Przed startem sezonu pisaliśmy, że od Śląska nie należy oczekiwać zbyt wiele. Ani rok temu, ani nawet teraz, po zdobyciu wicemistrzostwa, to nie jest ekipa, która może ekscytować tak jak Legia, Jagiellonia czy Raków. Oczywiście pod względem kadrowym, bo “kadra” jest tutaj słowem kluczem, którego w ostatnim czasie Jacek Magiera używał nader często. Ale nie dlatego, żeby pochwalić pracę dyrektora Baldy, tylko żeby ją – może świadomie, może nie – trochę zdyskredytować.
17 lipca Jacek Magiera tak wypowiedział się na łamach “Gazety Wrocławskiej”: – Musimy sobie poradzić z tym, że dzisiaj Sebastian Musiolik jest jako ten jedyny napastnik. Cały czas powtarzam, że czekamy na wzmocnienia. Czekamy na piłkarzy, którzy wejdą do drużyny. Grając na dwóch frontach nie możemy sobie pozwolić na to, żebyśmy mieli taką kadrę. Z taką kadrą w dłuższym wymiarze czasowym nic nie zrobimy. Nie chcę mówić, że z naszymi piłkarzami jest coś nie tak, ale mamy ich za mało.
Jacek Magiera 19 lipca dla “Przeglądu Sportowego”: – Wiem, że ten sezon będzie zdecydowanie trudniejszy niż poprzedni, nawet z racji tego, że będziemy grali na dwóch frontach, trzech w późniejszym w terminie. Wiemy też, że potrzebujemy jeszcze zawodników do drużyny, aby móc rywalizować z powodzeniem. Jeżeli jeszcze się nie wzmocnimy, to na pewno będzie o wiele, wiele trudniej.
Po tych słowach, w dzień meczowy otwierający sezon 2024/2025, trener WKS-u na ostatnią chwilę otrzymał do dyspozycji dwóch piłkarzy: Tudora Balutę i Arnau Ortiza. Ten drugi nawet zadebiutował, ale dopiero za jakiś czas zdążymy się przekonać, jak wartościowy będzie to transfer. To samo tyczy się Baluty, mającego w CV choćby Brighton i całkiem ciekawe doświadczenia w Europie. Nie wygląda to już więc tak dramatycznie, jak Jacek Magiera przedstawiał tydzień temu, choć w tej budowie zespołu wciąż kilka kwestii budzi duże wątpliwości.
Sprawa oczywista: napastnik. Śląsk zaczyna Ekstraklasę i przystępuje do europejskich pucharów z Sebastianem Musiolikiem, mając w odwodzie… no właśnie, nikogo. Klimala został odpalony, Eyamba złapał kontuzję, a Michał Żyro, który trenuje we Wrocławiu bez kontraktu, prędzej nadaje się do rezerw. Tak jak kilku innych piłkarzy, którzy byli pomysłem dyrektora Baldy – choćby Schierack i Gavrylenko, co do których, jak słyszymy, szkoleniowiec WKS-u ma poważne zastrzeżenia. Mimo że byli prezentowani jak zawodnicy pierwszego zespołu, Magiera nie widzi dla nich miejsca w kadrze. Są za słabi.
Idąc dalej, można odnieść wrażenie, że Śląsk poszedł bardziej w ilość niż jakość. Widać też małe zderzenie koncepcji Baldy i Magiery – ba, w klubie dało się usłyszeć, że trener wziął sprawy w swoje ręce i namówił do transferu piłkarzy, których zna, widząc, że praca po zakończeniu poprzedniego sezonu wykonywana przez dyrektora sportowego nie wygląda tak, jak można się było tego spodziewać. Stąd polscy piłkarze: Szota, Musiolik czy Cebula. To rozdanie konkretnie Jacka Magiery.
Nie mówimy, że w Śląsku nastąpił rozłam decyzyjny, ale coś niedobrego zaczęło się dziać we wrocławskim obozie. Jeśli trener wypowiada takie słowa jak Jacek Magiera na wstępie do nowego sezonu, zawsze chodzi o wewnętrzne sprawy, które rozbijają się o niespełnione oczekiwania. Magiera miał je większe, wie, że drużyna musi być silniejsza, szczególnie w ataku. Rozumiemy tę irytację, którą szkoleniowiec przemyca w wywiadach, bo przecież wiadomo od prawie dwóch miesięcy, że trzeba znaleźć gracza na miejsce Erika Exposito. Było tyle czasu i zwolnionych środków z kontraktu Hiszpana, że brak chociaż w połowie tak dobrego strzelca na dzień 24 lipca to ewidentna wtopa dyrektora Baldy. Dobry dyrektor sportowy musi wyprzedzać pewne ruchy i przygotowywać się na różne scenariusze, a przecież ani jednym, ani drugim nie jest ściągnięcie juniora z trzeciej ligi szwajcarskiej, który nie wytrzymuje intensywności treningowej.
