Reklama

Marny futbol w Guingamp. Leverkusen remisuje z Brestem na zaciągniętym hamulcu

Paweł Wojciechowski

Autor:Paweł Wojciechowski

23 października 2024, 20:48 • 5 min czytania 0 komentarzy

W Guingamp nieoczekiwanie zmierzyły się dwie niepokonane drużyny w tym sezonie Champions League. Niewiele osób przed sezonem oczekiwało, że to właśnie Stade Brestois i Bayer Leverkusen będą w wąskim gronie zespołów z sześcioma punktami po dwóch kolejkach. Obie w poprzedniej kampanii przyzwyczaiły nas do niespodziewanych wyników. Tym razem jednak były do bólu nudne i przewidywalne, dając nam kiepskie widowisko i dzieląc się punktami.

Marny futbol w Guingamp. Leverkusen remisuje z Brestem na zaciągniętym hamulcu

Podobieństwa i różnice

Co łączy obie drużyny? Poza kompletem punktów w dwóch pierwszych kolejkach fazy ligowej Ligi Mistrzów, miały za sobą historyczny sezon, najlepszy w historii klubu. Jednak to samo co łączy, także dzieli oba zespoły. Brest mierzył się do tej pory w Champions League raczej z kopciuszkami (Sturm Graz, RB Salzburg). Dużo bardziej wartościowe były zwycięstwa Aptekarzy, którzy dwa razy do zera odprawili Milan i Feyenoord.

Historyczne wyniki w krajowych rozgrywkach też różnią się od siebie. Brest był przez dekady typową ligową wańką-wstańką, lawirującą między pierwszym i drugim poziomem rozgrywkowym. Aż nagle w zeszłym roku został rewelacją Ligue 1, na koniec sezonu ustępując tylko gigantom z PSG i Monaco, tym samym pierwszy raz w historii awansując do europejskich pucharów. Do tej pory najlepszym wynikiem Brestu było 8. miejsce w sezonie 1986/87.

Bayer Leverkusen to z kolei znana i ceniona w Europie marka. Klub w przeszłości grał w finale Ligi Mistrzów i potrafił zwyciężyć w Pucharze UEFA. Nigdy jednak nie zdobył mistrzowskiej patery w Bundeslidze. No to jak w zeszłym roku w końcu ją podniósł, to od razu w dublecie z Pucharem Niemiec, a niewiele zabrakło, żeby Aptekarze dołożyli do tego jeszcze zwycięstwo w Lidze Europy, bo pogromcę znaleźli dopiero w majowym finale z Atalantą. Była to zresztą jedyna porażka w całym sezonie. Gracze z Leverkusen pobili wieloletnie rekordy Bayernu Monachium, śrubując swoją serię meczów bez przegranej do 51.

Przepaść w rankingu, nie na boisku

Ta różnica widoczna jest też zresztą w rankingu UEFA. Przed startem rozgrywek Brest był w nim na 112. miejscu, najsłabszym spośród wszystkich uczestników fazy ligowej Champions League, podczas gdy Bayer był 13. Niemal sto pozycji wyżej.

Reklama

Od pierwszego gwizdka tej przepaści na boisku nie było jednak widać. Ba, w ogóle niewiele było do oglądania, bo oba zespoły zaprezentowały nam futbol w wersji light. Bez energii, bez pomysłu i bez jakichkolwiek konkretów. Do 25. minuty to widowisko nie było godne nie tylko fazy ligowej Ligi Mistrzów, ale nawet pierwszej rundy kwalifikacji do niej.

W końcu nudę postanowił przerwać Florian Wirtz, który najpierw wyszedł fantastycznie do prostopadłego podania Jonasa Hoffmanna i trafił do bramki obok bezradnego Bizota, a kilka minut później zabawił się okrutnie z obrońcami Brestu, kiwając kilku z nich na granicy pola karnego, choć tym razem strzał był nieco mniej udany. Chwila przyspieszenia, błysk geniuszu największej gwiazdy i ponowny zjazd do pit stopu. Tak wydawał się wyglądać plan Bayeru Leverkusen na tę pierwszą połowę.

