Reklama

Szczęśliwy Inter, zabójcza ścieżka Realu. Wnioski po losowaniu Ligi Mistrzów

Michał Trela

Autor:Michał Trela

21 lutego 2025, 15:04 • 13 min czytania 11 komentarzy

Drabinka fazy pucharowej rysuje szczególnie obiecujące perspektywy przed Interem Mediolan. Real Madryt w drodze po kolejny europejski tytuł czekają same mecze gigantów. Cztery najsilniejsze obecnie drużyny kontynentu według Opta Power Ranking trafiły do tej samej części drabinki. A to zapowiada wiosnę pełną starć wagi ciężkiej.

Szczęśliwy Inter, zabójcza ścieżka Realu. Wnioski po losowaniu Ligi Mistrzów

PSG – Liverpool: Kolejne przegrane losowanie Paryża

Złośliwi wyliczają, ile miliardów bezowocnie wpompowali już Katarczycy w zbudowanie w Paryżu drużyny zdolnej wygrać Ligę Mistrzów. Choć w przeszłości PSG miewało tendencję do zadziwiającego marnowania nadarzających się w Europie szans, akurat obecny zespół Luisa Enrique ma wyjątkowego pecha do losowań. Faza ligowa, w której wszyscy trafiali na dwóch rywali z każdego koszyka, przyniosła mu m.in. boje z Atletico, Bayernem, Arsenalem i Manchesterem City. Mistrzowie Francji musieli się do samego końca obawiać, czy w ogóle zagrają w fazie pucharowej. Trafiając w niej na Brest, wylosowali trochę oddechu. Ale wpadnięcie na Liverpool już w 1/8 finału to znów najtrudniejszy z możliwych wariantów.

Zawodnicy Arnego Slota jako jedyni w europejskiej elicie zaliczają na razie sezon bez turbulencji. Wygrali fazę ligową. W Premier League cieszą się ośmiopunktową przewagą nad Arsenalem, awansowali do finału Pucharu Ligi. Jedyną poważniejszą wpadką pozostaje wczesne pożegnanie z Pucharem Anglii z II-ligowym Plymouth. W Lidze Mistrzów, w której praktycznie wszystkim przytrafiały się gorsze momenty, The Reds jedyne punkty zgubili w ostatniej kolejce w Eindhoven, dokąd pojechali rezerwowym składem, mając już pewne pierwsze miejsce. Premią za perfekcyjną jesień w Lidze Mistrzów okazał się luźniejszy luty, lecz nie łatwiejsza droga do finału. Nawet biorąc pod uwagę niewątpliwą siłę The Reds, nikt nie mógłby być zadowolony z wylosowania PSG już w 1/8 finału. Zwłaszcza że w 2025 roku doskonałą formę złapał Ousmane Dembele, a paryżanie najgorszą fazę sezonu zdają się mieć już za sobą. Wyjście z trudnej sytuacji z Manchesterem City, rozbicie z nożem na gardle Stuttgartu, totalne zdemolowanie Brestu i ogółem siedem wygranych z rzędu we wszystkich rozgrywkach pokazuje, że PSG w tym starciu też nie będzie bez szans.

Drabinka:

Dla jednych i drugich pocieszeniem może być, że po arcytrudnej 1/8 finału przyjdzie teoretycznie łatwiejszy ćwierćfinał. Ktokolwiek wygra tę rywalizację, będzie faworytem w starciu z Brugią lub Aston Villą. Znalezienie się jednak po tej samej stronie drabinki co Real Madryt także nie rysuje przed jednymi i drugimi dobrych perspektyw. Liga Mistrzów to w ostatniej dekadzie rozgrywki, w których Królewskich lepiej spotykać dopiero w finale.

Reklama

Brugia – Aston Villa: Historyczne sukcesy

Club Brugge został pierwszym belgijskim klubem w erze Ligi Mistrzów, który wygrał dwumecz w fazie pucharowej. Wyeliminowanie Atalanty przez mistrzów Belgii można uznać za sensację, ale na tym przygoda nie musi się skończyć. Choć rywal z ligi angielskiej niewątpliwie będzie faworytem, Brugia już go jesienią pokonała po absurdalnym rzucie karnym. To dopiero drugi raz, kiedy zespół Michała Skórasia gra w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Przed dwoma laty bezdyskusyjnie przegrał na tym etapie z Benficą. W tym, przynajmniej teoretycznie, może więc powalczyć o najlepszy rezultat w historii.

