Reklama

Liverpool wygrywa z Lipskiem i pokazuje, że może namieszać w Europie

Radosław Laudański

Autor:Radosław Laudański

23 października 2024, 23:10 • 5 min czytania 1 komentarz

Liverpool nie zostawił dziś rywalowi złudzeń i pokonał 1:0 RB Lipsk. Niemiecka drużyna może mówić o łagodnym wymiarze kary. Gdyby nie fenomenalna postawa Petera Gulacsiego, wynik byłby znacznie wyższy. To trzecia wygrana „The Reds” w Lidze Mistrzów. W maszynie Arne Slota wszystko funkcjonuje jak należy i można się zastanawiać, gdzie leży sufit tego zespołu.

Liverpool wygrywa z Lipskiem i pokazuje, że może namieszać w Europie

Mentalne znaczenie bramki

Liverpool zaczął to spotkanie w wyjątkowo ospały sposób. Podopieczni Arne Slota w pierwszym kwadransie byli bierni niczym Juventus podczas wczorajszej rywalizacji z VfB Stuttgart. Lider Premier League miał co prawda ogromną przewagę w posiadaniu piłki, ale to rywal był konkretniejszy. Podopieczni Marco Rose dobrze czują się w momencie, kiedy rywal ma inicjatywę, co pokazał początek meczu. Gospodarze po odzyskaniu piłki ruszali z groźnie wyglądającymi kontratakami. W niezłych sytuacjach znaleźli się Sesko oraz Haidara, wykończenie okazało się jednak zbyt słabe, aby zaskoczyć Kellehera.

Najciekawszym momentem była jednak bramka zdobyta ze spalonego przez Opendę. To było ostrzeżenie dla „The Reds”, że czas się w końcu zabrać do roboty. W 25. minucie spotkania obraz za bardzo nie uległ zmianie, nadal Lipsk mimo niskiego posiadania piłki był konkretniejszy i wydawało się, że lada moment może udokumentować przewagę. Chwilę później zupełnie nieoczekiwanie Liverpool objął prowadzenie po trafieniu zawodzącego do tej pory Darwina Nuneza.

W akcji bramkowej najważniejsze znaczenie miała wrzutka Kostasa Tsimikasa, który ostatnio znajduje się w dobrej formie. Grecki obrońca potrafi zrobić różnicę podaniem, co również pokazał podczas spotkania z Milanem, kiedy zaliczył asystę. Po tak dobrym dośrodkowaniu asysta Salaha i wykończenie Nuneza okazały się formalnością. W tamtym momencie przebieg meczu zmienił się całkowicie. Lider Premier League uwierzył w swoje umiejętności i wziął rywala na karuzelę. W nieco ponad 15 minut do końca pierwszej połowy „The Reds” wykręcili dwa razy lepsze statystyki od Lipska. Podopieczni Arne Slota byli bardzo blisko podwyższenia prowadzenia. Zobaczyliśmy m.in. bliźniaczą akcję, jak w meczu z Milanem, kiedy z rzutu rożnego gola strzelił Virgil van Dijk. Tym razem górą okazał się jednak golkiper Lipska Peter Gulacsi, bez którego padłoby kilka bramek więcej.

Przebieg końcówki pierwszej połowy jest doskonałym przykładem tego, jak bardzo zdobyta bramka jest w stanie mentalnie odblokować faworyta. To scenariusz, który wielokrotnie widywaliśmy w piłce nożnej. Do momentu objęcia prowadzenia dominujący zespół ma związane nogi, a po trafieniu wszystko staje się proste, lekkie i przyjemne.

Reklama

Mecz dla koneserów

Po przerwie nie działo się zbyt wiele. W pierwszych dziesięciu minutach Liverpool atakował z mniejszym animuszem, a Lipsk nieudolnie próbował się odgryzać. Najciekawszym wydarzeniem drugiej części meczu była niezwykle efektowna akcja Szoboszlaia z Mac Allisterem, która zakończyła się strzałem w poprzeczkę Argentyńczyka zza pola karnego. Patrząc na fazę finalizacji, Liverpool może mówić o pewnym rozczarowaniu. Dziś potwierdziła się tendencja z poprzednich spotkań. „The Reds” często dominują przeciwnika, jednak nie potrafią zabić meczu i kibice do końca muszą drżeć o wynik. Dziś w końcówce Lipsk miał również swoje momenty. Od 70. minuty meczu podopieczni Marco Rose zaczęli wyglądać lepiej, nie możemy jednak mówić o mocnym oblężeniu bramki „The Reds”.

