Reklama

Piłko reprezentacyjna, bądź taka zawsze! To Holandia zagra z Polską

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

23 marca 2025, 23:48 • 9 min czytania 37 komentarzy

Mecz meczowi nierówny, ale widać nie zawsze. Zaczynamy od wyświechtanego banału, bo nadal jesteśmy w gigantycznym szoku po świetnym widowisku, jakie zafundowali nam Hiszpanie i Holendrzy. Choć początkowo wydawało się, że do Walencji Ronald Koeman przywiózł zespół nieco inny od tego, który kilka dni wcześniej rzucił wyzwanie mistrzom Europy. Pomarańczowi w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Narodów mogli się podobać – długimi fragmentami byli wyraźnie lepsi od swoich rywali i wielu, tak najzwyczajniej w świecie, pozytywnie zaskoczyli. Dziś po tamtej drużynie zostaje w naszych głowach tylko dobre wrażenie, bo La Furia Roja w najważniejszym momencie wytrzymała próbę nerwów i u siebie przyklepała awans. Choć nie bez trudu i nie bez wielkich, ogromnych emocji.

Piłko reprezentacyjna, bądź taka zawsze! To Holandia zagra z Polską

Można by zażartować, że to wszystko dzięki problemom żołądkowym Alvaro Moraty. Przez niedyspozycję kapitana do składu wskoczył Mikel Oyarzabal i od samego początku chciał udowodnić, że częściej mógłby grać w miejscu bardziej cenionego kolegi. Wszędzie go było pełno i szybko wypracował sam sobie stuprocentową okazję. Jak prawdziwy boiskowy cwaniak podłożył się pod nogi Jana Paula van Hecke, który dał się zrobić w bambuko i faulował Hiszpana. Efekt? Rzut karny, którego na gola zamienił sam poszkodowany.

Tak dziś wyglądała cała gra Holendrów w pierwszej połowie. Dawali się robić, po prostu. I przez długi czas sami nie byli w stanie zaproponować zbyt wiele. Dobrze o tyle, że po przerwie się obudzili i znów zobaczyliśmy ich w kapitalnym wydaniu.

A wraz ze świetnym występem Hiszpanów złożyło się to na doskonałe widowisko. Takie, że teraz aż żal iść spać.

Hiszpania – Holandia 3:3 k. 5:4. Mecz wszystkich meczów

Początek nie zwiastował tego, co miało nas dziś czekać w Walencji. Obraz meczu był taki, jaki był – Oranje niewiele mogli zdziałać, a pierwszą poważną okazję odnotowali dopiero po przerwie. Wcześniej na boisku rządzili niepodzielnie Hiszpanie. Na wyróżnienie zasłużył wspomniany już Oyarzabal, ale też dobrze czujący się z piłką przy nodze Dean Huijsen. Nastoletni stoper La Furia Roja kilkukrotnie zaskakiwał rywali przeszywającymi podaniami, nawet takimi bezpośrednio do hiszpańskich napastników.

Reklama

Raz z jego doskonałego zagrania nie skorzystał Nico Williams, który buty do strzelania goli zostawił dziś w szatni. Sam na sam z Verbruggenem? Porażka, holenderski bramkarz zrobił robotę i odbił futbolówkę na rzut rożny. Kolejna podobna okazja? Znów problemy. Strata, spalony, znowu strata. Frustrował się Williams, ale na jego miejscu każdemu trudno by było zachować spokój. Nie szło.

Verbruggen zabrał piłkarzowi Athletiku całą radość z gry w piłkę, ale przy okazji utrzymał siebie i swoich kolegów w grze przed przerwą. A po przerwie pomarańczowa maszyna ruszyła.

Oko za oko, karny za karnego

Gol dla Holendrów też padł po rzucie karnym, ale nie dalibyśmy sobie uciąć ręki, że jedenastka faktycznie im się należała. Memphis Depay w zwarciu z Robinem Le Normandem, chwilka przepychanki i nagle ten pierwszy pada na murawę. Trochę się tam popychali, kontakt był na pewno, ale czy rzut karny? Mamy wątpliwości. Faktem jest jednak, że goście wybiegli na drugą część spotkania odmienieni i gdyby nawet nie dostali tej jedenastki od Clementa Turpina, to gola wypracowaliby sobie i tak.

O ile pierwsza połowa trochę nas zawiodła i zwiastowała niezbyt wyrównane spotkanie, o tyle druga odsłona meczu zrekompensowała nam wszystkie wcześniejsze niedostatki. Holendrzy już byli tymi lepszymi Holendrami, a Hiszpanie dalej podtrzymywali swoją dobrą dyspozycję. Dostaliśmy więc danie premium, które skonsumowaliśmy z dziką przyjemnością.

Dublet Oyarzabala to za mało

Gospodarze dociskani w drugiej połowie przez Holendrów zachowali się jak dzika zwierzyna i w pewnym momencie sami przeszli do ataku. Dziś niełatwo było pokonać Verbruggena, ale nawet on nie był w stanie zatrzymać Oyarzabala. Przynajmniej nie we wszystkich sytuacjach, choć szczęście ewidentnie było dziś po stronie bramkarza Brighton i wielokrotnie mu sprzyjało. Tym razem farta zabrakło.