To jednak Anglicy, debiutujący w rozgrywkach Ligi Mistrzów, ale przed laty najlepsi w Pucharze Europy, mogą być bardziej zadowoleni z losowania. Aston Villa, podobnie jak przed dekadą Leicester City, podczas pierwszego pobytu w najważniejszych europejskich rozgrywkach, może od razu dotrzeć aż do ćwierćfinału. Nawet jeśli drużyna z Birmingham w Premier League zajmuje w tym sezonie dopiero dziewiąte miejsce, odpadnięcie z rywalem z ligi belgijskiej byłoby niespodzianką.

Drabinka:

Kto wygra tę rywalizację, wpadnie na zwycięzcę pary Liverpool – PSG, a więc przeciwnika z absolutnej wagi ciężkiej. Przebrnięcie przez Aston Villę lub Brugię tego etapu wymagałoby sprawienia sensacji na kontynentalną skalę. Dla jednych i drugich ćwierćfinał wydaje się sufitem, choć akurat w rozgrywkach europejskich Unai Emery potrafił już kilka razy go przebijać. Niedawno zremisował z Liverpoolem 2:2, więc kto wie?

Real – Atletico. Kolejne europejskie derby Madrytu

Patrząc na tegoroczną dyspozycję obu zespołów, można uznawać to spotkanie nawet za przedwczesny finał. Real Madryt zyskał równowagę po jesiennych turbulencjach, a Carlo Ancelottiemu udało się znaleźć sposób na wpasowanie Kyliana Mbappe do gwiazdozbioru, który rządził w Europie już w poprzednich latach. Pewne ogranie Manchesteru City przy gigantycznych problemach w obronie też potwierdziło, że im dłużej będzie trwał sezon, tym bardziej trzeba będzie liczyć się z ewentualnością, że Królewscy znów okażą się najsilniejsi w Lidze Mistrzów.

Atletico natomiast po raz kolejny w ostatnich latach zdołało zmontować niezwykle konkurencyjną ekipę, zdolną do rywalizacji na wszystkich frontach. Diego Simeone i jego ludzie depczą po piętach krajowym gigantom w La Liga, do lidera tracąc tylko punkt. Grają dalej w Pucharze Króla, a w Lidze Mistrzów wygrali bardzo trudne mecze z Bayerem Leverkusen, czy Paris Saint-Germain. Mają do tego szeroką kadrę, do której świetnie wpasował się Julian Alvarez, co pozwoliło do tradycyjnego „Cholismo” dołożyć też trochę polotu z piłką przy nodze. Atletico w tym sezonie nie tylko jest więc niewygodne dla każdego i trudne do pokonania, ale też zadziwiająco często przyjemne do oglądania. Derbowe rywalizacje z tego sezonu każą spodziewać się bardzo wyrównanych spotkań. Oba ostatnie mecze z Realem Atletico remisowało 1:1.

Reklama

W Lidze Mistrzów jednak Real już kilkakrotnie niweczył wielkie marzenie Simeone o wygranej w Lidze Mistrzów. Dwa razy Królewscy pokonywali lokalnego rywala w finale, raz w ćwierćfinale, a raz w półfinale. To, że pięć meczów między tymi drużynami w podstawowym czasie kończyło się remisami, daje wyobrażenie ostatnich, jak zaciętych bojów należy się spodziewać. To jednak Real będzie ich faworytem. Atletico może mówić o pechu w losowaniu, bo z Bayernem Monachium, na który również mogło wpaść, powinno być obecnie łatwiej.

Drabinka:

Niełatwa. Od jednych i drugich samo przebicie się do ćwierćfinału będzie wymagało maksymalnego wysiłku. A tam najbardziej prawdopodobnym rywalem będzie Arsenal, co również oznacza rywala z najwyższej półki. W ewentualnym półfinale możliwym przeciwnikiem będzie PSG albo Liverpool. Hipotetyczna ścieżka Realu do finału może więc wieść przez Manchester City, Atletico, Arsenal i Liverpool. Trudno dziś wyobrazić sobie w europejskim futbolu wiele trudniejszą. Ale dla Realu nie ma w Europie rzeczy niemożliwych.

