Reklama

Młodzież w kontrze. Stal Rzeszów zawstydza pierwszoligowych bogaczy

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

19 sierpnia 2024, 14:16 • 10 min czytania 43 komentarzy

Zabawa tabelą na 90minut.pl pozwala dzielić ligę na poszczególne okresy. Popularna opcja: klasyfikacja za rok kalendarzowy. Na pierwszoligowym pudle ląduje Stal Rzeszów. Gdy przeliczymy średnią punktów, jest na miejscu czwartym. Dysponuje najmłodszą kadrą, jedną trzecią minut dedykuje wychowankom, wygrała cztery z pięciu pierwszych spotkań. Gdy ktoś znów zarzuci, że albo młodzież, albo wyniki, pokażcie im ekipę Marka Zuba.

Młodzież w kontrze. Stal Rzeszów zawstydza pierwszoligowych bogaczy

Według raportu „CIES Football Observatory” wychowankowie — gracze, którzy spędzili w klubie minimum trzy lata w okresie 15-21 lat — klubów Ekstraklasy w minionym sezonie rozegrali średnio 10,4% możliwych minut. Najgorzej wypadł pod tym względem Raków Częstochowa (0%), drugi był Radomiak (0,1%), trzecia Puszcza Niepołomice (0,5%). Własne produkty najczęściej zdobiły witrynę w Ruchu Chorzów (22,5% czasu gry wychowanków), Lechu Poznań (21,3%) oraz Zagłębiu Lubin (21%).

W przypadku Stali Rzeszów mówimy o wyniku lepszym niż średnia najwyższej ligi w kraju – 11,7%. Gdyby porównać podkarpacki zespół do reszty ligowej stawki, plasowałby się on na dziewiątym miejscu.

Wiadomo jednak, że nie jest to w pełni miarodajne zestawienie, bo w Ekstraklasie ciężko byłoby Stali powtórzyć taki wynik. Zerknijmy więc na zaplecze. Wspomniany „CIES Football Observatory” obszernych danych na temat pierwszej ligi nie dostarcza, więc policzyliśmy to sami, biorąc pod uwagę minuty wychowanków według klasyfikacji Pro Junior System. Klub z Rzeszowa najlepszy nie był, ale ewidentnie się wyróżnił.

Procentowy udział czasu gry wychowanków w 1. lidze w sezonie 2023/2024:

Reklama
  1. Chrobry Głogów – 17,1%
  2. Arka Gdynia – 12.9%
  3. Stal Rzeszów – 11,7%
  4. Wisła Kraków – 10,3%
  5. Znicz Pruszków – 9%

Średnią dla drugiego szczebla rozgrywek Stal przebiła znacząco: pierwszoligowcy grali wychowankami średnio przez 4,93% możliwych minut. Wyniki są niższe, bo w przeciwieństwie do CIES uwzględniamy jedynie zawodników wciąż posiadających status młodzieżowca.

Ważniejsze jest jednak to, że dla rzeszowian nie był to jednorazowy wybryk, efekt udanego rocznika. Na Pro Junior System zarabiali już rok wcześniej, a nawet w drugiej lidze. Łącznie 2,6 miliona złotych. W tym roku do szufladki z napisem „zysk z promocji młodzieży” wpaść powinna kolejna okrągła sumka. Na starcie obecnych rozgrywek Stal daje młodzieży jeszcze więcej szans. Jej wychowankowie spędzili na boisku 29,13% możliwych minut.

Dla dzieciaków z Rzeszowa wcale nie oznacza to rozpaczliwej walki o każdy ligowy punkt. Nie, oni patrzą na wszystko z góry, plasując się w ścisłej czołówce ligi.

Młoda Stal Rzeszów znów zaskakuje. Wychowankowie robią furorę

Portal „Transfermarkt” dostarcza ranking-ciekawostkę. Zestawienie najmłodszych wyjściowych jedenastek w konkretnym sezonie. Przed rokiem Stal Rzeszów przeplatała się w nim z Lechią Gdańsk. Obecnie zespół z Podkarpacia zajmuje połowę miejsc w czołowej dziesiątce — w każdym z pięciu spotkań ligowych trener Marek Zub wystawia do gry jeden z najmłodszych składów w stawce.