Jedyne, czym Śląsk pod względem przygotowania na dwa fronty może imponować, to szerokość (nie jakość) kadry i ściągnięcie Filipa Rejczyka. W Legii mieli duży żal, że doszło do takiego rozstania, co może potwierdzać, jak dużym talentem rzeczywiście jest 18-letni pomocnik. Skoro Magiera dał mu szansę już w 1. kolejce, co zresztą bardzo się opłaciło, musi to być jakiś sygnał, że młodzieżowiec może dawać jakość tu i teraz. Gorzej wygląda przypadek takich piłkarzy jak Bartolewski, który nawet nie wyróżniał się w spadkowiczu Ekstraklasy, a trafił do Śląska jako uzupełnienie. Ale tak głębokie, że zamiast grać od początku naturalnym lewym obrońcą, trener WKS-u postawił na Szotę, który na lewej stronie zagrał pewnie kilka razy w życiu, no i ogółem raczej pasuje do klubów z dolnej połowy tabeli.
Rozumiemy, że trener Magiera lubi budować piłkarzy i stawiać na nieoczywiste rozwiązania. Ale jeśli takimi piłkarzami musiał ratować dotychczas trwające okienko transferowe, wygląda to po prostu średnio. Nie dość, że dużo ryzykuje, to jeszcze – być może nieświadomie – stawia duży znak zapytania na robocie Davida Baldy. W żadnym razie nie wymagaliśmy od Śląska, żeby robił transfery jak Legia, ale tu chodzi naprawdę o trochę więcej przyzwoitości w dokonywanych ruchach.
– Według mnie nie będziemy faworytem w żadnym spotkaniu w Europie, ale każde chcemy wygrać i godnie reprezentować Polskę – przyznał w dodatku 47-letni szkoleniowiec na czwartkowej konferencji prasowej. Nie będziemy czepiać się takiej zachowawczości, ale szkoda, że musi mówić w ten sposób wicemistrz Polski, tak jakby na chwilę zamienił się rolami z pierwszoligową Wisłą Kraków. Odnosimy wrażenie, że gdyby dział sportowy od początku czerwca zrobił zdecydowanie więcej, Jacek Magiera mógłby śmielej patrzeć na nowe wyzwanie. Z większym spokojem i bez rzucania hasłami, że Śląsk nie jest na coś gotowy.
Całe szczęście dla klubu pierwszy rywal na europejskiej ścieżce to tylko wicemistrz Łotwy. Jeśli uda się go przejść, uda się również kupić trochę czasu, żeby popracować nad wzmocnieniami do ofensywy. Te potrzebne są na gwałt, ale powiedzmy, że ich brak do tego momentu nie jest jeszcze rzeczą niewybaczalną. Tak czy siak, za pracę transferową w ostatnich tygodniach David Balda pracuje na żółtą kartkę. Miał transfery dobre i złe, ale czas najwyższy pokazać, że wraz z większą skalą trudności rośnie też jego poziom skuteczności. Po tym, co w ostatnim okresie zobaczyliśmy, mamy wątpliwości, ale jak najbardziej kibicujemy Śląskowi, żeby nie poślizgnął się już na starcie europejskich wojaży mimo dziur kadrowych. To trzeci z kolei kandydat do gry w fazie grupowej, który co najwyżej może sprawić niespodziankę. WKS nic nie musi udowadniać, acz na pewno każdy kibic z Wrocławia dzisiaj przyzna, że na Rygę dało się zmontować mocniejszy skład. Tak, jak zrobiła to choćby Jagiellonia, która odwrotnie do Śląska poszła w jakość, nie ilość.
W każdym razie, Śląsku, do boju. Niech nieporozumienia między Baldą a Magierą wokół transferów nie zepsują dobrego startu w kwalifikacjach do Ligi Konferencji.
WIĘCEJ NA WESZŁO: