„W Europie nie ma już słabych drużyn” – pada prześmiewczo, gdy Polacy męczą się z rywalem, którego nazwa kibicom „nie brzmi”. Słabe drużyny w Europie oczywiście są, ale nie wszystkie można wrzucić do jednego worka. Są słabeusze wieczni i sezonowi. Nacje, które mają koszmarny moment i które szorują po dnach rankingów w każdym pokoleniu. Czas między meczami z Litwą i Maltą to dobry moment, prześledzić losy europejskich chłopców do bicia.
Listę najwyższych zwycięstw w historii reprezentacji Polski czyta się w 2025 roku dziwnie. Pierwsze miejsce, czyli 10:0 z San Marino za Leo Beenhakkera, nie robi jeszcze wielkiego wrażenia, wszak większości kibiców już sama nazwa tego rywala brzmi jak trening strzelecki. Już jednak drugie i trzecie miejsce, czyli 9:0 z Norwegią i 8:0 z Turcją sugeruje, że były czasy, w których układ sił w europejskiej piłce musiał drastycznie się różnić od obecnego. Przecież dziś z żadnym z tych rywali Polska nie byłaby nawet faworytem, nie mówiąc już o wielobramkowych orgiach. Nadchodząca rywalizacja z Maltą to dobra okazja, by przyjrzeć się dziejom europejskich chłopców do bicia. Burzliwym dziejom. Bo San Marino nie od zawsze było synonimem absolutnego kopciuszka reprezentacyjnego futbolu na kontynencie.
Polska – Malta. Jak mikropaństwa funkcjonują w futbolu?
Europejskie mikropaństwa i terytoria zależne, które w piłkarskim świecie funkcjonują jako odrębne byty, wrzuca się często do jednego worka. Między nimi również występuje jednak wewnętrzne zróżnicowanie, które pomogła wyeksponować Liga Narodów. W jej czwartej dywizji potykają się ci, którzy wcześniej nie mieli praktycznie żadnych okazji triumfować w meczach o punkty. Samo urwanie remisu raz na kilka lat było wyczynem, zwykle trzeba było się zadowolić choćby zdobyciem bramki. W pierwszej edycji w najsłabszej dywizji znalazło się aż szesnaście krajów. Za dużo. Poziom nadal był więc mocno nierówny, a San Marino nie strzeliło nawet gola. W kolejnej poszerzono więc liczbę uczestników wyższej dywizji, w najsłabszej pozostawiając jedynie siedmiu maruderów. Grono najsłabszych opuściły wtedy Gibraltar i Wyspy Owcze, co nie było oczywiste, bo intuicyjnie faworytem wydawała się choćby Łotwa.
Łącznie w dotychczasowych czterech edycjach tylko cztery kraje nie wyściubiły nosa poza najniższą ligę – Andora, Liechtenstein, Malta i San Marino. To grono jednak od kolejnego rozdania Ligi Narodów się zawęzi, bo San Marino sensacyjnie awansowało do dywizji C. Opierając się na rankingu Elo, do tej czwórki dorzucić można jeszcze Gibraltar, który od najsłabszych wyrwał się tylko na rok, gdy wpadł w grupie na Liechtenstein i San Marino. Do wyższego poziomu jednak nie pasował, przegrywając pięć z sześciu meczów. Po spadku dał się ostatnio wyprzedzić w grupie San Marino, udowadniając, że to wciąż poziom samego dna europejskiej piłki. Inaczej jest jednak choćby z Wyspami Owczymi, które występami z ostatnich lat wołają o choć minimum szacunku. W 2020 roku wygrały grupę w dywizji D, wyprzedzając Maltę, Łotwę i Andorę. W następnej edycji utrzymały się w dywizji C kosztem Litwy, ogrywając choćby Turcję. Także w aktualnym rozdaniu uniknęły spadku, zostawiając za plecami Łotwę.
Maltańskie wzloty
Maltańczycy należą więc obecnie do najściślejszego grona europejskich słabeuszy, ale miewali momenty wzlotów. Jeszcze 2022 rok kończyli poza najsłabszą piątką europejskich reprezentacji według rankingu Elo. Zamiast nich w okolicach dna byli Mołdawianie, a Maltańczycy wyprzedzali jeszcze Litwinów. Najwięcej europejskich reprezentacji Malta miała za plecami w tej klasyfikacji w 1994 roku, gdy na kontynencie było aż dziewięć drużyn słabszych od niej. Szczytowy moment siły tamtejszej drużyny to końcówka lat 80., gdy udało się zremisować choćby ze Szkocją. Wówczas Maltańczycy osiągnęli pułap 1430 punktów Elo, co odpowiadałoby dzisiejszemu poziomowi Kazachstanu czy Azerbejdżanu. Czyli nadal niskiemu, ale już takiemu, na który szczególnie na wyjeździe trzeba uważać.