Środkowi obrońcy Stali zawstydzają podejście do młodzieżowców na tej pozycji w pozostałych klubach. Dla wielu trenerów przepis powinien wypełniać bramkarz lub boczny obrońca, to najbezpieczniejsze pozycje. Narzekał na to Marcin Włodarski, selekcjoner młodzieżówek. Bo to reprezentacja Polski najmocniej odczuwa później tę bojaźń. Jasne jest, że żaden z nich nie będzie bezbłędny, ale czy Synoś wygląda gorzej niż znacznie bardziej doświadczeni zawodnicy?

Reklama

„WyScout” wykazuje, że wygrywa trzy na cztery pojedynki w defensywie. Gdy wędruje w pole karne rywala przy okazji stałego fragmentu gry, robi zamieszanie.

Michał Synoś

Mówi się, że młodzi mają czas, że nie wiadomo, co z nich będzie. Ci chłopcy zbyt długo byli niedoceniani — mówił nam w maju Marek Zub, szef tej kapeli. Na początku sam miał wątpliwości, ale po paru tygodniach zorientował się, że „jednak nie są tak daleko”.

Byli przygotowani do rywalizacji z seniorami, do przejścia do dorosłej drużyny. Bardzo szybko rozumieli to, co miałem im do przekazania, rozumieli grę i trening — to było dla mnie kluczowe — objaśniał szkoleniowiec.

Zub ma w kadrze jedenastu wychowanków. Tomasz Bała wrócił do Stali po paru latach tułaczki. Jako 23-latek, jest najstarszym w tym gronie. Pozostali to przedstawiciele rocznika 2003 (Franciszek Polowiec), 2004 (Kacper Paśko, Miłosz Kaczor, Marcin Kaczor), 2005 (Benedykt Piotrowski), 2006 (Szymon Kądziołka, Szymon Łyczko), 2007 (Michał Synoś, Kacper Plichta), a nawet 2008 (Filip Sonntag).

Marek Zub: Trzeba było powalczyć o docenienie

Ich szanse nie są zależne wyłącznie od tego, co potrafią zrobić z piłką. Stal Rzeszów jest jednym z trzech klubów spoza Ekstraklasy, który ma drużyny w każdej z Centralnych Lig Juniorów (U19, U17, U15). Można założyć w ciemno, że każdy, kto przejdzie proces szkolenia w tej akademii, ma umiejętności piłkarskie na przyzwoitym poziomie. Zub mówił nam jednak, że kluczowe jest co innego.

– Jeśli mam zawodnika, który wytrzymuje tempo wysiłku w trakcie meczu, to jest to podstawa do wrzucenia go do rywalizacji z seniorami. Bez tego nie podejmę się takiego zadania, nawet jeśli jest najlepszym technikiem czy dryblerem. To za mało, bo bez podstawy fizycznej przy pierwszych ruchach zostałby pogrzebany.

Stal Rzeszów nie byłaby w stanie osiągać na zapleczu Ekstraklasy takich wyników, jakie notuje obecnie, gdyby jej zawodnicy nie byli przygotowani na fizyczną walkę z rywalami. Piłkarsko mogą być lepsi, ale gdy na boisku roi się od nastolatków, łatwo jest przegrać fizyczną młóckę. Kto jednak obejrzał spotkania rzeszowian w tym sezonie, ten wie, że zwinność, siła i spryt pomagają Stali dowozić zwycięstwa.

Marek Zub rozwinął Stal Rzeszów

Wartę Poznań Stal rozbiła czwórką do zera. Dla spadkowicza z najwyższej ligi jest to wynik upokarzający. Jeszcze bardziej boli jednak zagłębienie się w szczegóły. Spotkanie z Ziellnymi pokazało rozwój Karola Łysiaka, 20-letniego środkowego pomocnika. Przy pierwszym golu odebrał futbolówkę, rozprowadził kontratak. Przy trzecim jego pressing przełożył się na kolejny odbiór, tym razem na połowie rywala. Stal skuteczny nacisk na rywala wywarła także przy bramce, która ustaliła wynik spotkania: wówczas zrobił to Cesar Pena.