PSV – Arsenal: Długie czekanie Kanonierów

Para z klarownym faworytem. Każdy inny wynik niż awans wicelidera Premier League byłby sensacją wspominaną w Europie latami. PSV pokonało wprawdzie niedawno Liverpool, ale The Reds zagrali w tamtym meczu rezerwowym składem. Do 1/8 finału przebili się, ogrywając Juventus, co już trzeba uznać za niespodziankę. Londyńczycy będą jednak jeszcze większym wyzwaniem. Drużyna Petera Bosza w pojedynczych meczach potrafiła urywać punkty faworytom, jak jesienią, remisując na Parc des Princes z PSG. Nie znajduje się jednak obecnie w najlepszej formie. Wygrała tylko dwa mecze z ostatnich sześciu we wszystkich rozgrywkach i dała się w lidze wyprzedzić Ajaksowi Amsterdam.

Arsenal dawno już nie zaszedł w Lidze Mistrzów daleko. Miał oczywiście wieloletnią przerwę od występów w tych rozgrywkach, ale i tak zaskakuje, że od ostatniego półfinału Kanonierów minęło już szesnaście lat. W poprzednim sezonie gracze Mikela Artety dość niespodziewanie nie dali w ćwierćfinale rady Bayernowi Monachium. Teraz osiągnięcie tego etapu będzie dla nich obowiązkiem, zwłaszcza że w lidze, inaczej niż w poprzednich latach, już na kilka miesięcy przed zakończeniem sezonu walka o tytuł wydaje się mało realna. Arsenal może się jednak czuć wynagrodzony za dobrą grę jesienią w Europie, bo PSV to rywal zdecydowanie do przejścia.

Drabinka:

Zwycięzca tej pary trafi na Real lub Atletico, będzie więc musiał się nastawić na bardzo trudną walkę o ćwierćfinał. Nawet gdyby jakimś cudem Atletico usunęło z drogi Arsenalu Real Madryt, wciąż ogranie drużyny Diego Simeone wymagałoby od Kanonierów wzniesienia się na wyżyny. A dalej, w półfinale, mógłby na nią czekać Paryż lub Liverpool. Na wyeliminowaniu PSV skończą się dla Arsenalu obowiązki w Europie. Wszystko, co uda się ugrać ponad ćwierćfinał, trzeba będzie uznać za zaskakująco dobry wynik.

Benfica – Barcelona: Powtórka z szaleństwa

Teoretycznie para bez większej dramaturgii, bo ze zdecydowanym faworytem. To jednak te drużyny stworzyły jesienią jeden z najciekawszych europejskich spektakli ostatnich lat. Barcelona wygrała w Lizbonie 5:4. W sezonie 2021/22 to Benfica ograła Dumę Katalonii, zamykając jej drogę do fazy pucharowej. Na cztery ostatnie mecze między tymi rywalami, Barcelona wygrała tylko jeden i to Benfica ma w tym okresie lepszy bilans. Wciąż jednak jej awans do ćwierćfinału byłby niespodzianką. Drużyna Roberta Lewandowskiego i Wojciecha Szczęsnego jesienią w Lidze Mistrzów niemal się nie myliła. Nawet jeśli wpadała w problemy, jak na Stadionie Światła, potrafiła z nich wyjść, tworząc fantastyczne widowiska. Prowadzi w La Liga, gra dalej w Pucharze Króla, zdobyła Superpuchar Hiszpanii, zdemolowała jesienią Real i Bayern. Trzeba ją więc traktować jako bardzo poważnego kandydata do triumfu w całych rozgrywkach.

Benfica zalicza natomiast dziwny sezon w Europie, bo w jej wynikach próżno szukać logiki. Wyjazdowa wygrana z Juventusem, czy zdemolowanie Atletico każą w niej upatrywać bardzo trudnego rywala. Z drugiej jednak strony zdarzyło się jej zasłużenie przegrać u siebie z Feyenoordem, czy zremisować bezbramkowo z Bolonią. W lidze udało się jej ostatnio zmniejszyć stratę do Sportingu do ledwie dwóch punktów, ale wciąż nie jest to tak dobry zespół jak jeszcze kilka lat temu, gdy w początkach pracy Rogera Schmidta dochodził do ćwierćfinału. Nieprzypadkowo w pierwszej fazie tego sezonu w Lizbonie doszło nawet do zmiany trenera. Wyeliminowanie Barcelony przez Benficę w każdych okolicznościach byłoby niespodzianką, ale w obecnych szczególnie.

