuje lepszego trenera?
- Trela: Michał Probierz i najcieplejsza posadka polskiej piłki
fot. FotoPyK