Rozczarowujący Lipsk

Wszyscy mieliśmy prawo spodziewać się więcej po RB Lipsk w obecnej edycji Ligi Mistrzów i nie dotyczy to tylko tego meczu. Klubowi udało się zatrzymać wszystkie ofensywne gwiazdy z zeszłego sezonu. Wydawało się, że obecność Loisa Opendy, Benjamina Sesko oraz Xaviego Simonsa sprawi, że niemiecki klub stanie się maszyną do zdobywania bramek. Efekt jest zupełnie odwrotny, oglądanie podopiecznych Marco Rose jest męczące. Kluby ze stajni Red Bulla zawsze kojarzyły się z ofensywną piłką, teraz w ich grze pojawiło się więcej kunktatorstwa. Wspomniany wcześniej Xavi Simons bardzo mocno obniżył loty. O 21-latka miały zabijać się największe kluby w Europie, tymczasem dostajemy lekcję pokory, że nie warto czcić z dużym entuzjazmem piłkarzy, którzy zagrali jeden dobry sezon w poważnej lidze.

Po trzech porażkach z rzędu w Lidze Mistrzów można zwątpić, czy niemiecki zespół awansuje do fazy pucharowej. Mimo wszystko w ostatnich latach przyzwyczailiśmy się do wyższych standardów z ich strony. W ostatnich sezonach wyjście z grupy stało się oczywistością, a nie wielkim wydarzeniem. Można odnieść wrażenie, że spośród wszystkich porażek Lipsk wyglądał dziś najgorzej. Nie jest to też najlepsza reklama dla Bundesligi, ponieważ stracili tylko dwie bramki w lidze, gdy w Lidze Mistrzów obrona kapitulowała sześciokrotnie, a bez dobrej formy Gulacsiego moglibyśmy obejrzeć dwucyfrową liczbę.

Konsekwentny Liverpool

Po przyjściu Arne Slota „The Reds” wygrali 11 z 12 spotkań. Jest to oszołamiająca statystyka. Wielu kibiców niepokoiło się tym, co będzie po odejściu Jurgena Kloppa, wielu przewidywało co najmniej trzęsienie ziemi. Na razie w zespole widać pozytywne odświeżenie, co pokazał również dzisiejszy mecz. Kolejny raz bardzo dobrze dysponowany był Trent Alexander-Arnold, który robił dużą przewagę podaniami, a także wcześniej wspomniany Tsimikas. Boki obrony okazały się niezwykle ważne w tworzeniu akcji ofensywnych. „The Reds” wygrali środek pola, a Mac Allister pokazał, że mimo świetnego występu Curtisa Jonesa przeciwko Chelsea, jego pozycja w pierwszym składzie nie jest zagrożona. Co ciekawe mimo asysty nie zobaczyliśmy fajerwerków ze strony Mohameda Salaha. Patrząc na fakt, że w bieżącym sezonie ma na koncie siedem bramek i sześć asyst we wszystkich rozgrywkach, można było spodziewać się więcej.

Reklama

Kibice Premier League mogą być dumni z tego, że Liverpool wrócił do Ligi Mistrzów. Biorąc pod uwagę zeszłoroczne popisy w fazie grupowej Manchesteru United i Newcastle, liga angielska ma znacznie mocniejszą obsadę w najbardziej prestiżowych rozgrywkach w Europie. Mimo że Liverpool nie jest głównym faworytem do wygrania tych rozgrywek, to bezdyskusyjne zwycięstwa z Milanem, Bologną oraz Lipskiem pokazują, że z „The Reds” trzeba się liczyć.

RB LIPSK – LIVERPOOL 0:1 (0:1)

27′ Darwin Nunez

WIĘCEJ NA WESZŁO: 

Fot. Newspix

Urodzony w tym samym roku co Theo Hernandez i Lautaro Martinez. Miłośnik wszystkiego co włoskie i nacechowane emocjonalną otoczką. Takowej nie brakuje również w rodzinnym Poznaniu, gdzie od ponad dwudziestu lat obserwuje huśtawkę nastrojów lokalnego społeczeństwa. Zwolennik analitycznego spojrzenia na futbol, wyznający zasadę, że liczby nie kłamią. Podobno uważam, że najistotniejszą cnotą w dziennikarstwie i w życiu jest poznawanie drugiego człowieka, bo sporo można się od niego nauczyć. W wolnych chwilach sporo jeździ na rowerze. Ani minutę nie grał w Football Managera, bo coś musi zostawić sobie na emeryturę.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

1 komentarz

Loading...