Michał Probierz zaprosił nas na okrągłą rocznicę pracy w reprezentacji Polski. Imprezę przyszykował starannie, pamiętając o nawiązaniach do swojego debiutu. Wówczas graliśmy z Wyspami Owczymi, teraz zagraliśmy jak Wyspy Owcze wtedy w Torshavn. Tyle dzieliło wtedy nas i ich, ile teraz dzieliło nas i Portugalczyków, choć pewnie znajdą się i tacy, którzy stwierdzą, że to zbyt łagodna teza.
Wciąż najwięcej odwagi w reprezentacji Polski pojawia się, gdy Michał Probierz:
- wysyła powołania
- wychodzi na konferencję prasową
- wystawia skład na mecz
Trochę to rozumiemy, bo przecież selekcjoner wciąż pracuje na podobnym materiale, co jego poprzednicy. A materiał mamy, jaki mamy. Udało się odejść od wychodzenia na mecz na kolanach, ale na to, żeby przyjąć postawę boksera gotowego do bitki, wciąż jeszcze czekamy. Tymczasem, skoro wciąż słuchamy o tym, jak to podążamy w kierunku wschodzącego słońca, po roku marszu wypada zapytać, gdzie się ten zapowiadany świt podziewa?
Z Portugalią niby bezzębni nie byliśmy, niby krzątaliśmy się przy jej szesnastce, tworząc jakieś pół-szanse, ale potem piłkę zabierał Rafael Leao i mogliśmy tylko rozdziawić paszczę, obserwując, jak to się robi naprawdę.
Rewolucyjny ruch Probierza. Gramy 0-5-2!
Portugalia naucza futbolu
Bo robi się to tak, jak zademonstrował Nuno Mendes już w dziesiątej minucie gry. Ustawiony w półprzestrzeni zagrał prostopadle, w uliczkę, gdzie śmignął Leao, który podniósł wszystkim tętno płaskim podaniem na przeciwny koniec szesnastki. Kilkanaście sekund później portugalski pędziwiatr dograł futbolówkę raz jeszcze, a Cristiano Ronaldo, korzystając z pechowej interwencji Jana Bednarka, ustrzelił poprzeczkę.
Fruwająca w naszym polu karnym piłka zwiastowała kolejne kłopoty. Wystarczyło, żeby Ruben Neves lepiej przyłożył głowę i Maxi Oyedele po niespełna kwadransie miałby bramkę w plecaku. Gubić takiego kozaka na dalszym słupku po prostu nie wypada. Lepiej też nie tracić piłek tak, jak Nicola Zalewski, bo Pedro Neto wpadnie między dwóch, trzech rywali, a potem urodzi się z tego uderzenie Bruno Fernandesa, które przypomni, dlaczego Łukasz Skorupski ma łatkę specjalisty od genialnych parad.
Nawet on nie był jednak w stanie zatrzymać Bernardo Silvy, gdy Bruno Fernandes zgrał mu piłkę głową na piąty metr. W tamtym momencie ekipa Roberto Martineza rozegrała to wręcz treningowo. Dłuższe podanie, spadające za plecy obrońców, Fernandes sprytniejszy od Bednarka, inteligentne zachowanie, praca zespołowa i nagroda w postaci gola.
Wyliczamy wam to wszystko po to, żeby pokazać, że choć w tym okresie parę razy znaleźliśmy podaniem Karola Świderskiego; że Piotr Zieliński pokazał, co oznacza umiejętność otwierającego podania po odbiorze piłki, to jednak od Portugalii możemy się tylko uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć.
Oyedele bez debiutu marzeń
Zacząć można od biegania albo przynajmniej świadomości tego, jak można uniknąć problemów. Wystarczy choćby powalić Rafaela Leao, zanim sprintem przemierzy połowę boiska. Drugi gol dla gości padł po tym, jak Leao zabrał piłeczkę i po prostu odjechał. Fakt, obił słupek, ale Cristiano Ronaldo dostał szansę na dobitkę jak na tacy, absolutnie nikt (Dawidowicz, Zalewski?) nie spróbował mu przeszkodzić.
Oyedele chwilę wcześniej zaś popatrzył na Leao, pomachał mu i to byłoby na tyle. Jeśli obawialiśmy się, czy Michał Probierz nie wrzuci go na zbyt głęboką wodę, to były to obawy słuszne. Gdyby powiedzieć Grzegorzowi Krychowiakowi, że jednak może celebrować odejście z kadry na boisku i wystawić go w miejsce Maxiego, nie odczulibyśmy różnicy.
Portugalia to nie Górnik. Oyedele na dwóję [NOTY]
Brutalne, ale prawdziwe. Oyedele dreptał, grał bezpiecznie, niby się pokazywał, ale tak, że wciąż był schowany. Niech to nie przekreśla jego przyszłości w narodowych barwach, niech nie wywoła przesadnej reakcji. Młodzian bez doświadczenia spalił się w debiucie, bywa.
W zasadzie co mecz z rywalem pokroju Portugalii możemy powtarzać to samo. Coś kiełkowało, ale wyliczać to możemy szanse rywali, nie nasze. Weźmy sytuację z początku drugiej części gry, gdy uciekiniera na skrzydle nie przypilnował Jakub Kiwior, co skończyło się wyłożeniem piłki niepilnowanemu Ronaldo. Ten nie uderzył, poczekał, wystawił Fernandesowi i tylko pokiwał głową z niedowierzaniem, że Bruno okradł go z asysty. Lider United w podobny sposób zabrał konkret Leao, trafiając z bliska w Skorupskiego.
I tak dalej, i tak dalej. Gdybyśmy po godzinie mieli czwórkę w plecaku, nie byłoby to sensacją.
Gol Zielińskiego wcale nie dał nadziei
Dlatego też nie ma sensu szukać sprawiedliwości w sytuacji Michaela Ameyaw. Chwilę przed nią zdołaliśmy złapać kontakt, przynajmniej w teorii. Jak zawsze promyczkiem w naszej szarości okazał się duet Kacper Urbański — Piotr Zieliński, który pograł między sobą tak, że Zieliński znalazł się w dogodnej sytuacji i ją wykorzystał. W teorii więc tliła się nadzieja na remis, ale czy na pewno?
Remis nam się nie należał, nie zasługiwaliśmy na niego, nie zapracowaliśmy na to, żeby Portugalii cokolwiek urwać. Gdy Ameyaw padł w polu karnym po starciu z obrońcą, nie było nawet sensu gardłować, że sędzia nas okradł. Nie, to, że rywale ruszyli wtedy z kontratakiem, który zakończył się bramką samobójczą, było właśnie ręką sprawiedliwości, która wtrąciła się w przebieg spotkania. Tak się to powinno skończyć: oni byli lepsi, ogrywali nas nawet bez wrzucenia czwartego biegu.
Taki nasz obraz, bez zaskoczenia.
Polska – Portugalia 1:3 (0:2)
Zieliński 78′ – Bernardo Silva 26′, Cristiano Ronaldo 37′, Bednarek 88′ (sam.)
- Flavio Paixao: Reprezentacja Polski nie umie wykorzystać Lewandowskiego! [WYWIAD]
- Saganowski dla Weszło: Byłem o krok od FC Porto. Wszystko popsuł Janas
- Beenhakker i Ebi napisali historię. Jak ograliśmy Portugalię w Chorzowie
- „Ronaldo w polu karnym to najlepszy napastnik świata”. Portugalczycy opisują swoją kadrę
- Jaki kraj, taki Beckham. 10 scen z życia reprezentanta Krychowiaka
fot. FotoPyK