Patrząc na średni ranking Elo za ostatnie sto lat, Maltańczycy nie są jednak w gronie pięciu najsłabszych nacji w Europie. Tworzą je San Marino, Andora, Gibraltar, Liechtenstein i Wyspy Owcze, a Malta historycznie wyprzedza jeszcze Luksemburg. Najbliższy rywal polskiej reprezentacji to o tyle ciekawy przypadek, że choć od momentu wejścia do struktur europejskiego futbolu należał do chłopców do bicia, nigdy nie był rankingowo tym najsłabszym. To niechlubne miano przypadło od powstania zorganizowanej reprezentacyjnej piłki siedmiu krajom.
W XX-leciu międzywojennym odpowiednikiem dzisiejszego San Marino była Litwa, która w latach 20. i 30. nie opuszczała ostatniej pozycji rankingu Elo. Po II wojnie światowej została wchłonięta przez Związek Radziecki, przez co europejski futbol miał nowego autsajdera. Na niemal dwie dekady został nim Luksemburg, który czerwoną latarnią przestał być w 1959 roku, by później wrócić na tę pozycję jeszcze w latach 1977-80. Na początku lat 60. najsłabsza rankingowo była Finlandia, by w 1963 roku na ponad dekadę oddać to miano Islandii. W połowie lat 70. krótko tę palmę dzierżył Cypr, a w latach 80. przejął ją Liechtenstein.
Przetasowania na dnie
Na zmiany na dnie w największej mierze wpływało dołączanie nowych terytoriów do UEFA. Ale wszyscy nowi zaczęli mieć łatwiej, gdy na własny rachunek zaczęło grać San Marino. Od 1988 roku nieprzerwanie nikt na kontynencie rankingowo nawet nie zbliża się do państewka z Półwyspu Apenińskiego. Nawet wielkie przetasowania na mapie europejskiej z początku lat 90., z których wykluło się wiele nowych państw, nie sprawiły, że na dnie kontynentalnego futbolu cokolwiek drgnęło.
Spośród drużyn notorycznie szorujących po ostatnich miejscach wszelkich tabel nikt nie zanotował wzlotu aż na takie poziomy jak Malta z końcówki lat 80. Najsilniejsze San Marino, to z okolic przegranego 0:1 meczu z Polską po bramce ręką Jana Furtoka, wciąż było najsłabszą drużyną Europy. Szczytowy Liechtenstein dobił w 2011 roku do 1242 punktów Elo, co pozwoliło mu na moment opuścić grono pięciu najsłabszych drużyn kontynentu. Gibraltar, który na samym początku samodzielnej przygody piłkarskiej urwał punkt Słowacji w 2013 roku, notował dzięki temu jedynie mikroskopijne ruchy w górę. W okolicach szczytowego momentu siły znajdują się natomiast obecnie Andora i Wyspy Owcze. Po tych pierwszych niespecjalnie to widać, ale postępy Farerów wypada już odnotować.
Ciekawiej jest, jeśli poszukiwania europejskich słabeuszy rozszerzy się do pięciu najsłabszych drużyn na koniec danego roku. Wówczas można tam już znaleźć cokolwiek nieoczywiste nacje. Ostatnią, która wdarła się do obecnego grona okopanego na dole (San Marino, Liechtentein, Andora, Malta, Gibraltar) była w 2022 roku Mołdawia. W 2015 roku w okolicach dna były jeszcze Wyspy Owcze. Trzy lata wcześniej, gdy na piłkarskich mapach nie było jeszcze Gibraltaru, do grona pięciu najsłabszych ekip należał Luksemburg. W 1997, a więc tuż po odzyskaniu niepodległości, chłopcem do bicia była Estonia, na początku lat 90. do piątki najsłabszych należał jeszcze Cypr. Zanim natomiast punkty zaczęło dostarczać wszystkim San Marino, pod koniec lat 80. w piątce najgorszych drużyn była Albania. W latach 80. pojawiały się tam również Finlandia i Islandia.