Drabinka:

Całkiem przystępna. Na zwycięzcę tej pary czeka w ćwierćfinale lepszy z dwójki Borussia Dortmund – Lille. Jak najbardziej można więc przy tym wariancie myśleć o półfinale. Tam, siłą rzeczy, można już trafić na bardzo trudnego rywala, ale Inter, Bayern, Bayer Leverkusen czy Feyenoord to wciąż nie Liverpool czy Real Madryt. Szanse na bardzo długą grę Roberta Lewandowskiego i Wojciecha Szczęsnego w Europie po tym losowaniu raczej wzrosły.

Borussia Dortmund – Lille: Wszyscy zadowoleni

Finalista zeszłej edycji znów miał szczęście. Po zadziwiająco pewnym przejściu Sportingu, teraz wpadł na piątą drużynę Ligue 1. Może więc się okazać, że aby znaleźć się w najlepszej ósemce w Europie Dortmundowi wystarczy ogranie Brugii, Celticu, Sturmu, Dinama Zagrzeb, Szachtara Donieck, Sportingu i Lille. Można sobie wyobrazić znacznie trudniejsze drogi do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. To wciąż jednak nie oznacza, że dla Dortmundu 1/8 finału będzie spacerkiem. Albo że w ogóle będzie w niej faworytem. BVB trudno obecnie uznawać za faworyta w starciu z kimkolwiek. Zajmuje w lidze dopiero jedenaste miejsce, bardzo prawdopodobne, że zabraknie go w kolejnej edycji Ligi Mistrzów, a może w ogóle europejskich pucharów, dawno już odpadł także z Pucharu Niemiec, a zmiana trenera na Niko Kovaca na razie nie dała większych efektów. Europa to jedyne, co jeszcze trzyma przy życiu ten sezon Dortmundu, ale to nie musi trwać wiecznie, bo przecież problemy tego zespołu biją po oczach właściwie w każdej formacji.

Lille w kraju nie radzi sobie aż tak dramatycznie, ale da się znaleźć pomiędzy oboma klubami analogie, bo piąte miejsce także nikogo na północy Francji nie zachwyca. Gdyby sezon zakończył się dziś, Lille zabrakłoby w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Za to w Europie drużyna Bruno Genesio szokuje. Ma na rozkładzie dwóch gigantów z Madrytu, zdemolowała rewelacyjny Feyenoord, urwała punkty Juventusowi. W tym kontekście finalista poprzedniej edycji absolutnie nie jest kimś, kogo Lille musiałoby się bać. Mecz będzie ciekawy także ze względu na starcie świetnych snajperów – Serhou Guirassy’ego i Jonathana Davida.

Drabinka:

Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa to ostatnia runda, w której BVB i Lille będą miały około 50% szans na wygraną. W następnej czekać może Barcelona, której wyeliminowanie wymagałoby już sprawienia sensacji. Jak w przypadku wszystkich drużyn z tej części drabinki, na plus należy zaliczyć, że na Real, Atletico, Liverpool, PSG i Arsenal można wpaść dopiero w finale. Ale akurat BVB i Lille raczej to w tym roku nie grozi.

Bayern Monachium – Bayer Leverkusen: Szansa na długą przygodę

Powiedzieć, że Bayern Monachium w starciu z niemieckim rywalem nie będzie faworytem, zakrawałoby o herezję, ale… Bayer Leverkusen po tym losowaniu może odetchnąć z ulgą. Groziło mu, że już w 1/8 finału wpadnie na Real, potem ewentualnie na Arsenal, wreszcie PSG czy Liverpool. Tymczasem nie dość, że znalazł się w teoretycznie łatwiejszej części drabinki, to jeszcze w najbliższych meczach może wpaść na rywali, których już niedawno pokonywał. Xabi Alonso rywalizował dotąd z Bayernem sześć razy i… ani razu nie przegrał. W tym sezonie wyrzucił już monachijczyków z Pucharu Niemiec na ich stadionie, a niedawno tak ich zdominował, że Bayern po raz pierwszy raz od siedemnastu lat nie oddał w meczu Bundesligi celnego strzału. Bayer nie musi mieć przed tym starciem kompleksów. W lidze ogląda w tym sezonie plecy Bawarczyków, ale w bezpośrednich meczach monachijczycy wciąż nie mogą znaleźć sposobu na aktualnego mistrza Niemiec.

