Ostatnim razem obie te drużyny spotkały się już ponad dwa lata temu. Wówczas, również w Zagrzebiu, Milan rozbił Dinamo i nie było cienia wątpliwości, kto z tego duetu zasługuje na miano wielkiej firmy europejskiej piłki. Nawet jeśli Włosi są od jakiegoś czasu na zakręcie i dziś też przystąpili do starcia z Chorwatami mając swoje własne problemy, to, tak jak wtedy, znów byli zdecydowanymi faworytami. Nie udźwignęli jednak, bo plany pokrzyżował im rodak, Fabio Cannavaro.
Trener Dinama miał na ten mecz prosty plan – jego podopieczni skupili się na tym, żeby rywale z Mediolanu mieli dziś jak najmniej klarownych okazji, a jeśli już im się takowe przytrafią, to żeby koncertowo je partolili. Nieustępliwość, dobra organizacja i odrobina szczęścia w defensywie. A w ataku konterka i jakoś to będzie. Smaczne owoce takiego podejścia do meczu zebrał Cannavaro względnie szybko, bo już w 19. minucie rywalizacji. Wszystko dzięki jednemu z obrońców Milanu, który… no cóż, lepiej niech już sobie tej akcji nie odwija.
Nie warto, a wnioski można wyciągnąć i bez tego.
Dinamo – Milan 2:1. Gabbia jak dobra ciocia
Kojarzycie te wszystkie ciotki, które łapią za policzki i przekonują, że za takim kawalerem to się pewnie oglądają tłumy koleżanek? Te same, które pasą siostrzeńców ciastkami i pytają, czy nie za mało. No to w taką rolę wcielił się dziś Matteo Gabbia, który postanowił nakarmić nadzieje piłkarzy i kibiców Dinama – stopera Milanu przerosło proste przyjęcie piłki, zagranie z elementarza dla maleńkich piłkarzy w bucikach o rozmiarze 30. Błąd Włocha wykorzystał czający się w pobliżu Martin Baturina, który szybko doskoczył do rywala, zabrał futbolówkę i popędził z nią na bramkę Milanu. Gol był już tylko formalnością.
Matteo Gabbia with an absolute shocker for Milan. Zagreb are up 1-0 and as of right now Christian Pulisic and Milan are outside the Top 8 pic.twitter.com/LdcRHCVDTw
— Pitch Picks (@PitchPickss) January 29, 2025
Milan niby rzucił się do odrabiania strat, ale próby gości były po prostu chaotyczne. W uporządkowanej grze Dinama piłkarze Sergio Conceicao kompletnie nie mogli się odnaleźć. Powiedzmy sobie szczerze – choć Rossoneri byli częściej przy piłce, to nie oni nadawali ton grze na stadionie w Zagrzebiu. Pierwsza połowa ułożyła się całkowicie pod dyktando gospodarzy, a dopomógł jeszcze dobry wujek Yunus Musah.
Musah jak dobry wujek
Jest taki typ wujka – opowiada głupie żarty, lubi się awanturować, nie trzyma ciśnienia i zdarza mu się przegiąć pałkę. W Zagrzebiu rolę kogoś takiego odegrał 22-letni Amerykanin, który jeszcze w pierwszej części spotkania osłabił Milan i to tylko z powodu własnej głupoty. Najpierw poawanturował się trochę razem z Josipem Misiciem i w efekcie obaj panowie zostali ukarani żółtą kartką. Kilka minut później Musah poszedł jednak o krok dalej i w niegroźnej już sytuacji sprowadził do parteru jednego z piłkarzy Dinama.
Efekt? Już wiecie – sędzia Letexier ponownie sięgnął do kieszeni i choć Musah jeszcze się awanturował, to nie miał nawet odrobiny racji. Zasłużył na to, żeby wylecieć z boiska. A my zasłużyliśmy na to, żeby go już więcej w tym meczu nie oglądać.
Druga połowa jak plac zabaw
Do przerwy jeden gol i czerwona kartka. Po zmianie stron… hulaj dusza, piekła nie ma! Najpierw nieuznany gol Luki Stojkovicia, który już się cieszył z powiększenia prowadzenia, gdy sędzia Letexier przyznał rację kolegom siedzącym za monitorami i cofnął akcję do wcześniejszego zagrania ręką Baturiny. Parę chwil później uznane i jak najbardziej przepisowe trafienia Christiana Pulisika – Amerykanin skorzystał z badziewnej interwencji Ivana Nevisticia, pod którego rękami piłka jakoś wturlała się do siatki. Gol dla Milanu padł w sumie z niczego, bo piłkarze Sergio Conceicao nijak sobie na niego nie zapracowali.
Cały czas musieli walczyć w osłabieniu, przez co to Dinamo dalej dyktowało warunki. Chwilę po wyrównaniu prawie zrobiło nam się 2:1, lecz tu ponownie interweniował arbiter – jeden z gospodarzy dał się złapać na spalonym i choć piłka po raz kolejny wpadła do siatki, to znów o golu nie mogło być mowy. Coś jednak jest w tym, powiedzonku, że do trzech razy sztuka. Maignana w sposób przepisowy pokonał w końcu Marko Pjaca i Dinamo po raz kolejny trafiło do nieba, czyli baraży o 1/8 finału Ligi Mistrzów.
🚨🇪🇺 GOAL | Dinamo Zagreb 2-1 AC Milan | Marko Pjaca
AC MILAN HAVE GONE BEHIND AGAIN !!!!!!!!pic.twitter.com/zNHmmKv9Vn
— Tekkers Foot (@tekkersfoot) January 29, 2025
System rozgrywek jak kat
Z nieba zabrali Chorwatów uparcie walczący o swoje piłkarze Sportingu. Portugalczycy mieli początkowo spore problemy z Bolonią, lecz wreszcie wyrwali Włochom jeden punkcik i Dinamo, mimo świetnego meczu i wygranej, ostatecznie żegna się z rozgrywkami. Jako jedyna drużyna z jedenastoma punktami na swoim koncie. Pogrążona przede wszystkim przez tę nieszczęsną, wielką porażkę z Bayernem Monachium (2:9) na samym początku fazy ligowej – słodko-gorzki jest ten wieczór w Zagrzebiu.
Chorwaci zostawiają jednak po sobie niezłe wrażenie i pokazują, że jak się chce, to można. Na przeciwległym brzegu Milan, który niby gra dalej, ale dziś kompletnie pokpił sprawę i do 1/8 będzie przedzierał się przez dodatkowe play-offy, w których wcale nie musi być za łatwo.
Dinamo Zagrzeb – AC Milan 2:1 (1:0)
- 1:0 – Baturina 19′
- 1:1 – Pulisic 53′
- 2:1 – Pjaca 60′
Czerwona kartka: Musah 39′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Historyczny sezon francuskich klubów. Przebijają nawet Legię i Jagiellonię
- Destrukcyjny perfekcjonizm Pepa Guardioli
- Jaki tu spokój, czyli walka Górnika z własnym sufitem
- Widzew i mocny research. Oby nowego dyrektora sportowego…
Fot. Newspix