Mołdawia najgorszą wpadką
By znaleźć nieoczywiste kadry w gronie absolutnych słabeuszy, trzeba się cofnąć do lat 50. Wówczas, w pierwszej dekadzie po powstaniu, bardzo słabo w piłce nożnej radziła sobie NRD, która już w 1974 roku zdołała awansować na mistrzostwa świata i nawet ograć w bratobójczym boju przyszłych zwycięzców turnieju z RFN. W pierwszych latach powojennych europejskimi dostarczycielami punktów były Turcja i Bułgaria, w ostatnich poprzedzających wojnę zaś kraje nadbałtyckie – Litwa i Łotwa. Obecnością w najgorszej piątce wizerunek popsuło sobie łącznie aż dziewiętnaście europejskich reprezentacji, bo do grona wymienionych trzeba dołożyć także Estonię, Norwegię czy Grecję.
Reprezentacje, które kiedykolwiek kończyły rok w najsłabszej piątce kontynentalnego rankingu Elo
Tu warto wrócić do najwyższych polskich zwycięstw w historii. W 1965 roku, gdy Polska rozbiła Finlandię 7:0, rywal był piątym wśród najsłabszych zespołów w Europie (tak, jak obecnie Malta). Kiedy dwa lata wcześniej, w debiucie Włodzimierza Lubańskiego, Polska strzeliła dziewięć goli Norwegom, w Europie było tylko sześć słabszych reprezentacji. Inny jest przypadek 8:0 z Turcją, bo rywal był już wówczas rankingowo na zbliżonym do Polski poziomie. Jako że jednak był to mecz towarzyski, wpływ mogły mieć składy, na jakie zdecydowali się selekcjonerzy.
Co jednak może napawać optymizmem przed występem orłów Michała Probierza na Stadionie Narodowym, nigdy w historii Polsce nie zdarzyło się przegrać z zespołem z najsłabszej piątki w Europie. Najgorszym według rankingu Elo rywalem, który pokonał Polskę, była w 2023 roku Mołdawia, która w dniu tamtego meczu była siódmą wśród najsłabszych drużyn kontynentu. Malcie zdarzyło się jednak wygrać z rywalami nawet silniejszymi od Polski. W 1994 roku przeciwko Belgii oraz w 2017 z Ukrainą. Do obu sensacji doszło jednak w meczach towarzyskich. Najsilniejszym pokonanym w grze o punkty przeciwnikiem pozostaje Grecja z 1975 roku, która była jednak wyraźnie słabsza nawet od dzisiejszej kadry Probierza. Jakiekolwiek wpadka Polski w poniedziałek byłaby więc zarówno z perspektywy gospodarzy, jak i gości, historycznym wydarzeniem.
W szyderczym frazesie o braku słabych drużyn w Europie jest jednak, przynajmniej w piłce reprezentacyjnej, ziarno prawdy. Słabeusze wprawdzie zwykle wciąż nie potrafią urywać punktów silniejszym, nie mówiąc o ich ogrywaniu, ale nauczyli się unikać porażek w kompromitujących rozmiarach. San Marino w ostatnich czternastu latach tylko raz przegrało o punkty dwucyfrową liczbą goli (z Anglią). Andora więcej niż sześć bramek ostatni raz straciła w eliminacjach 19 lat temu, najwyższa porażka w dziejach Liechtensteinu pochodzi już sprzed prawie trzech dekad, a Maltańczycy dziewięciu na dziesięć najwyższych przegranych doznali jeszcze w XX wieku. Nawet amatorzy i bardzo niskiej klasy profesjonaliści nauczyli się już podstawowych zasad skoordynowanego przesuwania wszerz boiska, bronienia głęboko i wytrzymywania meczów kondycyjnie. W poprzednich kwalifikacjach do Euro Malta zaliczyła honorowe porażki 0:2 z Anglią i Włochami, w walce o ostatni mundial zdarzyło się jej urwać punkt Słowacji w meczu wyjazdowym. Nie oznacza to, że przestała być słaba, ale że inne słabe drużyny, by je pokonać, muszą się choć trochę namęczyć. Patrząc na grę, jaką pokazali piłkarze Michała Probierza przeciwko Litwie, lista rekordowych zwycięstw w historii reprezentacji Polski może czuć się niezagrożona.
WIĘCEJ O PIŁCE REPREZENTACYJNEJ NA WESZŁO:
- Fernando Santos znów dostał lanie. Tym razem od Haiti
- Dziekanowski uderza w Probierza. “Mówi głupoty, wciska ciemnotę”
- Cała prawda o kadrze: Probierz to kolega Kuleszy, dlatego ma pracę
fot. Newspix.pl