Także Bayern może jednak być umiarkowanie zadowolony. Rywalizacja z Atletico jawiłaby się jako chyba jeszcze odrobinę trudniejsza. Nie tylko dlatego, że drużyna Simeone w bezpośrednim starciu pokonała w tym roku Leverkusen. W drużynie z Madrytu jest więcej indywidualnej jakości niż w Leverkusen, do tego obrona sprawia stabilniejsze wrażenie. Bayer to trudny los dla Bayernu, który ostatnio jest daleki od najlepszej formy, ale to wciąż „tylko” Bayer. Ogranie go dla monachijczyków nie leży w sferze niemożliwego. Niemal na każdej pozycji mają przecież jakościowo przynajmniej tak samo dobrych, jeśli nie lepszych piłkarzy.

Drabinka:

Obie niemieckie drużyny mają prawo, by mierzyć wysoko. Inter, na którego mogą trafić w ćwierćfinale, to oczywiście rywal wagi ciężkiej, ale jednak bardziej w zasięgu jednych i drugich niż Real czy Liverpool. Leverkusen zresztą jesienią już z nim grało i zasłużenie wygrało. Ewentualna Barcelona w półfinale też oczywiście byłaby i z Bayernem i z Bayerem faworytem. Nie takim jednak, by wyeliminowanie jej było całkowicie niewyobrażalne. To, że w monachijskim finale zagra drużyna z Niemiec, nadal jest bardzo odległe, ale losowanie trochę tę perspektywę przybliżyło. Dla Bayernu będzie to czwarta rywalizacja z niemiecką drużyną w Lidze Mistrzów. W 1998 roku uległ w ćwierćfinale Borussii Dortmund, rok później rozbił na tym samym etapie Kaiserslautern, a Dortmundowi zrewanżował się w 2013 roku w finale na Wembley. Bayer nigdy wcześniej nie mierzył się z krajowym rywalem w Lidze Mistrzów.

Feyenoord – Inter: Finałowe perspektywy

Dla włoskich klubów rywalizacja z drużynami z Beneluksu okazała się w tym sezonie niespodziewanie traumatyczna, bo Milan odpadł z Feyenoordem, Juventus z PSV, a Atalanta z Club Brugge. Nawet jednak biorąc to pod uwagę, Inter będzie zdecydowanym faworytem i może być zadowolony z wylosowanej drabinki. Feyenoord to teoretycznie słabszy z holenderskich rywali, na których mógł wpaść w pierwszej dla siebie rundzie pucharowej. Bayer to teoretycznie słabszy przeciwnik w tej części drabinki niż Atletico, które mogło się w niej znaleźć. Podobnie jak Lille jest słabsze od Aston Villi, a Barcelona od Liverpoolu. Jeszcze rano, przed losowaniem, mediolańczycy mogli mieć poczucie, że wprawdzie w najbliższej rundzie będą faworytem niezależnie od rywala, ale w kolejnych będą musieli przebijać się przez Atletico czy Liverpool. Trzeba tymczasem pokonać Feyenoord i męczący się sam ze sobą Bayern lub niemający doświadczenia na tym poziomie Bayer, by grać w półfinale i czekać na Barcelonę. Simone Inzaghi ma szansę drugi raz doprowadzić drużynę do finału elitarnych rozgrywek.

Dla Feyenoordu sama obecność na tym etapie to gigantyczna sprawa. Nikt nie zakładał, że uda się w poprzedniej rundzie wyeliminować Milan, a wcześniej rozbić Bayern Monachium, zremisować z Manchesterem City, czy ograć na wyjeździe Benficę. To pierwsza obecność klubu z De Kuip w tak zaawansowanej fazie najważniejszych klubowych rozgrywek w Europie od 31 lat.  Wyeliminowanie Interu byłoby sensacją. Ale kilka wyników holenderskiego klubu z tego sezonu sugeruje, że Inter powinien uważać. Z polskiej perspektywy ta rywalizacja będzie najciekawsza, bo daje realne szanse oglądania aż trzech Polaków. Zwłaszcza Piotr Zieliński i Nicola Zalewski mają szansę na długą grę w Europie. Ale Jakubowi Moderowi też nie można jej odbierać.

Drabinka:

Najlepsza z możliwych. Niewykluczone, że Interowi, aby dojść do finału, wystarczy ogranie tylko jednego rywala z najwyższej europejskiej półki. Patrząc na aktualny Opta Power Ranking, jedyne cztery silniejsze w tej chwili drużyny od Interu, znalazły się w przeciwnej części drabinki. A nawet w półfinale z Barceloną szansę rozkładałyby się mniej więcej po połowie.

MICHAŁ TRELA

***

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów