Reklama

Kluby, które zawiodły w 2024 roku, czyli Against Modern Football

AbsurDB

Autor:AbsurDB

30 grudnia 2024, 10:38 • 10 min czytania 15 komentarzy

Które kluby zawiodły najbardziej w 2024 roku? Kto spadł z piedestału, pogrążył się w dolnych rejonach tabeli ligowej po dominacji w ostatnich latach i kompletnie skompromitował się w Europie? Wbrew pozorom, dziś nie będzie wiele o Śląsku Wrocław, bo są w Europie mniej i bardziej znane kluby, które rozczarowały swoich kibiców w równie wielkim stopniu.

Kluby, które zawiodły w 2024 roku, czyli Against Modern Football

Manchester City

Manchester City rozpoczął rok 2024 na trzecim miejscu w tabeli, ale wygrana w zaległym meczu z Brentford mogła spowodować, że miałby tylko dwa punkty straty do Liverpoolu. Wiosna była całkiem dobra. Poza remisami z Chelsea, Liverpoolem i Arsenalem, The Citizens wygrali wszystkie pozostałe mecze ligowe. Ligę Mistrzów właściwie też skończyli bez porażki, dwukrotnie remisując w ćwierćfinale z Realem i odpadając dopiero po rzutach karnych i pudłach Bernardo Silvy oraz Mateo Kovacicia. Do 30 października właściwie wszystko szło jak dawniej. Byli liderem Premier League bez porażki, a w Lidze Mistrzów strzelili dziewięć goli, nie tracąc żadnego.

Wtedy po prostu wszystko się zawaliło. Cztery kolejne porażki w lidze. Po nich wygrana z Nottingham, a następnie znów seria czterech spotkań bez zwycięstwa. Przełamali się wczoraj, wygrywając z Leicester 2:0. Odpadli z Pucharu Ligi z Tottenhamem, zdobyli zaledwie punkt w Lidze Mistrzów w meczach ze Sportingiem, Feyenoordem i Juventusem. Nawet remis z holenderską drużyną nie przyniósł radości, bo zespół roztrwonił w nim trzybramkowe prowadzenie – po raz pierwszy od 6 maja 1989 roku, gdy na ostatniej prostej stracił awans z drugiej ligi w meczu z Bournemouth.

Wśród licznych antyrekordów pobitych w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy przez City są między innymi przegrane pięć meczów z rzędu po raz pierwszy od 2006 roku i bycie pierwszym mistrzem Anglii, który zanotował pięć porażek z rzędu po zdobyciu tytułu od czasów Chelsea w 1956 roku.

Reklama

W tabeli łącznej 2024 roku w Premier League klub, który wydawało się, że będzie dominował przez lata, jest trzeci za Arsenalem i Liverpoolem. W klasyfikacji bieżącej zajmuje dopiero piąte miejsce. Do przyszłorocznej Ligi Mistrzów pewnie się zakwalifikuje, ale do liderujących The Reds traci już czternaście punktów. Ciężko może być też w tym roku w Europie, bo klub jest obecnie na pograniczu 24. miejsca, dającego baraże. Konieczność gry dodatkowej rundy, gdy najwięksi rywale będą odpoczywać może być kluczowa dla walki o tytuł.

RB Lipsk

Dwa kluby z koncernu Red Bulla kompletnie się posypały i to w tym samym momencie. Trudno nawet obiektywnie ocenić, który dokonał głębszego tąpnięcia i właściwie dlaczego nastąpiły praktycznie jednocześnie.

Lipsk w Sylwestra rok temu zajmował czwarte miejsce w Bundeslidze, ale rundę wiosenną zaczął fatalnie – od trzech porażek, a z Ligi Mistrzów odpadł z Realem. Od marca było już lepiej i zespół przestał przegrywać. Początek nowego sezonu był bardzo dobry – sześć zwycięstw (w tym z Bayerem) i dwa remisy. Od początku listopada wszystko się załamało. Lipsk wygrał tylko dwa z siedmiu spotkań, przegrywając aż 1:5 z Bayernem i takim samym wynikiem u siebie z Wolfsburgiem. Natomiast Liga Mistrzów to jeszcze większa katastrofa. Kandydat do szerokiej czołówki europejskiej po prostu przegrał wszystkie sześć meczów i stracił już szanse nawet na wejście do baraży. W tabeli roku 2024 Bundesligi zajmuje dopiero piąte miejsce.

RB Salzburg

Klub z Salzburga wkraczał w 2024 rok jako lider ligi. Do kwietnia wszystko wyglądało dobrze i zespół nie przegrał żadnego spotkania. Wtedy – najpierw w półfinale Pucharu Austrii wyeliminował ich Sturm, a potem zaledwie jedna wygrana w sześciu kolejnych meczach rundy mistrzowskiej oznaczała, że tytuł po dekadzie dominacji Czerwonych Byków trafi do Grazu. Fanom wydawało się, że po przerwie letniej wszystko wróci do normy, co potwierdzały pierwsze trzy zwycięstwa. Jednak z ostatnich sześciu meczów Salzburg nie wygrał żadnego, a wcześniej ze Sturmem przegrał aż 0:5. W efekcie jest na kompromitującym dla niedawnej potęgi piątym miejscu z aż dziesięcioma punktami straty do lidera. W Lidze Mistrzów przegrał pięć z sześciu meczów do zera, w każdej porażce tracąc co najmniej dwa gole, a pozostały mu jeszcze trudne mecze z dwoma madryckimi ekipami.

Reklama

Jak policzył na portalu X Lorenzo Carli, spośród dziesięciu największych miesięcznych spadków rankingu Elo ostatnich piętnastu lat, trzy zdarzyły się w ostatnim kwartale. Były to Manchester City, Salzburg i Lipsk.

Wielu kibiców zadaje sobie pytanie: czy to przypadek, że jednocześnie runęły wyniki trzech europejskich klubów będących uosobieniem rozwoju wyłącznie dzięki włożeniu w nie wielkich pieniędzy przez bajecznie bogatych inwestorów. Ostatni kwartał to zatem święto wszystkich wyznających hasło „Against Modern Football”. Przyjemnie będzie obserwować w 2025 roku, czy jest to trwały trend, czy też znienawidzone kluby, kupujące całe tabuny zawodników za wielkie pieniądze i wypożyczające ich sobie wzajemnie w grupie kapitałowej na szemranych zasadach znów wrócą na czołowe miejsca w swoich krajach.

Girona

Girona w 2024 rok wkraczała na pozycji wicelidera LaLiga. Wiadomo było, że taki stan nie utrzyma się do końca sezonu, ale udało się zachować miejsce dające Ligę Mistrzów. Mały klub z Katalonii jest obecnie na ósmym miejscu, ale strata do czwartej lokaty wynosi już jedenaście punktów. Nie udał się też atak na europejskie puchary. Girona przegrała wszystkie spotkania, poza meczem z najsłabszym Slovanem Bratysława. Także w Pucharze Króla zespół trenera Míchela zawiódł, odpadając z czwartligowym Logrones. Równo dwanaście miesięcy temu opisywałem ten klub jako największe zaskoczenie pozytywne 2023 roku, pisząc:

Pora oswajać się z myślą, że Girona zagra w przyszłym roku w Europie, może nawet w Lidze Mistrzów.

Dziś wiele wskazuje na to, że Biało-Czerwoni jak wiele klubów-meteorów przed nimi odejdą w niebyt tak szybko, jak niespodziewanie pojawiły się w elicie.

Cadiz CF i inni spadkowicze z silnych lig, którzy nie radzą sobie na zapleczu

Rok temu klub z Kadyksu zajmował siedemnaste miejsce w tabeli LaLiga z dwoma punktami przewagi nad Celtą i aż siedmioma nad Granadą i dziesięcioma nad Almerią. Jako że spadają trzy zespoły, wydawało się, że jeżeli uda się odskoczyć zespołowi z Vigo, utrzymanie w lidze jest możliwe. Cadiz w 2023 roku co prawda mało wygrywał, ale też mało przegrywał, często dzieląc się punktami. Po trzech styczniowych porażkach władze kluby zdecydowały się sięgnąć po trenera Mauricio Pellegrino, jednak zryw w końcówce sezonu nie wystarczył do utrzymania. Gra w drugiej lidze nie okazała się ani trochę łatwiejsza. Od początku sezonu ekipa z Kadyksu ociera się o strefę spadkową, a osiemnaste obecnie zajmowane miejsce nie daje pewności utrzymania się na tym szczeblu.

Jeszcze gorzej idzie Tenerife, które jest ostatnie z zaledwie dwoma zwycięstwami, a przecież rok temu ocierało się o baraże pozwalające marzyć o grze w La Liga. A to wszystko dzieje się w czasie, gdy lokalny rywal z Wysp Kanaryjskich – Las Palmas bryluje w elicie, wygrywając na wyjeździe z Barceloną. Zamiast Derbi Canario w LaLiga zapowiadają się za rok małe derby z Atlético Paso na trzecim szczeblu rozgrywek.