Spokojne, oszczędne rozgrywanie piłki i poczucie wyższości w sztuce futbolowego rzemiosła widoczne od pierwszej minuty uśpiło jednak faworyta. Brest rzadko zagrażał niemieckiej drużynie, ale im bliżej było końca pierwszej połowy, robił to coraz częściej i groźniej. Rzut wolny Romaina Del Castillo tuż przed linią pola karnego (minimalnie chybiony) był pierwszym ostrzeżeniem. Potem był już wyrównujący gol. Do posłanej w pole karne przez Camarę świecy jako pierwszy dopadł Pierre Lees Melou, który ładnym wolejem nie dał szans stojącemu w bramce Bayeru Kovarowi.

Reklama

Jeśli to miało obudzić znów śpiącego giganta, to nie obudziło. Faworyt poza wspomnianym kilkuminutowym przebudzeniem spał sobie w najlepsze, a po boisku hasał dalej francuski underdog. Zarówno przed przerwą, jak i po zmianie stron. Hasał, ale i tak zbyt wiele z tego nie wynikało. Oba zespoły chciały za wszelką cenę uśpić nie siebie nawzajem, ale widzów na stadionie i przed telewizorami.

Starcie współliderów Champions League znów zrobiło się przeraźliwie nudne. Ale ale. Ta drużyna która na boisku poruszała się w czarnych koszulkach to wciąż Bayer Leverkusen. Pamiętamy przecież co najmniej kilkanaście końcówek spotkań z minionej kampanii, w której aktualny mistrz Niemiec ratował remisy albo zwycięstwa w doliczonym czasie gry. Nawet gdy nic tego nie zapowiadało.

Ale to nie była jedna z tych sytuacji. Bayer chciał wygrać na zaciągniętym hamulcu, przez pół meczu będąc w pit stopie. Ale nic z tego. To nie był przypadkowy wynik. Drużyna, która zdobyłaby tu trzy punkty, praktycznie zapewniała sobie udział w fazie play off, będąc niemal pewnym co najmniej 24. miejsca po zakończeniu fazy ligowej. Jak to często w takich sytuacja bywa, każda z drużyn bardziej bała się stracić tę szansę niż powalczyć o jej wykorzystanie.

Ostatecznie sprawiedliwy remis daje wciąż bardzo dobrą sytuację w ligowej tabeli obu drużynom, a Brest udowodnił ostatecznie, że pasuje do europejskiej elity piłkarskiej, walcząc jak równy z równym z faworyzowanym mistrzem Niemiec. Szkoda, że zabrakło trochę piłkarskiej jakości, aby utrzeć mu nosa raz jeszcze. Może wtedy zobaczylibyśmy szaloną końcówkę, do jakich przyzwyczaił nas zespół Xabiego Alonso w poprzednim sezonie.

A tak mamy tylko duży niedosyt i rozczarowanie.

Stade Brestois – Bayer Leverkusen 1:1 (1:1)

P. Lees Melou 39′ – F. Wirtz 24′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kibic FC Barcelony od kiedy Koeman strzelał gola w finale Pucharu Mistrzów, a rodzice większości ekipy Weszło jeszcze się nawet nie znali. Fan Kobe Bryanta i grubego Ronaldo. W piłce jak i w pozostałych dziedzinach kocha lata 90. (Francja'98 na zawsze w serduszku). Ma urodziny tego dnia co Winston Bogarde, a to, że o tym wspomina, potwierdza słabość do Barcelony i lat 90. Ma też urodziny tego dnia co Deontay Wilder, co nie świadczy o niczym.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
0
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
50
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Liga Mistrzów

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
0
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
50
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

0 komentarzy

Loading...