W ligowych statystykach klub z Rzeszowa prezentuje się tak, jak można się tego spodziewać w przypadku drużyny młodej. Wiele dryblingów, masa strzałów, bardzo częsta obecność w szesnastce rywala. Sporo prób penetrujących podań, kontrolowanie gry z piłką przy nodze. Futbol radosny, energiczny, pełen dynamicznych faz przejściowych. W porównaniu z poprzednimi rozgrywkami Stal poprawiła sporo elementów pozwalających jej opanować chaos wynikający z ciągłych zmian: atak-obrona i na abarot.

Przykładem spotkanie z Kotwicą i druga bramka dla rzeszowian. Milan Simcak zbiera drugą piłkę, Stal buduje szybki atak zakończony płaskim podaniem (dośrodkowania po ziemi, skuteczniejsze niż wysokie centry, wpajał w DNA podkarpackiej piłki już Daniel Myśliwiec). W obecnym sezonie znajdziemy jeszcze kilka sytuacji, w których wysoki odbiór piłki albo skuteczne utrzymanie się przy niej (zebranie drugiej piłki) przeradzał się w okazje bramkowe dla Stali.

Virgin trenerzy z milionowym budżetem: Walka o awans? Bez pięciu gości z Ekstraklasy bez szans. Chad Marek Zub: Dajcie mi dziesięciu wychowanków i wyjaśniamy ligę

Świetnie funkcjonują także stałe fragmenty gry. O mały włos, a z Wartą padłyby po nich dwa gole — najpierw po dośrodkowaniu na długi słupek, potem na krótki. Z Kotwicą Stal do strzelenia gola wykorzystała aut i dobrą pracę silnej dziewiątki (zastawka, odegranie, zmiana strony gry), z Miedzią Legnica skuteczny okazał się rzut rożny zagrany na bliższy słupek. Opanowanie stałych fragmentów gry i wykorzystywanie faz przejściowych czyni ze Stali pierwszoligowca grającego bardzo dojrzale, a dorzucić trzeba do tego jeszcze sprawną obronę własnego pola karnego.

Słowem: Stal gra tak, że gdybyśmy nie wiedzieli, że jest zespołem pełnym szczeniaków, wzięlibyśmy ich za rasowego pierwszoligowca, otrzaskanego w warunkach gry na zapleczu. Nie zakładamy, że będzie grać o awans do końca, bo i nie musi. Ważne jednak, że osiąga to, za co inni płacą fortunę, stosunkowo niewielkim kosztem. Pensje w lidze rosną, wszyscy płacą coraz więcej, tymczasem szacunkowy budżet płacowy klubu z Rzeszowa jest… o pięć procent niższy niż dwa sezony wstecz.

Zerkamy więc do raportu „Grant Thornton”, sięgamy po kalkulator i oznajmiamy: Stal Rzeszów wyda na pensje ok. 3,6 mln zł. W ciemno można założyć, że to jeden z trzech najniższych wyników w lidze. Jej sąsiad, Resovia, wydawała ponad dwa miliony więcej, ale i tak spadła z ligi.

Sebastien Thill – gwiazda Stali Rzeszów i całej 1. ligi

Duże pieniądze w Rzeszowie otrzymuje dziś w zasadzie tylko Sebastien Thill. Reprezentant Luksemburga ostatnio wsadził cudownego gola zewniakiem, po którym Stal oznajmiła: „SThill Champions League”, nawiązując do występów pomocnika w Sheriffie Tyraspol. Trzydziestolatek śmiało mógłby jeszcze pograć w lepszym otoczeniu, ale jakoś tak się złożyło, że dobrze mu się żyje w Rzeszowie.

Oczywiście nie będziemy nikogo czarować: zarabia godnie, w Stali mówią, że bez dobrej pensji nie udałoby się go zatrzymać.

Zaoferowanie Thillowi nowej umowy było jednak dokładnie przemyślane. W tym samym czasie decydowała się przyszłość Adlera da Silvy, napastnika z efektem wow i jedną, malutką wadą. Podatnością na kontuzje. Stal stwierdziła, że zdrowie Szwajcara jest zbyt kruche, żeby inwestować w niego sporą kasę. Sebastiena urazy się nie trzymają, jest do dyspozycji tydzień w tydzień, więc w tym przypadku ryzyko było znacznie mniejsze.