Reklama

Ale gdyby ten gol nie padł, to może nie zobaczylibyśmy nigdy naprawdę efektownej odpowiedzi Iana Maatsena. Debiutujący dziś w barwach Oranje piłkarz Aston Villi przywitał się z reprezentacją w sposób najlepszy z możliwych, ale nie byłoby jego pięknego gola bez przytomnego zachowania Xaviego Simonsa. Zresztą sami zobaczcie, jak goście rozklepali obronę Hiszpanów i co za akcję udało im się wyczarować przy golu na 2:2.

Często zdarzają się takie mecze, w których dogrywka tylko nas dobija. Piłkarze męczą bułę i modlą się razem z nami o rzuty karne. Tu było zupełnie inaczej. Dziś chcieliśmy, żeby grali bez końca!

Yamal superstar, ale Simons dotrzymuje kroku

Nigdy chyba nie przestaniemy się nim zachwycać. A jeśli przestaniemy, to strzelcie nam kontrolnie w mordę i przypomnijcie, że Lamine Yamal to piłkarz niezwykły. W dogrywce sieknął takiego gola, że nawet trudno było po nim domknąć usta. Złapał nas ten młokos w całkowitym osłupieniu i pozostajemy w takim stanie do teraz.

Tylko że nawet najpiękniejszy gol liczy się dalej za jeden. Dobrze rozumieli to Holendrzy, z których wcale nie zeszło powietrze. Aktywny Simons znów dał o sobie znać, narobił trochę zamieszania w polu karnym i sprowokował błąd Unaia Simona. Hiszpański bramkarz próbował interweniować, ale popełnił faul i sprokurował trzeci w tym meczu rzut karny.

Trzeci wykorzystany. Trzeci przez faulowanego.

Ten mecz zasłużył na karne. Choć żal tych Holendrów

Im dłużej trwał ten mecz, tym bardziej nam było szkoda, że musi się kiedyś skończyć. Tak jednak miało być, nieuchronnie zmierzaliśmy do serii rzutów karnych i nawet w niej dostaliśmy coś ekstra. Na początek parę świetnie wykonanych jedenastek i bomba Langa w poprzeczkę. Zaraz potem spalił się Yamal, który uderzył Verbruggenowi prosto do koszyczka. Na koniec Malen dał się złapać Simonowi, a Pedri postawił kropkę nad i w słowie “awans”. Nawet jeśli tego “i” tam nie ma, to dziś wszystko było możliwe.

Po tym świetnym widowisku wiemy już, że to Oranje dostąpią niewątpliwego zaszczytu zagrania z Polską w eliminacjach do mundialu. A piłkarze Luisa de la Fuente dalej są w walce o wygraną w całej Lidze Narodów. Dziś przeszli taki chrzest bojowy przed półfinałami, że teraz to już chyba bez większych problemów zmiotą z planszy resztę konkurencji.

Hiszpania – Holandia 3:3 (1:0, 2:2) karne 5:4

  • 1:0 – Oyarzabal 8′ (karny)
  • 1:1 – Depay 54′ (karny)
  • 2:1 – Oyarzabal 67′
  • 2:2 – Maatsen 79′
  • 3:2 – Yamal 103′
  • 3:3 – Simons 108′ (karny)

***

Innym spotkaniom ćwierćfinałów Ligi Narodów przyglądaliśmy się nieco mniej uważnie, ale nie da się nie napisać ani słowa o popisie Niemców, którzy dziś pod czujnym okiem Szymona Marciniaka w ciągu piętnastu minut dali Włochom wyjątkową lekcję skutecznego futbolu. Choć nauczyli ich też, że niektórych rzeczy na tym poziomie już po prostu nie wypada robić. Gol na 2:0 to jeden wielki powód do wstydu dla całej piłkarskiej Italii. Nie przesadzamy – jakby coś takiego wydarzyło się w Ekstraklasie, to nawet byśmy nie mrugnęli. Ale że takie jaja odstawiają się w meczu Niemców z Włochami i przy udziale naprawdę niezłych piłkarzy… No to już naprawdę niesamowite.

Włosi do przerwy najedli się wstydu dostali trójkę w plecy (przy wszystkich golach swój niemały udział miał Joshua Kimmich), ale Luciano Spalletti nie chciał tak tego zostawić. Czuł pewnie, że jego podopiecznym zostaje walka o honor, lecz nawet dla jednego gola trzeba było zareagować. Przed drugą połową zrobił dwie zmiany i pewnie solidnie opieprzył tych, którzy mieli pozostać na boisku po wznowieniu gry. W efekcie odpalił Moise Kean, który szybko znalazł drogę do siatki Niemców i… dwadzieścia minut później powtórzył swój wyczyn. A potem działa się już tylko prawdziwa magia futbolu. Końcówka była bardzo nerwowa, bo Włosi zdawali się jeszcze wierzyć w sukces i nawet awans do półfinału Ligi Narodów. O ten byłoby niezwykle trudno, bo z ojczyzny przywieźli do Dortmundu bramkę straty z pierwszego meczu.

Sam jednak fakt, że byli w stanie odrobić dziś trzybramkową stratę i ostatecznie zremisowali zasługuje na uznanie. Gdyby nie ten kuriozalny gol Musiali… Ale to już właśnie gdybologia. Dalej grają Niemcy.

Niemcy – Włochy 3:3 (3:0)

  • 1:0 – Kimmich 30′ (karny)
  • 2:0 – Musiala 36′
  • 3:0 – Kleindienst 45′
  • 3:1 – Kean 49′
  • 3:2 – Kean 69′
  • 3:3 – Raspadori 90’+5 (karny)

awans: Niemcy (5:4 w dwumeczu)

***

Dziś grali też Portugalczycy z Duńczykami. Wydarzeniem meczu beznadziejnie wykonany rzut karny Cristiano Ronaldo, który niemal zdecydował o odpadnięciu jego zespołu z rywalizacji w Lidze Narodów. Niemal, bo ten wieczór z reprezentacyjnym futbolem był naprawdę wyjątkowy. Nawet ta na papierze najnudniejsza para zafundowała nam dziś wielkie emocje i walkę w dogrywce. Coś niesamowitego działo się na Estadio Josa Alvalade w Lizbonie – gospodarze pokazali pazur, który musiał, po prostu musiał dać im bohaterski awans.

A i Cristiano odkupił winy i sam przyłożył się do zwycięstwa golem z 72. minuty.

Bohaterem meczu nie mógł jednak zostać, bo ten tytuł należy się bezapelacyjnie panu Trincao. To on bowiem dał w końcówce podstawowego czasu gry gola na 3:2 i dogrywkę.

A potem jeszcze ten sam Trincao wbił gwóźdź do trumny Duńczyków i przy wsparciu Goncalo Ramosa wysłał swój zespół do półfinału. Niby to tylko czołowa czwórka niezbyt prestiżowej Ligi Narodów, ale w takich okolicznościach nikt o tym nie myśli. Wygrana tego typu smakuje po prostu wybornie.

Portugalia – Dania 5:2 (1:0, 3:2) po dogrywce

  • 1:0 – Andersen 38′ (gol samobójczy)
  • 1:1 – Kristensen 56′
  • 2:1 – Ronaldo 72′
  • 2:2 – Eriksen 76′
  • 3:2 – Trincao 86′
  • 4:2 – Trincao 91′
  • 5:2 – Ramos 115′

***

No i jeszcze Francuzi, oni też dziś wykonali kawał dobrej roboty, ale już naprawdę trudno nam coś na temat ich meczu napisać. Wszystkich tych popisów nie sposób było przypilnować, a przyznać trzeba, że Trójkolorowi też dokonali sztuki na granicy niemożliwości. W pierwszym meczu zaprezentowali się słabo i zasłużenie przegrali z Chorwacją 0:2, ale u siebie odrobili straty i doprowadzili do rzutów karnych.

Tam również nie było łatwo, ale podopieczni Didiera Deschampsa pudłowali o jeden raz mniej i ostatecznie wcisnęli się do najlepszej czwórki Ligi Narodów. W bólach i cierpieniu, ale też w takim stylu, że kibice wychodzący ze Stade de France pewnie będą mieli spory problem z zapomnieniem tego spotkania z Chorwacją. I z zaśnięciem.

Francja – Chorwacja 2:0 (0:0, 2:0) karne: 5:4

  • 1:0 – Olise 52′
  • 2:0 – Dembele 80′

***

ANTONI FIGLEWICZ

CZYTAJ WIĘCEJ O PIŁCE REPREZENTACYJNEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Jerzy Dudek mówi o charakterze polskich piłkarzy. “Może trzeba wrócić do boisk asfaltowych?”

Michał Kołkowski
8
Jerzy Dudek mówi o charakterze polskich piłkarzy. “Może trzeba wrócić do boisk asfaltowych?”
Niemcy

Imad Rondić rozczarowuje w Niemczech. Wkrótce znajdzie się na wylocie?

Michał Kołkowski
4
Imad Rondić rozczarowuje w Niemczech. Wkrótce znajdzie się na wylocie?

Liga Narodów

Piłka nożna

Jerzy Dudek mówi o charakterze polskich piłkarzy. “Może trzeba wrócić do boisk asfaltowych?”

Michał Kołkowski
8
Jerzy Dudek mówi o charakterze polskich piłkarzy. “Może trzeba wrócić do boisk asfaltowych?”
Niemcy

Imad Rondić rozczarowuje w Niemczech. Wkrótce znajdzie się na wylocie?

Michał Kołkowski
4
Imad Rondić rozczarowuje w Niemczech. Wkrótce znajdzie się na wylocie?