W podobnej sytuacji do Tenerife jest Luton Town. Rok temu klub ten tracił tylko punkt do zajmującego bezpieczną lokatę w Premier League Nottingham. Jakże rozeszły się drogi tych klubów, skoro Forest jest wiceliderem ligi angielskiej, a Luton po spadku zajmuje 19. miejsce w Championship. To samo można powiedzieć o Salernitanie, która Nowy Rok spędzała z dwoma punktami straty do bezpiecznego miejsca w Serie A, a rok później jest już osiemnasta w tabeli Serie B i zmierza pewnie ku trzeciej lidze.

Young Boys Berno

W lidze szwajcarskiej wystarczy przymknąć oczy na kilka miesięcy i po ich otwarciu trudno rozpoznać ligową tabelę. Do 2017 roku dominowała Bazylea, wygrywając ligę z siedemnastoma punktami przewagi, by rok później przegrać ją o piętnaście oczek z Young Boys. W 2020 pogroziło im Sankt Gallen, by w kolejnym sezonie ledwo się utrzymać. Dwa lata później mistrzem był już Zurych, by następnie zająć trzecie miejsce od końca. Wydawało się jednak, że klub z Berna mimo małych wpadek jest długoterminowo zdecydowanie najlepszym klubem kraju, co potwierdziło mistrzostwo zdobyte ostatnio z dwunastoma punktami przewagi i gra w fazie grupowej europejskich pucharów w siedmiu z ostatnich ośmiu sezonów.

Tymczasem klub Łukasza Łakomego wygrał dwa z pierwszych jedenastu meczów ligowych i przez kilka kolejek był na ostatnim miejscu w tabeli! Obecnie jest dziewiąty, ale wciąż ma więcej porażek niż zwycięstw i ujemną różnicę bramek. Kiepsko, jak na niedawnego dominatora. Zamiast grać o tytuł zapowiadają się wiosenne występy w grupie spadkowej! Jeszcze gorzej jest w Lidze Mistrzów, gdzie klub zajmuje ostatnie miejsce w tabeli z największą liczbą straconych bramek. Wpuścili ich aż dwadzieścia dwie. Szczególnie wstydliwe są ostatnie dwa wyniki: 1:6 z Atalantą i 1:5 ze Stuttgartem.

Linzer ASK

LASK jeszcze kilka lat temu wydawał się jedynym kandydatem do obalenia potęgi Salzburga. Pięć lat temu został wicemistrzem kraju, a ostatnie dwa sezony skończył na podium. Tymczasem w pierwszych sześciu kolejkach Czarno-Biali pięć razy przegrali. Zajmują obecnie siódme miejsce, które oznacza grę w grupie spadkowej. Kibice są wściekli, że wyprzedza ich nawet lokalny rywal Blau-Weiß Linz i po raz pierwszy od niepamiętnych czasów mogą nie być najlepszym klubem w mieście. Nie pomogło sprowadzenie Jérôme’a Boatenga, który prawie nie gra. Dla nas najważniejsze, że LASK kompromituje się także w Europie, co zwiększa szanse Ekstraklasy na dogonienie ligi austriackiej w rankingu. W barażach o Ligę Europy odpadł z FCSB, a w Lidze Konferencji, gdzie wydawało się, że może walczyć o czołową ósemkę, nie wygrał żadnego spotkania! Zremisował u siebie nawet z islandzkim Vikingurem, przegrał w Banja Luce, a od Fiorentiny dostał siedem goli. W tabeli zajął 35. miejsce, wyprzedzając tylko Petrocub.

CSKA Sofia

CSKA Sofia skończyła rozgrywki na trzecim miejscu, ale żeby grać w Europie musiała jeszcze ze względu na absurdalny system rozgrywek, stoczyć bój z siódmą drużyną w tabeli. Okazał się nią jej imiennik – CSKA 1948 Sofia, czyli klub założony osiem lat temu przez kibiców niezadowolonych z tego, co działo się w „oryginalnym” CSKA, które ostatecznie baraż ten przegrało. Nie zagrało więc w Europie, a w lidze zajmuje obecnie dopiero ósmą lokatę, która grozi występami w grupie spadkowej.

Dinamo Tbilisi

Wśród zespołów, którym rok 2024 wyraźnie nie służył można wyróżnić także Dinamo Tbilisi. Po wicemistrzostwie Gruzji w 2023 roku klub zajął tym razem siódme miejsce, o punkt unikając baraży o utrzymanie! Oznacza to najgorszą lokatę w tabeli ligowej Dinama Tbilisi od… 1989 roku, gdy było 11. w pierwszej lidze Związku Radzieckiego. Co ciekawe – wyprzedziło wtedy Szachtara Donieck, Lokomotiw Moskwa i Zenit Leningrad (dziś Petersburg).

Adana Demirspor

Zdecydowanie największy upadek w europejskim futbolu klubowym w 2024 roku to jednak Adana Demirspor. Turecki klub ostatecznie w ostatnich dwunastu miesiącach pogorszył swój ranking Elo o 208 punktów, czyli prawie dwa razy więcej niż drugi pod tym względem Salzburg. Ranking ten obejmuje kilkadziesiąt ostatnich lat we wszystkich ważniejszych ligach Europy. Nikt nigdy przed Adana Demirsporem nie pogorszył w nim swojego wyniku tak bardzo w ciągu jednego roku kalendarzowego!

Niedawno pisałem o ich wyczynach przy okazji omawiania Śląska Wrocław. Uprzedzając pytania: aż szesnaście klubów pogorszyło swój ranking Elo w ostatnim roku bardziej, niż wrocławski klub. Co ciekawe ostatnia drużyna Ekstraklasy przesłania nam nieco to, w jakich nastrojach Sylwestra spędzą kibice i właściciele Warty Poznań. Rok temu klub ten był na bezpiecznym miejscu w Ekstraklasie, tracąc zaledwie o jednego gola więcej od Lecha. Dziś jest na trzynastym miejscu w 1. lidze z niewielką, bo trzypunktową przewagą nad strefą spadkową i z najmniejszą w rozgrywkach liczbą strzelonych goli. Strzelili ich tylko czternaście.

Wracając jednak do Turków:

Od 2017 roku klub ten nieustannie, sezon po sezonie, poprawiał swoją pozycję ligową. Zaczął od 14. miejsca w drugiej lidze, potem były kolejno: 13., 6., 3. i wygrana połączona z awansem. W Süper Lig od razu wskoczył na 9. lokatę, a w 2023 roku zajął sensacyjne czwarte miejsce, które dało mu grę w Europie. Po pokonaniu Klużu i rozgromieniu Osijeku dopiero rzutami karnymi grę w fazie grupowej Ligi Konferencji odebrał mu Genk. Jeszcze rok temu wszystko wyglądało świetnie. Pod wodzą Patricka Kluiverta klub znów zajmował piąte miejsce w ligowej tabeli. Wraz z nadejściem 2024 roku wszystko się spektakularnie popsuło. FIFA nałożyła na klub zakaz transferowy.

Wiosną Adana wygrała dwa spotkania i zamiast walczyć o puchary, zajęła dwunaste miejsce, w ostatnich dwóch domowych meczach tracąc po sześć goli. Jesienią jest jeszcze gorzej. W piętnastu spotkaniach turecka ekipa odniosła jedno zwycięstwo i strzeliła jedenaście bramek. Jej piłkarze zdobyli pięć punktów i tracą ich aż jedenaście do bezpiecznego miejsca.

W tamtym artykule znajdziecie też opis sytuacji innych zespołów przechodzących kryzys, takich jak Hamrun, Tromso, Hearts, Lokomotiw Płowdiw, Poniewież i oczywiście Śląsk Wrocław.

Oczywiście zaraz po publikacji poprzedniego artykułu jego bohaterowie wygrali wyjazdowy mecz z przedostatnim  Hataysporem 3:1. Przegrywali, ale rywale dostali czerwoną kartkę. Tydzień wcześniej wygrali też swój pierwszy mecz w sezonie i to z Besiktasem. Może do dobry znak do wszystkich wymienionych w dzisiejszym tekście. Jest szansa, że wytykanie ich palcem wiąże się z nagłą odmianą losu. Przyda im się  to bez wyjątku.

WIĘCEJ TEKSTÓW AUTORA:

fot. NewsPix

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Anglia

I tak nikt inny nie grał, więc rzuciliśmy okiem na wygraną Arsenalu z Brentford

Antoni Figlewicz
3
I tak nikt inny nie grał, więc rzuciliśmy okiem na wygraną Arsenalu z Brentford

Komentarze

15 komentarzy

Loading...