Thill to rzeszowska gwiazdeczka. Chłopak, dla którego chodzi się na stadion. Pal licho już, jak strzela, wyliczmy, ile strzela, asystuje, rozgrywa. Pięć pierwszych gier sezonu:

  • 2 gole
  • 2 asysty
  • 4 asysty drugiego stopnia

Poprzednie i obecne zmagania ligowe łącznie: cztery trafienia, dziesięć ostatnich podań, dziesięć asyst drugiego stopnia. Czterdzieści cztery procent goli, jakie Stal Rzeszów strzeliła od momentu podpisania umowy z Luksemburczykiem, padło przy jego udziale. A przecież moglibyśmy podciągnąć pod to wszelkiego rodzaju dobitki, wkład w akcję zakończą rzutem karnym, i tak dalej…

Obserwowanie takich piłkarzy w polskich realiach to wciąż rzadkość. Tak, rzadkość, nawet jeśli mówimy tylko o drugim poziomie rozgrywek, tylko o średniaku tabeli. Włączasz Stal, a tam Thill robi przerzut do nóżki, na pięćdziesiąt metrów. Innym razem puszcza prostopadłą piłkę tak, że ledwo łapią się w tym nawet jego koledzy. Nie drybluje jak wariat, nie odjeżdża rywalom, ale przegląd pola ma niesamowity.

Można go podpompować liczbami z zeszłego sezonu. Absolutna topka pod względem kluczowych podań, podań w tercję ataku, podań progresywnych. Trzeba zejść między stoperów, to zejdzie. Trzeba się pokazać z boku, też jest. Długa piłka, krótka klepka. Nieszablonowy pomysł, zyskanie tereny, wypracowanie szansy. Niesamowite wręcz, jak wiele jest w stanie zmienić jedna taka postać w młodej, rozwijającej się drużynie.

O mentalu nie trzeba już nawet dodawać. Mentalnie Sebastien Thill wnosi do tej szatni tak wiele, że młodzież Stali nie mogła sobie wymarzyć obcowania z lepszym starszym kolegą po fachu.

Młodzież bawi się piłką

Nie ma sensu wróżyć z kart i zakładać się o to, że Stal Rzeszów za pół roku będzie tak samo dobra, jak obecnie i zbierze tyle punktów, że wciąż będzie droczyć się z najbogatszymi w stawce. Ważne, że regularnie daje przykład tego, czym powinna być pierwsza liga. Nie wyścigiem zbrojeń na to, kto da wyższy kontrakt doświadczonemu zawodnikowi, któremu nie poszło półkę wyżej, lecz miejscem, w którym banda ciekawych chłopaków bawi się piłką.

Wyliczenia dotyczące wychowanków, które przeprowadziliśmy na wstępie, są wstydliwe dla wielu drużyn. Wisła Płock, Górnik Łęczna, Polonia Warszawa – swoi chłopcy, którzy łapaliby się na punktowanie w Pro Junior System, nie zagrali tam nawet minuty, tymczasem o Nafciarzach pisaliśmy niedawno w kontekście największych dotacji publicznych na tym poziomie.

Jeśli da się zbudować taki zespół w Rzeszowie, da się i w innych zakątkach Polski. Może tym, co podtrzymuje nas w złudnej pewności, że dani zawodnicy nie nadają się na konkretny poziom, jest tylko nieumiejętna praca z nimi? Stal Tomasza Bałę wyciągnęła z trzeciej ligi, Jesusa Diaza z czwartej. Obaj strzelają tak samo, jak wielokrotnie lepiej wynagradzani byli ekstraklasowicze.

Za moment część gości, której w Rzeszowie dano szansę, rozjedzie się po świecie. Osiemnastoletni Szymonowie: Kądziołka oraz Łyczko, mają już po ponad trzydzieści gier na zapleczu Ekstraklasy. Oby dostrzeżono tam to, co widzą w Stali: gotowe produkty. Żal, żeby Podkarpacie eksportowało na zachód, gdy Polskę zalewają ludzie po przejściach z całego świata.

WIĘCEJ O STALI RZESZÓW:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

43 komentarzy

Loading...